czwartek, 5 października 2017

Rozdział 22: ,,Musiałem Cię nieźle zdenerwować."

               Oddałam kolejny strzał. Opuściłam ręce.
               Teraz tarcza bardziej przypomina sito, ale grunt, że nauczyłam się w końcu trafiać. Oczywiście mniej więcej, ale to zawsze coś.
               – Masz już dość? – zapytała rozbawiona Robin. Podeszła do stanowiska piątego.
               Zerknęłam po sobie. Trochę ręce mnie bolą. Może to dobry moment, by przestać. Wyżyłam się, lepiej mi. Jest dobrze.

               Odstawiłam pistolet na półkę.
               – Tak. Na dzisiaj mi chyba wystarczy. – przytaknęłam z uśmiechem. Ściągnęłam słuchawki na kark.
               Robin oparła się o półkę na łokciach, a następnie wysunęła się w kierunku mojego dzisiejszego celu.
               – Wygląda, jakbyś miała strzelanie we krwi. – oznajmiła z duma.
               Zaśmiałam się cicho.
               – No coś ty. – zaprzeczyłam. – Aż taka dobra nie jestem.
               – Mówię poważnie. – przyznała. Pokiwała głową. – Nie każdy potrafi posługiwać się bronią, a nad tobą nie musiałam długo stać. Załapałaś prawie od razu, o co chodzi. W ciągu tych kilkunastu minut sama się doskonaliłaś. Nie wszyscy tak mają.
               Uniosłam wysoko kąciki ust. Zerknęłam na tarczę.
               – To przez adrenalinę.

               – Dlaczego jesteś taka skromna? – zapytała, a w jej głosie można było usłyszeć wyjątkowe zaciekawienie. Odwróciłam się w jej stronę. ­– W tym fachu to naprawdę ogromny talent.
               Spuściłam głowę. Nie uważam tego, za coś niezwykłego. To miłe, co mówi. Jednak, mówiąc „w tym fachu”, ma pewnie na myśli wymachiwanie bronią na wszystkie strony i unieszkodliwianie konkretnych osób. Ja tak nie potrafię. Albo raczej nie chcę tak robić.
               – Możliwe, ale nie wiem, czy to naprawdę coś aż tak wielkiego. – odpowiedziałam, bawiąc się rękawami. Podniosłam wzrok na kobietę. Od razu posłałam jej uśmiech. – Jest wiele lepszych ode mnie. – Wzruszyłam ramionami.
               Robin uśmiechnęła się.
               – Nie doceniasz siebie. – szepnęła, przyglądając mi się uważnie. – Dlaczego?
               Spuściłam z niej wzrok.
               – Nie mam powodów, by się doceniać. – odparłam cicho.
               Westchnęła ciężko. Spojrzałam przelotnie na Robin. Odwróciłam się w stronę tarczy, a następnie oparłam się rękoma o półkę. Ciężko jest w siebie uwierzyć, gdy osoby z najbliższego otoczenia spisały cię na straty. Chciałabym siebie doceniać, ale wolałabym, by chociaż raz zrobił to ktoś, kto od chyba zawsze uważał mnie za zero. Ale teraz to już i tak niemożliwe.
               – Justin dokonał tego samego wyboru podczas pierwszego szkolenia. – zaczęła. Spojrzałam w jej stronę. – Z tą różnicą, że on od początku wiedział, za co chwyta.
               Zmarszczyłam lekko brwi. To… ciekawe, ale po co mi ta informacja?
               – Dlaczego mi to mówisz? – Uniosłam delikatnie brew.
               Uśmiechnęła się. Odwróciła się, a następnie oparła swoje ciało tyłem o półkę.
               – Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo jesteście do siebie podobni? – zapytała, a jej uśmiech momentalnie się poszerzył. – Wydaje mi się to czasem aż niewiarygodne. – zaśmiała się.
               Skierowałam wzrok na lewo, a zaraz potem z powrotem na Robin. Wymusiłam na kącikach moich ust, by się uniosły.
