wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 2: ,,Wiem, że chcesz, bym się w Tobie zatopił."

                    Stoi tam. Czeka. Przede mną, na końcu drogi z drobniutkiego piasku, zaparkował czarny jak noc samochód. Wysoka, sporych rozmiarów maszyna połyskuje w blasku wieczornych lamp. Jest za późno, bym w dalszym ciągu zachwycała się pięknym ogrodem, jeziorem, w którym odbija się zachodzące słońce czy chociażby lasem. Wszystko pokryła ciemno-szara plama mroku. Tylko lampy oświetlają drogę. Wygląda to jak jednokierunkowa autostrada. Droga donikąd.
                     Ruszyłam powoli w stronę samochodu. Na drobnym i ciasno ułożonym piasku bezszelestnie sunęłam w wysokich szpilkach w kierunku czarnej bestii. Świerszcze przygrywały złowrogo gdzieś w trawie. I poza głośnym tłuczeniem serca nie słyszałam już niczego.
                     Oparty plecami o drzwi pasażerskie, ubrany umownie z elegancką czerń, stoi i pali cygaro. Gruby, szary dym zakrywa niemiły wyraz twarzy. Obserwuje mnie. Mimo, iż ma ciemne okulary, czuję na sobie jego wzrok. Jak dokładnie przemierza każdy wyeksponowany przez suknię skrawek mojego ciała. Mam wrażenie, jakbym była naga. Poza sukienką i butami nie mam przy sobie nic. Pozostało mi tylko zakryć się własnymi rękami, ale nie chcę, by widział, że się boję.
                     Uniósł do siebie rękę. Spod rękawa smokingu wyłoniło się błyszczące oko zegarka.
                     - Punktualnie. – przytaknął. Opuścił rękę, ale znowu przyłożył do ust cygaro. Ojciec je palił. Świństwo niesłychane.
                     - Jak zawsze. – westchnęłam cicho pod nosem. Jego kącik ust drgnął w górę.
                     Odsunął się od drzwi. Jednocześnie złapał za klamkę i odsłonił przede mną wnętrze auta. Tuż przy zakończeniach oparć białej kanapy świeciły się fioletowo-różowe lampki. Klimatycznie.
                     - Zapraszam. – wskazał cygarem na kanapę.
                     Weszłam, bo przecież nie odmówię. Usiadłam zupełnie na końcu, przy drugich drzwiach. Mam nadzieję, że zajmie miejsce przy tych i zachowamy jakiś dystans. Jak to mówią – nadzieja matką głupich. Usiadł na środku. W rozkroku. Znak rozpoznawczy facetów. Przez moment zrobiło mi się słabo, gdy jednym kolanem oparł się o moje nogi. Nawet nie mam gdzie tą nogą uciec! A dalej się nie posunę, bo to światełko też mi się nie podoba. Gdy drzwi powoli się zamknęły, klimat przybrał na sile. Światło lampek przestało razić w oczy, a wnętrze wypełnił fiolet wchodzący w róż. Dobrze, że to nie czerwień, bo bym czuła się jak na planie kręcenia pornografii. Chociaż może mam się tak czuć…
                     Tuż przed nami siedzi dwóch gości. Na pierwszy rzut oka obaj wyglądają tak samo. Joker skinął głową. Samochód nagle ruszył. Ciemna szyba powoli zaczęła odgradzać kierowców od nas. Zostałam sama na białej kanapie z zabójcą moich rodziców. Do głowy przychodzi mi tylko jeden, sensowny zwrot, który byłby w stanie określić mój wewnętrzny stan – o cholera!
                     Zaciągnął się. Dopiero po dłuższej chwili wypuścił z ust gęsty kłębek dymu.
                     - Muszę przyznać, że zjawiskowo wyglądasz w tej sukience. – zaczął. Odwrócił się na moment w druga stronę. Otworzył coś metalowego. Nie patrzyłam, co tam wyrabia. Z doświadczenia wiem, że ciekawość nie popłaca. Zwłaszcza w takich sytuacjach. Wrócił do pozycji wyjściowej. Już bez cygara. - Będziesz idealnie pasować do miejsca, do którego się udajemy. – westchnął. Ściągnął okulary. Kciukiem i palcem wskazującym przetarł swoje oczy. – Nie wziąłem cię ze sobą, by prowadzić monolog. – schował okulary do kieszeni, a swój wzrok skupił na mnie.
                     Ale o co teraz chodzi? To źle, że słucham i niczemu nie zaprzeczam?
                     - Dobrze, rozumiem. – przytaknęłam.
                     - Cieszę się. – odmruknął.
                     Wyciągnął rękę w stronę dachu. Nacisnął jakiś guzik. Nie dało to widocznego rezultatu. Dopiero, gdy zgasił lampki na końcach kanapy, mogłam dostrzec światło, które padało na szybę oddzielającą część przednią oraz tylną samochodu. Nie było ono najjaśniejsze, ale wolę to niż klimat pornografii.
                     - Mam nadzieję, że jesteś głodna, ponieważ zabieram cię na kolację.
                     Spojrzałam w stronę mężczyzny. Wpatrywał się we mnie uważnie. Powoli pociągnął koniuszkiem języka pomiędzy jedną a drugą wargą. Jaki on jest w tym świetle przystojny… Delikatnie zaczesana grzywka na bok. Oczy iskrzą się przy nikłym światełku. A te usta… Szlag! Ronnie, ogarnij się! Podoba ci się morderca? Do reszty zgłupiałaś?! Zaraz, co powiedział? Na kolację? Z tym alfonsem?
                     - Muszę załatwić bardzo ważną sprawę. Chciałbym, byś była ozdobą tego spotkania. – oznajmił sucho, a potem uważnie wzrokiem przesunął po moim ciele od góry do dołu. Jego wzrok zatrzymał się na moim udzie, które było odsłonięte do połowy przez wcięcie w sukience. – Mogę na to liczyć? – ostrożnie ułożył ciepłą, męską dłoń na mojej nodze, tuż przed kolanem. Cofnęłam wystraszona obie nogi na bok, jak najbliżej drzwi. Nie chcę, by mnie dotykał. Nie jestem jego własno… kurwa.
                     - Jaka to restauracja? – zapytałam szybko, by zajął się odpowiedzią na moje pytanie, a nie faktem, że uciekłam przed jego dotykiem.
                     Uśmiechnął się do siebie. Cofnął rękę. Położył ją w powrotem na swoim kolanie.
                     - Vashappenin. – oznajmił z akcentem. Chyba francuskim. Zaraz… czy to nie jest jedna z tych eleganckich, wystawnych i cholernie drogich restauracji? Bogaci żyją inaczej. – Zaproszenie od samego właściciela. – dodał dumnie. Miało to chyba zrobić na mnie wrażenie. I zrobiło. Przekręcił się w moją stronę. – Doszły mnie słuchy, że poza ujawnieniem mojego imienia, Daisy zdradziła również, kto będzie nam towarzyszyć przy kolacji.
                     - S-słucham? – zapytałam niepewnie, wbijając zdziwione spojrzenie w mężczyznę. Jego usta zaczęły się wykrzywiać w delikatny uśmiech.
                     - To ja słucham. – poruszył brwiami, a jego uśmiech przy tym nieznacznie się poszerzył.
                     Szpiegują mnie? Nieważne. Nie chcę donieść na Daisy. Nawet, jeśli on już o wszystkim wie. Ale zaprzeczyć tym bardziej nie mogę.
                     - Wspomniała tylko, że musisz załatwić jakieś sprawy z właścicielem domu publicznego.
                     - Żeby tylko jednego. – wtrącił, śmiejąc się cicho. Poczułam się niezręcznie, gdy jego wzrok ponownie zaczął wędrować po mojej sylwetce.
                     Zapanowała cisza, ale jakoś nie miałam ochoty jej przerywać. Odwróciłam po prostu głowę i zaczęłam się przyglądać czarnym drzewom, które zlewały się ze sobą. To normalne przy tak dużej prędkości. Gdzieś w środku boję się, że zaraz spomiędzy tych drzew wyskoczy jakiś morderca lub zobaczę coś niepokojącego, o czym nie zapomnę. Efekt oglądania kilku horrorów na raz w weekend. Chociaż, jakbym tak miała się zastanowić, to największe zło siedzi ze mną w jednym samochodzie i uważnie mi się przygląda.
                     - Nie masz ochoty ze mną rozmawiać? – zapytał beznamiętnie. Brzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
                     Zerknęłam kątem oka w jego stronę. Patrzył na mnie z góry z uniesioną brwią. Nie badał już mojego ciała, ale skupił się na oczach.
                     - Możemy rozmawiać. – wzruszyłam odruchowo ramionami. Ma rację, nie chcę z nim rozmawiać. Nie chcę go w ogóle słyszeć.
                     - Daję ci wolną rękę. Taka sytuacja nie powtarza się często. Wielu oddałoby naprawdę wiele, by dostać ode mnie takie prawo, a Ty nie chcesz z niego skorzystać. Chcesz, bym poczuł się urażony? – przez jego twarz przemknął złowrogi uśmiech.
                     Rozumiem, że chcesz usłyszeć, że nie chce z tobą rozmawiać. Taka trochę podpucha, najpierw mówi, że nie zabrał mnie, by prowadzić monolog, a teraz pyta, czy chcę z nim rozmawiać. Jeżeli zaprzeczę, to mnie wyrzuci z samochodu?
