Oddałam
kolejny strzał. Opuściłam ręce.
Teraz
tarcza bardziej przypomina sito, ale grunt, że nauczyłam się w końcu trafiać.
Oczywiście mniej więcej, ale to zawsze coś.
– Masz
już dość? – zapytała rozbawiona Robin. Podeszła do stanowiska piątego.
Zerknęłam
po sobie. Trochę ręce mnie bolą. Może to dobry moment, by przestać. Wyżyłam
się, lepiej mi. Jest dobrze.
Odstawiłam
pistolet na półkę.
– Tak.
Na dzisiaj mi chyba wystarczy. – przytaknęłam z uśmiechem. Ściągnęłam słuchawki
na kark.
–
Wygląda, jakbyś miała strzelanie we krwi. – oznajmiła z duma.
Zaśmiałam
się cicho.
– No
coś ty. – zaprzeczyłam. – Aż taka dobra nie jestem.
–
Mówię poważnie. – przyznała. Pokiwała głową. – Nie każdy potrafi posługiwać się
bronią, a nad tobą nie musiałam długo stać. Załapałaś prawie od razu, o co
chodzi. W ciągu tych kilkunastu minut sama się doskonaliłaś. Nie wszyscy tak
mają.
Uniosłam
wysoko kąciki ust. Zerknęłam na tarczę.
– To
przez adrenalinę.
–
Dlaczego jesteś taka skromna? – zapytała, a w jej głosie można było usłyszeć
wyjątkowe zaciekawienie. Odwróciłam się w jej stronę. – W tym fachu to
naprawdę ogromny talent.
Spuściłam
głowę. Nie uważam tego, za coś niezwykłego. To miłe, co mówi. Jednak, mówiąc „w
tym fachu”, ma pewnie na myśli wymachiwanie bronią na wszystkie strony i
unieszkodliwianie konkretnych osób. Ja tak nie potrafię. Albo raczej nie chcę
tak robić.
–
Możliwe, ale nie wiem, czy to naprawdę coś aż tak wielkiego. – odpowiedziałam,
bawiąc się rękawami. Podniosłam wzrok na kobietę. Od razu posłałam jej uśmiech.
– Jest wiele lepszych ode mnie. – Wzruszyłam ramionami.
Robin
uśmiechnęła się.
– Nie
doceniasz siebie. – szepnęła, przyglądając mi się uważnie. – Dlaczego?
Spuściłam
z niej wzrok.
– Nie
mam powodów, by się doceniać. – odparłam cicho.
Westchnęła
ciężko. Spojrzałam przelotnie na Robin. Odwróciłam się w stronę tarczy, a
następnie oparłam się rękoma o półkę. Ciężko jest w siebie uwierzyć, gdy osoby
z najbliższego otoczenia spisały cię na straty. Chciałabym siebie doceniać, ale
wolałabym, by chociaż raz zrobił to ktoś, kto od chyba zawsze uważał mnie za
zero. Ale teraz to już i tak niemożliwe.
–
Justin dokonał tego samego wyboru podczas pierwszego szkolenia. – zaczęła.
Spojrzałam w jej stronę. – Z tą różnicą, że on od początku wiedział, za co
chwyta.
Zmarszczyłam
lekko brwi. To… ciekawe, ale po co mi ta informacja?
– Dlaczego
mi to mówisz? – Uniosłam delikatnie brew.
Uśmiechnęła
się. Odwróciła się, a następnie oparła swoje ciało tyłem o półkę.
–
Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo jesteście do siebie podobni? –
zapytała, a jej uśmiech momentalnie się poszerzył. – Wydaje mi się to czasem aż
niewiarygodne. – zaśmiała się.
Skierowałam
wzrok na lewo, a zaraz potem z powrotem na Robin. Wymusiłam na kącikach moich
ust, by się uniosły.
– Justin
nie zachowuje się jak mały kotek czy potulny baranek. – zaprzeczyłam, zbiegając
wzrokiem gdzieś na podłogę.
