wtorek, 6 marca 2018

Rozdział 23: ,,Mógłbym słuchać bez końca, jak wymawiasz moje imię."

Jeżeli mogę coś subtelnie zasugerować: One Direction – Night Changes. Słuchałam przy pisaniu i sądzę, że może Wam to umilić czytanie.


~~~~~~

               – Denerwujesz się? – zapytała Daisy.
               Zerknęłam na dziewczynę. Jej podejrzliwe spojrzenie spoczęło na moich dłoniach, które zaczęłam pocierać tuż po wyjściu z windy. Wydawały mi się bardzo chłodne. Teraz jest już z nimi znacznie lepiej.
               – Nie. – Zaprzeczyłam od razu, a ręce opuściłam swobodnie wzdłuż ciała. Skłamałam, chociaż nie do końca. Nie nazwałabym tego zdenerwowaniem, a raczej podekscytowaniem!


               – Na pewno? – Na ustach dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech. Próbuje mnie sprowokować?
               – Na pewno. Spędziliśmy ze sobą dużo czasu, nie wydarzy się chyba nic nadzwyczajnego. To zwykłe spotkanie. Jak każde. – Zachichotałam cicho.
               Wzruszyłam ramionami, jak gdyby ta randka nie była niczym, co mogłoby na mnie zrobić wrażenie. Nie wiedziałam, że potrafię być opanowana podczas tak ogromnego podniecenia!
               – Zwykłe spotkanie z Justinem, powiadasz? – zapytała podejrzliwie, a w jej oczach pojawił się tajemniczy blask.
               Uśmiechnęłam się. Tak, to nawet brzmi nierealnie!
               – Liczysz na coś?
               – Żartujesz? – zawołała z udawanym oburzeniem. – Chcę znać wszystkie szczegóły! W co był ubrany, gdzie byliście, o czym rozmawialiście, którą koszulę wybrał, czy opowiadał ci coś o sobie, jakie wejście zrobił. – Wyliczyła kolejno na palcach. – Wszystko! – Wyrzuciła ręce na boki.
               Na mojej twarzy wyskoczył promienny uśmiech. Ona jest niemożliwa! Uwielbiam ten jej optymizm i takie… typowo dziewczęce zachowanie.
               – I nie wmówisz mi, że się nie denerwujesz! – Wystawiła wskazujący palec. W jego ślady poszła również prawa brew.
               – Niczego ci nie wmawiam! – zaprzeczyłam, śmiejąc się cicho. – Staram się nie denerwować, a to różnica.
               – Nie wiem, jak ty możesz w takiej chwili zachowywać stoicki spokój! – Zmrużyła lekko oczy.
               – Też jestem pod ogromnym wrażeniem! – Przyznałam, a swój wzrok wlepiłam w ogromne drzwi przed nami.
               – Nie będzie dziwnie wyglądać, jeżeli wyjdę stąd o takiej porze? – Kątem oka dostrzegłam, jak dziewczyna wyciąga rękę w kierunku klamki.
               – Nie wyglądasz podejrzanie, a twoja torebka jest za mała, by móc w niej przemycić coś wartościowego. – Zlustrowała mnie łagodnym wzrokiem. Położyła wskazujący palec tuż pod swoimi pełnymi, malinowymi ustami. – Gdyby ktoś się przyczepił, to zawsze możesz powiedzieć, że byłaś na wizycie u szefa. – Puściła mi oko, a jej usta uformowały się z jednoznaczny uśmiech.
               – Bardzo zabawne! – Zaśmiałam się cicho.
               – I prawie wcale byś nie skłamała. – Poruszyła w zachęcający sposób brwiami. Pchnęła ostrożnie ogromne drzwi. – Idź i o nic się nie martw.
               Przechyliłam głowę na bok. Posłałam Daisy szeroki uśmiech. Przeszłam przez próg.
               Przywitało mnie chłodne, ale bardzo przyjemne wieczorne powietrze. Ogarnęłam wzrokiem ulicę. Zapadł już zmrok, ale ludziom jakby ten fakt wcale nie przeszkadzał. Wszędzie ich pełno. Nie ma się co dziwić. Żal zostać w domu w piękną pogodę w tak niesamowitym mieście.
