Znowu
tu jest. Siedzi i mnie obserwuje. Gdy tylko chcę podejść, to nagle znika. I nie
wiem nawet, w jakim kierunku uciekł. Wszędzie za mną chodzi. Śledzi mnie.
Bacznie wzrokiem wychwytuje każdy mój najdrobniejszy ruch. Czasem widzę go
nawet w szkole. I nikt nie zwraca na niego uwagi. Zupełnie jakbym go sobie
wymyśliła. Jakby był tylko w mojej głowie. Taki wytwór wyobraźni. Ale dlaczego?
Dlaczego miałabym wyobrażać sobie akurat takiego człowieka? Zawsze odziany w
ciemne barwy. Włosy ma czarne. Można byłoby go porównać do śmierci. Jednak nie
wydaje mi się, by kostucha miała żółte oczy. Niczym czarny kto, który jest
symbolem nieszczęścia, mężczyzna skrada się w we wszystkie zakamarki, by
dokładnie przeanalizować wszystkie moje poczynania. Co ciekawe – nie znika, gdy
nasze spojrzenia się spotkają. Powiem więcej, potrafi się nawet do mnie
uśmiechnąć. Jakby chciał, bym wiedziała o jego obecności. Dlaczego więc nie
chce ze mną porozmawiać? Odpowiedź jest prosta – to psychopata!
-
Jak mnie łeb napierdala. – mruknęłam cicho Lisa, opadając delikatnie twarzą na
swoje ręce. Słychać było, że ma podrażnione gardło. – Zara mi pęknie.
-
Nie pęknie. To byłoby zbyt proste. – oznajmiłam cicho. Na szczęście mam
mocniejszą głowę i kaca mi nie straszny. Chociaż moralny dawał się we znaki.
-
Ronnie… - wsunęła powoli bose stopy w ogromne, różowe kapcie w kształcie
niedźwiedzich łap. – Masz coś dla mnie? – podniosła głowę i od razu posłała mi
zmęczone spojrzenie. Wyglądała tak uroczo, jak mała dziewczynka zaraz po
przebudzeniu.
- Tak.
Zrobiłam ci miskę musli z bananami. Tak, jak lubisz. – uśmiechnęłam się ciepło.
Opuszkami palców musnęłam jeden z jej policzków. Odpowiedziała delikatnym
uśmiechem.
-
Mówiłam ci już kiedyś, że cię kocham? – złapała mnie za dłoń, przytrzymując ją
chwile przy swoim policzku.
- I
to nie jeden raz. – mrugnęłam lewym okiem, a mój uśmiech mimowolnie się
poszerzył. Byłam zmuszona zabrać rękę z jej cieplutkiego policzka. Niestety,
ale czas mnie goni. Odwróciłam się i sięgnęłam po torbę, która leżała przy materacu,
na którym przespałam się jakąś godzinkę.
-
Jak to jest, że obie pijemy tyle samo i równie dobrze się bawimy, ale tylko ja
mam kaca?
-
Ja wiem, że nie mogę sobie na niego pozwolić. – westchnęłam. Podniosłam torbę,
w której wcześniej schowałam ciuchy z wczorajszej imprezy. Odwróciłam się z
powrotem w kierunku Lisy, która akurat przecierała ręką zaspane oko.
-
Musisz już iść? – spytałam, ziewając.
-
Niestety.
- A
wyspałaś się chociaż?
-
Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz spałam dłużej niż 5 godzin.
-
Kiedyś wygramy milion i wyprowadzimy się z tego miasta. A wtedy obiecuję, że
pozwolę ci spać nawet kilka dni! – uśmiechnęła się uroczo.
- Jesteś
kochana, ale teraz muszę spadać. Do zobaczenia w poniedziałek. – pomachałam, a
potem po cichu wyszłam z sypialni Lisy. Jest 5.20, więc państwo Hering jeszcze
śpią, a nie chciałabym ich budzić. Może też dlatego, że przez mojego ojca nie
pałają do mnie zbytnią sympatią. Bezszelestnie ześlizgnęłam się po schodach na
parter. Zerknęłam w lewo – do salonu, potem w prawo – do kuchni. Nie było
nikogo. Na całe szczęście. Ruszyłam do przedpokoju. Szybko nałożyłam trampki, a
kurtkę tylko chwyciłam w rękę. Cicho otworzyłam drzwi i już jedną nogą wyszłam
na werandę, gdy poczułam czyjąś dłoń na swoim nadgarstku. Zamarłam na moment.
Spojrzałam przez ramię. Moim oczom ukazał się Axel, starszy brat Lisy. Odetchnęłam
z ulgą i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak mocno serce tłucze mi w piersi.
