To wszystko było tak dziwne, że wydawało się wręcz
niewiarygodne. Jak sen, z którego za wszelką cenę chciałam się obudzić. Jednak
głęboko we mnie tkwiła myśl: „A co, jeżeli to mi się nie zdawało? Co się ze mną
wtedy stanie?”. Wiedziałam, że w końcu kiedyś będę musiała otworzyć oczy i
sprostać temu, co na mnie czeka. Są dwa wyjścia, więc nie jest tak źle. Albo
moje życie będzie się toczyć starym trybem, jak dotychczas albo… hm… no
właśnie! Albo co? Człowiek boi się tego, co nieznane i jednocześnie bardzo pragnie
poznania czegoś, co może odmienić jego życie. Moje odmieni na pewno. Jeśli
ojciec naprawdę mnie sprzedał, to co się ze mną teraz będzie dziać?
Moje
ciało nagle delikatnie podskoczyło. To mnie zbudziło z głębokiego snu. Jakby
ktoś złapał za nogi łóżka i mnie na nim podrzucił. Do tego jeszcze coś twardego
znajduje się pod poduszką. Wsunęłam pod nią rękę, by usunąć niechciany
przedmiot. Natknęłam się palcami na materiał. Pod nim było coś twardego, ale w
miękkiej osłonce. I na dodatek jest strasznie uparte, nie chce się wysunąć spod
poduszki. Pchnęłam kilka razy ręką intruza.
-
Czy ty mnie macasz? – usłyszałam nad głową męski, rozbawiony głos. Może
słyszałam gościa tylko w paru kwestiach, ale rozpoznałabym go wszędzie.
Otworzyłam
szeroko oczy. Uniosłam się gwałtownie do pozycji siedzącej i jeszcze dodatkowo
odetchnęłam się trochę nogami, aż coś, co było za mną, uniemożliwiło mi dalsze
wycofywanie się.
Serce
wali w piersi jak oszalałe. Ledwie łapię kolejny oddech. Mierzyłam chłopaka
wzrokiem z góry na dół. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Spałam na kolanach
u blondyna, któremu zostałam sprzedana. I Bóg jeden wie, co on jeszcze ze mną
robił!
-
Ej! Najpierw mnie macasz, a potem uciekasz? – uniósł brwi, po czym zaczął się
śmiać. – Jesteś bardzo niegrzeczna, tak się nie robi. – pogroził mi palcem.
Świnia…
Poczułam,
jak siła grawitacji wgniata mnie w ścianę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w
którym byłam. Biała, skórzana kanapa, która ciągnie się ode mnie po kole przy
ścianach. Tylko po mojej prawej, kawałek dalej był wolny odcinek. Jak się
domyślam, to właśnie tam są drzwi. Matko, jestem w samochodzie. Wywozi mnie! To
się dzieje! I nie wiem, co robić!
-
Dobra, stara limuzyna. – zaczął, rozkładając ręce na oparciu kanapy. – Teraz
już takich nie robią. – zaprzeczył, kierując wzrok i życzliwy uśmiech w moją
stronę. – Rozsiądź się. Zobacz, jak tu wygodnie.
-
Dokąd mnie wieziesz? – mruknęłam, a w moim głosie można już było usłyszeć cichą
rozpacz. To z niemocy.
Blondyn
uniósł zdziwiony brwi. Odwrócił głowę. Nacisnął jakiś guzik, który spowodował,
że zaciemnione z szyb zaczęło znikać. Zaraz potem znowu skierował swoją uwagę
na mnie. Patrzyłam martwym wzrokiem na mijające nas z dużą szybkością drzewa.
Słabo mi się robi.
-
Do lasu.
Dzięki,
sama w życiu bym nie zgadła. Posłałam blondynowi złowrogie spojrzenie, po czym
odwróciłam głowę. Czułam, że łzy napływają mi do oczu, a tak bardzo nie
chciałam, by widział, że mnie złamał. Nie mogę okazać słabości, nie teraz!
-
Dlaczego nie krzyczysz? – spytał cicho. Zerknęłam kątem oka na jego ciekawskie
spojrzenie. Bo nie lubię.
Nie
odpowiedziałam i ponownie odkleiłam wzrok od mężczyzny.
-
Byłem już kilka razy na takiej akcji. Wszyscy się bali i wiem, że ty też się
boi. Ale inni próbowali wołać o pomoc. Dlaczego ty tego nie robisz? –
kontynuował, a wiercił mi tym dziurę w brzuchu. Kogo mam wołać? Kogo prosić o
pomoc? Ojca? Sam? Lisę? A może drzewa, bo tylko one mogą mnie teraz usłyszeć?
Zresztą po co?
-
Nie chcesz pomocy? – dopytywał dalej. Skrzyżowałam w końcu ręce na klatce
piersiowej.
-
Możesz przestać? – zapytałam szeptem, byleby tylko nie usłyszał, że załamuje mi
się głos. Nie wiem, po co to zrobiłam. Ściana łez już przysłoniła mi wszystko
dookoła. Pierwsza łza spłynie za 3, 2, 1…
-
Chcesz jechać dalej ze mną?
Zaprzeczyłam
ruchem głowy, przymykając mokre powieki na moment.
-
Chcesz wrócić do domu?
Po
usłyszeniu tego pytania zawahałam się. Prawdę mówiąc, nie jestem pewna, czy
chcę wrócić do domu.
Boże, jakie to jest cholernie smutne, że się nie chce
wracać do własnej rodziny!
-
Proszę. – powiedział łagodnie. Odwróciwszy głowę, zauważyłam wyciągniętą rękę
blondyna. Podawał mi chusteczkę. A pieprzyć wszystko. Wzięłam ją.
-
Dzięki. – szepnęłam cicho i zaczęłam ocierać oczy z łez zmieszanych z resztkami
tuszu.
-
Wiem, co przeżywasz. To było siedem lat temu, gdy byłem jeszcze szczeniakiem.