                     - Nie chcę cię urazić. – westchnęłam cicho, przecząc. Spuściłam z niego wzrok. Zaraz potem oparłam głowę o szybę.
                     - Nie bądź zła, że kazałem zabić Twoich rodziców. Taka kolej rzecz – zaciągają dług, nie płacą, oddają mi swoją córkę, a potem muszą zginąć, bym miał pewność, że nikomu nie powiedzą o naszej małej wymianie. – oznajmił rozbawiony.
                     Kawałek dalej w szybie widać jego twarz. Patrzy na mnie i uśmiecha się szyderczo.
                     - To takie zabawne? – zapytałam cicho.
                     - Co takiego? – poruszył brwiami. Jego uśmiech automatycznie się poszerzył.
                     - Może i ojciec zaciągnął u ciebie dług. Może i go nie spłacił, ale oddając mnie, wywiązał się z umowy. Wiem, że nie jestem mniej warta, ale nie musiał ginąć. Znam go, nic by nikomu nie powiedział. – mówiłam coraz ciszej. Czułam, że głos zaczyna mi drżeć. Na łzy w oczach też nie trzeba było długo czekać.
                     - Gdyby oddali cię kulturalnie, sprawy potoczyłyby się inaczej. – mruknął.
                     Po dłuższej chwili namysłu zmarszczyłam czoło.
                     - Nie rozumiem.
                     - Chcieli pieniędzy za milczenie. – zaśmiał się. – Powinnaś wiedzieć, że twój ojciec wszędzie szuka zysku.
                     - Nie. – zaprzeczyłam, kierując wzrok na Justina. – Nie byli tacy głupi. Ojciec i Sam by się do tego nie posunęli.
                     - Ja nie kłamię. Czasem owijam w bawełnę, stosuję też niedomówienia, ale nie kłamię. Ludzie, którzy dla mnie pracują, też nie kłamią. Chyba, że im za to płacę. – oparł łokieć o oparcie kanapy.
                     Spuściłam wzrok na czubki swoich butów. Ciężka, słona łza spłynęła mi powoli po policzku.
                     Ja… ja ich broniłam. Sądziłam, że Joker jest potworem, który zabija i nakazuje zabijać bez wyraźnego powodu. A oni sami się podłożyli. Jak można być tak głupim i jednocześnie tak chciwym?! Nie wytrzymam! To za dużo jak na jedno życie i jeden dzień! Jak to możliwe, że mi jeszcze z całego żalu serce nie stanęło?! Już nawet nie jest mi smutno, jestem załamana. Może Joker wcale nie jest taki zły…
                     Podniósł rękę, którą trzymał na swoim kolanie, a potem objął mnie nią mocno od przodu i szybkim ruchem przysunął moje ciało do siebie. Całym bokiem przywarłam do jego ciała. Dopiero teraz czuję zapach jego wody kolońskiej. Znam się doskonale na męskich zapachach, ale coś takiego czuję pierwszy raz. Wabik na kobiety zawarty w buteleczce wody kolońskiej. Ciepłą dłoń zostawił na moim udzie. Palcami ręki, którą trzymał w dalszym ciągu na oparciu kanapy, smyrał mnie po ramieniu. Przyłożył ciepłe, różowe i cholernie miękkie usta do mojego ucha.
                     - Nie płacz, bo się rozmażesz, a chyba nie chcesz źle wyglądać przy ludziach, Kruszynko. – wymruczał powoli i cicho. Poczułam, że kąciki jego ust się unoszą.
                     Siedzę jak na igłach i się trzęsę. Poza tym straciłam kontrolę nad ciałem. Tylko ciarki intensywnie przechodzą przez moje ciało. Tak cholernie głupia sytuacja: boję się, że zaraz zacznie mnie macać obcy facet i jednocześnie pragnę jego dotyku, bo jest mi po prostu dobrze. Zwariowałam! Oszalałam!
                     Oderwał dłoń od mojego uda. Ujął nią mój policzek. Następnie odsunął głowę. Kciukiem ostrożnie starł łzę w mojej skóry.
                     Wróć ustami i dłonią na poprzednie miejsca, proszę… Było mi tak przyjemnie i ciepło… Nie. Nie! Co ja gadam?! Nie rób tego!
                     - Ustalmy sobie kilka spraw. – oznajmił zachrypniętym głosem. Odchylił dłonią z policzka moja głowę do tyłu. Oparłam się głową o jego przedramię. Jego twarz znajdowała się kawałeczek nade mną. Minę miał poważną, ale nie wredną. Łagodnym wzrokiem wpatrywał się we mnie przez moment. Ja biegałam dziko z jednego oka do drugiego i jeszcze zahaczałam czasem wzrokiem o jego usta. Jeszcze teraz grzywka niesfornie opadła na jego z jego bursztynowych oczu. Jak taki niesamowicie przystojny facet może być zły?
                     Odwrócił głowę w stronę moich nóg. Zdjął rękę z mojego policzka i nią przeniósł moje nogi na jedno ze swoich kolan. Z powrotem przekręcił głowę do mnie. Z uporem maniaka domagałam się ponownego złączenia naszych spojrzeń. Gdy w końcu do tego doszło, jeden z jego kącików ust drgnął wysoko w górę. Mogłabym tak na niego patrzeć godzinami.
                     - Na spotkaniach prosiłbym, byś się nie odzywała, jeżeli nie będziesz o to poproszona. Pytania kieruj mi na ucho. Pomiędzy ludźmi jestem Joker, nie Justin. Byłoby dobrze, gdybyś się tego trzymała. Najlepiej się nie oddalaj, chodź cały czas przy mnie, jeśli akurat nie będę mógł ciebie obejmować, rozumiesz? – uniósł pytająco brew. Przytakiwałam tylko delikatne głową. Nie przysłuchiwałam się za bardzo słowom, które do mnie kierował. Hipnotyzował mnie wzrokiem, głosem oraz ręką, której palcami pieścił moje kolano. A miękkie ruchy warg sprawiały, że tak bardzo pragnęłam, by były bliżej.
                     Nagle oparł się swoim czołem o moje. O tak, tak jest dobrze. Nosem przesunął po moim policzku. Przymknęłam powieki. Idealnie.
                     - Wiem, że chcesz, bym się w tobie zatopił. – mruknął pewny siebie. Zniszczył tę chwilę, a mnie przywrócił do rzeczywistości.
                     - Niestety nie. – mruknęłam i gwałtownym ruchem odsunęłam się z powrotem na bok. Zabrałam nogi z jego kolana. Zaczął się śmiać.
                     - Po tym, jak łatwo mi uległaś, mogę stwierdzić, że mentalnie już cię doprowadzałem. – oznajmił z bezczelnym uśmiechem.
                     Facet mnie uwiódł. Uwiódł mnie facet. MNIE UWIÓDŁ FACET!!! Boże, ja się staczam! Nie wierzę!
                     Śmiał się jeszcze przez chwilę. Potem uchylił okno po swojej stronie. Otworzył coś metalowego. Znalazło się jego cygaro. Znowu zaczął palić.
                     - Mam coś dla ciebie. – wyciągnął z kieszeni srebrny telefon. – Proszę. – położył mi go na kolanach.
                     - Dajesz mi telefon? – spytałam zdezorientowana.
                     - Tak. – przytaknął. – Znajdziesz tam osoby, z którymi możliwe, że będziesz się chciała kiedyś skontaktować. Mizza dokonał kilku ulepszeń, np. próba kontaktu z osobą spoza listy sprawi, że zadzwonisz lub napiszesz do mnie. Nie masz internetu i nie możesz zmienić karty. To chyba wszystko, jest twój. – oznajmił i zabrał się za palenie tego świństwa. Że też nie poczułam tego obrzydliwego smrodu cygara.
                     - Dziękuję. – westchnęłam.
                     Z czystej ciekawości zaczęłam przeglądać to, co znajduje się na urządzeniu. W kontaktach znalazła się Daisy, Joker, nawet White. Reszty nie znam. Po co mi numery osób, których nie znam? Odruchowo szukałam Lisy pod literką „L”. Właśnie, Lisa!
                     - Justin…? – zapytałam niepewnie. Dopiero, gdy powiedziałam to imię na głos, zdałam sobie sprawę, że bardzo pasuje do właściciela. Odwrócił powoli głowę w moją stronę. – Muszę zadzwonić do…
                     - Wykluczone. – zaprzeczył oschło. Wrócił do palenia cygara.
                     - Nie chcę, żeby się martwiła.
                     - Zająłem się już tym. – mruknął.
                     - To znaczy?
                     Wypuścił kłębek dymu za okno.
                     - Upozorowaliśmy twoją śmierć. W przeciwnym razie, szukaliby cię, a to przysporzyłoby niepotrzebnych kłopotów.
                     - Lisa myśli, że nie żyję? – spytałam cicho.
                     - I niech tak zostanie. – posłał mi porozumiewawcze spojrzenie. Świetnie. Oszukam przyjaciółkę. Przecież to ją zabije. Cholera! - Rzecz jasna, na pogrzebie też się nie pojawisz. – uśmiechnął się zadziornie. Zabawne.
                     Zadzwonił telefon. Justin wyciągnął go z kieszeni. Odebrał i zaczął mówić w innym języku. Po francusku zapewne. Pewnie specjalnie, bym nie słyszała, o czym rozmawia. I dobrze. Oparłam się bokiem okno. Nie wiem, ile czasu jechaliśmy, ale powoli zaczęliśmy dojeżdżać do miasta.