               – Justin nie zachowuje się jak mały kotek czy potulny baranek. – zaprzeczyłam, zbiegając wzrokiem gdzieś na podłogę.
               Zapadła cisza.
               – Słyszałaś, jak wczoraj o tobie mówił?
               Chyba szykuje się dłuższa rozmowa. Odwróciłam się tyłem do półki, a następnie usiadłam na niej.
               – Trochę.
               Westchnęła głośno.
               – Swego czasu Justin był podobny do ciebie. Mam tu na myśli zdolność do wpadania w kłopoty. Nie urażając cię, oczywiście. – zaśmiała się cicho.
               Zaciągnęłam kącik ust do tyłu.
               – Spoko, rozumiem. – przytaknęłam.
               – Cały czas trzeba było go skądś wyciągać, ratować. Przyznam, że sprawiał więcej problemów od ciebie, ponieważ z powodu jego wyczynów cierpiało wiele osób. – Przytaknęła sama sobie. – Działo się to głównie wtedy, gdy Joker na niego napierał i gdy Kim go zostawiła. Każdy ma swoje granice, których nikt nie powinien naruszać.
               – Opowiadaliście mi już trochę o nim. – westchnęłam cicho.
               – Tak, wiem. – szepnęła. – Dążę do tego, że odnoszę wrażenie, że Justin jest trochę za bardzo przewrażliwiony na twoim punkcie. – odchrząknęła. – Nie tylko ja tak uważam. Harry, Daisy i inni także są tego zdania. Jakby na siłę próbował cię obronić przed wszystkim. Przecież nie jesteś jak jego mama. Nie wiem, czemu tak bardzo upiera się przy swoim. – zaprzeczyła.
               Zmarszczyłam brwi.
               – Jak jego mama? – powiedziałam cicho, a swój wzrok wbiłam w pomieszczenie przede mną.
               Przecież mama Justina zdaje się być miłą, niegroźną, kochaną kobietą, którą… pilnuje Joker. No właśnie!
               – Uważasz, że Justin traktuje mnie tak, jak Joker jego mamę, ponieważ jest tego… nauczony? – zapytałam niepewnie, po czym natychmiast skierowałam wzrok na Robin.
               – Wiesz… – zaczęła, wyginając usta w grymas. Spojrzała na swoje ręce. – To są tylko moje i Harry’ego przemyślenia, ale tak. Pewne cechy macie wspólne. Głównie to, że ty i jego mama jesteście z zupełnie innego świata niż my.
               To wiele tłumaczy, jakby nie spojrzeć.
               – Widziałam, jaki Joker potrafi być w stosunku do mamy Justina i – przeciągnęłam. – przyznam, że było to całkiem urocze, ale nie chciałabym, żeby Justin trząsł się tak nade mną. – Pokręciłam powoli głową. – Zdaje sobie sprawę, że może się martwić, ale ja czuję się tylko gorzej. Jakbym niczego nie umiała zrobić dobrze.
               Zaśmiała się krótko.
               – Jak Justin. – przyznała.
               Cofnęłam lekko głowę.
               – Czemu?
               – Też nie lubi, gdy ktoś nad nim wisi. Gdy go za bardzo kontroluje. – wyjaśniła. – Wydawało się wtedy, że miał ręce i nogi związane niewidzialną nicią. Potrafił spartaczyć każdą, nawet najbardziej oczywistą sprawę. Aż do czasu, gdy trzeba było być za kogoś odpowiedzialnym. – Podkreśliła ostatni wyraz.
               Uniosłam pytająco brew. Rozumiem, że ma na myśli mnie.
               Robin odepchnęła się od półki.