Rodzice sprzedali mnie, bo zachciało się im rocznej dostawy narkotyków. Też nie
chciałem do nich wracać. I nie żałuję. – zaprzeczył. Na jego twarzy cały czas
gościł uśmiech. Niezwykle wesoły facet. Nawet przy tak tragicznym temacie.
-
Przykro mi. – szepnęłam smutno, zgniatając już w dłoniach chusteczkę.
-
Niepotrzebnie. Po miesiącu mózgi im wysiadły. Może i lepiej, nie byli zbyt
dobrymi ludźmi. – wzruszył ramionami.
-
Dlaczego opowiadasz mi o swoim życiu? – zapytałam, gdy nastąpiła niezręczna
cisza, co w towarzystwie porywacza zdawało mi się być jeszcze bardziej
krępujące. Tym bardziej, że mi się wygadał.
-
Myślałem, że będzie ci łatwiej to przeboleć, jeśli się dowiesz, że nie tylko
ciebie rodzice oddali. – zaczął powoli opuszczać ręce po oparciu na siedzenia.
Przy okazji sunął uważnie wzrokiem za swoimi dłońmi. – Poza tym, skoro
zabierzesz to ze sobą do grobu, to jest mi wszystko jedno.
-
Co?! – na moment serce mi stanęło, ale się uspokoiłam po usłyszeniu zadziornego
śmiechu.
-
Żartowałem! – oznajmił wesoło. Szkoda, że mi nie było jakoś do śmiechu. – Skoro
chce cię sam Joker, to tak szybko z tego świata nie zejdziesz.
Znowu
kilkusekundowy zawał. Przełknęłam głośno ślinę.
-
Co masz na myśli?
-
Nie mogę powiedzieć. – zaprzeczył, zaciskając usta w cienki pasek. – Dowiesz
się od niego, gdy będziemy na miejscu.
-
Zajebiście. – syknęłam cicho pod nosem. Odchyliłam głowę do tyłu.
Bomba.
Nie muszę mieć skończonych drogich studiów, by wiedzieć, że będę tylko do
ruchania po nocach. Bo w końcu po co mafiozo chciałby jakąś dziewczynę? Miałam
większe ambicje niż zostać jedną z wielu pań do posuwania przez mordercę.
Kurwa, pieprzony ojciec!
-
Widzę, że się niecierpliwisz. Spokojnie, już dojechaliśmy. – oznajmił blondyn.
Pocieszające.
Odwróciłam
głowę, by zerknąć przez okno. Widok mnie dosłownie zatkał. Odwróciłam się
bokiem, by mieć idealny widok po obu stronach. Wjeżdżaliśmy pod górę po drodze,
która była włożona drobnymi kamyczkami w kolorze piasku. Nie wyczuwało się
nieregularności. Zupełnie, jakbyśmy sunęli po idealnie gładkiej jezdni. Po
lewej stronie było jezioro, które wydawało się nie mieć końca. W jego tafli
odbijało się bezchmurne, popołudniowe niebo, jednak woda zdawała się lepiej
ukazywać fiolet, róż, pomarańcz oraz delikatny błękit. Piękny zachód słońca.
Bardzo długo byłam nieprzytomna. Z kolei po prawej znajdował się ogromny ogród
z przystrzyżonymi roślinami w różnych kształtach. Po sztucznie zielonej trafie
przechadzały się małe zwierzątka. Nie jestem pewna, ale chyba to króliki. Jakie
urocze. Cały ogród rozciągał się od muru przy lesie aż po samą górę przy willi,
która tez robiła ogromne wrażenie. Sporych rozmiarów budynek w kolorze kawy z
mlekiem i z ogromnymi oknami weneckimi. Nie sądziłam, że mafia też lubi piękno.
Gdyby jeszcze w środku było tak ładnie, jak jest na zewnątrz, to może nawet
mogłabym raz na jakiś czas chętniej pożyczać Jokerowi swoje ciało... Ronnie,
skończ pieprzyć!
-
Robi wrażenie za każdym razem, gdy tu jestem. – powiedział, a zaraz potem dodał
– Jestem Niall.
Spojrzałam
na niego z delikatnie zmarszczonym czołem.
-
Niall? – zapytałam, bo nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam.
-
Niall Horan. – przytaknął. – Ale wystarczy Niall.– posłał mi życzliwy uśmiech,
a następnie wyciągnął prawą dłoń. Bratam się z wrogiem, ale skoro już tu
zostaję…
-
Ronnie. – delikatnie ścisnęłam chłodną dłoń blondyna.
W
tym momencie samochód się zatrzymał. A ja znowu poczułam, że serce mi zaraz
wysiądzie.
-
No, jesteśmy na miejscu. – zawołał Niall. Wstał z kanapy i przykurczony
podszedł do drzwi. Otworzył je. – Chodź, bo cię szofer porwie do garażu, a
stamtąd nie ma ucieczki. – puścił mi oczko i wyszedł z samochodu.
Można
mu się tak spoufalać z porwanymi? W końcu mafia, oni mogą wszyscy. Nie chciałam
się przekonać, czy mówi prawdę z tym garażem, więc szybko znalazłam się na
dworze.
Wzięłam
głęboki wdech w płuca. O tak, chłodne, świeże powietrze na pewno dobrze mi
zrobi. Może w końcu zacznę racjonalniej myśleć i wynegocjuję uczciwe godziny
użyczania swojego ciała. Znowu gadam od rzeczy.
Samochód
pojechał dalej. Mogłam się teraz uważnie przyjrzeć całemu widokowi z góry. Taka
niesamowita posiadłość w samym środku lasu. Bogaci żyją inaczej.
-
Ronnie… - szepnął Niall. Gdy się odwróciłam, chłopak wydawał się być
poważniejszy. Żarty i pogaduszki się skończyły. Teraz nowa, brutalna
rzeczywistość. Kiwnął głową w stronę drzwi. Posłusznie ruszyłam za nim. – Po
imieniu zwracać się do mnie możesz tylko, gdy będziemy wśród swoich. Jeżeli
chociaż jedna osoba nie będzie z naszego kręgu lub będziesz chciała zapytać o
mnie kogokolwiek, to mów White. Tylko nie zapomnij. – jego głos stał się
niższy. Jak w moim domu. Znowu będzie mnie gnieść zaniepokojenie.