~*~

                     Justin całą drogą przegadał. Był moment, w którym przysłuchiwałam się, by cokolwiek zrozumieć, ale ja i francuski… Nigdy nie przypuszczałam, że facet potrafi tak długo gadać przez telefon i to w obcym języku!
                     W między czasie przyglądałam się ogromnemu miastu. Nowoczesność robiła wrażenie. Zapewne za dnia jest tu równie ślicznie. Drogi oświetlały złotym blaskiem ogromne lampy w starym stylu, przyozdobione ogromnymi koszami, z których wylewały się drobne kwiatki. Za szerokim chodnikiem stał oświetlone okna wystawowe. Jest po 22, a wciąż jest ruch. Pełno samochodów.
                     - Miasto nocą robi niemałe wrażenie. – usłyszałam zachrypnięty głos Justina. Spojrzałam w jego stronę. Nawet nie zauważyłam, kiedy skończył rozmawiać i pozbył się tego świństwa.
                     - Zgadzam się. – przytaknęłam. Wróciłam do przyglądania się miastu i pięknym, przeważnie jasnym budowlom.
                     - Zaraz będziemy na miejscu. – dodał cicho, a zaraz potem poczułam, jak telefon zaczyna mi znikać z kolan. Zmarszczyłam brwi. Zerknęłam kątem oka w stronę chłopaka. Zabiera mi go? – Przechowam go.
                     - Ok. – odpowiedziałam cicho i delikatnie przytaknęłam.
                     Samochód stanął. Odruchowo chciałam spojrzeć na budynek za oknem, ale poczułam, że ciepła, męska dłoń spoczywa na moim nadgarstku. Justin przysunął się do mnie kawałek.
                     - Muszę jeszcze coś załatwić. Zaraz podejdzie właściciel i grzecznie z nim pójdziesz do restauracji. Tak? – jedna z jego brwi pomknęła pytająco w górę.
                     - S-słucham? – zapytałam niepewnie. Dobrze usłyszałam - mam iść z jakimś człowiekiem do restauracji? Tak po prostu?
                     Drzwi od samochodu otworzyły się, co sprawiło, że się wystraszyłam i odsunęłam. Przed wejściem stał mężczyzna w czarnym smokingu. Nie widziałam twarzy, ale rękę już i owszem.
                     - Do zobaczenia później. – szepnął Justin, puszczając jednocześnie mój nadgarstek.
                     Zawahałam się, ale w końcu złapałam dłoń mężczyzny i powoli wysiadłam z samochodu. Przecież nie zostanę i nie powiem, że wolę być ze słynnym Jokerem. Może jeszcze raz przyjdzie mu do głowy mnie uwieźć… Nie będę ryzykować.
                     Zaczerpnęłam w płuca miejskie powietrze. Właśnie w tym momencie zobaczyłam właściciela restauracji w całej okazałości. Bardzo przystojny mężczyzna. Trochę wyższy ode mnie. Ciemne, dłuższe włosy. Niechlujny, męski zarost i śliczne oczy, które mienią się od blasku lamp. Urodę chyba odziedziczył po arabskich ziemiach.
                     - Dobry wieczór. – powiedział wyjątkowo przyjaźnie, po czym nachylił się, by musnąć delikatnie cienkimi wargami wierzch mojej dłoni. O dziwo, nie spuszczał ze mnie wzroku nawet na moment. Jakby się bał, że jakiś drobny szczegół mojej twarzy mógłby mu umknąć. Wyjątkowo miły gest.
                     - Dobry wieczór. – odpowiedziałam i zaraz po tym poczułam, że moje policzki zaczynają się nagrzewać. Ronnie się zawstydziła. Nie znałam siebie od tej strony.
                     - Nazywam się Zayn i miałem zabrać niejaką pannę Veronicę do mojej restauracji. – uniósł wysoko kącik ust. Odsłonił przy tym szereg białych, prostych zębów. Jednak nie o one robią tu największe show, ale on sam.
                     - Wystarczy Ronnie. – przytaknęłam. Czuję, jakbym się powtarzała. Cholera, miałam się nie odzywać! Ugh, no już trudno. Skoro zaczęłam… - Poza tym wszystko się zgadza.
                     - Dobrze. – zaśmiał się cicho. – Zapraszam za mną. – ruchem głowy wskazał kierunek drogi, a następnie udaliśmy się na tyły budynku. Trochę to dziwne, bo normalni ludzie wchodzą drzwiami wejściowymi, a właściciel ciągnie mnie w jakiś ślepy zaułek… Oj…
                     - Dokąd idziemy? – zapytałam cicho, by nie było słychać mojego zaniepokojenia. I znowu się odezwałam! A niech mnie diabli!
                     - Wejdziemy od strony kuchni. Nie chcę robić zbyt dużego zamieszania. – nawet nie spojrzał w moją stronę. Był zbyt zajęty szukaniem wejścia. Wsunął rękę w ciemną otchłań. Trafił na klamkę. Otworzył wrota tuż przede mną. – Serdecznie zapraszam do środka.
                     Wóz albo przewóz. Wzięłam głęboki wdech. Weszłam do budynku. Za mną wszedł Zayn. Zamknął drzwi. Zaraz potem mnie wyprzedził. Nie chciałam tu zostać sama, więc czym prędzej ruszyłam za nim. Od ścian odbijały się odgłosy rozmów i skwierczenie potraw, a sam zapach już sprawiał, że kubki smakowe zaczęły szaleć. Niesamowite uczucie. Jakbym już mieliła przepyszne kawałki jedzenia. Trzeba było przejść parę kroków, by znaleźć się przy źródle światła. Dopiero po chwili zaczęłam zauważać, że przy ścianach stoją regały z winami. Bogato.
                     - Tędy. – spojrzał w moją stronę przez ramię.
                     Tuż za rogiem zrobiło się zupełnie głośno. W srebrnej kuchni było pełno ludzi. Nie tylko kucharzy, ale i kelnerów. Każdy trzymał coś w rękach. Chociażby nóż czy serwetkę. Mężczyzna w rogu wyglądał, jakby smażył na patelni ogień. Widziałam taki sposób przyrządzania potraw w telewizji. Szczerze się przyznam, że byłam przekonana, że to tylko taki efekt komputerowy. Wow!
                     Zayn witał się z każdym napotkanym człowiekiem po kolei. Machał do nich, oni odpowiadali mu tym samym i to bardzo chętnie. Musi być bardzo dobrym właścicielem, bo w ogóle nie czuje się jakiegoś napięcia czy nacisku. Każdy robi swoje najlepiej, jak potrafi.
                     - Tutaj. – ruchem palców przywołał mnie do siebie. Ruszył między uliczkami kuchni w stronę drzwi.
                     Minęłam czarnoskórego mężczyznę, który uśmiechał się do mnie przyjaźnie. Odwzajemniłam to, chociaż pewnie nie powinnam. Zawsze myślałam, że w kuchni jest szef, który się na wszystkich wydziera, a tutaj? Mechanizm jak w ulu lub mrowisku. Każdy robi swoje, ktoś inny po to przychodzi. Wszyscy wiedzą, co mają robić i kiedy po coś przyjść. Nikt nie stoi bezczynnie. Jak jeden sprawnie funkcjonujący organizm.
                     Po wyjściu z kuchni znaleźliśmy się w ogromnym holu ze schodami od ściany do ściany. Wszystko urządzone w starym stylu, jakbyśmy się cofnęli do czasów pierwszej wojny. Wysoki sufit. Długie, wystawne żyrandole. Co kawałek donice wypełnione po brzegi różami. Najpiękniejsza restauracja, jak w życiu widziałam. Schodami ruszyliśmy na górę.
                     - Jeszcze kawałek. – odwrócił się w moją stronę, ale ani myślał się zatrzymać. Dopiero, gdy byliśmy u szczytu schodów, zatrzymał się i uśmiechnął ciepło do mnie. Nie chciał nic powiedzieć. Raczej czekał na moją reakcję.