-
Ale mnie wystraszyłeś. – szepnęłam, odwracając się w stronę chłopaka.
- Ja
cię wystraszyłem? To ty wymykasz się jak złodziej. – zaśmiał się cicho.
-
Wiem, przepraszam. – przetarłam twarz dłońmi. – Nie chciałam nikogo budzić.
-
Dobrze się chociaż bawiłyście?
-
Lisa bawiła się tak dobrze, że teraz ma kaca. A ja… - westchnęłam. – sam wiesz.
-
Ojciec? – spytał cicho. Oparł się ramieniem o drzwi, krzyżując przy okazji ręce
na klatce piersiowej.
-
Niestety. – spuściłam wzrok na wycieraczkę. Grymas przemknął przez moją twarz.
– Sama się dziwię, że mi w ogóle pozwolił pójść.
-
Masz z nim przesrane, ale kiedyś się od niego uwolnisz.
-
Chciałabym.
-
Dobra, nie będę cię zatrzymywał, bo widzę, że się spieszyć. Do zobaczenia. –
odsunął się w głąb domu. Złapał za bok drzwi.
-
Okej, to pa. – uniosłam niepozornie wzrok na twarz Axela. Posłałam mu delikatny
uśmiech. Odwróciłam się i ruszyłam pospiesznie w stronę miasta.
Axel
jest bardzo w porządku. Co jest rzadkością u starszych braci koleżanek. Ale nie
każda dziewczyna ma brata geja. Nie mam nic do homoseksualistów, ale czy muszą
oni być aż tak przystojni?
Położyłam
na ramionach kurtkę, bo nie ukrywam, że trochę dziś chłodno. W tym momencie
poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon.
Najchętniej,
to bym wcale nie wracała. Westchnęłam głęboko, a potem zabrałam się za odpisywanie.
No
oczywiście, ukradnę komuś motor i w 5 sekund znajdę się pod domem, bo ojciec ma
taką chorą fanaberię. On nie rozumie, że nie da się wszystkiego zrobić od razu
i, że nie będę chodzić jak szwajcarski zegarek. Minimum cierpliwości i
zrozumienia, maksimum żądzy pieniądza oraz powiększania majątku za wszelką
cenę. Taki jest mój kochany tatuś. Zmienił się tak po śmierci mamy, chociaż za
jej życia nie był nic lepszym kandydatem na męża czy ojca. Nie wiem, co taka
dobra kobieta w nim widziała. Ojciec wymienił mamę na jej starszą siostrę –
Sam. Nie znoszę jej. Chyba jeszcze bardziej niż ojca. Chociaż… Nie, oboje są
siebie równi. Z tą różnicą, że od niego dostaję pieniądz, bym się odczepiła i
nie próbowała mieszać się w jego sprawy, a ona na wszelkie sposoby próbuje być
ode mnie lepszą, ładniejszą itp. Oczywiście nijak jej to wychodzi. Czasami jest
mi jej żal, gdy stara się zabłysnąć na bankietach lub przy „klientach” ojca.
Wychodzi z siebie, by zaimponować towarzystwu. Jej nadzieja gaśnie, gdy
przypadkiem znajdę się między ludźmi (naprawdę przypadkiem! Nie lubię być
pośród starych zboczeńców, którzy ślinią się na mój widok!). Wszystko dlatego,
że jestem młodsza i (nie ukrywajmy) mam cycki. Oto, za co Sam mnie nienawidzi.
Przykro mi, że nie może znieść myśli, iż jej czas powoli się kończy.
Poza
nimi miałam jeszcze brata, Andrew. Był tak dobrym bratem jak Axel. Zawsze
poprawiał mi humor, stawialiśmy się Sam i ojcu. Nie można było nas rozdzielić.
Ale przyszedł czas, gdy Andrew w swoje osiemnaste urodziny przyszedł na obiad
ze swoim najlepszym przyjacielem. Ogłosili, że są razem. Nigdy nie zapomnę
afery, która wybuchła w domu. Ojciec był wściekły. Nie dziwię mu się po części,
to był szok dla nas wszystkich. Ojciec chciał współpracować z Andrew w
przyszłości, ale nie jest to człowiek tolerancyjny. Pod przymusem wysłał mojego
brata do szkoły wojskowej, ale dzień przed pomogłam mu uciec. Obiecał, że gdy
tylko będzie miał pieniądze i wsparcie, to mnie zabierze. Oczywiście, czego
wszyscy byli przekonani, przepadł jak kamień w wodę. Takim sposobem od dobrych
trzech lat jestem skazana na ojca i Sam. Można by się przyzwyczaić, ale ja tego
nie zrobię.