Zapadła
cisza.
–
Słyszałaś, jak wczoraj o tobie mówił?
Chyba
szykuje się dłuższa rozmowa. Odwróciłam się tyłem do półki, a następnie
usiadłam na niej.
–
Trochę.
Westchnęła
głośno.
– Swego
czasu Justin był podobny do ciebie. Mam tu na myśli zdolność do wpadania w
kłopoty. Nie urażając cię, oczywiście. – zaśmiała się cicho.
Zaciągnęłam
kącik ust do tyłu.
–
Spoko, rozumiem. – przytaknęłam.
– Cały
czas trzeba było go skądś wyciągać, ratować. Przyznam, że sprawiał więcej
problemów od ciebie, ponieważ z powodu jego wyczynów cierpiało wiele osób. – Przytaknęła
sama sobie. – Działo się to głównie wtedy, gdy Joker na niego napierał i gdy
Kim go zostawiła. Każdy ma swoje granice, których nikt nie powinien naruszać.
–
Opowiadaliście mi już trochę o nim. – westchnęłam cicho.
– Tak,
wiem. – szepnęła. – Dążę do tego, że odnoszę wrażenie, że Justin jest trochę za
bardzo przewrażliwiony na twoim punkcie. – odchrząknęła. – Nie tylko ja tak
uważam. Harry, Daisy i inni także są tego zdania. Jakby na siłę próbował cię
obronić przed wszystkim. Przecież nie jesteś jak jego mama. Nie wiem, czemu tak
bardzo upiera się przy swoim. – zaprzeczyła.
Zmarszczyłam
brwi.
– Jak
jego mama? – powiedziałam cicho, a swój wzrok wbiłam w pomieszczenie przede
mną.
Przecież
mama Justina zdaje się być miłą, niegroźną, kochaną kobietą, którą… pilnuje
Joker. No właśnie!
–
Uważasz, że Justin traktuje mnie tak, jak Joker jego mamę, ponieważ jest tego…
nauczony? – zapytałam niepewnie, po czym natychmiast skierowałam wzrok na
Robin.
– Wiesz…
– zaczęła, wyginając usta w grymas. Spojrzała na swoje ręce. – To są tylko moje
i Harry’ego przemyślenia, ale tak. Pewne cechy macie wspólne. Głównie to, że ty
i jego mama jesteście z zupełnie innego świata niż my.
To
wiele tłumaczy, jakby nie spojrzeć.
– Widziałam,
jaki Joker potrafi być w stosunku do mamy Justina i – przeciągnęłam. –
przyznam, że było to całkiem urocze, ale nie chciałabym, żeby Justin trząsł się
tak nade mną. – Pokręciłam powoli głową. – Zdaje sobie sprawę, że może się
martwić, ale ja czuję się tylko gorzej. Jakbym niczego nie umiała zrobić
dobrze.
Zaśmiała
się krótko.
– Jak
Justin. – przyznała.
Cofnęłam
lekko głowę.
–
Czemu?
– Też
nie lubi, gdy ktoś nad nim wisi. Gdy go za bardzo kontroluje. – wyjaśniła. – Wydawało
się wtedy, że miał ręce i nogi związane niewidzialną nicią. Potrafił spartaczyć
każdą, nawet najbardziej oczywistą sprawę. Aż do czasu, gdy trzeba było być za
kogoś odpowiedzialnym. – Podkreśliła ostatni wyraz.
Uniosłam
pytająco brew. Rozumiem, że ma na myśli mnie.
Robin
odepchnęła się od półki.
– Po
kilku dniach obserwacji stwierdziłam, że jesteś bardzo dobrą osobą dla Justina.
Wielu się ze mną nie zgadzało, ponieważ uważali, że on potrzebuje potężnej
baby, która potrafiłaby go ustawić do pionu. A Justin tak naprawdę potrzebował
kogoś podobnego do siebie. – oznajmiła miłym tonem. Podeszła do mnie. – Nadal
potrzebuje. – Posłała mi uśmiech. – I być może próbuje na siłę zrobić z ciebie
swoją mamę, ale nie powinnaś mu na to pozwolić. – Położyła dłoń na moim
kolanie. Ciepło sprawiło, że ciarki przebiegły po moim ciele.