               – Po kilku dniach obserwacji stwierdziłam, że jesteś bardzo dobrą osobą dla Justina. Wielu się ze mną nie zgadzało, ponieważ uważali, że on potrzebuje potężnej baby, która potrafiłaby go ustawić do pionu. A Justin tak naprawdę potrzebował kogoś podobnego do siebie. – oznajmiła miłym tonem. Podeszła do mnie. – Nadal potrzebuje. – Posłała mi uśmiech. – I być może próbuje na siłę zrobić z ciebie swoją mamę, ale nie powinnaś mu na to pozwolić. – Położyła dłoń na moim kolanie. Ciepło sprawiło, że ciarki przebiegły po moim ciele.
               – Nie jest łatwo postawić Justinowi warunki, które mu się nie podobają. – oznajmiłam, a mój wzrok przemknął po dłoni Robin.
               – To nigdy nie jest łatwe. – przyznała, kręcąc przy tym głową. – Jednak sądzę, że jeśli powiedzielibyście sobie, co tak naprawdę do siebie czujecie, to mogłoby to wiele zdziałać.
               Otworzyłam szeroko oczy, a moje policzki zaczęły się nagrzewać w bardzo szybkim tempie. Robin próbuje mnie przekonać, żebym wyznała Justinowi, co do niego czuję? Znaczy się… Już to zrobiłam, ale dlaczego jej na tym zależy? Tak bardzo troszczy się o Justina? Może… Możliwe, że nie jest taka ostra, jak mogło się wydawać. Jednak po wyznaniu miłości Justinowi jego stosunek do różnych spraw nie bardzo uległ zmianie, ale Robin o tym nie wie i… może niech na razie tak zostanie.
               – M-możliwe, że masz rację. – oznajmiłam z trudem, gdyż język zaczął mi się plątać.
               Czym ja się denerwuje? Przecież to nic takiego!
               – Justinowi pomógł fakt, że może dbać o ciebie. Sądzę, że w drugą stronę mogłoby to zadziałać tak samo.
               Wprawiła w ruch swoją rękę. Przesunęła nią do połowy mojego uda, co sprawiło, że się delikatnie wzdrygnęłam. To zaczyna być coraz bardziej niezręczne!
               – Przemyślę to. – oznajmiłam, odwracając głowę w kierunku kobiety.
               Odsunęłam się trochę, na co Robin cofnęła dłoń. Wbiła tępe spojrzenie w blat.
               – Nie odpychaj go tak, jak odepchnęłaś ostatnio Harry’ego. – oznajmiła, a jej twarz oblał poważny wyraz. Chociaż oczy wydają się być smutne.
               Zacisnęłam usta, tworząc w ten sposób cienki pasek. Chyba bardzo ma mi za złe to, co zdarzyło się w klubie. Ale ja przecież nie chciałam, by mu było przykro!
               – Facetów można naprawdę bardzo łatwo zranić. Tylko wydają się być tacy mężni i twardzi. W środku – Zrobiła z rąk prowizoryczny okrąg. – są bardzo wrażliwi.
               Westchnęłam, jednocześnie spuszczając lekko głowę.
               – Zanim przyjechaliśmy do klubu, Justin powiedział mi coś, co mnie bardzo zabolało. Nie chciałam się wtedy z nim spotkać, dlatego wolałam uciec do baru. – Przełknęłam głośno ślinę. – Ale na mojej drodze stanął Harry. Nie chciałam go w żaden sposób zranić. – zaprzeczyłam. – Wiele dla mnie znaczy, ponieważ traktuje mnie jak… jak osobę wyjątkową. – Wywinęłam dłońmi, by pomóc sobie w wyszukaniu odpowiedniego określenia.
               – Traktuje tak wszystkie kobiet. – odpowiedziała oschle i jakby z żalem.
               Spojrzałam na nią z dołu. Jej wzrok wędruje gdzieś po ścianie. Znowu powiedziałam coś, czego mówić nie powinnam.
               – Sęk w tym, że ostatnią rzeczą, jaką mogłabym zrobić, to celowe zranienie go. – wyjaśniłam. – Nigdy bym…
               – To też jest wasza wspólna cecha. – przerwała mi. Spojrzała na mnie. – Odpychacie tych, którzy chcą wam pomóc.