Stanęliśmy
tuż przy dużych, ciemnych drzwiach. Ostatnia szansa, by spróbować uciec, ale
gdzie ja będę się pałętać sama po lesie? Czyli… teraz nastąpi mój koniec. Niall
pchnął drzwi i razem weszliśmy do wili.
W
środku bardzo dużo przestrzeni. Wyglądało trochę jak w Galerii Handlowej. Pod
względem wyglądu oraz ilości ludzi. Korytarz był ogromny, a sufit wysoki.
Ściany oklejone tapetą w białe i czarne paski. Na jednym i drugim piętrze było
pełno drzwi w białym kolorze i ze złotymi klamkami. Białe schody po obu
stronach przy wejściu prowadziły na pierwsze piętro. Jasne kolumny oraz
barierki biegnące po całym drugim piętrze przypominały trochę styl ze
starożytnej Grecji. Najbardziej zdziwił mnie tłum osób, który się tu
przedzierał. Każdy trzymał plik papierów lub tablet i szedł w jakąś stronę. Wyglądali,
jak ludzie w biurze.
-
White! W samą porę! Idealne wyczucie czasu. Wszystko, jak w zegarku! – zawołał
chłopak o krwiście czerwonych włosach i naprawdę miłym uśmiechu. – Za pięć
minut zaczyna się konferencja, brakuje już tylko ciebie. – dwa razy stuknął
palcem w szkło zegarka na lewej ręce.
-
Zawsze przychodzę na czas. – mruknął. Położył ręce na moich ramionach.
Wzdrygnęłam się. – Joker jest?
-
Tak, przyjechał szybciej. Od dwóch godzin siedzi u siebie. – przytaknął Czerwonowłosy.
Ten kolor zabija żywym odcieniem.
-
Dopilnuj, by przesyłka dotarła na miejsce. – oznajmił sucho. Ładnie mnie
nazwał. „Przesyłka”. Po chwili poczułam jego wargi przy swoim uchu. Poczułam
się strasznie nieswojo. – Muszę dbać o reputację. – po tonie jego głosu czułam,
że się uśmiecha. – Gdybyś kiedyś potrzebowała lub chciała spróbować proszków,
to zgłoś się bezpośrednio do mnie. Znajdę coś, co ci nie zaszkodzi. –
napomknął, a zaraz potem zniknął w tłumie.
Rodzice
sprzedali go za narkotyki, a teraz on mi je oferuje? Fuj.
-
Veronica Travis, czy tak? – zapytał Czerwonowłosy. Uniosłam brwi. Znana jestem.
-
Ronnie. – przytaknęłam.
Chłopak
delikatnie chwycił mnie za nadgarstek, a potem pociągnął schodami do góry.
Oczywiście posłusznie ruszyłam za nim.
-
Joker nie lubi niepotrzebnie czekać. Jest cierpliwy, ale u niego jest to bardzo
droga cecha, więc sama rozumiesz. – mówił, zerkając na mnie od czasu do czasu
przez ramię.
Super,
dobrze wiedzieć.
Bardzo
szybko znaleźliśmy się na piętrze. Przeszliśmy kawałek prosto, a potem skręciliśmy
w wąski, ciemny korytarz, na końcu którego były drzwi. Dopiero tu zrobiło się
cicho. Jakbym przygłuchła, a jedyne, co mogłam usłyszeć, to głośne tłuczenie
mojego serca. Chłopak zatrzymał się kawałek przed wejściem i odwrócił się w
moją stronę. Puścił moją rękę.
-
Powodzenia. – powiedział, łapiąc klamkę.
Co?!
To już?! Ale czekaj, tak teraz?! Ja nie mogę tam wejść. Nie przygotowałam się
psychicznie na coś takiego! Jeszcze parę godzin temu był ranek, byłam u Lisy po
udanej imprezie. Żegnałam się z nią, a potem z Axelem, jej bratem. Dopiero
wróciłam do domu i zaczął się ten koszmar! To wszystko dzieje się tak szybko.
To dla mnie za dużo! Teraz mam rozmawiać z mordercą? Nie dam rady!
Chłopak
zapukał, a potem otworzył drzwi. Strach mnie sparaliżował. Trzęsłam się ze
strachu jak (przepraszam za wyrażenie) gówno na sznurku. Spojrzałam na chłopaka
już ze łzami w oczach, błagając, by nie kazał mi tam wchodzić. Nie teraz. Nie
samej. Sam patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Nie wyglądał na twardziela,
któremu jest obojętna ludzka krzywda. Westchnął smutno.
-
Nie będzie źle, obiecuję. – złapał mnie nad łokciem, a potem pociągnął do
siebie. Opornie, ale podeszłam. – Poczekam tu na ciebie. – dodał z uroczym
uśmiechem.
Nie
wiem, jak to zrobił, ale dodał mi trochę otuchy. Nie na tyle, bym się
uspokoiła, ale na tyle, bym uwierzyła, że stamtąd w jednym kawałku wyjdę.
Przytaknęłam.
Z drobną pomocą chłopaka weszłam do pokoju. W pomieszczeniu było jasno. Na
prawej ścianie było kilka ogromnych okien od sufitu do podłogi. Był stąd
cudowny widok na jezioro oraz kawałek ogrodu i cały las. W seledynowym pokoju
było jeszcze kilka ciemnych szaf z książkami i innymi dokumentami. Przed oknami
stało ciemne biurko. Duży fotel za nim oraz mniejszy przed. Dopiero po chwili
zobaczyłam, że za biurkiem siedzi mężczyzna i podpisuje jakieś papiery. Serce
zaczęło mi podchodzić do gardła. Nagle drzwi zamknęły się z hukiem. Tak się
wystraszyłam, że odskoczyłam na bok. Zaraz puszczą mi zwieracze. Zza drzwi usłyszałam
ciche „Przepraszam” Czerwonowłosego. Uniosłam delikatnie kącik ust do góry. Co
taki niewinny chłopak tu robi? Może to samo, co ja?