               – Jednak dobrze, że nie założyłaś sukienki. – Do moich uszu dobiegł głos Daisy. Zerknęłam na nią przez ramię
               – Te spodnie idealnie podkreślają twój tyłek. – Przytaknęła kilka razy, kierując swój przepełniony podziwem wzrok na moje pośladki.
               – Dzięki! – Uśmiechnęłam się.
               Od początku miałam zamiar podkreślić jak najwięcej się da, a sukienka zaproponowana przez Daisy… Nie mogę powiedzieć, że była zła. Wręcz przeciwnie! Jednak sądzę, że na tę okoliczność byłaby za skromna. Nie, żebym na coś dzisiaj liczyła. Po prostu… dobrze się ze sobą czuję i chcę to wykorzystać, póki moje nastawienie się nie zmieni.
               – Dobra, ale już idź! – Pospieszyła mnie ruchem dłoni. – Tylko nie pij za dużo, bo chcę znać wszystkie szczegóły!
               – Dobra, dobra. – Przytaknęłam. Nie mam zamiaru pić. Chcę być świadoma. Wszystkiego.
               Ruszyłam w dół po kamiennych schodach. Cieszę się, że zdecydowałam się na trampki. Są wygodne i odpowiednie na prawie każdą okazję, a przy Justinie można się wszystkiego spodziewać, więc buty na obcasie odpadają! Jednak… może być też tak, że Justin zaprosi mnie do wykwintnej restauracji.
               Zwolniłam trochę tępo. Wtedy trampki, jeansy, dopasowana koszulka i czarna, skórzana kurtka będą „lekkim” przypałem. Powtórzył kilka razy tekst o „parze nastolatków”, dlatego w ogóle nie wzięłam pod uwagę innej opcji. A jeżeli…
               Uniosłam delikatnie kąciki ust. I tak już niczego nie zmienię! Nie ma to znaczenia. Najwyżej znowu się wygłupię. Nie będzie to mój pierwszy raz, więc nie ma co się załamywać. Będzie, co będzie!
               Stanęłam na chodniku. Spojrzałam w prawo. Długa, niekończąca się ulica z mnóstwem rozgałęzień, które otaczają wysokie budynki. Zmarszczyłam brwi. Zerknęłam w lewo na część pełną sklepów i restauracji. Ruszyłam powoli w tym kierunku.
               Justin powiedział, że mam na niego czekać na parkingu. Co prawda, przed tymi sklepami jest jeden, ale czy o tym mówił?
               Stanęłam na jednym z dużych kamieni, którymi został wyłożony chodnik. Przemknęłam wzrokiem po twarzach ludzi, próbując doszukać się znajomych oczu, ust, włosów. Czegokolwiek. Wszędzie pełno uśmiechniętych twarzy i połyskujących w światłach lamp tęczówek. Już w budynku od jakiegoś czasu dało się usłyszeć różne rodzaje muzyki, śmiechy i odgłosy samochodów. Niby wszystkie te dźwięki bardzo się od siebie różnią, ale są przepełnione pozytywną energią. To przyciąga. Bardzo.
               Przez moje usta przebiegł grymas niezadowolenia. Nie ma go nigdzie. Może znowu coś źle zrozumiałam? Jednak to dziwne, ponieważ mam wrażenie, jakby ktoś na mnie patrzył. A właściwie dokładnie mi się przyglądał. Cóż, tyle wokół osób. Może to tylko moje złudzenie.
               Odgłosy bawiących się ludzi zaczął przebijać dźwięk nadjeżdżającego motocykla. Zerknęłam przez ramię, by wypatrzeć źródło tego hałasu. Jedzie w tym kierunku grafitowy motocykl. Kierowca niezbyt się spieszy. Bardziej wygląda, jakby chciał przyciągnąć uwagę wszystkich wokół. Przez kask jest anonimowy, więc pewnie sądzi, że może szaleć do woli.
               Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Nie znam się na takich sprzętach, ale ten motocykl ślicznie połyskuje w świetle ulicznych lamp. Prawie jakby był ze szkła.