– Nie
jest łatwo postawić Justinowi warunki, które mu się nie podobają. – oznajmiłam,
a mój wzrok przemknął po dłoni Robin.
– To
nigdy nie jest łatwe. – przyznała, kręcąc przy tym głową. – Jednak sądzę, że
jeśli powiedzielibyście sobie, co tak naprawdę do siebie czujecie, to mogłoby
to wiele zdziałać.
Otworzyłam
szeroko oczy, a moje policzki zaczęły się nagrzewać w bardzo szybkim tempie. Robin
próbuje mnie przekonać, żebym wyznała Justinowi, co do niego czuję? Znaczy się…
Już to zrobiłam, ale dlaczego jej na tym zależy? Tak bardzo troszczy się o
Justina? Może… Możliwe, że nie jest taka ostra, jak mogło się wydawać. Jednak
po wyznaniu miłości Justinowi jego stosunek do różnych spraw nie bardzo uległ
zmianie, ale Robin o tym nie wie i… może niech na razie tak zostanie.
–
M-możliwe, że masz rację. – oznajmiłam z trudem, gdyż język zaczął mi się
plątać.
Czym
ja się denerwuje? Przecież to nic takiego!
–
Justinowi pomógł fakt, że może dbać o ciebie. Sądzę, że w drugą stronę mogłoby to
zadziałać tak samo.
Wprawiła
w ruch swoją rękę. Przesunęła nią do połowy mojego uda, co sprawiło, że się
delikatnie wzdrygnęłam. To zaczyna być coraz bardziej niezręczne!
Odsunęłam
się trochę, na co Robin cofnęła dłoń. Wbiła tępe spojrzenie w blat.
– Nie
odpychaj go tak, jak odepchnęłaś ostatnio Harry’ego. – oznajmiła, a jej twarz
oblał poważny wyraz. Chociaż oczy wydają się być smutne.
Zacisnęłam
usta, tworząc w ten sposób cienki pasek. Chyba bardzo ma mi za złe to, co
zdarzyło się w klubie. Ale ja przecież nie chciałam, by mu było przykro!
– Facetów
można naprawdę bardzo łatwo zranić. Tylko wydają się być tacy mężni i twardzi.
W środku – Zrobiła z rąk prowizoryczny okrąg. – są bardzo wrażliwi.
Westchnęłam,
jednocześnie spuszczając lekko głowę.
–
Zanim przyjechaliśmy do klubu, Justin powiedział mi coś, co mnie bardzo
zabolało. Nie chciałam się wtedy z nim spotkać, dlatego wolałam uciec do baru.
– Przełknęłam głośno ślinę. – Ale na mojej drodze stanął Harry. Nie chciałam go
w żaden sposób zranić. – zaprzeczyłam. – Wiele dla mnie znaczy, ponieważ
traktuje mnie jak… jak osobę wyjątkową. – Wywinęłam dłońmi, by pomóc sobie w
wyszukaniu odpowiedniego określenia.
–
Traktuje tak wszystkie kobiet. – odpowiedziała oschle i jakby z żalem.
Spojrzałam
na nią z dołu. Jej wzrok wędruje gdzieś po ścianie. Znowu powiedziałam coś,
czego mówić nie powinnam.
– Sęk
w tym, że ostatnią rzeczą, jaką mogłabym zrobić, to celowe zranienie go. –
wyjaśniłam. – Nigdy bym…
– To
też jest wasza wspólna cecha. – przerwała mi. Spojrzała na mnie. – Odpychacie
tych, którzy chcą wam pomóc.
Ogarnął
mnie ogromny smutek. Przymknęłam oczy, a następnie opuściłam luźno głowę.
–
Jakbyście się bali, że pomoc będzie was coś kosztować albo, że nikt wam nie
jest potrzebny i ze wszystkim sami sobie poradzicie. – oznajmiła opanowanym i
pozornie neutralnym głosem, jednak niektóre wyrazy wypowiedziała jakby z
pretensją.
Nie
chciałam zranić Harry’ego. Nie sądziłam, że tak bardzo mogłoby go to zaboleć,
że aż Robin będzie mieć do mnie o to żal. Tak bardzo źle mi z tym teraz, ale
żaden z podanych przez nią powodów nie pasuje do tamtej sytuacji.
– Albo
nie chcemy, by ktoś niepotrzebnie przejmował się naszymi problemami. –
szepnęłam.
Chyba
do końca życia będę Harry’ego za to przepraszać. Naprawdę nie chciałam!
–
Jesteście dla siebie stworzeni. – przyznała dumnie Robin.
Wbiłam
w nią zdezorientowane spojrzenie. Smutek i żal opuściły jej twarz. Zamiast tego
zagościł na niej uśmiech.
–
Powinniście coś z tym zrobić. Nie możecie pozwolić zmarnować się temu, co was
łączy. – oznajmiła, ale było to dziwnie ciężkie. Jakby próbowała mi narzucić
swoją rację. – Przyznaj – zaczęła, a ręką oparła się o półkę. – umówiłaś się ze
mną na strzelnicę, by pokazać Justinowi, że myli się w stosunku do ciebie. –
Uniosła jednoznacznie brew.
– Um…
– mruknęłam. Przez moje ciało przebiegł dziwny dreszcz. – Fakt. Nie do końca
zgadzam się z tym, jak mnie nazwał, ponieważ zawsze umiałam sobie jakoś sama
radzić, ale. – zamilkłam. Mój wzrok zaczął biegać po ścianie za Robin. – Nie
chciałabym, by on się o tym dowiedział. – Posłałam Robin porozumiewawcze
spojrzenie. – Przynajmniej na razie.
Nawet
nie chcę wiedzieć, jakby ta bomba zegarowa zareagowałaby na to, że robię coś
sama od siebie i po swojemu. Dopiero, co wyznaliśmy przed sobą, jak sprawy
między nami wyglądają. Justin ma dużo na głowie, nie wysypia się. Ja też
jeszcze nie do końca pojmuję, co się między nami zadziało. Nie chcę do tego
jeszcze dokładać mojej samowolki, bo Justin… nie wiem, jak on się zachowa na tę
wiadomość. Co prawda, może coś podejrzewać po naszym porannym spotkaniu, ale
sprawy, którymi się aktualnie zajmuje, są dla niego najważniejsze. Dlatego, gdy
chociażby część tego chaosu się unormuje, to mu o tym powiem.
Pokażę
mu.
Wspomnę
kiedyś przy jakiejś rozmowie. Gdy będzie miał trochę wypite. Albo trochę więcej
niż tylko trochę.
Może
niepotrzebna mu ta informacja? Po co ma się facet niepotrzebnie denerwować, że
dziewczyna, którą kocha, błąka się gdzieś po wielkim wieżowcu z pistoletem,
który potrafi obsługiwać? Po co ma się pienić? Złościć? Krzyczeć na mnie? Choć
przyznam, że to urocze i kochane, że się o mnie martwi.
Uśmiechnęłam
się delikatnie.
Martwi
się o mnie. Ale i tak zbiorę opierdol za samowolkę.
–
Ronnie? – zapytała dziwnym tonem.
Posłałam
jej niepewne spojrzenie.
–
Justin nie ma zielonego pojęcia, co tutaj dzisiaj zrobiłaś, a Tobie się to
podoba? – Na jej usta wtargnął iście szeroki uśmiech.
Przełknęłam
głośno ślinę. Robi się coraz dziwniej.
– Tak.
– przytaknęłam. – I nie. – zaprzeczyłam.
Chociaż
nie do końca wiem, czy mnie się to nie podoba.
– To
bardzo dobry pomysł! – oznajmiła z przekonaniem. – Faceci lubią takie zagrania.
Gdy dziewczyna się im stawia. – Przygryzła w znaczący sposób dolną wargę. –
Prowokujesz go.
Cofnęłam
głowę, otwierając przy tym szeroko oczy.
– Co?!
Nie! – zaprzeczyłam. – Nie prowokuję go! A na pewno nie celowo! – zawołałam
zszokowana. Prowokować Justina? To jak przebiec przez pole minowe!
– On
może to odebrać inaczej. – Wzruszyła ramionami, a jej uśmiech znacznie się
poszerzył.
– Nie.
– oznajmiłam, po czym poprawiłam się na półce. – Poza tym, Justin nie lubi, gdy
ktoś się mu sprzeciwia lub robi coś za jego plecami.
Z
kieszeni Robin dobiegła do moich uszu miła melodia. Obie spojrzałyśmy na
urządzenie, które przez rozświetlony wyświetlacz prześwituje przez materiał
spodni kobiety.
– Masz
rację. – oznajmiła, po czym odsunęła się. Sięgnęła po telefon, a następnie
uniosła wzrok na mnie. – Ale ty nie jesteś tylko kimś. – dodała, kładąc duży
nacisk na ostatni wyraz. – Zastanów się nad tym. – Pokiwała głową, po czym
odwróciła się na pięcie. Ruszyła w stronę składziku.
Odprowadziłam
ją wzrokiem.
Odnoszę
wrażenie, jakby od początku tej rozmowy próbowała mnie zeswatać z Justinem. Mam
także przeczucie, że ona nie do końca wie, jak sprawy między nami wyglądały na
przestrzeni kilku miesięcy. Ale o czym ja w ogóle mówię? Czy poza Daisy
ktokolwiek o czymkolwiek wie? Oczywiście mówiąc o tych, których temat
Ronnie-Justin chociaż trochę interesuje. Czy według nich nie jest tak, że
Justin ma tylko do mnie pretensje i jednocześnie najlepiej, to by mnie owinął w
folię bąbelkową i zamknął w szafie, żeby mi się nic nie stało? Ale… z drugiej
strony, to nie wiem, jak on odnosi się w stosunku do mnie, gdy nie ma mnie
obok.
Przesunęłam
palcami po swoich ustach.
Tak…
Tego nie wiem.
Położyłam
rękę za sobą, by się oprzeć. Palcami naparłam na pistolet, który przypadkiem
odepchnęłam. Odwróciłam gwałtownie głowę. Serce mi stanęło na widok pistoletu
znajdującego się na krawędzi. Wyciągnęłam w jego kierunku dłoń.
Zsunął
się.
Cholera
jasna!
Wysunęłam
się na krawędź półki, by zobaczyć jego położenie. Leży tuż pode mną na podłodze
wyłożonej… czymś. Westchnęłam głośno, po czym położyłam się na boku. Spuściłam
rękę, jednocześnie drugą dłonią łapiąc się krawędzi, by nie zlecieć.
Że też
zawsze muszę coś odwalić, gdy za bardzo się zamyślę!
Skrzywiłam
się.
Nie,
no. Nie ma mowy, bym tak go złapała.
Obróciłam
się na brzuch. Ponownie wyciągnęłam rękę w stronę pistoletu.
Jeszcze
trochę…
Ogarnął
mnie dziwny niepokój. Jakby ktoś…
Duże,
ciepłe dłonie przemknęły po moich udach. Na skutek dreszczy cała na moment
zesztywniałam. Położyłam ręce na krawędzi półki, a następnie machinalnie się na
nich uniosłam. Wbiłam zdezorientowane spojrzenie w osobnika znajdującego się za
mną.
Ciemny
garnitur. Neutralny wyraz twarzy. Błyszczące oczy i wręcz idealna fryzura.
Moje
serce zaczęło szybciej bić.
A on
co tu robi?!
Chwycił
mnie za nogi, a następnie powoli zaczął mnie ciągnąć w swoja stronę.
– Co
robisz? – zapytał, a jego brew podskoczyła w górę, jakby był bardzo
zaintrygowany moją obecną pozą. Spuścił wzrok.
–
Mogłabym zapytać ciebie o to samo. – odparłam niepewnie.
Zjechałam
wzrokiem na miejsce, w które prawdopodobnie patrzy Justin. Zdaje się
przyglądać, jak mój tyłek zmierza w stronę jego…
Ej!
Uniosłam
się na rękach, a następnie zgrabnie obróciłam i usiadłam na półce. Ręce Justina
zdążyły się zsunąć pod moje kolana. Uniósł dumnie głowę.
– Musiałem
się upewnić, że bezpiecznie dotarłaś na miejsce. – oznajmił.
Westchnęłam
głęboko. Grunt, że nie próbuje się już ze mną o to kłócić. Złączyłam swoje ręce
ze sobą.
– Więc
widzisz – zaczęłam, rozsiadając się wygodnie. – nic mi nie grozi. – Posłałam mu
delikatny uśmiech.
–
Teraz twoja kolej. – odmruknął.
– Hm?
– Uniosłam brwi.
–
Dlaczego masz na sobie te okulary i słuchawki? – zapytał, po czym oparł się
rękoma o półkę.
Otworzyłam
szeroko oczy.
– Um.
– zająknęłam się, po czym wessałam dolną wargę.
Spuściłam
wzrok. Bomba. Nie chciałam mu mówić, ale…
Przełknęłam
głośno ślinę. Spojrzałam na zaciekawionego Justina. Nie mam wyjścia. Chwyciłam
za słuchawki, po czym ostrożnie ściągnęłam je z siebie.
–
Robin uczyła mnie, jak posługiwać się bronią. – oznajmiłam. Skoro i tak
miałabym dostać opierdol, to chociaż za coś, co rzeczywiście zrobiłam.
Przechylił
lekko głowę. Odłożyłam słuchawki na bok.
–
Dlaczego?
Zmarszczyłam
delikatnie brwi. Ściągnęłam okulary. Je również odłożyłam.
– Ponieważ
– przeciągnęłam. – stwierdziłam, że przyda mi się ta umiejętność.
– Mówisz
– westchnął. – że przyda ci się ta umiejętność. – szepnął, a następnie
skierował wzrok za mnie. – I na tym się ćwiczyłaś? – Skinął głową w stronę
tarczy.
Odruchowo
odwróciłam głowę. Spuściłam wzrok. Nie lubię, gdy zmienia swój ton na wymowny i
jednocześnie neutralny. Spojrzałam na Justina. Zaczęłam powoli odwracać głowę w
jego kierunku.
– Tak.
– przytaknęłam, patrząc uważnie w jego oczy.
Odsunął
się o krok. Wsunął dłonie do kieszeni eleganckich spodni. Delikatny uśmiech
przemknął przez jego usta.
–
Dobrze.
Pokiwał
głową. Wyprostował się, ale jego klatka piersiowa wydaje się być bardziej
wypięta do przodu niż normalnie.
Odetchnęłam
cicho, doznając ulgi, ale nie całkowitej. Znam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że
tak tego nie zostawi. Jednak zareagował dobrze.
Za
dobrze.
– Nie
spodziewałem się tego, ale dobrze.
Zerknął
przelotnie na podłogę. Ostatecznie jego spojrzenie spoczęło na mnie.
–
Musiałem cię nieźle zdenerwować. – Uniósł zadziornie kącik ust oraz brew po
tej samej stronie.
Przygryzłam
kącik ust od środka, jednak skóra szybko wydostała się w ucisku.
–
Zdenerwować?
Moje
brwi drgnęły. Do czego on dąży?
Uśmiechnął
się.
–
Stwierdziłem to – zaczął, a kąciki jego ust opadły. Wykonał krok na przód. – dzisiaj
w windzie. – Westchnął. – Gdybyś nie była na mnie zła, to nie podniosłabyś
głosu.