               Ogarnął mnie ogromny smutek. Przymknęłam oczy, a następnie opuściłam luźno głowę.
               – Jakbyście się bali, że pomoc będzie was coś kosztować albo, że nikt wam nie jest potrzebny i ze wszystkim sami sobie poradzicie. – oznajmiła opanowanym i pozornie neutralnym głosem, jednak niektóre wyrazy wypowiedziała jakby z pretensją.
               Nie chciałam zranić Harry’ego. Nie sądziłam, że tak bardzo mogłoby go to zaboleć, że aż Robin będzie mieć do mnie o to żal. Tak bardzo źle mi z tym teraz, ale żaden z podanych przez nią powodów nie pasuje do tamtej sytuacji.
               – Albo nie chcemy, by ktoś niepotrzebnie przejmował się naszymi problemami. – szepnęłam.
               Chyba do końca życia będę Harry’ego za to przepraszać. Naprawdę nie chciałam!
               – Jesteście dla siebie stworzeni. – przyznała dumnie Robin.
               Wbiłam w nią zdezorientowane spojrzenie. Smutek i żal opuściły jej twarz. Zamiast tego zagościł na niej uśmiech.
               – Powinniście coś z tym zrobić. Nie możecie pozwolić zmarnować się temu, co was łączy. – oznajmiła, ale było to dziwnie ciężkie. Jakby próbowała mi narzucić swoją rację. – Przyznaj – zaczęła, a ręką oparła się o półkę. – umówiłaś się ze mną na strzelnicę, by pokazać Justinowi, że myli się w stosunku do ciebie. – Uniosła jednoznacznie brew.
               – Um… – mruknęłam. Przez moje ciało przebiegł dziwny dreszcz. – Fakt. Nie do końca zgadzam się z tym, jak mnie nazwał, ponieważ zawsze umiałam sobie jakoś sama radzić, ale. – zamilkłam. Mój wzrok zaczął biegać po ścianie za Robin. – Nie chciałabym, by on się o tym dowiedział. – Posłałam Robin porozumiewawcze spojrzenie. – Przynajmniej na razie.
               Nawet nie chcę wiedzieć, jakby ta bomba zegarowa zareagowałaby na to, że robię coś sama od siebie i po swojemu. Dopiero, co wyznaliśmy przed sobą, jak sprawy między nami wyglądają. Justin ma dużo na głowie, nie wysypia się. Ja też jeszcze nie do końca pojmuję, co się między nami zadziało. Nie chcę do tego jeszcze dokładać mojej samowolki, bo Justin… nie wiem, jak on się zachowa na tę wiadomość. Co prawda, może coś podejrzewać po naszym porannym spotkaniu, ale sprawy, którymi się aktualnie zajmuje, są dla niego najważniejsze. Dlatego, gdy chociażby część tego chaosu się unormuje, to mu o tym powiem.
               Pokażę mu.
               Wspomnę kiedyś przy jakiejś rozmowie. Gdy będzie miał trochę wypite. Albo trochę więcej niż tylko trochę.
               Może niepotrzebna mu ta informacja? Po co ma się facet niepotrzebnie denerwować, że dziewczyna, którą kocha, błąka się gdzieś po wielkim wieżowcu z pistoletem, który potrafi obsługiwać? Po co ma się pienić? Złościć? Krzyczeć na mnie? Choć przyznam, że to urocze i kochane, że się o mnie martwi.
               Uśmiechnęłam się delikatnie.
               Martwi się o mnie. Ale i tak zbiorę opierdol za samowolkę.
               – Ronnie? – zapytała dziwnym tonem.
               Posłałam jej niepewne spojrzenie.
               – Justin nie ma zielonego pojęcia, co tutaj dzisiaj zrobiłaś, a Tobie się to podoba? – Na jej usta wtargnął iście szeroki uśmiech.
               Przełknęłam głośno ślinę. Robi się coraz dziwniej.