               Motocyklista uniósł rękę. Jakby chciał przywitać się z kimś, kto znajduje się przy sklepach. Spojrzałam odruchowo za siebie. Żadna osoba nie zareagowała. Przecież on na pewno patrzył w tę stronę! Skoro nie było to do nikogo za mną…
               Po moim kręgosłupie przebiegł prąd. Mięśnie na moich plecach delikatnie się napięły. Otworzyłam szerzej oczy. Mój wzrok powędrował na nadjeżdżającego mężczyznę. Serce gwałtownie przyspieszyło. Szybki rytm obudził uśpione motylki, które zaczęły wywoływać skurcze w moim podbrzuszu. Westchnęłam ciężko.
               O cholera!
               Motocykl zakręcił na parking. Zatrzymał się na jednym z wolnych miejsc. Przesunęłam się trochę na bok, by mieć możliwie najlepszy widok. Mężczyzna wyłączył silnik swojego pojazdu.
               Zaczął powoli ściągać kask. Prawie jak w zwolnionym tempie. Odsłonił w końcu dobrze mi znane rysy twarzy. Jego grzywka opadła bezwładnie na czoło. Najwidoczniej nawet nie starał się jej wcześniej stawiać, jak to ma w zwyczaju.
               Przesunęłam zębami po dolnej wardze. Gdyby Daisy pytała o wejście Justina, to czuję się jak w kinie na jakimś gorącym romansie w wersji 3D. Nie przepadam za takim rodzajem filmów, ale ten z pewnością bardzo przypadłby mi do gustu!
               Justin zszedł z motocykla. Do pojazdu, od drugiej strony, podszedł mężczyzna. Wyglądem przypomina zwyczajnego przechodnia, jednak sądząc po wrednym wyrazie twarzy – to ktoś w rodzaju ochroniarza. Justin wspiął się na chodnik. Kolejnemu, nadchodzącemu mężczyźnie wręczył kask oraz kluczyki.
               – Tylko ostrożnie z moim maleństwem. – przestrzegł.
               Jego kasztanowe spojrzenie skupiło się na mnie. Usta wykrzywił w ten cholernie podniecający sposób. Rozpiął swoją czarną, skórzaną kurtkę. Odkrył w ten sposób swój tors, który ledwie zakrywa prawie przezroczysty podkoszulek. Gdyby nie to, że tatuaże są nieco niewyraźne, pewnie w ogóle nie zauważyłabym, że ma cokolwiek pod kurtką. Wsunął dłonie do kieszeni ciemnych spodni.
               – Cześć, Ronnie.
               Zatrzymał się dosłownie krok przede mną. Wzrokiem zaczęłam wręcz pochłaniać każdy kawałek jego twarzy. Dobrze, że nie postawił grzywki. Wygląda inaczej. Trochę niechlujnie. W ogóle nie przypomina osoby, która musi mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Wygląda tak…
               Uśmiechnęłam się szeroko.
               Niegrzecznie.
               – Hej.
               – Mam nadzieję, że nie czekałaś zbyt długo. – Wziął głęboki wdech, co sprawiło, że jego klatka piersiowa mocno się uniosła. Zupełnie tak, jakby chciał się jak najlepiej zaprezentować. Jego prawa brew podskoczyła. – Musiałem jeszcze skoczyć coś załatwić.
               – Nie. – oznajmiłam cicho.
               Nie jestem w stanie oderwać wzroku od magicznego spojrzenia, którym mnie obdarował. Jego oczy mienią się w świetle lamp, przypominając bursztyn.
               – Rozumiem, że się nie gniewasz? – zapytał rozbawiony.
               Potrząsnęłam lekko głową. Trzeba przestać go podziwiać! Trzeba, chociaż nie chcę.
               – Co ty ze sobą zrobiłeś? – Ponownie pochłonęłam go całego wzrokiem.
               – Nic. – Wzruszył ramionami. – Chciałaś parę nastolatków, to ja wczułem się w zarozumiałego buntownika z niepowtarzalną osobowością, za którym biegają wszystkie uczennice, nauczycielki, a nawet spora liczba uczniów i kto wie, ilu nauczycieli. – oznajmił dumnie.
               Zaśmiałam się.
               – Twoja kreatywność mnie zadziwia! Jest coś, czego nie potrafisz?
               Mruknął cicho. Posłał mi tajemnicze spojrzenie. Stanął po moim boku. Nachylił się nieco.