Wyjątkowo
szybko znalazłam się w mojej kamienicy. Z reguły dojście od domu Lisy do mojego
zajmuje mi dziesięć minut, a tu proszę, pięć. A tak bardzo nie spieszy mi się
do ojca i Sam. Może pomyliłam kamienice? Nie, nie pomyliłam. To dlaczego w
sobotę o 5.32 jest tu tyle samochodów? I to jeszcze dobrej marki. Wydawało mi
się, że nie mieszkam w zamożnej dzielnicy. Chociaż, skoro mój ojciec oszukuje,
to pewnie kanciarzy jest więcej. Czego ja się dziwię?
Stanęłam
w końcu przed dużymi, drewnianymi drzwiami. Pchnęłam je powoli. I tak wydobyło
się z nich okropne skrzypienie, które echo poniosło aż na samą górę.
-
Ekstra, wszyscy wiedzą, że Veronica Travis – córka złodzieja wróciła do domu.
Zaraz ludzie się zbiegną, by ukryć swoje sportowe samochody. – mruknęłam
ironicznie do siebie.
Za
całe szczęście, przy zamykaniu drzwi już tak strasznie nie skrzypiały. Odetchnęłam
z ulgą i przy okazji zaciągnęłam się tym okropnym zapachem pleśni. Fuj.
Niechętnie ruszyłam po starych, również drewnianych oraz skrzypiących schodach
na trzecie piętro. Może i mieszkam tak wysoko, ale mam z pokoju niesamowity
widok na śliczne domki na przedmieściach. Miło jest patrzeć na tych wszystkich
szczęśliwych ludzi. Cieszy mnie fakt, że nie mają tak beznadziejnej sytuacji
jak ja. Nikomu tego nie życzę.
Bardzo
nie podoba mi się klatka schodowa. Na parterze i półpiętrze jest jeszcze
wszystko zadbane, ale od pierwszego piętra wyżej to masakra. Seledynowa farba
odrywa się od ścian. Szczebli pod poręczami już prawie nie ma. Z każdego rogu
wyrastała gęsta pajęczyna. Zawsze chodzę środkiem, by się nie natknąć na
jakiegoś mało sympatycznego ośmionoga. Wrr, nie lubię pająków!
No,
trzecie piętro. Drzwi do mojego mieszkania. Wsunęłam klucz w zamek. Delikatnie
przekręciłam, a drzwi same ustąpiły. Ojciec zostawił otwarte? Pierwszy raz w
życiu. Zawsze ma zamknięte na siedem spustów. Coś mi tu nie gra. Weszłam po
cichu do środka, zamykając za sobą drzwi. Położyłam torbę na podłodze, a potem
przemieściłam się w głąb domu. Drzwi do wszystkich pomieszczeń były zamknięte,
jedynie do salonu były otwarte na oścież. Stamtąd wydobywał się głos ojca, Sam
i jeszcze drugiego mężczyzny. Chciałam zajrzeć do salonu, gdy usłyszałam, że w
moim pokoju coś spadło. Złapałam za klamkę.
-
Veronica? – zapytał ojciec, który nagle pojawił się w drzwiach salonu.
Spojrzałam na niego zdziwioną minę. – Długo już jesteś w domu?
-
Nie. Dopiero przyszłam. – zaprzeczyłam, marszcząc delikatnie brwi. – Ktoś jest
w moim pokoju? – wskazałam palcem na drzwi.
-
Ależ skąd, co to za pomysł? – machnął niedbale ręką.
-
Richard? – zawołała piskliwym głosem Sam.
-
Chodź, musisz kogoś poznać. – ojciec złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za
sobą do salonu. Była zmuszona puścić klamkę. Posłusznie ruszyłam za ojcem.
W
pokoju na ojcowskim fotelu siedział młody mężczyzna. Miał blond włosy, ciemne
okulary, białą bokserkę pod skórzaną kurtką oraz czarne spodnie z opuszczonym
krokiem. Przeglądał uważnie jakieś papiery, które leżały na stoliku. Kolejny
klient. Moje pytanie jest następujące – po co mam go poznać?
-
O, proszę, już jest! – oznajmiła wesoło Sam, siedząca na kanapie. Że też jej
nie zauważyłam.
-
To ona. Ronnie, przywitaj się. – mruknął ojciec, a potem pchnął mnie do przodu.
Zatrzymałam się kawałek przed stolikiem, na szczęście.