               – Tak. – przytaknęłam. – I nie. – zaprzeczyłam.
               Chociaż nie do końca wiem, czy mnie się to nie podoba.
               – To bardzo dobry pomysł! – oznajmiła z przekonaniem. – Faceci lubią takie zagrania. Gdy dziewczyna się im stawia. – Przygryzła w znaczący sposób dolną wargę. – Prowokujesz go.
               Cofnęłam głowę, otwierając przy tym szeroko oczy.
               – Co?! Nie! – zaprzeczyłam. – Nie prowokuję go! A na pewno nie celowo! – zawołałam zszokowana. Prowokować Justina? To jak przebiec przez pole minowe!
               – On może to odebrać inaczej. – Wzruszyła ramionami, a jej uśmiech znacznie się poszerzył.
               – Nie. – oznajmiłam, po czym poprawiłam się na półce. – Poza tym, Justin nie lubi, gdy ktoś się mu sprzeciwia lub robi coś za jego plecami.
               Z kieszeni Robin dobiegła do moich uszu miła melodia. Obie spojrzałyśmy na urządzenie, które przez rozświetlony wyświetlacz prześwituje przez materiał spodni kobiety.
               – Masz rację. – oznajmiła, po czym odsunęła się. Sięgnęła po telefon, a następnie uniosła wzrok na mnie. – Ale ty nie jesteś tylko kimś. – dodała, kładąc duży nacisk na ostatni wyraz. – Zastanów się nad tym. – Pokiwała głową, po czym odwróciła się na pięcie. Ruszyła w stronę składziku.
               Odprowadziłam ją wzrokiem.
               Odnoszę wrażenie, jakby od początku tej rozmowy próbowała mnie zeswatać z Justinem. Mam także przeczucie, że ona nie do końca wie, jak sprawy między nami wyglądały na przestrzeni kilku miesięcy. Ale o czym ja w ogóle mówię? Czy poza Daisy ktokolwiek o czymkolwiek wie? Oczywiście mówiąc o tych, których temat Ronnie-Justin chociaż trochę interesuje. Czy według nich nie jest tak, że Justin ma tylko do mnie pretensje i jednocześnie najlepiej, to by mnie owinął w folię bąbelkową i zamknął w szafie, żeby mi się nic nie stało? Ale… z drugiej strony, to nie wiem, jak on odnosi się w stosunku do mnie, gdy nie ma mnie obok.
               Przesunęłam palcami po swoich ustach.
               Tak… Tego nie wiem.
               Położyłam rękę za sobą, by się oprzeć. Palcami naparłam na pistolet, który przypadkiem odepchnęłam. Odwróciłam gwałtownie głowę. Serce mi stanęło na widok pistoletu znajdującego się na krawędzi. Wyciągnęłam w jego kierunku dłoń.
               Zsunął się.
               Cholera jasna!
               Wysunęłam się na krawędź półki, by zobaczyć jego położenie. Leży tuż pode mną na podłodze wyłożonej… czymś. Westchnęłam głośno, po czym położyłam się na boku. Spuściłam rękę, jednocześnie drugą dłonią łapiąc się krawędzi, by nie zlecieć.
               Że też zawsze muszę coś odwalić, gdy za bardzo się zamyślę!
               Skrzywiłam się.
               Nie, no. Nie ma mowy, bym tak go złapała.
               Obróciłam się na brzuch. Ponownie wyciągnęłam rękę w stronę pistoletu.
               Jeszcze trochę…
               Ogarnął mnie dziwny niepokój. Jakby ktoś…
               Duże, ciepłe dłonie przemknęły po moich udach. Na skutek dreszczy cała na moment zesztywniałam. Położyłam ręce na krawędzi półki, a następnie machinalnie się na nich uniosłam. Wbiłam zdezorientowane spojrzenie w osobnika znajdującego się za mną.
               Ciemny garnitur. Neutralny wyraz twarzy. Błyszczące oczy i wręcz idealna fryzura.