-
Usiądź. – oznajmił niskim tonem mężczyzna. Odkleiłam wzrok od drzwi. Nie
siedział już na fotelu, ale stał przy oknie, tyłem do mnie. Ręce miał wsunięte głęboko
w kieszeniach granatowych spodniach od garnituru.
Nie
wiem, jak on zdążył tak bezszelestnie przejść z fotela pod okno. By go nie
denerwować, posłusznie i po cichu podeszłam do mniejszego fotela przed
biurkiem. Usiadłam na nim. Czułam, jak porusza się razem ze mną. Fotel
przesiąknął moim strachem i boi się razem ze mną. Zawsze raźniej.
Przyglądałam
się uważnie mężczyźnie. Jego twarz odbijała się w szybie okna. Patrzył w dół,
jakby próbował zebrać myśli, zanim się do mnie odezwie. Jego rozłożyste ramiona
uniosły się. Zaraz potem usłyszałam westchnięcie.
-
Jak to jest być córką tchórza, dla którego liczy się bardziej życie własne niż
swojego dziecka? Jest głupi. Chciał za dużo. Musiał od początku mieć plan
awaryjny. Jeszcze zanim go dorwałem. Już od dwóch lat wiedział, że się ciebie z
domu pozbędzie. Powiedz mi, jak się z tym czujesz? Ja bym się chyba wkurwił. -
prychnął. Odbił się delikatnie z jednej nogi na drugą, a potem odwrócił się w
moją stronę. Jego czekoladowe spojrzenie spotkało się z moim, ale tylko na
moment. Wzrokiem zaczęłam sunąć po jego idealnie zarysowanej szczęce. Różowych
ustach. Ciemnych brwiach. Brązowych włosach zaczesanych do tyłu. Umięśnionych
ramionach, które mimo wszystko było widać nawet w garniturze. Nigdy… nigdy w życiu
bym nie przypuszczała, że tyran może wyglądać tak dobrze. On jest cholernie
przystojny.
-
Ale obiecałem, że się tobą należycie zajmę. – podszedł powoli do fotela.
Złapała za oparcie. – Więc tak zrobię. – szepnął. Kątem oka spojrzał na mnie, a
na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Może ze strachu nie jestem w
stanie racjonalnie myśleć, ale czy on się ze mną drażni? – Masz ogromne
szczęście. Byle kogo nie przyjąłbym w zamian za półtora miliona.
Ta
liczba mnie przydusiła. Boże, ile ojciec pożyczył? Powinnam czuć się
przedmiotowo, więc czuję się jak ogromny diament. Tyle jestem warta?
-
Powinnaś mi podziękować. – rzucił mi zadziorne i pewne siebie spojrzenie.
-
C-co? – wydusiłam cicho z siebie. Podziękować? Tobie? Za co człowieku mam ci
dziękować?
-
Uwolniłem cię od tego pieprzonego tchórza oraz jego szmaty. Podziękowania i
szacunek byłyby na miejscu. – pyszny uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy
siadał z powrotem na fotelu. Mam mu dziękować, że mnie kupił? Chyba jest
śmieszny.
-
Nie wiesz jeszcze? – uniósł brwi, udając zdziwienie. Rękoma oparł się o
podłokietniki, a palce obu dłoni ułożył w namiot. Zmarszczyłam brwi. – Nikt ci
nie powiedział, że zwłoki Richarda oraz Samanthy Travis zostały znalezione w spalonym
mieszkaniu? Kości obojgu były w fatalnym stanie. Moje kondolencje. – położył
prawą dłoń na klatce piersiowej, gdzie u zwykłego człowieka powinno znajdować
się serce. Uśmiechnął się złowrogo.
Wbiło
mnie w fotel. Nie, on nie mówi poważnie. To niemożliwe. Przecież on nie mógł
tego zrobić. Ojciec był świnią, ale nie zasługiwał na coś takiego. Sam też nie.
Jezu…
Koszyczkiem
z dłoni zasłoniłam swój nos oraz usta i brodę. Grube, gorzkie łzy zaczęły
spływać po moich policzkach. On jest skończonym potworem!
-
Już nie udawaj, że ci na nich zależało! – wywrócił teatralnie oczami. – Oboje
wiemy, że chciałaś być jak najdalej od nich. Tylko ja zrozumiałem to bardziej
dogłębnie. – delikatnie drgnęły mu ramiona oraz jedna z brwi. Ten perfidny
uśmieszek zaczął mnie już naprawdę drażnić.
-
Tu nie chodzi o mnie. – mruknęłam, zsunąwszy dłonie z twarzy. – Nie byli
dobrymi ludźmi, ale nie musieli ginąć. – wymamrotałam drżącym głosem..
-
Oo, przemówiłaś. A już myślałem, że się nie doczekam odzewu. – zaśmiał się
cicho. Jakby to jeszcze było najbardziej zabawne. Osunął nieco swoje ciało z
fotela. Zaczął się bawić swoimi palcami i temu zajęciu poświęcił teraz całą
swoją uwagę. – Musieli, nie musieli. Co to za różnica i tak już ich nie ma. –
wzruszył ramionami od niechcenia.
Co
z niego jest za człowiek? Co z nim nie tak?! Widzi, że cierpię, że wyrządził mi
ogromną krzywdę i jeszcze traktuje to jak jakąś drobną błahostkę. Jakbym była
dzieckiem i płakała dlatego, że ukradł mi lizaka. On zabił moich bliskich!
Znienawidzonych co prawda, ale jedynych, jakich miałam! Zostałam sama. Zupełnie
sama!
-
Mnie też zabijesz? – spytałam celowo głośniej, by usłyszał moją niemoc i
dotarło do niego, by się ogarnął.
Uśmiechnął
się szeroko. Dopiero po dłuższej chwili podniósł na mnie wzrok.
-
Nie prowokuj, kicia. – zaczął w zalotny sposób poruszać brwiami.