Blondyn
powoli uniósł głowę znad sterty kartek. Przyglądał mi się chwilę, ale bez
większych uczuć.
-
To ona? – zapytał.
-
Ona. – oznajmił ktoś z przedpokoju.
Nagle
znikąd w pokoju pojawił się bardzo dobrze mi znany mężczyzna. Zawsze odziany w
ciemne barwy. Włosy ma czarne. Nie oderwałam od niego wzroku, gdy podchodził do
blondyna. Uśmiechał się do mnie w ten sam ohydny sposób, co zawsze. Utrzymywał
dystans. W dalszym ciągu nie chciał się do mnie zbliżać. Dreszcze przeszły po
całym moim ciele na widok tego psychopaty.
-
To ty… - szepnęłam do siebie.
-
No wow, brawa za spostrzegawczość. – oznajmił ironicznie, po czym wywrócił
oczami. Uśmiech nie opuszczał jego twarzy. Skrzyżował ręce na klatce
piersiowej, a potem oparł się biodrem o fotel ojca.
-
Jest taka, jak ją opisują? – zapytał blondyn, który przez cały czas nie oderwał
ode mnie wzroku.
-
Nie znają jej. Trudno, by znali, skoro mają na nią wyjebane. – prychnął
bezczelnie żółtooki.
Taka
dziwna sytuacja. Stwierdzam, że Sam i ojciec opowiadali im o mnie, ale po co? I
dlaczego żadne z nich się nie odezwie i nie zaprzeczy tym słowom? Przecież
zawsze udawali najlepszych rodziców na świecie.
-
Nie o to pytam. – burknął blondyn.
Psychopata
westchnął głęboko i ponownie wywrócił oczami. Nie chcę go oceniać, ale
zachowuje się rozpieszczona nastolatka.
-
Jest inna. O wiele lepsza.
Na te słowa blondyn uśmiechnął
się do siebie. Oparł się plecami o fotel. Ściągnął okulary z nosa. Z perfidnym
uśmiechem zmierzył moją sylwetkę kilka razy.
-
Spodoba mu się. – przytaknął.
-
Czyli umowa stoi? – wyskoczył nagle uradowany ojciec.
-
Słucham?! – krzyknęłam nagle, wbijając przerażone spojrzenie w ojca.
Komu
się spodobam? Jaka umowa?! Nie… Ojciec nie jest pozbawiony ludzkich odruchów,
by handlować własną córką. Chyba…
-
Ronnie, nie przeżywaj. – zaczęła Sam, rozkładając się zwycięsko na kanapie.
Zawsze tak robiła, gdy się jakiś przekręt udał. To niemożliwe.
-
Przecież mówiłem, że załatwię ci dobrobyt na resztę życia. – oznajmił spokojnym
głosem ojciec.
-
Nieprawda… - szepnął żółtooki.
Już
wiem. Ten psychopata wcale nie jest psychopatą. On miał mnie szpiegować! Ale…
dlaczego mi się pokazywał i dlaczego miał mnie obserwować?
-
Nie zrobiłeś tego… - odsunęłam się na bok. Oparłam się ciałem o ścianę. – Nie
sprzedałeś mnie. – powiedziałam, chociaż sama nie wierzyłam w własne słowa.
-
Jakie sprzedałem?! Ronnie, nie dramatyzuj, nie mógłbym tego zrobić! – zawołał
oburzony ojciec.
-
Zrobiłeś to… - powiedziałam zmarnowana. Czułam, jak życie ze mnie ucieka, a
nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Powoli dochodziła do mnie świadomość, jakim
naprawdę człowiekiem jest facet, którego nazywam ojcem. On jest potworem!
Czułam, jak łzy napływają mi do oczu.
-
Ojciec cię nie sprzedał. – zaczął blondyn. – Po prostu zaciągnął bardzo duży
dług, którego nie jest w stanie spłacić. Po żmudnych negocjacjach doszliśmy do wniosku,
że możemy dokonać słusznej wymiany. Twój ojciec razem z macochą mogą żyć i
zatrzymać wszystko to, co mają, a w zamian oddadzą nam, a konkretniej mu
ciebie. I wszyscy będziemy szczęśliwi. – oznajmił z uśmiechem. Nałożył okulary
z powrotem na nos, a potem splątał palce obu rąk ze sobą.
Z
każdym kolejnym słowem mężczyzny czułam, że coraz bardziej się rozpadam. Nie
byłam w stanie złożyć jednego, sensownego zdania. To… Mój Boże, to koniec.