               Moje serce zaczęło szybciej bić.
               A on co tu robi?!
               Chwycił mnie za nogi, a następnie powoli zaczął mnie ciągnąć w swoja stronę.
               – Co robisz? – zapytał, a jego brew podskoczyła w górę, jakby był bardzo zaintrygowany moją obecną pozą. Spuścił wzrok.
               – Mogłabym zapytać ciebie o to samo. – odparłam niepewnie.
               Zjechałam wzrokiem na miejsce, w które prawdopodobnie patrzy Justin. Zdaje się przyglądać, jak mój tyłek zmierza w stronę jego…
               Ej!
               Uniosłam się na rękach, a następnie zgrabnie obróciłam i usiadłam na półce. Ręce Justina zdążyły się zsunąć pod moje kolana. Uniósł dumnie głowę.
               – Musiałem się upewnić, że bezpiecznie dotarłaś na miejsce. – oznajmił.
               Westchnęłam głęboko. Grunt, że nie próbuje się już ze mną o to kłócić. Złączyłam swoje ręce ze sobą.
               – Więc widzisz – zaczęłam, rozsiadając się wygodnie. – nic mi nie grozi. – Posłałam mu delikatny uśmiech.
               – Teraz twoja kolej. – odmruknął.
               – Hm? – Uniosłam brwi.
               – Dlaczego masz na sobie te okulary i słuchawki? – zapytał, po czym oparł się rękoma o półkę.
               Otworzyłam szeroko oczy.
               – Um. – zająknęłam się, po czym wessałam dolną wargę.
               Spuściłam wzrok. Bomba. Nie chciałam mu mówić, ale…
               Przełknęłam głośno ślinę. Spojrzałam na zaciekawionego Justina. Nie mam wyjścia. Chwyciłam za słuchawki, po czym ostrożnie ściągnęłam je z siebie.
               – Robin uczyła mnie, jak posługiwać się bronią. – oznajmiłam. Skoro i tak miałabym dostać opierdol, to chociaż za coś, co rzeczywiście zrobiłam.
               Przechylił lekko głowę. Odłożyłam słuchawki na bok.
               – Dlaczego?
               Zmarszczyłam delikatnie brwi. Ściągnęłam okulary. Je również odłożyłam.
               – Ponieważ – przeciągnęłam. – stwierdziłam, że przyda mi się ta umiejętność.
               – Mówisz – westchnął. – że przyda ci się ta umiejętność. – szepnął, a następnie skierował wzrok za mnie. – I na tym się ćwiczyłaś? – Skinął głową w stronę tarczy.
               Odruchowo odwróciłam głowę. Spuściłam wzrok. Nie lubię, gdy zmienia swój ton na wymowny i jednocześnie neutralny. Spojrzałam na Justina. Zaczęłam powoli odwracać głowę w jego kierunku.
               – Tak. – przytaknęłam, patrząc uważnie w jego oczy.
               Odsunął się o krok. Wsunął dłonie do kieszeni eleganckich spodni. Delikatny uśmiech przemknął przez jego usta.
               – Dobrze.
               Pokiwał głową. Wyprostował się, ale jego klatka piersiowa wydaje się być bardziej wypięta do przodu niż normalnie.
               Odetchnęłam cicho, doznając ulgi, ale nie całkowitej. Znam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że tak tego nie zostawi. Jednak zareagował dobrze.
               Za dobrze.
               – Nie spodziewałem się tego, ale dobrze.
               Zerknął przelotnie na podłogę. Ostatecznie jego spojrzenie spoczęło na mnie.
               – Musiałem cię nieźle zdenerwować. – Uniósł zadziornie kącik ust oraz brew po tej samej stronie.
               Przygryzłam kącik ust od środka, jednak skóra szybko wydostała się w ucisku.
               – Zdenerwować?
               Moje brwi drgnęły. Do czego on dąży?
               Uśmiechnął się.