Zmarszczyłam
brwi. Delikatnie odwróciłam głowę, jednak ani przez chwilę nie przestałam
lustrować wzrokiem jego twarzy zagorzałego pokerzysty. Wiele razy nie uniosłam
głosu, gdy mnie zdenerwował, więc jego teoria jest wyssana z palca.
Oparł
się rękoma o półkę po obu moich stronach. Wysunął się w moim kierunku, na co w
odpowiedzi lekko cofnęłam głowę. Wzięłam głęboki wdech, by spróbować zapanować
nad sytuacją, gdy poczułam zapach jego zniewalających perfum. Przesunęłam
prawie automatycznie zębami po dolnej wardze. Jest blisko. Niebezpiecznie
blisko.
– Ale
zaraz potem spokorniałaś, bo dotarło do ciebie, do kogo się tak odniosłaś. –
powiedział ściszonym głosem, przysuwając się do mnie coraz bliżej i bliżej.
Odruchowo
skupiłam wzrok na jego miękkich, różowych wargach, które z sekundy na sekundę
coraz bardziej prowokują do tego, by je dotknąć. Nie robi nic nadzwyczajnego, a
to i tak wystarczy, by całą uwagę skupić tylko na nim.
– Wtedy
przypomniałaś mi, jak bardzo uwielbiałem droczyć się z pewną Kruszyną. –
wymruczał w cholernie seksowny sposób.
Serce
zakołatało. Jego dłonie spoczęły na moich biodrach. Zacisnął na nich palce, po
czym przyciągnął mocnym ruchem moje ciało do siebie. Wpił się w moje usta,
które następnie zaczął tak zachłannie całować, jakby chciał odciąć mi cały
dopływ powietrza. Ujęłam jego twarz w dłonie, próbując jednocześnie nadążyć za
odwzajemnianiem każdego jego ruchu.
Cofnął
gwałtownie głowę. Odruchowo wyciągnęłam swoją za nim, jednak nie udało mi się
go chwycić. Zaczęłam zbierać oddech, który stał się tak płytki, jakbym
przebiegła pół maratonu. Mimo to, nie czuję zmęczenia. Wręcz przeciwnie. Wydaje
się, że wariujące motyle w moim brzuchu wręcz krzyczą, by ponowić to, co
zadziało się przed sekundą.
Zmierzył
uważnie moją twarz. Wsunął dłonie pod materiał mojej bluzy. Jego ciepłe dłonie
sprawiły, że na całej skórze pojawiła się gęsia skórka, a dreszcze tylko
jeszcze bardziej pobudziły motylki.
– I jak
bardzo podnieca mnie… – mruknął ponownie.
Szybkim
ruchem przesunął swoje dłonie w górę po moim ciele, zatrzymując się dopiero
przy linii stanika. Odruchowo położyłam dłonie na ramionach Justina i
odepchnęłam się od niego, czując presję i nacisk.
– Gdy
mi się stawia. – szepnął.
Posłałam
mu zdezorientowane spojrzenie, w dalszym ciągu próbując unormować oddech.
–
Justin… Proszę… – wysapałam cicho, a następnie lekko zaprzeczyłam.
Na nic
lepszego mnie w tej chwili nie stać. Nie chcę stracić kontroli. Nie tu. Nie
dzisiaj. Jeszcze nie teraz.
Jego
ciemne oczy, wpatrzone wprost we mnie, przykuły moją uwagę. A ten jego
zadziorny uśmiech zdaje się z każdą chwilą przybierać coraz bardziej na
szerokości.
Jak on
mi się, kurwa, cholernie podoba!
Rozłożył
dłonie wzdłuż mojego kręgosłupa i ponownie zaczął mnie do siebie przyciągać.
– A
jeszcze bardziej… – zaczął.
Straciłam
panowanie nad rękami. Coraz bardziej uginają się w łokciach. Jakby były z waty.
Coraz bardziej zmniejsza się dystans między nami.
Docisnął
mnie do swojego ciała. Nachylił się.
– Gdy
mi ulega. – szepnął i nie czekając na moją reakcję, chwycił wargami skórę mojej
szyi.
O
Boże!
Złożył
mokry pocałunek na mojej skórze. Ustami skierował się w dół, jednocześnie
oddechem drażniąc wilgotne miejsca. Odchyliłam lekko głowę. Palce jednej ręki
wsunęłam między miękkie, ułożone włosy Justina. Z kolei drugą zsunęłam na tors.
Pod wpływem nacisku mojej ręki, guziki jedwabnej koszuli zaczęły się odpinać,
otwierając mi przejście.
Zahaczył
palcami o zapięcie stanika.
–
Proszę. – westchnęłam, po czym przygryzłam dolną wargę, próbując uciszyć
kolejne odgłosy.
–
Proś, o co chcesz. – wysapał gdzieś pomiędzy pocałunkami, wypuszczając przy
każdym wyrazie gorące powietrze.
Wessał
kawałek mojej skóry.
Zacisnęłam
palce obu rąk, wydając z siebie przy tym tłumiony jęk.
Odsunął
głowę.
– Ale
skoro wolisz parę nastolatków – zaczął. – to pobawimy się na twoich zasadach. –
Wzruszył ramionami, a następnie się odsunął.
Z
trudem otworzyłam oczy. Posłałam Justinowi nieprzytomne spojrzenie.
– Co?
– wydusiłam z siebie.
Wsunął
mi coś do ręki, którą jeszcze kilka sekund temu tarmosiłam jego włosy.
– Kup
sobie coś ładnego na wieczór. – szepnął miłym głosem, posyłając mi również przy
tym dumny uśmiech, a następnie odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę
wyjścia.
Co?
Nie! Nie, nie! Niech tu wraca! Teraz!
Wydałam
z siebie kilka dość głośnych odgłosów niezadowolenia. Przez cholernie
nieregularny oddech nie jestem w stanie nic z siebie wydusić!
Spojrzał
w moją stronę przez ramię.
– Do
wieczora, kotku. – Posłał mi ten swój cholerny, zadziorny uśmieszek, a zaraz
potem zniknął za rogiem.
Wbiłam
błagalne spojrzenie w przejście.
To nie
może się tak skończyć! Niech on tu wróci! Proszę! Błagam!
Ze
składziku wyszła Robin.
–
Słuchaj, Justin. – zaczęła, kierując na mnie wzrok. Zmarszczyła brwi. Zamknęła
usta. Rozejrzała się po całym pomieszczeniu. – Już poszedł?
Spojrzałam
na swoją dłoń. Justin wepchnął mi do niej plik pieniędzy zawiniętych gumką.
~*~*~*~*~*~
Tak
prezentuje się obiecany rozdział! Nie sądziłam, że uda mi się go tak szybko
napisać :’) Mam nadzieję, że nie jest w nim za dużo błędów i jakoś można go
przeczytać.
Jak
tam w szkole? Trzymacie się jakoś? Ja zaczynam zjazdy w ten weekend, a tak mi
się nie chce… :/ Tym bardziej, że na ten semestr przypadły mi prawie same mdłe
zajęcia. Ale znając mnie i moje piękne życie, to odpalę dyktafon w telefonie i
będę pisać w zeszycie następny rozdział Dżoksa lub jeszcze czegoś innego. Oby
tylko przetrwać c:
To
widzimy się (prawdopodobnie) za tydzień! :D
Do
napisania!
Thanks for Sharing very useful info
OdpowiedzUsuńAre you in Search of quality and best Dumps in Underground Market? Yes you are on right place. Joker’s Stash You can find us here https://jstashbazar.club/login. Joker Stash - Joker's Stash login – JokerStash - Joker Stash cards - Joker Stash Dumps - Joker Stash Registration - Joker's Stash Login.
OdpowiedzUsuń