Nie
mam słów. Nie będę go nawet wyzywać, bo to nie ma sensu. On ma to w dupie. Ma
gdzieś uczucia innych. Zresztą sam nie ma żadnych ludzkich odruchów. Potwór.
Westchnął.
Otworzył szufladę w biurku. Wyciągnął z niej fioletowy kartonik z chusteczkami.
Położył go na biurku tuż przede mną.
-
Dlaczego miałbym cię zabić? Niczego złego nie zrobiłaś, a za nic nie będę ci
robił krzywdy. To byłoby niezgodne z moimi zasadami. – zaprzeczył jednym,
delikatnym ruchem głowy.
Ty
i zasady. Dowaliłeś, zwijam się ze śmiechu. Tylko robię to wewnętrznie i
niekoniecznie z rozbawienia.
Wbiłam
wzrok w pudełko. Może przez chwilę nawet chciałam jedną wziąć, ale
przypomniałam sobie, z jakiego powodu faceci mają przy miejscu pracy
chusteczki.
-
Poza tym, jakbym zabił ciebie, to musiałbym zabić jeszcze twojego brata, bo by
pewnie nie dał mi spokoju, a to będzie tylko niepotrzebna robota. –
gestykulował rękoma podczas swojej wypowiedzi oraz kilkakrotnie wywracał
oczami.
-
Andrew żyje? – zapytałam od razu, bez większego zastanowienia. Joker przeniósł
na mnie znudzone spojrzenie.
-
No. – przytaknął. – Jak będziesz grzeczna, to będę cię mógł nawet do niego
zabrać.
Promyk
nadziei na nowo się we mnie zapalił. Mój brat żyje, ma się dobrze, nie jestem
sama. Więcej mi w tej chwili do szczęścia nie potrzeba. Chociaż jakaś dobra
wiadomość dzisiaj.
Oparłam
się w końcu rozluźniona o fotel. Przesunęłam dłonią po swojej zapłakanej twarzy
i odetchnęłam z cichą ulgą.
-
Skoro wszystko sobie wyjaśniliśmy, to możemy przejść do konkretów? – zapytał
poważnym, głębokim tonem. Zabrałam rękę z twarzy i od razu spojrzałam na
mężczyznę. Nie ukrywam, że się trochę znowu zaniepokoiłam. – Za półtorej
godziny będzie stał na dole samochód. Mam nadzieję, że do tego czasu wyrobisz
się ze wszystkim. Cenię sobie punktualność, więc i dzisiaj nie chciałbym się
spóźnić. – oznajmił, ponownie układając palce w namiot.
Zmarszczyłam
brwi z niezrozumienia.
-
Przepraszam, ale chyba nie rozumiem. – powiedziałam prawie szeptem.
-
Jestem umówiony na spotkanie, a ciebie zabieram ze sobą. – jedna z jego brwi
pomknęła wysoko w górę.
Jakie
spotkanie? Jakie półtorej godziny? I co ja mam ze sobą zrobić? Ja… Co?!
-
Ale…
-
Mizza zaprowadzi cię tam, gdzie trzeba. – wciął mi się słowo.
Zanim
zdążyłam jakkolwiek zareagować, drzwi do pokoju otworzyły się.
-
Jasne, szefie. Nie ma problemu! – zawołał Czerwonowłosy.
Joker
spojrzał srogo w stronę drzwi, a potem zerknął na mnie.
-
Do zobaczenia w samochodzie, Ronnie. – mruknął i delikatnie uniósł kącik ust.
To
chyba oznacza, że mogę się stąd ewakuować. I dobrze. Podniosłam ciało z fotela
i skierowałam się do wyjścia, gdzie czekał na mnie… Mizza? To imię czy coś źle
zrozumiałam?
Wyszłam
z pomieszczenia, a Czerwonowłosy zamknął za mną drzwi. Nie miałam zamiaru się
żegnać z tym złym człowiekiem. Nie zasługiwał na to od nikogo.
-
Nie było chyba tak strasznie, co? – zapytał chłopak, uśmiechając się
delikatnie. Powoli ruszyliśmy wzdłuż ciemnego korytarza.
-
Było jeszcze gorzej. – szepnęłam. Objęłam się rękoma, a głowę spuściłam smutno.
-
Rozumiem. Śmierć bliskich nie jest niczym przyjemnym.
Gdy
wyszliśmy z korytarza, ruszyłam za chłopakiem wzdłuż pierwszego piętra. Nikogo
już nie było. Panowała cisza. Tylko czasem dało usłyszeć się czyjś głos,
dobiegający z jednego z pokoi.
Zatrzymaliśmy
się przed białymi drzwiami ze złotą literką „D” u góry.
-
Tu tutaj. – oznajmił chłopak, stając tuż przede mną. Wsunął dłonie do przednich
kieszeni czarnych spodni.
Teraz
miałam okazję, by się mu dobrze przyjrzeć. Z twarzy wygląda na bardzo miłą
osobę. Naprawdę. Osoba o tak ładnych, niebieskich oczach nie może być przecież
zła. Chociaż po czerwonych włosach, kolczyku w brwi, w uszach, tatuażach na
rękach i punkrockowym stylu można stwierdzić, że chociaż jest miły, to nie da
sobie w kaszę dmuchać.
-
Dziękuję, M… - westchnęłam ciężko. Kurczę, zapomniałam.
-
Mizza. – zaśmiał się cicho. – To połączenie dwóch rzeczy, które uwielbiam –
myszy komputerowej i pizzy. Taki pierwszy pomysł. – podrapał się po karku,
nadal cicho podśmiechując. – Ale wystarczy Mickey, jeżeli nie zapamiętasz.
-
Teraz już zapamiętam, że jesteś informatykiem od pizzy. – uśmiechnęłam się
ciepło do chłopaka. Tylko on dzisiaj na to zasługiwał.
-
Hakerem od pizzy. – uśmiechnął się szeroko, a grzbiet jego nosa delikatnie się
przy tym zmarszczył.
Czyli
jednak jest zły, ale miły. To mi wystarczy.
-
Dzięki. – przytaknęłam.