               – Stwierdziłem to – zaczął, a kąciki jego ust opadły. Wykonał krok na przód. – dzisiaj w windzie. – Westchnął. – Gdybyś nie była na mnie zła, to nie podniosłabyś głosu.
               Zmarszczyłam brwi. Delikatnie odwróciłam głowę, jednak ani przez chwilę nie przestałam lustrować wzrokiem jego twarzy zagorzałego pokerzysty. Wiele razy nie uniosłam głosu, gdy mnie zdenerwował, więc jego teoria jest wyssana z palca.
               Oparł się rękoma o półkę po obu moich stronach. Wysunął się w moim kierunku, na co w odpowiedzi lekko cofnęłam głowę. Wzięłam głęboki wdech, by spróbować zapanować nad sytuacją, gdy poczułam zapach jego zniewalających perfum. Przesunęłam prawie automatycznie zębami po dolnej wardze. Jest blisko. Niebezpiecznie blisko.
               – Ale zaraz potem spokorniałaś, bo dotarło do ciebie, do kogo się tak odniosłaś. – powiedział ściszonym głosem, przysuwając się do mnie coraz bliżej i bliżej.
               Odruchowo skupiłam wzrok na jego miękkich, różowych wargach, które z sekundy na sekundę coraz bardziej prowokują do tego, by je dotknąć. Nie robi nic nadzwyczajnego, a to i tak wystarczy, by całą uwagę skupić tylko na nim.
               – Wtedy przypomniałaś mi, jak bardzo uwielbiałem droczyć się z pewną Kruszyną. – wymruczał w cholernie seksowny sposób.
               Serce zakołatało. Jego dłonie spoczęły na moich biodrach. Zacisnął na nich palce, po czym przyciągnął mocnym ruchem moje ciało do siebie. Wpił się w moje usta, które następnie zaczął tak zachłannie całować, jakby chciał odciąć mi cały dopływ powietrza. Ujęłam jego twarz w dłonie, próbując jednocześnie nadążyć za odwzajemnianiem każdego jego ruchu.
               Cofnął gwałtownie głowę. Odruchowo wyciągnęłam swoją za nim, jednak nie udało mi się go chwycić. Zaczęłam zbierać oddech, który stał się tak płytki, jakbym przebiegła pół maratonu. Mimo to, nie czuję zmęczenia. Wręcz przeciwnie. Wydaje się, że wariujące motyle w moim brzuchu wręcz krzyczą, by ponowić to, co zadziało się przed sekundą.
               Zmierzył uważnie moją twarz. Wsunął dłonie pod materiał mojej bluzy. Jego ciepłe dłonie sprawiły, że na całej skórze pojawiła się gęsia skórka, a dreszcze tylko jeszcze bardziej pobudziły motylki.
               – I jak bardzo podnieca mnie… – mruknął ponownie.
               Szybkim ruchem przesunął swoje dłonie w górę po moim ciele, zatrzymując się dopiero przy linii stanika. Odruchowo położyłam dłonie na ramionach Justina i odepchnęłam się od niego, czując presję i nacisk.
               – Gdy mi się stawia. – szepnął.
               Posłałam mu zdezorientowane spojrzenie, w dalszym ciągu próbując unormować oddech.
               – Justin… Proszę… – wysapałam cicho, a następnie lekko zaprzeczyłam.
               Na nic lepszego mnie w tej chwili nie stać. Nie chcę stracić kontroli. Nie tu. Nie dzisiaj. Jeszcze nie teraz.
               Jego ciemne oczy, wpatrzone wprost we mnie, przykuły moją uwagę. A ten jego zadziorny uśmiech zdaje się z każdą chwilą przybierać coraz bardziej na szerokości.
               Jak on mi się, kurwa, cholernie podoba!
               Rozłożył dłonie wzdłuż mojego kręgosłupa i ponownie zaczął mnie do siebie przyciągać.
               – A jeszcze bardziej… – zaczął.