                     Nie mogłam się wysłowić. Na ogromnej sali szumiało od rozmów. Wszystkie stoliki zdawały się być zajęte. Ludzie byli poprzebierani w najróżniejsze kreacje. Jak na jakimś balu lub ważnym spotkaniu. Wysokie okna przyodziane w żółte zasłony sięgające podłogi. Lampki przy każdym stoliku przy ścianie i oknach. Czerwone krzesła, kanapy i nakryte śnieżnobiałym obrusami stoły. Pomiędzy stolikami przechodziły kelnerki. Pilnowały, by nikomu niczego nie zabrakło. Coś niesamowitego.
                     - Wow… - szepnęłam cicho. Jedyne, co mogłam z siebie wydusić.
                     Mężczyzna zaśmiał się cicho. Położył dłoń między moimi łopatkami i powoli ruszyliśmy w kierunku pulchnego, podstarzałego mężczyzny. Był w czarnym garniturku. Taki typowy kelner z kartą w ręku. Miał tylko dziwacznie ulizaną grzywkę na bok i… chyba pokłócił się z żyletką, bo koper pod nosem był już bardzo widoczny, ale może to taka nowa moda u kelnerów.
                     - Witam. – wyciągnął od razu rękę w stronę Zayna. Chłopak przywitał się ciepło z kelnerem. – Oo, a to pewnie panienka Veronica. Niezmiernie miło mi, że mogę panienkę ugościć w naszych skromnych progach. – wysunął dłoń również i w moja stronę. Nawet nie zdążyłam swojej wyciągnąć, bo kelner już mnie za nią ściskał. Może i nie jest zbyt urodziwy, ale ciepło bije od niego jak od mało kogo. – Pozwolą państwo, że zaprowadzę do stolika. Pani Diana oraz Joker już czekają.
                     - Pani? – zapytałam cicho pod nosem. Kobieta jest alfonsem? To nie powinna nazywać się inaczej? Burdelmama czy jakoś tak? Tego się nie spodziewałam. Chwila… Joker?! Przecież miał coś załatwić! Chociaż może tak dużo czasu spędziłam w kuchni. Naćpałam się zapachami i straciłam poczucie czasu. Nie, co on tu robi?!
                     - Pozwolisz? – spojrzałam na Zayna, wskazującego ręką na miłego, starszego kelnera, który już ruszył w stronę stolika.
                     Tak, idę, bo się jeszcze zgubię. Ruszyłam za kelnerem. Przyglądałam się kątem oka ludziom przy stolikach. Nie chcę wyjść na narcyza, ale wyglądam z nich wszystkich najlepiej.
                     - To tutaj. – oznajmił życzliwym tonem kelner.
                     - Dziękuję. – przytaknęłam. Chociaż tyle mogę zrobić dla tego człowieka. Widać, że przejmuje się swoją pracą.
                     Przy wskazanym przez kelnera stoliku siedział Joker, a naprzeciwko niego, po przekątnej niebieskooka blondyna. Rozmawiali sobie o czymś. Bardzo się musiało to kleić, bo kobieta miała uśmiech od ucha do ucha. Pewnie tez ją bajeruje albo się smyrają nogami pod stolikiem. Nic nie widać, bo obrus jest długi, więc mogą się tam dziać niesamowite rzeczy.
                     - Ronnie! – zawołał Justin, gdy mnie tylko zobaczył i zaraz wstał od stolika. Stanął za krzesłem, które stało tuż obok jego miejsca, po czym odsunął je. Miło z jego strony. – Zapraszam.
                     Chciałam podziękować, ale wyraźnie powiedział, że nie mam odpowiadać. Chociaż… Nie, powiedział, że w kryzysowych sytuacjach mogę mówić mu na ucho. To chyba jest taka sytuacja.
                     Podeszłam do krzesła. Zanim usiadłam, wysunęłam głowę w stronę ucha Justina, po czym szepnęłam ciche „Dziękuję”, a następnie zajęłam miejsce.
                     - Oh, szepczą sobie czułe słówka, gołąbeczki. – odezwała się rozczulona blondynka. Uniosłam zdziwiona brwi. – Nie wspominałeś, że już jesteście parą.
                     - Nie jesteśmy razem! – zaprzeczyłam. Musiałam to powiedzieć. Ja i Joker? Joker i ja? Samo brzmienie już przeraża!
                     Nagle wszyscy przy stoliku zaczęli się śmiać. Wszyscy z wyjątkiem mnie. Jak zwykle…
                     - Jeszcze. – mruknął z zadziornym uśmiechem Justin, siadając na swoim krześle.
                     Narastające obrzydzenie wykręciło moje usta w grymas. Wzdrygnęłam się. Ale tak konkretnie. Po drugiej stronie wolne miejsce zajął Zayn. Sądziłam, że byliśmy umówieni tylko alfonsem. Po co właściciel restauracji tutaj?
                     - Miałeś rację, jest urocza. – machnęła niedbale ręką blondynka, kontynuując śmiech.
                     - Wiem. – oznajmił Justin. Złapał za lampkę wina. Uniósł jej brzeg do ust. – Zwłaszcza, gdy jest się z nią sam na sam. – jego głos odbił się od ścian kieliszka.
                     Spojrzałam na niego tylko przelotnie. Patrzył kątem oka z perfidnym uśmiechem. Pierwszy i ostatni raz dałam się podejść tak, jak w samochodzie. Wziął sporego łyka białego wina, po czym odstawił kieliszek na stolik.
                     - Pijesz? – uniósł brew. Zaprzeczyłam, nawet na niego nie spoglądając. Utkwiłam wzrokiem w lśniącej posadzce. Usłyszałam cichy śmiech, a po chwili czyjś wskazujący palec i kciuk złapały mój podbródek. Justin przekręcił delikatnym ruchem moją głowę w swoją stronę. Ten seksowny i jednocześnie pewny siebie uśmiech już tkwił na jego twarzy. – Cieszę się, że tak bardzo wzięłaś do siebie moje słowa, ale wśród swoich możesz zachowywać się normalnie. – uśmiech poszerzał mu się z każdym kolejnym słowem. Gwałtownym ruchem wyrwałam podbródek spomiędzy jego palców. Ma chyba ze mnie niezły ubaw.
                     - Snake… - zaczął Justin. Rozsiadł się wygodnie na krześle. – Mogę i tym razem na ciebie liczyć? – rzucił poważne spojrzenie Zaynowi, układając z palców namiot.
                     - Oczywiście. Przecież wiesz, że tobie nie odmówiłbym współpracy. – przytaknął Zayn. Pochylił się. Oparł łokieć o blat stołu. – Byłby to największy błąd mojego życia. – oparł się policzkiem o rękę. Justin uniósł kącik ust.
                     - Zatem po kolacji uzupełnimy najpotrzebniejsze luki. To czysta formalność. – rozłożył ręce na boki, a jego twarz wskazywała na ogromne zadowolenie.
                     - Interesy z tobą to przyjemność. – brew i kącik ust Zayna pomknęły w górę. Wziął do ręki, której łokciem opierał się o stół, kieliszek. – Za dalszą, kwitnącą współpracę?
                     - I oby trwała bardzo długo. – oznajmił zachrypniętym głosem Justin. Zabrał swój kieliszek ze stołu. Stuknęli szkłami o siebie. W tym momencie przyszło do naszego stolika czterech kelnerów z talerzami Spaghetti. Ustawili potrawy na stoliku tuż przed nami. Równo życzyli nam „Smacznego”, a następnie odeszli. Dobra, przyznam, że idealny mechanizm tej restauracji zaczyna mnie przerażać.
                     Teraz powoli, trzeba połączyć wątki. Po chwili słuchania stwierdzam, że jednak alfonsem jest Zayn. I najwidoczniej właścicielem restauracji. Może czegoś jeszcze. Dlatego Justinowi zależy na współpracy. Ale kim jest ta blondyna? I dlaczego wydaje mi się być znajoma?
                     - Dopilnuję, by Zayn się z niczego nie próbował wyplątać. – dziewczyna puściła zalotne oko do Justina, na co odpowiedział szerokim uśmiechem.
                     - Nie jestem tak lekkomyślny. – wywrócił oczami Zayn.
                     „Gdzie on jest?!” - dobiegł do moich uszu męski, zdenerwowany głos. „ Gdzie on kurwa jest!?” – znowu krzyk, ale tym razem przy dźwięku tłuczonego szkła. Spojrzeliśmy w stronę wejścia do restauracji. Przemieszczał się w tamtych stronach mężczyzna ubrany na czarno. – Snake, skurwielu! – zawył głośno facet, gdy tylko napotkał wzrokiem nasz stolik. W mgnieniu oka znalazł się przy nas.
                     Co dziwne, nikt poza naszą czwórką, nie zwrócił na tego obłąkańca uwagi. Z kolei tylko ja z naszej czwórki panicznie zaczęłam się bać tego, co może zrobić ten typ.
                     - Ja przepraszam, my się znamy? – zaśmiał się Zayn, mierząc już któryś raz wzrokiem faceta w czerni.
                     - Znamy? A znamy! – położył ręce na stoliku z taką siłą, że aż moje krzesło zadrżało. Albo dygotało razem ze mną. – Przez ciebie Mój Burdel poszedł się jebać! Przekupiłeś wszystkie dziwki, nawet kurewskich transwestytów!
                     - Czy to źle, że zapewniam im godne warunki? – wtrącił spokojnym głosem Zayn. Jego uśmiech wskazywał, że zupełnie nic sobie nie robi z tej całej sytuacji.
                     - A u mnie miały źle, do chuja?! – mężczyzna uderzył pięściami w stolik.
                     - Nie rozumiem pana zdenerwowania. Jeżeli potrzebuje pan pracy, to mogę panu pomóc. Żaden problem. Najpierw jednak proszę ochłonąć. – Zayn mówił tak spokojnym głosem, jak troskliwy rodzic do swojego dziecka. Naprawdę, podziwiam jego spokój w rozmowie z tym człowiekiem, chociaż nie dziwię się jego zdenerwowaniu.
                     - Ochłonąć? Sam ochłoń! – chwycił szklankę z czymś przezroczystym, chyba z wodą i wylał całą zawartość na głowę Zayna. Mechanicznie zakryłam dłońmi swoje usta. Przeleciałam wzrokiem po sali. Nikt z innych stolików nawet nie drgnął. Co się dzieje?
                     - Co?! – zapytał, tym razem już oburzony Zayn.
                     Nie czekał długo na odpowiedź. Mężczyzna wziął talerz ze Spaghetti. Całą potrawę osunął również na czarne jak noc włosy Snake’a, po czym zaczął się głośno śmiać. Ten facet jest serio tak głupi czy po prostu znudziło mu się życie? Ja nie pozwoliłabym sobie na takie traktowanie, a co dopiero wpływowy mężczyzna.
                     Zayn zaczesał palcami włosy pełne sosu i makaronu do tyłu. Blondynka wzięła serwetki.
                     - Zayn, tylko bez nerwów. – powtarzała cicho, prawie niedosłyszalnie. W tym samym czasie niezdarnie próbowała oczyścić głowę mężczyzny. – To choroba psychiczna.
                     - Nie pozwala pan sobie na zbytnią zuchwałość? – zapytał głębokim głosem Justin, który w trakcie całego zajścia patrzył złowrogo na napastnika.
                     - Nie wtrącaj się ty-ty-ty… - facet chciał znowu podnieść głos, ale odwróciwszy się w stronę Justina, zaczął się jąkać oraz cofać. Minę miał taką, jakby właśnie zobaczył ducha. Przewrócił się w końcu o własne nogi i z hukiem wylądował na podłodze. – Jo-Jo-Jo-Jo-Joker…? – zapytał drżącym ze strachu głosem.
                     Justin nie odpowiedział, zmrużył tylko jeszcze bardziej oczy. Już nawet nie jest zły. Jest wkurwiony.
                     Zayn właściwie nie jest w lepszym nastroju. Uniósł ręce i nie spieszącym się ruchem klasnął dwa razy. Dwa donośne dźwięki przeszły przez ogromną salę, uciszając na moment wszystkich gości. Nagle wszyscy wstali od stolików i prawie bezszelestnie opuścili restaurację. Słychać tylko było szum przemieszczających się ludzi oraz stukanie obcasów.
                     Obserwowałam całą sytuację zupełnie zdezorientowana. Wystarczyły dwa klaśnięcia, by wszyscy wstali i po prostu sobie poszli. Zwariowałam. Byli, interesowali się sobą, dwa klaśnięcia, wyszli. Jak w jakimś filmie.
                     - Diana. – mruknął nagle stanowczym głosem Justin. Aż się wystraszyłam. – Weź Veronicę i poczekajcie na zewnątrz.
                     - Dobrze. – blondynka od razu wstała. Rzuciła brudną, papierową serwetkę na gromadkę, chwyciła kopertówkę i stanęła przy stoliku.
                     Wstałam również. Dziewczyna delikatnie złapała mój nadgarstek. Ruszyła żwawo w stronę wyjścia, ciągnąc przy okazji mnie za sobą.
                     - Przepraszam, że tak stanowczo, ale wierz mi, nie chcesz widzieć tego, co się zaraz z tym człowiekiem stanie. – oznajmiła łagodnym głosem blondynka, gdy wychodziłyśmy z restauracji. Stanęłyśmy przy jednej z białych kolumn. Dziewczyna oparła się o nią plecami. Wyciągnęła z kopertówki cienkiego papierosa oraz zapalniczkę. Wsunęła końcówkę papierosa do ust. – Nie obrazisz się, jeżeli zapalę? – zerknęła na mnie przelotnie.
                     - Nie. – zaprzeczyłam. Skrzyżowałam ręce. Dłońmi zaczęłam pocierać swoje ramiona, bo – nie będę ukrywać – zrobiło się trochę chłodno.
                     Drzwi do restauracji zamknęły się, a zaskrzypiały przy tym niemiłosiernie. Westchnęłam cicho.
                     - To nie potrwa długo. – powiedziała cicho, wypuściwszy kłębek dymu z ust. – Tak w ogóle, jestem Diana.
                     - Miło mi. – powiedziałam. Mój wzrok cały czas tkwił w drzwiach. Miałam cichą nadzieję, że usłyszę dźwięk z wnętrza budynku, ale nic z tego. Nie wiem czemu, ale chciałam się dowiedzieć, co dzieje się z tym mężczyzną.
                     - Pracowałaś w B&P, prawda? – po usłyszeniu tego pytania, gwałtownie odwróciłam się do Diany.
                     - Co? Skąd wiesz? Czemu pytasz? – zapytałam oszołomiona. Joker nie mógł tego wiedzieć! Chociaż… Nie!
                     - Ej, spokojnie. – uniosła delikatnie dłoń, w której między palcem wskazującym a środkowym tkwił papieros. – Wydaje mi się, że cię tam widziałam… - spuściła delikatnie głowę, a palcami dotknęła swojego czoła. – Chyba za barem… - zmarszczyła brwi w zamyśleniu.
                     Zatrzęsłam się na samą myśl o tym strasznym miejscu. Wzięłam głęboki wdech, a zaraz potem powolutku wypuściłam powietrze ustami.
                     - Tak. – odchrząknęłam. – Serwowałam drinki przez jakieś cztery miesiące w B&P. – opuściłam głowę. Wzrok wbiłam w czerwony dywan, który ciągnął się od drzwi do restauracji po ostatni schodek na dole, tuż przy chodniku.
                     - Rozumiem, że nie chcesz o tym rozmawiać… - zaczęła cicho. Odchrząknęła. – Ale jak to możliwe, że taka dziewczyna pracowała za barem w klubie ze striptizem i…
                     - Ojciec mnie zmusił. – przerwałam jej. Może nie powinnam, ale nie chciałam o tym słuchać. Nie chcę tam wracać nawet myślami. Nie chcę!
                     - Ou… - westchnęła trochę zaskoczona Diana. – Przepraszam, nie wiedziałam.
                     Spoko, nikt nie wiedział. Nikomu nie chwaliłam się tym faktem.

~*~

                     Co to B&P? Po rozwinięciu skrótu – Boobies & Pussy. Klub ze striptizem, ale na piętrze był… burdel. Zwięźle mówiąc. Jeżeli klient dobrze zapłacił, to mógł sobie wybrać striptizerkę na jakiś okres czasu. Nie pamiętam dokładnie, ale można było wynająć sobie dziewczynę na noc i wtedy szło się z nią do pokoju na piętrze lub na maksymalnie tydzień do siebie. Oczywiście szedł z nią ktoś, kto miał dopilnować, by się jej większa krzywda nie stała. Oczywiście, jeżeli można tak to nazwać.
                     Ja stałam przy barze. Na szczęście – mogłam być normalnie ubrana. Nosiłam tylko blond perukę, by żaden z tych zboczeńców mnie na mieście nie poznał. Do moich zadań należało tylko podawanie piwa, drinków lub samej wody. Nie była to taka zła praca. Chodziłam tam tylko w nocy z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę. Nie narzekałam. Do czasu.
                     Pewnego dnia do B&P przyszła grupka ubranych na czarno mężczyzn. Nie wyglądali na zwykłych klientów. Sierra – dziewczyna, z którą pracowałam – od razu poszła do właściciela Monte’a. Okazało się, że są to ludzie, u których Monte miał zaciągnięty dług (Monte to dobry kolega mojego ojca i obaj lubią kombinować). W związku z tym, ci faceci mogli raz na jakiś czas przychodzić i brać sobie za darmo dziewczyny do… no wiadomo, do czego. „Przywódca” facetów w czerni oznajmił, że bardzo chętnie wziąłby sobie mnie. Zaprzeczyłam, a Monte to poparł. Razem z Sierrą miałyśmy być nietykalne i tylko zaopatrywać klientów w napoje mniej lub bardziej alkoholowe. Oczywiście wyszło wielkie niezadowolenie ze strony mężczyzn. Korzystając z ich nieuwagi, Monte kazał mi uciekać zapleczem jak najszybciej do domu. Tak też zrobiłam, ale ze strachu zupełnie nie zauważyłam, że ten facet podążał za mną. W ciemnym zaułku przyparł mnie swoim ciałem do tyłów klubu. Szarpałam się i krzyczałam. Doszło do tego, że czułam jego twardego penisa. Smyrał mnie nim przez legginsy. Pewnie skończyłoby się gorzej, gdyby nie przechodziła tamtędy grupka ludzi – dwóch mężczyzn i kobieta. Gdy tylko jeden z nich odepchnął napastnika, kobieta chwyciła mnie za nadgarstek i kazała mi jak najszybciej uciekać. Nie musiała mi nawet tego mówić. Wybiegłam za róg. Wtedy usłyszałam strzał, ale się nie wróciłam. Miałam ogromną nadzieję, że to wszystko mi się tylko wydawało.
                     Nie widziałam ich twarzy. W trójkę mieli na sobie czarne bluzy z kapturami nałożonymi na głowy. Tylko jeden z mężczyzn miał podciągnięte rękawy do łokci. Ręce w tych odcinkach miał wytatuowane. To był ostatni raz, gdy widziałam B&P, Monte’a i Sierrę.