-
Drobiazg. - Mickey minął mnie i ruszył powoli dalej. Żebym na więcej takich
osób trafiła…
Mój
kolejny cel - przejść przez drzwi oznaczone literką „D”. Nic gorszego niż Joker
nie może mnie spotkać, więc delikatnie zapukałam, a potem uchyliłam drzwi.
Pierwsze,
co zobaczyłam, to ogromne różowe łóżko, a którym leżała drobna dziewczyna.
Miała gęste, jasnobrązowe włosy, szary, krótki top, ciemne jeansy oraz szpilki.
Leżała i ciemnymi oczami oglądała coś na tablecie. Leniwie oderwała wzrok od
ekranu, gdy się zorientowała, że nie jest już sama. Gdy nasze spojrzenia się
spotkały, dziewczyna usiadła.
-
Veronica? – zapytała, patrząc na mnie smutnym wzrokiem. Westchnęłam ciężko, po
czym weszłam do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi.
-
Tak, to ja. – odpowiedziałam półszeptem.
Dziewczyna
odłożyła sprzęt na pościel. Zeszła z łóżka, a potem zgrabnym krokiem podeszła
do mnie. Wyciągnęła prawdą dłoń w moją stronę.
-
Cześć, jestem Daisy. – uśmiechnęła się delikatnie. Już wiem, co oznacza „D” na
drzwiach.
-
Ronnie. – uścisnęłam jej drobną dłoń.
-
Jesteśmy w jednym składzie, więc mam nadzieję, że się polubimy. – oznajmiła
wesoło, puściwszy moją rękę. – Na początek chyba się trochę odświeżysz. –
przyjrzała mi się łagodnym wzrokiem. Odwróciła się na pięcie. Weszła do drzwi
po lewej.
W
między czasie ja przyglądałam się biało-różowemu pokojowi. Bardzo przytulnie i
niezwykle dziewczęco. Pełno pluszaków i uroczych ozdób. Podeszłam do toaletki,
naprzeciwko łóżka, by zobaczyć, czy wyglądam, jakby płakała. Żałuję swojej
decyzji. Nabrzmiałe powieki, podpuchnięte policzki i w ogóle cała twarz
czerwona. Wyglądam jak siedem nieszczęść.
-
Jezus… - szepnęłam cicho, odsunąwszy się od lustra. Już wiem, czemu ludzie są
dla mnie tacy mili. To z litości.
-
Nie miałam tego mówić, ale bardzo mi przykro z powodu twoich rodziców, Ronnie.
– usłyszałam cichy głos dziewczyny, która akurat weszła do pokoju z czarną
walizką. – Nie wiem, co Justinowi odbiło.
-
Komu? – spytałam niepewnie. Daisy uśmiechnęła się.
-
Joker ma na imię Justin. Nie wiedziałaś?
-
Nie.
-
Czyli jeszcze nie odstawiał całego pokazu z przedstawianiem się? – zaśmiała się
cicho. Nie wiem, co ma na myśli, ale nie, nie wiedziałam, że Joker to Justin.
Jakoś w ogóle nie sądziłam, że on mógłby mieć imię. – Dobra. – powiedziała,
otwierając walizkę. Wyciągnęła z niej dwie maszynki, szczoteczkę do zębów oraz
majtki. – To twój cały zestaw na chwilę obecną. Niebieski ręcznik i szlafrok są
też do twojej dyspozycji. Poza tym, użyj tego, czego potrzebujesz. Mam
nadzieję, że 30-45 minut powinno ci wystarczyć, bo musisz jeszcze zjeść i ubrać
się w coś eleganckiego. – oznajmiła z uśmiechem.
Podeszłam
powoli. Wzięłam od niej maszynki, szczoteczkę oraz bieliznę, które są nawet w
moim rozmiarze. Daisy wskazała ręką łazienkę.
-
Dziękuję. – uśmiechnęłam się wdzięcznie, po czym weszłam do pomieszczenia.
Łazienka
bardzo nowoczesna w srebrnych i białych barwach. Tak, jak mówiła, niebieski
szlafrok i ręcznik wiszą na wieszaku. Wezmę prysznic, żeby było szybciej.
-
Ronnie? – Daisy wysunęła głowę spomiędzy drzwi. – Brudne rzeczy razem z butami
wrzuć do kosza, nie będą potrzebne. I nie zrób sobie krzywdy, dobrze? –
uśmiechnęła się życzliwie, po czym zamknęła drzwi.
Nie
zrób sobie krzywdy? Kusząca propozycja, ale nawet na to nie wpadłam. Przecież
nie stchórzę. No nic. Wzięłam szybki prysznic, razem z dokładną depilacją.
Ciekawe, dla czyjej wygody mam być gładka… Nie chcę o tym myśleć. Wytarłam się
puszystym ręcznikiem. Dopieściłam włosy suszą i gorącem (że też muszę je tak
katować). Nie znalazłam żadnych kosmetyków, więc pewnie o makijaż będę się
martwić później. Odziana w niebieski szlafrok, majtki, które okazały się być
stringami oraz japonki (sądzę, że je też mogła wziąć, skoro są niebieskie i
były na podłodze pod szlafrokiem i ręcznikiem) wyszłam z łazienki. W pokoju
unosiła się słodka woń naleśników. Jak się przyjrzałam, to właśnie na łóżku był
talerz z trzema naleśnikami. Zaburczało mi w brzuchu tak głośno i boleśnie, że
aż mnie zgięło. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo jestem głodna.
Z
drzwi po drugiej stronie wyszła Daisy. Już wiem, co kryje się w tamtym
pomieszczeniu – obszerna garderoba.
-
Nie wiem, co lubisz, więc zrobiłam ci naleśniki. Mam nadzieję, że będą dobre,
już dawno ich nie robiłam. – skrzywiła się.
-
Aktualnie zjem wszystko. – wymusiłam delikatny uśmiech. Usiadłam na łóżku.
Zaczęłam jeść naleśniki. Starałam się nie wyglądać przy tym jak zwierze.
-
Nie musisz się spieszyć. Mamy jeszcze dużo czasu. Szukam sukienki dla ciebie.