               Straciłam panowanie nad rękami. Coraz bardziej uginają się w łokciach. Jakby były z waty. Coraz bardziej zmniejsza się dystans między nami.
               Docisnął mnie do swojego ciała. Nachylił się.
               – Gdy mi ulega. – szepnął i nie czekając na moją reakcję, chwycił wargami skórę mojej szyi.
               O Boże!
               Złożył mokry pocałunek na mojej skórze. Ustami skierował się w dół, jednocześnie oddechem drażniąc wilgotne miejsca. Odchyliłam lekko głowę. Palce jednej ręki wsunęłam między miękkie, ułożone włosy Justina. Z kolei drugą zsunęłam na tors. Pod wpływem nacisku mojej ręki, guziki jedwabnej koszuli zaczęły się odpinać, otwierając mi przejście.
               Zahaczył palcami o zapięcie stanika.
               – Proszę. – westchnęłam, po czym przygryzłam dolną wargę, próbując uciszyć kolejne odgłosy.
               – Proś, o co chcesz. – wysapał gdzieś pomiędzy pocałunkami, wypuszczając przy każdym wyrazie gorące powietrze.
               Wessał kawałek mojej skóry.
               Zacisnęłam palce obu rąk, wydając z siebie przy tym tłumiony jęk.
               Odsunął głowę.
               – Ale skoro wolisz parę nastolatków – zaczął. – to pobawimy się na twoich zasadach. – Wzruszył ramionami, a następnie się odsunął.           
               Z trudem otworzyłam oczy. Posłałam Justinowi nieprzytomne spojrzenie.
               – Co? – wydusiłam z siebie.
               Wsunął mi coś do ręki, którą jeszcze kilka sekund temu tarmosiłam jego włosy.
               – Kup sobie coś ładnego na wieczór. – szepnął miłym głosem, posyłając mi również przy tym dumny uśmiech, a następnie odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia.
               Co? Nie! Nie, nie! Niech tu wraca! Teraz!
               Wydałam z siebie kilka dość głośnych odgłosów niezadowolenia. Przez cholernie nieregularny oddech nie jestem w stanie nic z siebie wydusić!
               Spojrzał w moją stronę przez ramię.
               – Do wieczora, kotku. – Posłał mi ten swój cholerny, zadziorny uśmieszek, a zaraz potem zniknął za rogiem.
               Wbiłam błagalne spojrzenie w przejście.
               To nie może się tak skończyć! Niech on tu wróci! Proszę! Błagam!
               Ze składziku wyszła Robin.
               – Słuchaj, Justin. – zaczęła, kierując na mnie wzrok. Zmarszczyła brwi. Zamknęła usta. Rozejrzała się po całym pomieszczeniu. – Już poszedł?
               Spojrzałam na swoją dłoń. Justin wepchnął mi do niej plik pieniędzy zawiniętych gumką.


~*~*~*~*~*~

               Tak prezentuje się obiecany rozdział! Nie sądziłam, że uda mi się go tak szybko napisać :’) Mam nadzieję, że nie jest w nim za dużo błędów i jakoś można go przeczytać.

               Jak tam w szkole? Trzymacie się jakoś? Ja zaczynam zjazdy w ten weekend, a tak mi się nie chce… :/ Tym bardziej, że na ten semestr przypadły mi prawie same mdłe zajęcia. Ale znając mnie i moje piękne życie, to odpalę dyktafon w telefonie i będę pisać w zeszycie następny rozdział Dżoksa lub jeszcze czegoś innego. Oby tylko przetrwać c:

               To widzimy się (prawdopodobnie) za tydzień! :D

               Do napisania!

2 komentarze:

  1. Are you in Search of quality and best Dumps in Underground Market? Yes you are on right place. Joker’s Stash You can find us here https://jstashbazar.club/login. Joker Stash - Joker's Stash login – JokerStash - Joker Stash cards - Joker Stash Dumps - Joker Stash Registration - Joker's Stash Login.

    OdpowiedzUsuń