               – Nie. – szepnął, sprawiając, że mój uśmiech poszerzył się do granic możliwości.
               Chodzący talent.
               Chwycił moją dłoń. Spojrzałam na nasze ręce.
               – Chodź. – nakazał, po czym pociągnął mnie.
               Ruszyłam pospiesznie za Justinem w jedną z uliczek. Rzucił na mnie okiem przez ramię. Przyspieszył znacznie kroku, zmuszając mnie do biegu. Co on znowu robi? Zakręcił gwałtownie. Spojrzałam za siebie. Nikt nas nie goni, więc dlaczego zachowuje się tak, jakby chciał przed kimś uciec?
               Zatrzymał się i odwrócił od razu w moją stronę. Stanęłam kilka milimetrów przed Justinem. Zachłysnęłam się wieczornym powietrzem wymieszanym z męskimi perfumami. Chwycił mnie za ramiona. Wymusił na mnie przesunięcie się za róg kolejnego budynku. Przystawił mnie do ściany. Wychylił głowę i zaczął czegoś lub kogoś wypatrywać.
               Wbiłam w niego zdezorientowane spojrzenie, jednocześnie zbierając oddech po przebiegnięciu kilku metrów sprintem. Zwariował?!
               – Nie szli za nami. – oznajmił taki tonem, jakby chciał ogłosić pokój na świecie.
               Poczułam nieprzyjemne dreszcze na plecach.
               – Kto? – zapytałam, próbując wychylić głowę. Boże, o kim on mówi?!
               – Ludzie, którzy mogliby nam próbować czegoś zakazać. – odpowiedział tajemniczo. Spojrzał na mnie.
               – Kto? – Zmarszczyłam brwi. Posłałam Justinowi niepewne spojrzenie.
               – Dziewczyno, skup się. – Potrząsnął mną lekko. – Jesteśmy dziś parą nastolatków, która musi uciekać przed światem, by na jakimś totalnym odludziu móc spędzić ze sobą beztroski wieczór! Nie zmarnujmy tej szansy!
               Odetchnęłam ciężko, czując, że niepokój opuszcza moje ciało. Boże jedyny, o czym on mówi?
               – Więc przebiegliśmy się ten kawałek tylko po to, by zgubić twoich ochroniarzy? – zapytałam niepewnie.
               Zmarszczył brwi.
               – Oczywiście, że nie. Oni doskonale wiedzą, gdzie jestem. Po prostu wczuwam się w klimat. – Uśmiechnął się przyjaźnie.
               Otworzyłam szeroko oczy. Dobra, to zaczyna się robić troszkę dziwne. Urocze na swój sposób, ale dziwne. Nawet, jak na Justina.
               Puścił mnie.
               – Bez nerwów. Trochę adrenaliny ci nie zaszkodzi. – Mrugnął do mnie lewym okiem, a jego uśmiech momentalnie się poszerzył. Poklepał lekko moje ramię. Odsunął się kawałek. Obrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.
               Pomknęłam za nim wzrokiem. On… Ale… Ja… Bo ja…
               Wzięłam głęboki wdech. Wypuściłam głośno powietrze i również ruszyłam. Nieważne. Zrozumienie jego toku myślenia w tym momencie mija się z celem.
               – Dokąd idziemy? – odezwałam się, gdy dorównałam mu kroku.
               – Przed siebie.
               Zmarszczyłam brwi.
               – Tak po prostu?
               – Tak po prostu.
               – Ale… nikt nas nie zobaczy? Nikt ciebie nie rozpozna? – Spojrzałam na Justina.
               Stanęłam od razu, gdy tylko do mojej świadomości dotarło, że tak naprawdę idę sama. Obróciłam się. Justin postanowił stanąć przed ogromnym oknem wystawowym i się w nim poprzeglądać. Podeszłam do niego bliżej.
               – Justin?
               – Zobacz – zaczął – wyglądam na zarozumiałego, pewnego siebie cwaniaka. Nie wydaje mi się, by ktokolwiek chociażby spróbował wsadzić mnie w garnitur.