Masz swój ulubiony krój lub kolor? Czy jest ci wszystko jedno? – zapytała,
siadając obok. Przełknęłam głośno kęs.
-
To zależy, gdzie idę. – odpowiedziałam, kończąc prawie drugi naleśnik.
-
Na spotkanie z alfonsem. – szepnęłam, drapiąc pudrowymi paznokciami policzek.
Naleśnik
stanął mi w gardle, ale odkaszlnęłam. Przełknęłam boleśnie ślinę.
-
Słucham? – zapytałam trochę głośniej niż rzeczywiście chciałam.
-
Joker chce podpisać papiery z kilkoma ludźmi, bo są mu potrzebni. Będzie
jeździł i wszystko osobiście załatwiał, bo chce, by pracowali bezpośrednio z
nim. – wzruszyła ramionami. Weszła z łóżka. Podeszła do szafki.
-
Skąd wiesz? – zapytałam niepewnie, próbując odkaszleć coś, co pewnie jeszcze
zalega w moim gardle.
-
Od tego tu jestem. – wyciągnęła z szafki małą butelkę wody. Odwróciła się. – By
wszystko o wszystkim i wszystkich wiedzieć. – uśmiechnęła się. Podeszła z
powrotem do łóżka, podając mi w między czasie butelkę. Odkręciłam ją i wypiłam
parę łyków. Zaraz lepiej.
–
Jeżeli masz jakieś pytania, to przyjdź z nimi do mnie.
-
Mogę pytać o wszystko?
-
Teoretycznie tak, ale nie mów nikomu, że ci o tym mówiłam. Czasami mam trochę
za długi język. – skwasiła minkę.
-
White’a naprawdę rodzice sprzedali za narkotyki? – złapałam ząbkami ostatniego
naleśnika.
-
Nialla? Tak, w wieku 13 lat. Teraz jest dilerem. Czasami też coś bierze, ale
takie mało szkodliwe. – wzięła do ręki kitka i zaczęła się nim bawić.
Czyli
mnie nie okłamał i pewnie był trochę na haju, gdy mi mówił o swoim życiu.
-
Justin celowo wybrał Nialla i Michaela na tych, z którymi będziesz miała
pierwszą styczność, ponieważ są to najmilsi chłopacy z najbliższego kręgu.
Zapewne nie chciał, byś się a samym początku męczyła.
Uniosłam
zdumiona brwi.
-
Zadbał o moją wygodę? Joker ma ludzkie odruchy?
Daisy
rozchyliła usta, jakby miała zamiar coś powiedzieć, ale się powstrzymała, nie
wiedzieć czemu. Zamiast tego uśmiechnęła się po prostu. To chyba znaczy, że
jednak coś tam w sobie ma. I tak jest potworem. Zjadłam naleśnika. Daisy
zabrała talerz i widelec jeszcze zanim zdążyłam cokolwiek zrobić.
-
Możesz już iść do garderoby. Tam czeka na ciebie Stacy. Pomoże ci coś wybrać.
Ja muszę jeszcze parę spraw załatwić. – powiedziała w biegu, a potem wyszła z
pokoju.
Zdziwiłam
się, że w garderobie może ktoś być, przecież żaden dźwięk stamtąd nie dobiegał.
Poszłam do drugiego pomieszczenia. Już przy samym wejściu były ubrania. Same
płaszcze, marynarki i kurtki. Im dalej szłam, tym przestrzeż była większa i
więcej ubrań dookoła. Trochę wygląda tu jak w bogatym sklepie z ciuchami. Są
nawet przebieralnie.
-
Lubisz czarny? – usłyszałam kobiecy, zachrypnięty głos z… właściwie znikąd.
-
Może… może być. – wzruszyłam ramionami, rozglądając się dokoła.
Nagle
spomiędzy sukienek wyłoniła się dziewczyna z długimi, brązowymi włosami. Miała
na sobie podarte ogrodniczki i zwykłą, białą koszulkę pod tym. Z dłoniach
trzymała wieszak z czarną, długą sukienką oraz stanik do kompletu.
-
Chyba dobrze trafiłam z rozmiarem. Przymierz. – przyjrzała mi się jeszcze
niebieskimi oczami, a potem podała sukienkę i stanik.
Przytaknęłam,
po czym bez zastanowienia udałam się do przebieralni. Ściągnęłam szlafrok.
Ubrałam na siebie kolejno stanik i bardzo dopasowaną sukienkę na grubych
ramiączkach i wycięciami po bokach. Dodatkowo u dołu były wcięcia po obu
stronach. Seksownie. Nie powiem, że nie.
-
W szpilkach chodzić potrafisz? – usłyszałam głos Stacy.
-
Potrafię.
-
Dobra, to wychodź.
Odsłoniłam
zasłonę i pokazałam się dziewczynie z każdej strony.
-
Może być. – mruknęła pod nosem. – Ubieraj buty i idziemy cię umalować. –
powiedziała jakby do siebie, po czym przeszła przez drzwi kawałek od
przymierzalni.
Wydaje
się być trochę obrażona. No cóż, nie wszyscy muszą być mili. Ubrałam szpilki.
Weszłam do małej, chłodnej sali. Nie ma tu nic poza rzędem luster z toaletką
przy ścianie. Przy jednym z foteli stała Stacy. Czekała na mnie. Westchnęłam
cicho i podeszłam do fotela, na którym zajęłam miejsce. Dziewczyna nakryła mnie
materiałem.
-
Prostowałaś włosy? – zapytałam sucho, szukając czegoś wzrokiem.
-
Musiałam.
-
To dobrze. Czyli tylko cię wymaluję.
Wymaluję
to za dużo powiedziane. Nie zrobiła nic specjalnego. Nałożyła tylko podkład,
trochę pudru, eyeliner, delikatną szminkę i to wszystko. Nie powiem, ładnie
wyszło, ale nie narobiła się tyle, by mieć tak naburmuszoną minę w odbiciu.
-
Proszę. – odpowiedziała z łaską, a fotel skierowała w stronę białych drzwi ze
złotą klamką. Teraz do wyjścia.
-
Dzięki.
Wyszłam
z pokoju. Całe szczęście. Nie wiem, zrobiłam jej coś, że była taka oschła? Przy
barierkach już czekała na mnie Daisy z promiennym uśmiechem. Otworzyła szeroko
oczy na mój widok.
-
Wow, Ronnie. Wyglądasz super! – uniosła ręce. – Stacy zawsze mnie zaskakuje
czymś nowym.
-
Ale już jej chyba nie przypadłam do gustu. – wzruszyłam ramionami. Udałyśmy się
powoli w stronę najbliższych schodów.
-
Nie. – zaprzeczyła. – Ona jest taka do wszystkich, ale tylko na początku.
Mało
pocieszający fakt. Zsunęłyśmy się powoli po schodach ku drzwiom wyjściowym.
-
Ronnie. – powiedziała Daisy, gdy znalazłyśmy się już na zewnątrz. Patrzyła na
mnie poważny wzrokiem. – Powodzenia.
~*~
Powiedzmy,
że końcówka mi się nie podoba, ale jakoś trzeba było przeboleć tę próbę. Mam
tylko nadzieję, że nikogo tym nie zraziłam. Przepraszam też, że dodaję tak
późno pierwszy rozdział, ale wcześniej nie mogłam. Postaram się raz na tydzień
dodawać cokolwiek, o ile będę miała taką możliwość. Tak więc, ask do bloga już
powstał, w najbliższym czasie dodam do strony „Polecane blogi” opowiadania,
które polecam oraz zaktualizowałam stronę „Bohaterowie”. Byłabym wdzięczna za
opinie. Dziękuję!
Madam Le`Bieber
Świetny rozdział �� ohh skończyłś go w bardzo ciekawym momęcie i już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ����
OdpowiedzUsuńCudowny :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej <3
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy i długi jak na pierwszy rodział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej ♥
Zapraszam do siebie ♥
http://you-love-shouldnt-be-this-hard.blogspot.com/
Zakochałam się *,*
OdpowiedzUsuńUwielbiam, gdy ktoś kończy rozdział w najbardziej ciekawym momencie. Muszę szczerze przyznać, że Twoje odpowiadanie przypadło mi do gust i będę je regularnie czytać oraz komentować. Masz super pomysł i świetny styl pisania co nie zdarza się zbyt często. Życzę powodzenia w pisaniu i czekam zniecierpliwiona na kolejny rozdział ♥
OdpowiedzUsuń~Paula~
super :*
OdpowiedzUsuńGenialny!! Czekam na nn!;*
OdpowiedzUsuńWow, pierwszy rozdział a taki ciekawy ♥ Czekam na nn. I zapraszam do siebie ;)
OdpowiedzUsuńhttp://the-perfect-crime-fanfiction.blogspot.com/
Dopiero pierwszy rozdział, a już zachęcił do czytania i muszę Ci powiedzieć, że masz talent. Naprawdę. Powodzenia w dalszym pisaniu i czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńNie powiem ale koleżanko bardzo mnie zaintrygowalo to ff, takie tajemnicze └(^o^)┘
OdpowiedzUsuńJara mnie wiec dawaj następny. :*
No mi też się bardzo podoba opowiadanie czekam na kolejne rozdziały
OdpowiedzUsuńNo mi też się bardzo podoba opowiadanie czekam na kolejne rozdziały
OdpowiedzUsuńwow!
OdpowiedzUsuńPoczątek rozdziału był na prawdę niesamowity!
Niestety część z dialogiem wyszła trochę, może za luźno? Nie zrozum mnie źle, ponieważ dawno nie czytałam coś tak dobrze napisanego ale gdyby np. w dialogach (Joker) użyć trochę więcej takiej formalności i dojrzałości? W końcu do ojciec mafii :)
Mam nadzieję, że weźmiesz to sobie pod uwagę
Dzięki za bardzo dobry rozdział :D
Właściwie o to mi chodziło, by na początku do Ronnie zwracał się... nawet trochę lekceważąco. Tak wiesz, jakby sobie nic z niczego nie robił. On się jeszcze rozkręci, ale dziękuję za opinię. :D
Usuńsupeer ♥
OdpowiedzUsuńBoże dawno tak fajnego czegoś nie czytałam !
OdpowiedzUsuńBoże dawno tak fajnego czegoś nie czytałam !
OdpowiedzUsuńProszę mogłabyś mnie informować na twitterze?? Mój nick to @WeronikaCiecho1 Świetny rozdział czekam na następpny.
OdpowiedzUsuńIDEALNY!
OdpowiedzUsuńZAKOCHAŁAM SIĘ
nie każ mi długo czekać na kolejny :') Mam wrażenie, że Ronnie jest strasznie pewna siebie, a to świetnie!
Mam też pytanie :) Będziesz pisała też coś z perspektywy Jokera? Zabiłabyś mnie tym wtedy :D
zapraszam do siebie :)
Wszystko super , na prawdę zaciekawiło mnie to opowiadanie i na pewno będę go śledzić ;) ale zrób coś dla mnie , zmień czcionkę i kolor tekstu dla wersji mobilnej bo jak czytam to aż mi sie mieni i oczy bolą ! Proszę ! ;) poza tym wszystko swietnie ,dodaje bloga do ulubionych i na pewno będę stała czytelniczka :D powodzenia i weny życzę ! Xoxo
OdpowiedzUsuńWielkie wow! Masz talent, dziewczyno!
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa jak potoczy się dalej akcja. :3
Weny życzę! ♥
Świetny.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co dalej będzie.
Weny :*
I zapraszam do siebie na:
http://sorry-what-do-you-mean-baby.blogspot.com/
Oraz:
http://lovemeharder-justin.blogspot.com
( Oba są o Justinie Bieberze )
O ja *-*
OdpowiedzUsuńTo będzie świetne! Na 100% ♥
OdpowiedzUsuńMyślałam na początku że Joker będzie wrednym dupkiem, a tu takie miłe zaskoczenie:)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn/supreme