~*~

                     Drzwi restauracji otworzyły się. Z budynku wyszedł Zayn, a zaraz za nim Joker. Mieli pokerowe twarze. Żaden z nich nie zdradzał uczuć. Zayn podszedł do Diany. Przywitali się pocałunkiem. Już wiem, kim dla siebie są. Z kolei Justin mocnym ruchem odwrócił mnie w stronę schodów. Zaczęliśmy schodzić na dół. Stabilnie umieścił dłoń na moim biodrze.
                     - Samochód już czeka, czemu nie weszłaś? – zapytał, dociskając moje ciało do siebie. Jeszcze gniew w nim nie ustał.
                     Otworzył drzwi do samochodu. Puścił mnie przodem, a zaraz potem sam wsiadł. Chciałam się posunąć, ale od drugiej strony do auta weszła Diana i Zayn. Ruszyliśmy. Przez czas jazdy Justin słowem się nie odezwał. Poważnym wzrokiem przyglądał się każdej napotkanej osobie, a nie było ich już dużo. Zayn i Diana miziali się w najlepsze. Starałam się nie zwracać na to uwagi. Najwidoczniej takie sytuacje wywołują u nich podniecenie. Jak tam kto lubi.
                     Zatrzymaliśmy się pod ekskluzywnym hotelem. Wyszłam zaraz za Justinem. On ponownie objął mnie ręką. Weszliśmy do budynku. W środku było bardzo przestrzennie. Ogromny, biały żyrandol wisiał na wysokim suficie. Mienił się tak, jakby był wykonany z drobnych diamentów. Cały personel kłaniał się co kawałek, mówiąc przykładowo: „Witamy, panie Joker.”. W czwórkę weszliśmy do bogato zdobionej, czarno-złotej windy. Pojechaliśmy nią na samą górę. Justina chyba uspokoiła ta jazda, bo palcami delikatnie zaczął pieścić moje biodro. Na samej górze były drzwi tylko do jednego pokoju. Dopiero po wpisaniu kodu przez Justina, mogliśmy wejść.
                     Wpakowaliśmy się do środka. Justin wszedł ostatni. Zapalił światła. Znajdowaliśmy się w maleńkim korytarzyku, z którego można było dostrzec ogromny salon. Idealnie skomponowane biało-srebrne meble cudownie prezentują się na ciemnej podłodze. Ogromne okna odsłaniają przed człowiekiem całe piękno miasta późną nocą. Mafia wie, jak się dobrze ustawić.
                     - Ściągnąć buty. – mruknął Justin. – Nie chcę, by mój ulubiony apartament został zbezczeszczony przez syf miasta.
                     Młody, bogaty, przystojny i dba o dom. Mąż idealny, tylko praca nie ta.
                     Wszyscy po kolei zdjęliśmy buty. Gdy w trójkę zaczęliśmy rozgaszczać się w salonie. Justin zniknął gdzieś za jednymi z pięciu drzwi. Dopiero teraz zauważyłam, że po prawej jest spora, srebrno-metalowa kuchnia.
                     - To co? – zamruczał uroczo Zayn, opadając na kanapę z białej skóry. Pociągnął Dianę, by usiadła na jego kolanach. – Mogę dziś w nocy liczyć na twoje usługi? – mruczał w dalszym ciągu. Objął Dianę w pasie.
                     - Zayn, przestań. – zaśmiała się cicho, zakrywając dłońmi jego twarz. – Nie przy ludziach.
                     Są wyjątkowo słodcy i, jak się tak teraz przyglądam, to pasują do siebie jak ulał. On patrzy na nią, jakby była aniołem, a ona przesuwa zwinnie pazurkami po jego zaroście.
                     - Nie powiedziałem, że macie się czuć jak u siebie. – powiedział zadziornym głosem Justin. Wyszedł z pokoju. Zamknął za sobą drzwi. W jednej z dłoni trzymał błękitną koszulkę. Stanął na środku pokoju. Przyglądał się jej przez chwilę ze zmarszczonymi brwiami. – Ronnie… - opuścił koszulkę, a wzrok przeniósł na mnie. – To dla ciebie. Umyj się, ubierz w to i możesz się położyć. Jutro też jest ciężki dzień. – podszedł do mnie, a następnie wręczył mi koszulkę.
                     Co? A kim ja jestem? Twoją córką?
                     - Nie musisz mnie traktować… - wskazujący, powyginany palec Justina uniemożliwił mi dokończenie wypowiedzi. Posłałam zdziwione spojrzenie Justinowi. On nie odpowiedział. W zamian posłał mi chamski uśmiech. Wredny dziad. Wywróciłam oczami. – Dobrze. – westchnęłam ironicznie, odsunąwszy głowę od palca. Wyminęłam Justina.
                     - Środkowe drzwi. – oznajmił już za moimi plecami.
                     Mruknęłam pod nosem ciche „Spoko”. Weszłam do łazienki. Zakluczyłam się. Tak na wszelki wypadek, gdyby zachciało mu się tu wejść i mnie pouwodzić lub coś mi znowu rozkazać. Wzięłam szybki prysznic. Po zmyciu tapety z twarzy uświadomiłam sobie, że rzeczywiście jestem śpiąca. Tyle się dziś wydarzyło, że powoli do mnie nie dociera, gdzie jestem.
                     Weszłam do salonu w błękitnej koszuli, która akurat zakrywała skąpe majtki. W pokoju było ciemniej. Nie świeciły już żarówki LED-owe na suficie, ale kilka lampek. Dodało to uroku i ciepła całemu pomieszczeniu. Początkowo sądziłam, że nikomu w pokoju nie ma, ale dostrzegłam na kanapie Justina w białej bokserce. Siedział i popijał wodę ze szklanki. Chociaż może to wcale nie jest woda.
                     - Już? – zapytał cicho. Odłożył szklankę na stolik, a zaraz potem wstał powoli. Widok zaparł mi wdech w piersiach. Tak cholernie dobrze zbudowany. Rozbudowana klatka piersiowa. Rozłożyste, umięśnione ramiona, a te tatuaże… Maszyna do uwodzenia kroczyła wolno w moją stronę. Jego usta z każdym krokiem wykrzywiały się pewny siebie uśmiech. On coś kombinuje, a mi się to nie podoba. Chociaż, gdyby chciał mnie przytulić… Nie! Basta! Koniec! Ronnie, skończ! Sama siebie załamuję! On jest coraz bliżej. I nachyla się do mnie. – Chodź. – szepnął do mojego ucha, a jego ciepły oddech wywołał falę ciarek, które niesfornie pomknęły przez moją szyję. Objął mnie jedną ręką w pasie. Cofnął głowę. Uważnie przyjrzał mi się z góry. Dodatkowo jedna z jego brwi uniosła się. – Chcesz spać ze mną w pokoju? – ruszył, a mnie pchnął delikatnie do przodu.
                     TAK!
                     - Nie. – zaprzeczyłam, chociaż niechętnie. Resztki zdrowego rozsądku jeszcze nie śpią, więc Chora Fantazjo Ronnie – 1:0! Nie dam się tak łatwo.
                     Zaśmiał się cicho. Właśnie wtedy jego dłoń niepozornie spełzła na moje gładkie, świeżo umyte udo. Proszę Cię, zabierz tę rękę. Zaraz nie będę się miała czym bronić!
                     Weszliśmy do małego pokoiku. Nic nadzwyczajnego, rozłożone łóżko i dwie szafy z jasnego drewna.
                     - Tu dziś śpisz. – mruknął w kierunku mojego ucha. Powolnym ruchem przesunął ciepłą dłoń a biodra na pośladek pod koszulką. Pchnął mnie do łóżka.
                     - Przestań! – warknęłam, odskakując do przodu. Nawet nie wiem, co mnie ku temu skłoniło. Ostatnia iskierka zdrowego rozsądku. Nie wierzę!
                     Spojrzałam speszona na Justina. Patrzył na mnie z uniesionymi brwiami i głupawym uśmiechem. Rozbawiła go moja reakcja. Cieszę się, że nie przyjął tego, jako atak.
                     - Przepraszam, jestem zmęczona. – dodałam, gdy się ocknęłam.
                     Przetarłam zaspaną twarz dłońmi. Wślizgnęłam się prawie bezszelestnie pod pierzynę. Ledwie położyłam głowę na poduszce, poczułam, jak owijają mnie silne, męskie dłonie, tym samym uniemożliwiają mi poruszanie rękoma, by chociaż pozornie pokazać, że mam siłę się bronić.
                     - Ej! – tylko tyle zdążyła mruknąć, zanim poczułam, jak jego ciepłe wargi łapią czule kawałek mojej skóry.
                     Powoli różowe usta odrywały się od skrawka mojej szyi. Dreszcze, które powstały na skutek tak czułego
gestu, rozproszyły się po całym moim ciele, paraliżując je przy okazji. Miałam wrażenie, że ta chwila trwa już dobrą godzinę. Jakby chciał mi sprawić tym przedłużaniem jak najwięcej przyjemności. Udało mu się. Westchnęłam głośno, gdy w końcu szyja wydostała się spomiędzy jego warg. Zaraz jednak musnął mnie jeszcze raz i jeszcze, kierując się coraz wyżej. Za każdym kolejnym razem moje ciało napinało się i delikatnie unosiło. Zalała mnie gorąca przyjemność. I to wcale nie jest przenośnia. Westchnął ciężko, a jego oddech zaplątał się w delikatnie wilgotne miejsca, które po sobie zostawił. Kurwa, jak mi dobrze! Czubkiem nosa zahaczył o płatek mojego ucha.
                     - Nie wiedziałem, że będziesz się buntować. – mruknął z takim wyczuciem. – Dobranoc, Kruszynko. – po tych słowach, szybko zabrał ze mnie ręce, a potem bez pośpiechu opuścił pokoik.
                     Zostawił mnie samą. Pozbawił mnie bariery ochronnej i sobie poszedł. Przez parę sekund miała ogromną ochotę krzyknąć, by tu wrócił lub sama bym za nim pobiegła, ale przeszło mi to, gdy odzyskałam władzę nad ciałem.
                     To niemożliwe. Co się ze mną dzieje? Przecież nigdy nie odezwałabym się do żadnego członka mafii. Nigdy nie mówiłabym do żadnego z nich „ty”. Nie odniosłabym się tak chamsko do nikogo! Nie dałabym się nikomu obcemu dotknąć! Boże, co się ze mną dzieje?! Przecież to nie ja! Ja się tak nie zachowuje, co jest nie tak?!
                     Oczy napełniły mi się łzami. Nakryłam się pierzyną po same uszy, a twarz przytuliłam mocno do poduszki.
                     Tego jest za dużo! Mam dość! Boże, dość, rozumiesz?! Przestań, błagam! Niech ten dzień się już skończy! Proszę, niech to będzie już koniec, bo nie wytrzymam!





~*~

Cześć!
                     Chciałabym wszystkich bardzo serdecznie przeprosić, że przez tak długi okres czasu nie dodałam tutaj rozdziału. Proszę o zrozumienie – jestem w trzeciej liceum, w przyszłym tygodniu mam próbne matury. Możecie się tylko domyślać, co większość nauczycieli teraz wyrabia. Zamiast pokazać, że w nas wierzą i dać nam trochę czasu, by się chociażby psychicznie do próbnej matury przygotować, to zasypują stosem sprawdzianów, kartkówek, biorą do odpowiedzi. Stosują wszystkie możliwe chwyty i są przy tym bezwzględni. Nie chcą nas podnieść na duchu, ale jeszcze bardziej dobić. Nikomu nie życzę moich nauczycieli. Pokazanie władzy poprzez wskazanie wytycznych – z czego mamy się nauczyć, a na sprawdzianie danie zupełnie czegoś innego. Psychika siada.
Po próbnej maturze sądzę, że powinno być troszkę lepiej z moim czasem, więc rozdziały będą pojawiać się częściej/regularniej. Mam nadzieję, że nikogo nieobecność nowego rozdziału nie zniechęciła do czytania. Bardzo miło się czytało komentarze. Aż ciepło na sercu się człowiekowi robi, gdy widzi, że jego wysiłek komuś przypada do gustu. Dziękuję wszystkim, którzy czekali i jeszcze raz przepraszam.


Madam Le`Bieber

26 komentarzy:

  1. Tez jestem w 3liceum i masz racje! Chyba nauczyciela odjebalo! Kurwa nie ma weekendu wolnego na imprezy!

    Yhhh. Za tydzień operon wzywa więc powodzenia y^o^y└(^o^)┘

    A rozdział boski! Myslalam ze Ronni już się skusi na Jokera hahaha


    Czekam na następny: *

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łączmy się w bólu. Krzyżyk na drogę nauczycielom, którzy obijają się codziennie tylko po to, by miesiąc przed maturą nawalić co chwilę coś...
      Haha, dziękuję, Tobie również życzę powodzenia na próbnej. :D

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Ohh tak, definitywnie się z tb łącze gdzie ja jestem mat-fiz-ang więc trzymaj kciuki za polski (~_~メ)

      Nauczyciele to cioty karza pisać spr i wgl a i tak oceniają kurwa 2 tyg i za nim ocenę podadza to następne 'coś '

      Yhh nasza wolność jest teraz ograniczona więc przetrwać do świat └(^o^)┘

      Wiec dzięki ze odp i na serio pisz to opowiadanie bo jest niesamowite i masz talencik !

      Jeszcze raz powodzenia :* :3

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. Ronnie niedługo ulegnie Jokerowi (mam taką nadzieję) i wtedy będziesz jeszcze ciekawiej. Uwielbiam twój styl pisania! Jest obłędny! <3
    Życzę weny i czekam na kolejny rozdział <3 Powodzenia w czasie próbnej matury <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty masz dar do pisania, Kinga i błagam - nigdy go nie marnuj. Po prostu tak cudownie czyta się to co piszesz, że głowa mała. Idealnie dobrane słowa, wszystko to nacechowane uczuciami, dokładny opis pomieszczeń i bohaterów. Dosłownie nie mam żadnych zastrzeżeń. Rozdziały są długie - książkowe, widać, że dbasz o swoich czytelników. Brawo dla Ciebie, że masz cierpliwość i chęć, by tyle zajął jeden rozdział. Po prologu i dwóch rozdziałach już mogę stwierdzić, że fabuła będzie niesamowita. Nie wiem jak Ty to robisz, ale przez jeden rozdział, sprawiłaś, że nie potrafiłabym się zdecydować za kim powinnam szaleć, czy Snake, czy Joker, jeszcze przedtem White, także kolejny raz brawo za pomysł na charaktery i ich dokładny opis. Wprawiasz czytelnika w zachwyt i to się ceni. Ludzie potrzebują teraz tak ambitnych ff głownie dlatego, bo wiele osób ma teraz dostęp do internetu i blogów, że sam może napisać swój własny tzw. bullshit. Twoje opowiadanie to nie jest jedynie plątanina kolejnych czynności, które wykonuje główna bohaterka. W pewien sposób możemy się z nią utożsamić. Możemy poczuć jej ból, jej zachwyt, jej mękę, jej radość. Opisujesz to w tak perfekcyjny sposób... Jak zawodowiec. Wydaje mi się, że jeszcze nie raz usłyszymy o Tobie, ale w większym wydaniu. Wiele osób powinno brać z Ciebie przykład.
    Czekam na kolejne rozdziały i życzę dużo weny, dużo wolnego czasu na pisanie no i dużo cierpliwości do nauczycieli. Wiem z czym się zmagasz i bardzo mi przykro, ale wiem też, że jesteś mądra i na pewno to udowodnisz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie moge sie doczekac nastepnego haha codziennie sprawdzalam kiedy dodasz rozdzial i jest :D Swietnie piszesz po prostu czytam czytam i mysle omg to nie moze byc koniec czy ten rozdzial sie wlasnie konczy ... ? Nie tylko nie to :) Czekam na nastepny:D !!

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Czyta się je naprawdę z zaciekawieniem :) z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. A i zapraszam na mojego bloga: thefashionandmyself.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha Justin najpierw ją uwodzi a potem zostawia bez słowa hahaha :D pozdrawiam i weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam tę historię :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Matko to opowiadanie jest genialne ! Przyznał szczerze ze na początku byłam nastawiona do niego sceptycznie ,ale teraz juz mnie kupiłaś ! Dziewczyno swietnie Ci idzie ,rozdziały sa długie treściwe ,poprawie napisane super sie je czyta ! Nie przestawaj pisać i czekam na kolejny rozdział bo jestem ciekawa jak diabli co bedzie dalej ! ;)
    Xoxo:*

    OdpowiedzUsuń
  9. Jest po prostu zajebisty! Czekam na kolejne 💕

    OdpowiedzUsuń
  10. Nauczyciele to bezuczuciowe chuje....A ty kobieto masz talent i powinnaś go marnowac ucząc się xD No ładnie nakłaniam do nieuczenia się, tego jeszcze nie było...No ale naprawdę zajebiście piszesz! Powiedzmy sobie szczerze nie dużo osób potrafi tak pisać. Ja na przykład uwielbiam to robić, ale moje opowiadania w porównaniu do twojego to szajs z pierwszej lepszej pułki chińczyka, lol. Powodzenia! xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps w pierwszej linice miało być ' nie powinnaś' :')

      Usuń
  11. Fajnie, że w tym rozdziale Joker ma jednak to takie 'wyczucie' w słownictwu (mam nadzieję, że wiesz o co chodzi) :) Postawa Ronnie jest bardzo jakby luźna, opisałaś jej myśli na końcu ale to nie do końca mi wystarcza, żeby zrozumieć jej zachowanie. Ja raczej przy królu mafii nie byłabym taka zrelaksowana! :D
    Rozdział był bardzo ciekawy i przede wszystkim nie przesadzony. Dobre jest to, że nie ucięłaś tego rozdziału na końcu, że emocje itd.
    Ogólnie dobrze się to czyta i bardzo podoba mi się to ff mimo, że to początek ;)
    Do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierz mi, wiem, co robię. Wszystko mam dokładnie przemyślane ; )

      Usuń
  12. Rozdział jest...przecudowny *-* Przeczytałam prolog i pierwszy rozdział, a potem nie miałam czasu na czytanie aż tu nagle znów weszłam na Twoje ff i po prostu zajebioza *o*
    Zgadzam się z komentarzami na górze, że masz ogromny dar do pisania <33
    Fajnie, przyjemnie się czyta a co najważniejsze, przeżywa się to wszystko razem z bohaterami. Cudowne. Czekam nn i życzę dużo Weny :*
    xx

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy następny ? Piszesz tak zajebiscie,że nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Niesamowity *.*

    OdpowiedzUsuń
  15. Boże, Jay jest taki agzyusbqva
    Czekam na nn, no i trzymam kciuki za twoje próbne, ja mam na szczęście jeszcze rok na to x

    OdpowiedzUsuń
  16. Boże no cudowne!

    OdpowiedzUsuń