               Przeczesał palcami swoje włosy, by odgarnąć je z czoła. Odpiął guzik zabezpieczający zawartość kieszeni w kurtce. Wsunął palce do środka. Ostrożnie wyciągnął ciemne okulary. Rozłożył je, po czym wsunął sobie na nos. Uśmiechnął się do swojego odbicia.
               – Teraz jestem w stu procentach incognito. – Zaśmiał się.
               Ja… Ja nie… do mnie chyba nie dochodzi, co właśnie się dzieje. Chce tak po prostu udawać, że nie jest tym, kim jest? Przecież świat nagle nie będzie się razem z nami „bawił”!
               – Ale Justin…
               – Mógłbym słuchać bez końca, jak wymawiasz moje imię. – Przyznał.
               Moje ciało zalało przyjemne gorąco. Opuściłam lekko głowę, jednak nie spuściłam wzroku z mężczyzny. Ja…
               Justin odwrócił głowę w moją stronę. Palcami zsunął okulary na czubek nosa, tym samym odsłonił przede mną ponownie swoje oczy.
               – Za dużo myślisz i niepotrzebnie się przejmujesz. – zaprzeczył. – Nad wszystkim panuję, wszystko dopracowałem. Nie musisz się o nic martwić.
               Spuściłam wzrok. Nie umiem się nie przejmować, ale też nie chcę niczego zepsuć. Ja… Cholera, to jest takie sprzeczne!
               Przed czubkami moich trampek stanęły sportowe buty Justina. Uniosłam na niego wzrok. Zdążył już zakryć okularami swoje śliczne oczy. Trochę szkoda.
               – Wyluzuj, mała. – Posłał mi ciepły uśmiech. Wierzchem dłoni zaczął delikatnie głaskać mój policzek. – Ufasz mi, prawda?
               Uśmiechnęłam się. Złapałam za jego nadgarstek.
               – Ufam, że wiesz, co robisz.
               – Fajnie. A teraz proszę o uśmiech i zmianę nastawienia. – Cofnął rękę. Wyminął mnie.
               Zmarszczyłam czoło. Obróciłam się. Cofnęłam gwałtownie głowę, gdy zorientowałam się, że tuż przede mną znajduje się twarz Justina.
               – Psujesz mi reputację. – szepnął zadziornie, po czym odwrócił się.
               Uśmiechnęłam się lekko. Ruszyłam, by Justin za daleko mi nie uciekł. Skoro twierdzi, że ma wszystko pod kontrolą, to dobrze. Uwierzę mu. I naprawdę wyluzuję. A przynajmniej się postaram.
               Westchnęłam. Nie wiem, co się stało, że tak nagle zesztywniałam. Przecież mam przy sobie Justina. Powinnam być zrelaksowana, a przynajmniej skupiona na nim. Jednak jest coś, co mnie niepokoi. Tylko nie wiem do końca, co to takiego.
               Odwróciłam się. Zaczęłam iść powoli tyłem. Przebiegłam wzrokiem po twarzach wszystkich ludzi dookoła. Mam dziwne wrażenie, że ktoś się na mnie patrzy. Tak, wiem, że gdzieś tam kroczą za nami goryle Justina, ale to coś innego. Jakby ktoś bacznie obserwował każdy mój ruch czy coś takiego… Nie wiem, jak to określić.
               Poczułam, że moje plecy zetknęły się z czymś. Stanęłam gwałtownie. Ręce Justina szczelnie zamknęły mnie w czułym uścisku. Przyjemna fala ciepła oblała całe moje ciało. Przyłożył miękkie wargi do mojego ucha, przy czym nos wsunął między moje włosy.
               – Wszystko gra? – szepnął, drażniąc gorącym oddechem moją skórę.
               Uśmiechnęłam się. Odwróciłam głowę, by chociażby kątem oka móc dostrzec Justina.
               – Teraz już tak.
               Zaśmiał się cicho.
               – Mam udawać chama, nie rozczulaj mnie. – Ściągnął ze mnie ręce.
               Zachichotałam. Odwróciłam się. Wbiłam spojrzenie w Justina.
               – Postaram się następnym razem powstrzymać.
               Ale to chyba niemożliwe.
               – Kochanie, nie patrz na mnie takim wzrokiem, bo wypalisz mi dziurę. – Pokręcił z rozbawieniem głową.
               – Cytujesz Elvisa? – Zaśmiałam się.