-
Mu? – jęknęłam. W sumie nie wiem, po co ta informacja mi potrzebna. Pewnie po
to, by mnie dobić. Dokąd pójdę? Do burdelu? Na stos? Może będą handlować moimi
wnętrznościami?
-
Twoich opiekunów ściga Joker. – uśmiechnął się łobuzersko blondyn.
W
głowie dudniło mi jeszcze przez chwilę ten pseudonim. W końcu mnie olśniło.
Stanęłam sztywno. Już nie czułam żalu do ojca czy smutku. Teraz przeszywał mnie
strach. Joker to pseudonim jednego z ojców mafii. Bezwzględny tyran, który nie
zna litości. Zawsze dostaje to, czego chce. Nawet kosztem ludzkiego życia – i
to niejednego. Ten, kto kiedykolwiek z nim zadarł, nie wrócił do domu, nawet w
formie ciała pozbawionego duszy. Joker to jeden z najokrutniejszych ludzi
świata.
Poczułam
ogromną złość. Na ojca i Sam, ale zwłaszcza na niego. Przeniosłam powoli wzrok
na ojca. Było mi już wszystko jedno.
-
Ty egoistyczna świnio! – syknęłam. Przeszywała mnie nienawiść. Miałam ochotę
własnymi rękoma go udusić. Za wszystko. Za wszystko, co mi ten cholerny dupek
zrobił!!! Zwłaszcza teraz, gdy już nic nie jest mi w stanie tego zabronić.
Wykonałam
zaledwie krok w jego stronę. Więcej nie zdążyłam. Czyjaś silna ręka objęła
mocno moje ciało. Do nosa i ust ktoś przyłożył mi śmierdzący kawałek waty. Szamotałam
się jeszcze przez chwilę, ale to tylko pogorszyło sprawę. Zaczęłam tracić
kontakt ze świadomością. Potem zrobiło mi się tylko ciemno przed oczami. Własny
ojciec sprzedał mnie mafii…
~*~
Cześć!
Pewnie kilka osób kojarzy mnie z
poprzedniego opowiadania – „Even when the night changes” -, które usunęłam, ponieważ
przebieg wydarzeń nie wyszedł tak, jak tego chciałam. Nie ukrywając –
spieprzyłam całą robotę. Mam nadzieję, że z tym opowiadaniem tak nie będzie.
Prolog już jest, więc tylko czekam na osoby, które będą pełnić rolę
czytelników. Jeżeli trochę się was uzbiera, to pojawi się pierwszy rozdział.
Sądzę, że jest to dobry układ. Jeżeli chce ktoś być informowany o nowych
rozdziałach, to postaram się w najbliższym czasie założyć do bloga ask, z
którego będę powiadamiać oraz odpowiadać na wasze pytania związane z
opowiadaniem lub jego bohaterami.
Prosiłabym
również o komentowanie i wygłaszanie swoich opinii na temat opowiadania. To
bardzo motywuje oraz mam świadomość, że ktoś czyta moją pracę, a dla siebie nie
będę jej tutaj publikować, bo to byłoby bez sensu. Za wszystko serdecznie
dziękuję i do napisania. :D
Madam Le`Bieber
ZARĄBISTE!!! :D Czekam na więcej! :)
OdpowiedzUsuńCzułam od początku, że jej ojciec jest dupkiem i się nie pomyliłam ;/
OdpowiedzUsuńAle prolog naprawdę ciekawy, więc będę czytać :)
Zapraszam do siebie ♥
http://you-love-shouldnt-be-this-hard.blogspot.com/
Świetny wstęp! Już nie mogę doczekać się roli Justina w tym ff :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i w końcu się doczekałam tego opowiadania ! <3 :)
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się podoba, boże jakie to jest cudowne. ♥ Masz talent dziewczyno. Czekam na kolejny i kolejny i kolejny... | Zapraszam skarbie do siebie. ♥ - http://dreams-exist.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCudowny, na coś takie czekałam :)
OdpowiedzUsuńprolog mega *.*
OdpowiedzUsuńcholernie mnie nim zaciekawiłaś :)
Łohohoho :D Ale genialny prolog ! *.* Z takim się jeszcze nie spotkałam...
OdpowiedzUsuńStrasznie mnie to zaciekawiło, czuję, że to będzie jedno z najlepszych FF jakie czytałam.
Ohoho!
OdpowiedzUsuńBędę tu zaglądać regularnie. Śmierdzi mi tu czymś (i to nie ta chusteczka, którą przytknęli Ronnie) a dokładnie czymś w stylu Dangera ^^
Super się zapowiada !
OdpowiedzUsuńChyba wszystkie dotychczasowe rozdziały dziś przeczytam :)