               – Proszę cię. – prychnął z udawanym oburzeniem. – Nie muszę nikogo cytować. Jestem wystarczająco genialny. – Ruszył przed siebie. Dorównałam mu kroku.
               – Nie powiedziałam, że nie jesteś. Po prostu skojarzyło mi się to z Elvisem Presley’em. – Uniosłam lekko ramiona.
               Westchnął ciężko.
               – Tak, to był Elvis. – przyznał niechętnie.
               Zaśmiałam się.
               – Wiedziałam!
               – A myślałem, że ci zaimponuję… – Mruknął jakby błagalnie, po czym lekko przechylił głowę w moją stronę.
               – Imponujesz mi swoimi tekstami. I pomysłami. I sobą. – Posłałam mu czuły uśmiech.
               Wzruszył ramionami.
               – Powiedz mi coś, czego nie wiem. – oznajmił z zadziornym uśmiechem. – Pamiętaj, uganiają się za mną-
               – Uczennice, nauczycielki, uczniowie oraz kto wie, ilu nauczycieli. – Weszłam mu w słowo. – Tak, pamiętam. Jesteś obiektem westchnień wszystkich wokół. – oznajmiłam, próbując wykrzywić usta w podobnie zadziorny uśmieszek.
               – Tak, zgadza się. – przyznał z dumą – Wszyscy chcą być ze mną, ale ja chcę być tylko z tobą.
               Gwałtownie spuściłam wzrok na ziemię, czując, że motylki w moim brzuchu dokonują czegoś na wzór anarchii. Zaczęłam cicho chichotać, a całe gorąco z mojego ciała skumulowało się w moich policzkach.
               Jaki on jest słodki! Jakie to było kochane! Czemu on to powiedział? Bo wie, jak to na mnie działa! Boże, co za głupek! Zaczyna mi być z tego wszystkiego duszno! Co on ze mną robi!? Przecież to jeden z takich oklepanych tekstów, ale… ale to takie kochane, urocze i… nie znam innych słów, które mogłyby to wystarczająco dobrze opisać! Cholera, zachowuję się, jakby mówił do mnie jakimś wyszukanym wierszem!
               Chcę więcej takich tekstów…
               Przeniosłam wzrok na Justina z zamiarem dotarcia do jego twarzy. Zatrzymałam się jednak na jego ręce. Zagryzłam delikatnie dolną wargę. Może mogłabym?
               Wyciągnęłam rękę w stronę Justina. Ostrożnie chwyciłam jego ciepłą dłoń. On w odpowiedzi splątał ze sobą nasze palce.
               – Już myślałem, że tego nie zrobisz i będę musiał się dopraszać. – rzekł Justin. Uniosłam na niego wzrok.
               – Dobrze, że zdecydowałam się przejąć inicjatywę.
               Justin zmarszczył brwi.
               – Zarumieniłaś się?
               – Um – mruknęłam i skierowałam wzrok w inną stronę. – Być może.
               – Jeszcze nawet nie zacząłem, a ty już się jarasz. – Pokręcił głową. – Mam ogromną chęć zobaczyć, co będzie dalej. ­– Uniósł znacząco jeden kącik ust.
              


~~~~~~


               Witam wszystkich po długim czasie! Co tam u Was?

               Tak, wiem, że w tym rozdziale powinna być randka. Przyznam szczerze – zabierałam się do napisania jej tyle razy, że w końcu stwierdziłam: „To nie ma sensu!”. Usunęłam to, co miałam, zbudowałam całość od początku, z innymi pomysłami i… mam nadzieję, że przypadnie Wam w jakimś stopniu do gustu.

               Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo tęskniłam. Za wszystkim. Za fabułą. Bohaterami. Justinem. Ronnie. I za Wami. Bardzo Was przepraszam, że musieliście tyle czekać. Po prostu nie chciałam udostępnić czegoś, do napisania czego nie byłam gotowa. Wystarczy mi, że już kilka takich rozdziałów jest w tym Fanfiction.

               Cieszę się, że jestem tu z powrotem. Co prawda, u mnie jeszcze nie jest stabilnie, ale mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej niż ten. ;)

               Do napisania!

8 komentarzy: