Ronnie,
bez nerwów. Poradzisz sobie. To zadanie wcale nie jest trudne! Tylko, dlaczego
ja się boję?
Nacisnęłam
na klamkę, po czym ostrożnie uchyliłam drzwi. Skrzypienie starych zawiasów,
których od dawien dawna nikt nie raczył naoliwić, wcale, ale to wcale nie
pomaga.
Wyjrzałam
ostrożnie.
Na
prawo długi korytarz pilnowany przez kilku panów.
Nie
mogę dać po sobie poznać, że się boję. To musi wyglądać profesjonalnie.
Wzięłam
głęboki wdech, by jakoś dodać sobie otuchy. Niestety, zaciągnęłam się przy okazji
tym okropnym zapachem starej, zagrzybionej piwnicy. Mogło pójść łatwiej, ale
nie. Po co wysadzić mnie przed frontowymi drzwiami, skoro można wjechać do
podziemi?
Przełknęłam
głośno ślinę.
Weszłam
na korytarz, zamykając za sobą te cholernie skrzypiące drzwi. Ruszyłam żwawo,
pewnym krokiem przed siebie. Otuliłam rękoma karton wypełniony po brzegi
teczkami z dokumentami. Przymrużyłam oczy, gdy żółte światło pierwszej lampy
oślepiło mnie, kiedy tylko się do niej zbliżyłam.
Po
jaką cholerę ja się na to zgadzałam?! No?! Przecież mogłam odmówić! A nie.
Jednak nie mogłam. Psia kość!
Liam
się niepotrzebnie martwił. Żaden ze strażników nie zwraca na mnie zbyt dużej
uwagi. Niall miał rację: gdy będę szła z ewidentną robotą w rękach, to nikt
mnie nie zaczepi i nie spyta „dokąd idziesz?”.
Doszłam
na koniec korytarza. Tu jest mój cel. Winda.
Nacisnęłam
ostrożnie guzik. Cała klatka się zatrzęsła, na co – w odpowiedzi – aż się
odsunęłam.
Po
krótkiej chwili nadjechała skrzynia. Ciężko osadziła się na miejscu. Krata zaczęła
się przesuwać na bok, otwierając mi przejście. Oczywiście, nie obeszło się bez
okropnego dźwięku ocierania się zardzewiałych części o siebie.
Koniec
robienia hałasu? Mogę wejść?
Ostrożnie
stanęłam w tym metalowym pudle. Przynajmniej lampa świecąca na górze nie daje
tak oślepiającego światła. Odwróciłam się przodem do wyjścia. Na ścianie po
prawej jest panel z guzikami. Ja muszę jechać pod „J”.
Nacisnęłam
odpowiedni guzik, który natychmiast się podświetlił.
Kraty
zaczęły się zasuwać, robiąc przy tym tyle zgrzytu, ile przy otwieraniu.
Winda
ruszyła gwałtownie. Nie spodziewałam się, że będzie tak trząść, więc na moment
straciłam równowagę, jednak w porę ustawiłam nogę do tyłu.
Odetchnęłam
z ulgą.
Przestawiłam
nogę z powrotem na poprzednie miejsce. Dopiero teraz czuję, że podłoga ugina
się pod moim ciężarem. Dlaczego została ona wyłożona deskami? No dlaczego, ja
się pytam?!
Jak
w jakimś opuszczonym szpitalu dla obłąkanych. Nie można tego unowocześnić?! Nie,
po co? Po co zapobiec nieszczęśliwemu wypadkowi, skoro trzeba do niego
doprowadzić, by ktoś wpadł na fantastyczny pomysł, by jednak coś z tym
ustrojstwem zrobić?
Mam
tylko nadzieję, że ja nie zostanę ofiarą Przeklętej Windy. Takie odegranie się
losu na mnie za to, że nie potrafię asertywnie powiedzieć „NIE”. Ale czy ja,
tak naprawdę, miałam coś do powiedzenia? Mogłam odmówić?
Plan
Liama zakłada prostą strategię: mam wejść do biura, znajdującego się właśnie w
tym budynku i znaleźć kopertę. Prawdopodobnie Justin już widział jej zawartość,
ale najpewniej będzie chciał sam się uporać ze wszystkim, czego ta sprawa
dotyczy. Dlatego mam do tego biura wejść i pod pretekstem ułożenia dokumentów
na prośbę Justina, znaleźć kopertę. Potem podam ją Liamowi, który będzie
siedział w wentylacji. Oczywiście, chłopcy (Niall, Liam, Zayn i Louis) wezmą na
siebie całą odpowiedzialność za ten czyn. Dlaczego ja zostałam wmieszana w tę
sprawę? Bo jestem poza podejrzeniem. Przecież to niemożliwe, by taka bezbronna
dziewczyna chciała się wkraść do biura takiego tam syna Ojca Chrzestnego i coś
z niego wziąć. No nie?
Ciekawe
tylko, że Robin wycofała się z tego planu. Stwierdziła, że ani do tego ręki nie
przyłoży ani nas (albo raczej ICH) nie wsypie. Trochę dziwne zachowanie. Tym
bardziej, że nie miała zamiaru mnie odsuwać od tej sprawy. Dzięki wielkie, że
się mną przejęła. Faktycznie, nie chcę być non stop pod opieką, ale są
sytuacje, w których wypadałoby się może zainteresować moim bezpieczeństwem,
ponieważ – jakby nie spojrzeć – mnie to wszystko nie dotyczy!
A
skoro mowa już o moich opiekunach, to gdzie wywiało Harry’ego, Daisy i Justina?
Nie widziałam ich od wczoraj. Tak po prostu mnie zostawili? To… dziwne.
Niepokojące wręcz.
Winda
zatrzymała się. Kraty zaczęły się odsuwać, wydając z siebie nieprzyjemne dla
uszu dźwięki, brzmiące trochę jak „wypieprzaj stąd”.
Stanęłam
na równej podłodze. Ruszyłam wolno korytarzem przed siebie. Gdy skręcę w lewo,
na kolejnym korytarzu powinno znaleźć się dwóch facetów, stojących po obu
stronach drzwi prowadzących do biura.
Nie,
nie wierzę. Czy na końcu tego korytarza, po prawej jest winda? Nowoczesna,
srebrna, zamykana zasuwanymi DRZWIAMI winda?! Po kiego grzyba jechałam tym
skrzypiącym, zabytkowym gównem, kiedy mogłam się bezpiecznie transportować tym
lśniącym cudem techniki?!
Dobra.
Nieważne. Dam sobie spokój.
Skręciłam
w lewo.
Nie
będę się niepotrzebnie denerwować, jeszcze wiele nieprzyjemnych chwil przede
mną, po co sobie dokładać ich więcej?
-
Przepraszam… - odezwałam się, będąc prawie przy drzwiach.
-
Nie ma wstępu. – oznajmił surowo jeden ze strażników, po czym oboje skrzyżowali
ręce na klatce piersiowej.
Zatrzymałam
się gwałtownie. Moja pewność siebie gdzieś się ulotniła.
-
Rozumiem. – przytaknęłam. – A-ale, ja muszę… - zająknęłam się.
-
Joker dał wyraźny rozkaz, by nikogo nie wpuszczać. – powtórzył równie niemiłym
tonem ten sam facet.
Przełknęłam
ślinę. Tak się chyba nie dogadamy.
-
No dobrze. – westchnęłam cicho. Cholera, głos mi się łamie. Myśl, dziewczyno,
myśl. Odchrząknęłam. – Jednak ja też dostałam rozkaz, by przynieść tutaj ten
karton.
-
W takim razie, daj go nam. – odpowiedział drugi facet, po czym od razu
wyciągnął ręce w moją stronę. – Odstawimy go na miejsce.
Kurwa,
nie tak!
- Dobrze, ale posortujcie dokumenty. – powiedziałam szybko, odruchowo dociskając do siebie karton. Cały plan pójdzie się gonić, jeśli mnie tam nie wpuszczą!
- Dobrze, ale posortujcie dokumenty. – powiedziałam szybko, odruchowo dociskając do siebie karton. Cały plan pójdzie się gonić, jeśli mnie tam nie wpuszczą!
Mężczyźni
zmarszczyli brwi z niezrozumienia.
-
Posortować? – zapytał niepewnie jeden z nich.
-
Tak, tak. – przytaknęłam energicznie. Zaraz mi serce rozniesie! – Tutaj jest
wszystko rozpisane, trzeba to włożyć w odpowiednie miejsca, a ja nie chcę mieć
problemów za źle wypełnione zadanie.
Cholera!
Szef?! Joker! Nie szef, a Joker! Cholera jasna, po co ja się tak denerwuje?!
Mężczyźni
spojrzeli na siebie z niesmakiem. Nie wpuszczą mnie, psia mać!
-
Dobra. – mruknął jeden z nich, łapiąc za klamkę. Co? – Wejdź, tylko szybko. –
skinął głową w stronę drzwi, które zaczął przede mną otwierać.
Odetchnęłam
w duchu z ulgą.
-
Dziękuję. – posłałam obu panom miły uśmiech, po czym weszłam do pomieszczania.
Drzwi
za mną zostały zamknięte.
W
pokoju jest duszno i panuje półmrok. Sporych rozmiarów szyba przy drzwiach
została zasłonięta. Tylko w dwóch miejscach na oknach spomiędzy żaluzji
przedziera się światło słoneczne. Ciemność tutaj ma kolor zieleni. No nic, czas
się zabrać za robotę.
Podeszłam
do czarnego biurka. Postawiłam pudło na wolnym miejscu. Podeszłam do ściany za biurkiem.
Pomiędzy szafą i regałem z segregatorami, na górze jest krata od wentylacji.
Wspięłam się na palce. Przyłożyłam rękę do kraty. Spojrzałam przez ramię na
drzwi. Tak na wszelki wypadek.
Uderzyłam,
niezbyt mocno, ręką o kratę. Potem drugi raz i trzeci. Mam nadzieję, że
usłyszał.
Odsunęłam
się od ściany.
No
dobra. Gdybym była Justinem, to gdzie schowałabym kopertę? Może do którejś
szuflady?
Chwyciłam
za pierwszy od góry uchwyt. Zamknięte.
Kolejna
szuflada. Także zamknięta.
Może
niepotrzebnie wkładaliśmy tyle trudu w dostanie się tutaj, skoro wszystkie
schowki są zamknięte. Ale zaraz, chwila. Przecież nie może nosić kluczy przy
sobie. Ryzyko, że mógłby je zgubić lub ktoś by je zabrał, jest zbyt duże.
A
co, jeśli Justin ma podobne sposoby do mojego ojca i trzyma klucze gdzieś na
biurku? Warto spróbować.
Zobaczmy,
gdzie można byłoby schować klucz… Za monitorem? W pojemniku na długopisy? Za
ram… Justin trzyma na biurku zdjęcie mamy? To w sumie urocze. Nie
spodziewałabym się tego po nim. Jednak, jest to chyba zbyt śmiałe zdjęcie. Trochę
mało stosowne. Mój ojciec kiedyś trzymał podobne zdjęcie mamy na swoim…
Przez
mój kręgosłup przebiegł zimny dreszcz.
Coś
tu nie gra. Czekaj, chwila… „Pójdziesz do biura Jokera”, „Joker dał wyraźny
rozkaz” i to seksowne zdjęcie na biurku.
W
uszach zaczyna mi dudnić niespokojne bicie serca.
To.
Nie jest. Biuro. Justina.
-
Ronnie! – usłyszałam cichy, męski
głos, który rozniósł się po całym pokoju.
Wystraszona
drgnęłam na bok, uderzając swoim udem o krzesło, które następnie obiło się
hukiem o biurko i półkę na klawiaturę.
-
Ciszej! Co ty tam robisz?! – syknął
cicho z wentylacji dobrze mi znany głos Liama.
Poczułam
ogromny, przeszywający ból w klatce piersiowej. Złapałam się za to miejsce,
wykrzywiając usta w grymas.
Kurwa,
jak się przestraszyłam!
Moje
ciało zalała fala gorąca. Spojrzałam na drzwi, próbując zebrać oddech. Na całe
szczęście, nikt się mną nie chce zainteresować. Nie wiem, czy to dobrze czy
źle.
-
Ronnie, jesteś tam? – szepnął Liam.
-
Jestem. – odpowiedziałam niezbyt głośno.
-
Znalazłaś kopertę?
-
Jeszcze nie. – westchnęłam. Boże, nie potrzebuję takiej adrenaliny!
-
To szybko szukaj! – syknął. – Nie mamy czasu na zabawę!
-
Dlaczego mi nie powiedziałeś, że to nie jest biuro Justina? – zapytałam cicho
po chwili.
Cisza.
No ładnie.
-
A ma to jakieś znaczenie? – zapytał
zmieszany.
Nie,
kurwa, nie ma! Przecież to żadna różnica, czy pożyczam coś od kolegi czy biorę
coś należącego do kolegi ojca!
-
Żartujesz?! Oczywiście, że ma! – krzyknęłam szeptem. On mnie okłamał!
Usłyszałam
głośne westchnięcie z wentylacji.
-
Może nie wyraziłem się jasno, do czyjego
biura masz iść, ale nie zgodziłabyś się, gdybyś znała prawdę! – zarzucił.
No jak mi przykro!
-
Przecież to kradzież! Mam okraść Ojca Chrzestnego?! – starałam się powiedzieć
możliwie najciszej, ale czuję, że z nerwów zaraz wybuchnę! W co ja się znowu
wpakowałam?!
-
Gdybym wiedział, że będziesz spowalniać
akcję paniką, to nigdy bym ci nie sugerował pomocy. – odmruknął.
Ja
przepraszam, ale czy on mi łaskę tym zrobił?!
-
Byłoby inaczej, gdybym była w bezpiecznej wentylacji, a nie w biurze, do
którego może w każdej chwili ktoś wejść! I to ja będę musiała się tłumaczyć! –
syknęłam.
-
Nie unoś się tak, bo nas wszystkich
wydasz! – szepnął Liam, jakby próbował mnie udobruchać. – Znajdź tylko kopertę i oboje się stąd
bezpiecznie wyniesiemy.
Niczego
mu nie podam! Nie ma mowy! Wynoszę się stąd!
Dziwnie
głośny dźwięk rozmowy doszedł zza drzwi.
Nie.
Nie, nie, nie! To nie może być to, co myślę! To się nie stanie!
-
Chowaj się! Joker idzie! – usłyszałam
tłumiony szept z wentylacji.
Poczułam
mrowienie od pasa w dół.
Chowaj
się?! Kurwa, gdzie?! Szafa!
Otworzyłam
drzwi od szafy. Usiadłam w środku, zamykając za sobą drzwi.
To
się nie dzieje naprawdę! Nie, proszę, nie!
Drzwi
do pokoju otworzyły się. Podsunęłam kolana pod sam nos.
To
Joker. Widzę przez szczelinę w drzwiach szafy. Dlaczego to zawsze mnie
spotyka?!
Mężczyzna
posłał zdziwione spojrzenie kartonowi. Cholera, nie wzięłam go stamtąd! Zaczął
powoli iść w jego stronę. Automatycznie wyrównałam swój oddech z dźwiękiem jego
kroków.
-
A to skąd się tu wzięło? – mruknął do siebie pod nosem.
Może
i wypowiedział to pytanie cicho, ale całe moje ciało drżało przy każdym
wyrazie. Przymknęłam oczy. Nie powinnam się go aż tak bać. Nie powinnam. W tej
szafie jest jeszcze bardziej duszno niż w samym pokoju.
Drzwi
do biura otworzyły się z hukiem. Otworzyłam oczy, wbijając automatycznie
spojrzenie w szczelinę. To Daisy! Poczułam wewnętrzną ulgę. Niewielką, co
prawda, ale jak ja się bardzo cieszę, że ją widzę! Chociaż, jej rozbiegany po
pokoju wzrok i zaniepokojony wyraz twarzy nie mówią nic dobrego.
-
Co takiego ważnego się stało, że wtargnęłaś tu bez pukania? – zapytał
zażenowany Joker.
Daisy
wydukała coś cicho pod nosem. Chyba nie spodziewała się, że zastanie taki
widok.
-
Czy wiesz, skąd to pudło się tutaj wzięło? – dopytał Joker. Słychać, że jest
zniecierpliwiony.
-
Tak! – zawołała Daisy po chwili namysłu. – Przyniosłam je tutaj, ale zupełnie o
nim zapomniałam, bo byłam potrzebna gdzieś indziej. – wskazała palcem za
siebie.
-
Powinnaś najpierw zająć się jedną sprawą, a dopiero potem brać następną. Jesteś
w stanie to przyswoić? Wprowadzasz niepotrzebny zamęt. – syknął oschle. Jakbym
słyszała mojego ojca.
Nie
chciałam, żeby miała przeze mnie kłopoty.
-
Dlatego ulokuję pudło w szafie, potem tu wrócisz i wszystkim się zajmiesz. –
dodał.
Szafa?!
W sensie, że ta, w której ja jestem?! Nie! Ja się nie zgadzam!
Zaczęłam
bezszelestnie przemieszczać spodami garniturów, by się jakoś zakryć. Nie do
szafy! Błagam, nie do szafy!
Coś
twardego spadło mi na głowę. Wydałam z siebie stłumiony jęk, który szybko
przerwałam. Zamknij się, głupia!
Czemu
w pokoju zapanowała taka cisza?!
-
Już ciebie oczekują. – wyrwała nagle Daisy.
-
Tak szybko?
-
Znaczy, jeszcze nie, ale lepiej już czekać. To ich wyprowadzi z równowagi.
Niech wiedzą, z jak twardym przeciwnikiem mają do czynienia. – próbuje pokazać,
że jest pewna siebie. Widać, że się go boi.
Joker
ruszył. Słyszę go.
-
Nie wiem, co kombinujesz. – zaczął, stając przed dziewczyną. Zasłonił ją swoim
ciałem. Daisy gwałtownym, sztywnym ruchem złapała się drzwi. – I lepiej będzie
dla ciebie, jeżeli nigdy się nie dowiem. – warknął, po czym odsunął się od
dziewczyny, a ta puściła drzwi.
Oboje
wyszli z pokoju.
Rozpłynęłam
się po całej szafie. O Boże, jak było blisko!
Otworzyłam
drzwiczki, licząc na powiew świeżego powietrza. Niestety, na zaczerpnięcie
oddechu muszę jeszcze poczekać. Powoli wyczołgałam się z szafy, zsuwając z
siebie garnitur, który przed chwilą spadł na mnie wraz z wieszakiem.
Oparłam
się o biurko, czując, jak nogi mi miękną. Cholera, jak mi słabo! Zamknęłam
drzwi do szafy. Muszę stąd wyjść.
Resztką
sił powlokłam się do drzwi. Otworzyłam je.
Przywitał
mnie kawałek wytatuowanego krzyża na torsie, który swobodnie wystaje znad siwej
koszulki. Powoli wzrokiem podążyłam do góry, aż spotkałam się z bardzo
niezadowolonym spojrzeniem Justina.
Więc…
jak bardzo mam przejebane?
~*~
To
nie tak miało wyglądać.
Na
całe szczęście, Joker z Daisy odeszli na tyle daleko, że nie zauważyli, jak
wychodzę z pokoju, ale Liam wyszedł nie w tym miejscu, co powinien i… został
wyszarpany z wentylacji.
Joker
zarządził, że chce widzieć całą dziewiątkę u siebie w trybie natychmiastowym. Z
kolei ja zostałam w nie najdogodniejszy sposób przetransportowana do hotelu,
następnie do apartamentu na samej górze, gdzie zostałam zamknięta w jednym z
pokoi. Przynajmniej jeść dostałam.
To
za karę. Mam na myśli siedzenie w pokoju. Dostałam to za karę od losu, żebym
miała coraz większe wyrzuty sumienia. Znowu mają przeze mnie kłopoty. Może to
nie do końca moja wina, bo zakładam, że skoro ja jestem tu, a oni tam, to Joker
nie wie, że tam byłam.
Ciepła,
pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
Nie
chcę płakać. To już nic nie daje. Czuję się współwinna, a mi się upiekło.
Znowu.
Telefon
zaczął wibrować na stoliku. Kto to?
Zeszłam
z kanapy, a właściwie łóżka umieszczonego przy oknie zamiast parapetu.
Podeszłam powoli do stolika. To… Michael?
Wzięłam
do ręki telefon, po czym go odebrałam.
-
Tak?
-
Ronnie, żyjesz? – zapytał od razu,
prawie równo ze mną.
-
Tak, żyję. – odpowiedziałam niepewnie. - Dlaczego pytasz?
-
O Boże, jak dobrze! – odetchnął
cicho. – Już się bałem, że Joker coś ci
zrobił.
-
Co masz na myśli? – zapytałam, marszcząc w między czasie brwi.
-
Ty nie wiesz, co się teraz dzieje? –
odezwał się zdziwiony po chwili ciszy.
Odczuwam
jakiś dziwny niepokój.
-
Nie. – zaprzeczyłam ruchem głowy. Nie wiem po co, on i tak mnie nie widzi.
-
Jak to nie wiesz? W ogóle, gdzie jesteś?
– ciągnął dalej, będąc zaniepokojonym i jednocześnie podenerwowanym.
-
W hotelu, w jakimś apartamencie. – skierowałam wzrok na chwilę w stronę drzwi,
po czym odwróciłam się w kierunku okna. – Michael, co się dzieje?
Odpowiedział
mi oddech w słuchawce. Słychać coś jeszcze. Jakiś hałas, tylko nie wiem, co to.
-
Michael? – zapytałam po chwili ponownie. Nie podoba mi się ta cisza.
-
Poczekaj chwilę. – mruknął. Chyba się
przemieszcza. Usłyszałam kliknięcie. Chyba zamknął gdzieś drzwi. – Joker dostał szału. – odezwał się w
końcu, ale ciszej. – Byłem dwa piętra
niżej, a słyszałem go tak dobrze, jakbym siedział za ścianą. Godzinę temu byłem
pewien, że rzuca ludźmi. Słyszałem, że jest tam Justin, Harry i reszta, ale o
tobie nikt nic nie wiedział, więc zacząłem się trochę martwić.
-
Martwiłeś się o mnie? – zapytałam cicho.
-
No pewnie. W końcu jesteśmy zespołem.
To
naprawdę miłe. Nie doceniałam go. Chociaż uważam, że jest w porządku. Nie
musiał się o mnie martwić.
-
To miłe, dziękuję. – uśmiechnęłam się mimowolnie. Boże, Ronnie, ogarnij się! –
A co z resztą?
-
Nie wiem, ale…
-
Martw się o siebie. – usłyszałam za plecami.
Odwróciłam
się gwałtownie jak porażona.
W
drzwiach stoi mężczyzna. Mimo, iż jego twarz jest zasłonięta kapturem siwej
bluzy, to dokładnie wiem, kim jest ten osobnik.
-
Ronnie? Halo, jesteś tam? Co się dzieje?
Przepraszam
Mike, ale nie jestem w stanie teraz wydusić słowa. Najlepiej wyskoczyłabym
przez okno.
-
Z kim rozmawiasz?! – warknął, kierując się żwawo w moją stronę.
Odruchowo
zaczęłam się cofać.
-
Z-z Michaelem. – wyjąkałam. Cholera, nogi mi zaczynają odmawiać posłuszeństwa.
-
Daj mi go! – syknął, wyciągając rękę po telefon.
Ledwie
zdążyłam go odstawić od ucha, gdy Justin wyszarpnął mi go z ręki.
-
Oddzwoni. – oznajmił ironicznie do telefonu, po czym rozłączył się, a następnie
rzucił urządzeniem o ścianę.
Zatrzęsłam
się, unosząc jednocześnie ręce na poziomie ust i szyi. Mną też tak rzuci?
-
Zawiodłem się na tobie. – westchnął cicho po chwili. Opuścił głowę i pozwolił
jej swobodnie pokołysać. Nie, nie. Tylko nie to. - Nigdy bym nie przypuszczał, że posuniesz się do czegoś takiego.
– przesunął dłonią po swojej zasłoniętej przez kaptur twarzy.
-
Justin, ja nie wiedziałam, że to biuro…
-
Zdradziłaś nas. – prychnął, przerywając mi. Nie, nie. Nie mów tak! – Poświęcamy
się dla ciebie, a ty co robisz? – uniósł głowę w moim kierunku.
-
Nie mogłam odmówić. – odpowiedziałam łamiącym się głosem. – Zostałam tam sama.
Nikt nie miał złych zamiarów.
Nie
wiem, co mam powiedzieć, żeby się obronić. Nie wiem, naprawdę nie wiem!
-
Nikt nie miał złych zamiarów? – prychnął, ściągając kaptur z głowy. Moją uwagę
od razu przykuła sina plama w okolicy kości policzkowej po lewej stronie. Nie
wygląda to za dobrze. – A o konsekwencjach ktokolwiek raczył pomyśleć?
-
Daj spokój, Justin. – odezwał się pozbawiony barwy głos Daisy. Spojrzałam w
kierunku dziewczyny. Ruszyła powoli w naszą stronę. Na jej ramionach widać
wyraźne ślady trzymania bądź szarpania. Z kolei pod obojczykiem jest sporych
rozmiarów zadrapanie. Nie chciałam, by ktokolwiek ucierpiał! – Nie mogliśmy
przewidzieć, że zaczną działać na własną rękę.
-
Tak. Nie mogliśmy. – syknął, patrząc na mnie z niezadowoleniem.
Spuściłam
na chwilę głowę, po czym spojrzałam na Daisy z dołu.
Daisy
tylko na chwilę zatrzymała na mnie beznamiętny wzrok, po czym ruszyła do
wyjścia z pokoju. Łzy napłynęły mi natychmiast do oczu.
O
nie…
-
To już nie ma większego znaczenia. – mruknął Justin, również kierując się w
stronę drzwi. – Ludzie, z którymi tak długo współpracowałem, zostali piętnaście
minut temu ode mnie odsunięci. Od jutra zaczną w nowych przydziałach. A z tobą
jeszcze się zastanowię, co się stanie. – rzucił mi ostre spojrzenie przez
ramię.
C-co?
Nie… Nie, proszę! Wróć tu. Zacznij mnie tłuc! Rzuć czymś w moją stronę! Dowal
mi, a potem – jeszcze żywą – wyrzuć przez okno! Zrób, co chcesz, ale nie
wpędzaj mnie w poczucie winy! Nie pozostawiaj mnie z tym samej! Błagam!
Trzasnął
drzwiami.
~*~
Trzeba
było ruszyć głową. Powiadomić kogoś. Nie musiał być to Justin. Mam numer do
wszystkich, więc co mnie powstrzymało? Dlaczego jestem taka głupia i tak
cholernie naiwna?
Ojciec
zawsze powtarzał, że nie jestem w stanie zobaczyć najprostszej odpowiedzi. Może
nawet stać przede mną i mierzyć lufą w moją stronę, a ja i tak będę uparcie
rozglądać się za rozwiązaniem gdzieś w oddali. To moja wina? Znowu? Tak bardzo
nastawiłam się na fakt, że „nie mogę odmówić”. A trzeba było to zrobić. Robin
się wycofała. Pewnie uznała mnie za głupią lub taką, która chciała się odegrać
na Justinie.
Siedzę
którąś godzinę z połową twarzy przyklejoną do okna. Zapadł już zmrok, a mimo to
miasto dalej tętni życiem. Świecą się uliczne lampy, światła w domach i
lokalach . Ludzi nie brakuje. Tak bardzo im zazdroszczę normalnego życia. Mogą
w spokoju popełniać błędy i się na nich uczyć. Tylko ode mnie od zawsze
oczekuje się dorosłych i przemyślanych decyzji. Nie jestem taka. Nie umiem być
odpowiedzialna. To za wcześnie dla mnie.
To
nie moja wina, że tak się sprawy potoczyły. Nawet, jeśli nie zgodziłabym się na
tę „akcję”, to Liam z Zaynem, Niallem oraz Louisem i tak by się za nią zabrali,
a wszystko wydałoby się prędzej czy później. Tylko czemu oskarżają o wszystko
mnie? Bo tak łatwiej? Bo nie odpyskuję? Przecież musiał się gdzieś wyżyć, to
wszystko poszło na mnie. Trzeba było mnie zabrać ze sobą, to też bym dostała po
twarzy. Może nawet wyszłoby mi to na dobre.
Usłyszałam
nacisk na klamkę. W odbiciu w szybie zobaczyłam, że drzwi się otwierają, a w
nich stoi męska postać w oślepiającym świetle. Justin.
Jeszcze
ci mało? Nie krępuj się. Chodź i mnie wyzwij. Albo oskarż o coś. Wszystko
jedno. Chodź i mi dokop. Może zmądrzeję.
-
Żyjesz? – spytał.
-
Chyba tak. – odpowiedziałam cicho. A wolałabym nie.
Westchnął.
Przymknął drzwi. Wsunął ręce do kieszeni dresów, po czym ruszył w moją stronę.
Idzie mi naciupać z bliska? Spoko. Też może być.
-
Przepraszam cię. – powiedział, stając tuż przy mnie.
Jasne.
Wyzywaj. Jakoś to zniosę, bo przecież… Nie! Czekaj! Zaraz! Chwila! Co!?
-
Słucham? – spytałam niepewnie i ledwie słyszalnie. Powoli odwróciłam głowę w
jego stronę.
-
Przyszedłem, by cię przeprosić za moje zachowanie. – westchnął smutno. Usiadł
tuż przy moich nogach, wyciągając ręce z kieszeni. Wbił wzrok w drzwi. –
Zachowałem się jak ostatni kutas. I mimo, że każdy musiał się ze mną użerać, to
sądzę, że w ciebie uderzyłem najbardziej. – odwrócił głowę w moją stronę. –
Przepraszam.
Facecie,
któremu nienaumyślnie sprawiam mnóstwo problemów – ŻE CO?!
-
Ty mnie przepraszasz? – dopytałam z jeszcze większą niepewnością niż chwilę
temu. Nie uwierzę w to.
-
Tak. – przytaknął delikatnie. – Szkoda tylko, że się zorientowałem, co robię,
dopiero po otrzymaniu kilku ciosów, ale ze mną po dobroci czasem nie idzie. –
wzruszył ramionami, a przez jego twarz przemknął grymas. – Staję się jak własny
ojciec. – prychnął.
Piłeś
czy jaja sobie robisz?
-
Justin…
-
Należał mi się ten przekręt. Choć zupełnie się nie spodziewałem, że możesz się
do czegoś takiego posunąć, to przyznaję, że słusznie postąpiłaś. – oparł się
plecami o okno.
Ja
tego nie wytrzymam. Skończ pierdolić, człowieku!
-
Ja nie chciałam ci zrobić na złość! – powiedziałam głośniej niż rzeczywiście
powinnam. Już słychać, jak gula mi w gardle staje. – Nie chciałam nikomu
zaszkodzić! Po prostu boję się odmówić! Nawet nie próbuję, bo i tak wiem, że
nie mam siły przebicia, bo jestem tu nikim! Zwykłą dziewczyną, która nie umie
podejmować słusznych decyzji! To wszystko mnie przerasta! Nie chciałam nikogo
rozdzielić! Robię, co mi nakazują, licząc, że nikt się nie przyczepi i będę
mieć trochę spokoju, by w ciszy pomyśleć lub odetchnąć! Ja sobie już nie radzę!
– ostatnie zdanie wykrzyczałam. Nawet nie wiem, kiedy zaczęły mi znowu cieknąć
łzy. Schowałam twarz w dłonie. To za dużo. Za dużo!
-
Ronnie… - zaczął Justin, układając dłoń na moim kolanie. – Nie płacz, proszę
cię.
Za
późno. Nie umiem.
Złapał
mnie pod kolanami, po czym przyciągnął moje ciało do siebie. Przełożył moje
nogi przez swoje. Następnie ręką objął mnie w pasie, by wciągnąć mnie na swoje
kolana. Poczułam jego niesamowity, męski zapach i już nie potrafię się obronić.
-
Co robisz? – spytałam drżącym głosem.
Przyłożył
usta do mojego ucha.
-
Proszę cię, nie płacz. – szepnął.
Uniósł
głowę, po czym przytulił mocno moje ciało.
O
kij ci chodzi?! Jeszcze kilka godzin temu byś mnie poturbował słowem, a teraz…
a… a pieprze to!
Objęłam
go rękoma w pasie. Jednocześnie trochę się zsunęłam z jego kolan. Oparłam głowę
o jego ramię, a on przytulił policzek do mojej skroni.
-
Nie jesteś niczemu winna. Wycisk i mała przerwa dobrze nam zrobią. – powiedział
w końcu.
Zmarszczyłam
brwi.
-
Mała przerwa? Czyli to tylko chwilowe?
-
Zobaczymy. – mruknął. – Zostaliśmy tylko we trzech. Jakoś sobie poradzimy.
-
My? – spojrzałam na niego kątem oka.
Uśmiechnął
się.
-
A wybierasz się gdzieś?
Na
Hawaje.
-
Powiedziałeś, że nie wiesz, co ze mną zrobisz.
-
Racja. – mruknął pod nosem. Wsunął szybko rękę pod moje nogi, po czym wstał i
ruszył w stronę drzwi, niosąc mnie ze sobą. Przetransportowałam ręce w okolice
jego szyi. – Ale już wiem. – oznajmił, otwierając nogą drzwi.
Schowałam
twarz w jego ramieniu, gdyż jasne światło oślepiło mnie w pierwszym momencie.
-
Obejrzałabyś sobie coś? Horror, komedię, kryminał, coś konkretnego? – zapytał,
stawiając mnie na podłodze, tuż przy kanapie.
Zmarszczyłam
czoło z niezrozumienia. Oparłam się tyłem o oparcie.
-
Nie wiem. Możemy coś obejrzeć. – uniosłam ramiona.
Chce
ze mną teraz tak po prostu obejrzeć film? Serio?
-
To idź do pokoju. – wskazał ręką na drzwi w rogu po drugiej stronie
pomieszczenia. – Wybierz coś, co cię interesuje, a ja zaraz przyjdę. –
uśmiechnął się do mnie, po czym odwrócił się.
~*~
Nie
wiem, co wybrać. Byłoby łatwiej, gdybym znalazła na półce 5 płyt i wybrała
którąś z nich, ale dostałam ogromną bibliotekę dostępną na zajmującym całą ścianę
plazmowym telewizorze. Tu jest chyba miliard filmów, a ja – jak na złość – nie
mogę sobie przypomnieć żadnego tytułu.
-
Brak pomysłów na film? – zapytał Justin, wchodząc do pokoju. Położył na środku
łóżka dużą, metalową miskę wypełnioną po brzegi pachnącym popcornem. Aż mi
zaburczało w brzuchu. – Też mam zawsze problem z wybraniem czegoś. - Podszedł
do barku. – Gdyby było tylko kilka filmów, to wybór byłby prostszy, dlatego
myślałem, że może wpadniesz na jakiś ciekawy pomysł.
-
Pomyślałam przed chwilą o tym samym. – uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem.
Usłyszałam
charakterystyczny, tłumiony dźwięk otwierania czegoś. Czegoś zakorkowanego.
Spojrzałam
na Justina. Stoi tyłem i zasłana mi to, co właśnie robi.
-
Wybierz cokolwiek. Najwyżej przełączymy. – oznajmił.
No
spoko.
Wzruszyłam
ramionami. Wybrałam na pilocie cyferki „6” i „9”. Pierwsze, co mi do głowy
przyszło. Jakaś aluzja do samej siebie, Ronnie?
-
Proszę. – powiedział Justin.
Odruchowo
spojrzałam w jego stronę. Niestety cały widok przysłonił mi sporych rozmiarów
kieliszek z… winem? A to mnie zaskoczył.
~*~
Wyłączyłam
myślenie i straciłam poczucie czasu. Jest środek nocy albo pewnie jeszcze
dalej. A właściwie, kogo to obchodzi?
Już
po dwóch kieliszkach filmy przestały w ogóle być interesujące. No, przynajmniej
dla mnie. Nie pamiętam, kto wyłączył telewizor. Chyba Justin. Tak, to on. Nagle
zrobiło się w pokoju ciemno, więc zapaliłam lampkę na szafce nocnej, by się
chłopak nie zabił. Ledwo zabłysło słabe światło, a ja już zostałam zaatakowana
ostrzałem z popcornu, dlatego teraz pełno go wszędzie leży. I jestem pewna, że
kilka ziaren wbiła mi się tu i ówdzie, ale nie przeszkadza mi to.
Potem
zaczęliśmy opowiadać o swoich przeżyciach i wyczynach z dzieciństwa. Skąd nam
się wziął taki temat?! Chociaż, po tej bitwie na popcorn, wiele się można było
spodziewać.
Stwierdzam,
że Justin był ciekawym dzieckiem. Naprawdę. Trzeba mieć łeb, by zjechać na
rowerze po drabinie z dachu. Albo próbować podkraść ojcu drogi samochód, a
wjechać nim w bramę, bo – jakby nie spojrzeć – co 12-latek może wiedzieć o
prowadzeniu auta? Ten siniak pod okiem i nadzwyczaj wesołe usposobienie po
alkoholu sprawiły, że o wiele łatwiej było mi go sobie w tych sytuacjach
wyobrazić.
Chyba
się spiłam. Nie nachlałam się w trzy dupy, ale jest mi luźno. Nawet bardzo. Nie
wiem, skąd Justin wytrzasnął to wino, ale było drogie, bo tak dobrego jeszcze
nie piłam.
Ale
nie kręci mi się w głowie. Chociaż jest ciemno, więc nie jestem pewna.
Moja
głowa od dawna spoczywa na ramieniu Justina. Leżę wtulona do jego nagiego
ciała. Nie, nie. To nie tak, że jest goły. Po prostu zrobiło mu się w pewnym
momencie gorąco i ściągnął koszulkę. Rzucił ją gdzieś na podłogę, a zaraz potem
dostał w twarz poduszką, bo ręka mi się omsknęła. Przypadkiem, oczywiście.
Kiedy
przestaliśmy rozmawiać? Godzinę temu? Dwie? Gdy położył się na boku, przodem do
mnie, a jego ciepło zaczęło tak przyjemnie na mnie działać. Zrobiło się po
prostu tak miło, że słowa były tu już zbędne.
Czuję
się senna. Najlepiej bym zasnęła, ale jakoś nie chcę tego kończyć, bo wiem, że
gdy się obudzę, to tego już nie będzie. A jest dobrze. Już dawno się tak nie
czułam. Pewnie wino też robi swoje.
Justin
już śpi? Mam nadzieję, że nie. Chociaż, byłoby to dziwne.
Skierowałam
głowę w kierunku jego twarzy. Patrzy na mnie. Mimowolnie kąciki moich ust
drgnęły w górę. Odwzajemnił uśmiech. Uroczy jest.
Wprawił
w ruch rękę spoczywającą na moim biodrze. Wsunął ciepłą dłoń pod moją koszulkę.
Ruszył nią w górę moich pleców. Lepiej tego wymyślić nie mógł.
Moment!
Mam stanik. Czuję go, ale nie jest zapięty. Odpiął się? Ale kiedy? Tego nie
pamiętam. Może przez przypadek. W sumie, to nawet lepiej. Nic nie będzie
przerywało dreszczy, których mi teraz najbardziej brakowało do pełni szczęścia.
Czuję
jego oddech. Tuż przy moim uchu.
-
Nie chce ci się spać? – szepnął. Przytulił swoje miękkie wargi do mojej skóry.
Uśmiecha się, czuję to.
-
Nie. – zaprzeczyłam delikatnie. Wiem, że skłamałam, ale nie chcę tego kończyć.
Po prostu nie chcę.
Odsunął
głowę. Jednak po chwili czule wargami chwycił skrawek mojej szyi. Od miejsca
zetknięcia się jego ust z moją skórą, po całym ciele rozpełzło się w mgnieniu
oka ciepło. Napięłam na ten moment wszystkie mięśnie, by po chwili całkiem się
rozluźnić. Przymknęłam oczy. Zaczął składać czułe pocałunki na mojej szyi.
Każdy kolejny tego typu gest coraz bardziej wgniata mnie w łóżko. Jak mi się
to, kurwa, podoba. Nie przestawaj.
Po
kilku muśnięciach cofnął ode mnie głowę. Nie, nie. Wracaj. Proszę.
-
Dobranoc, Ronnie. – powiedział tym seksownie zachrypniętym głosem.
~*~
Jak widać - rozdział pojawił się dużo wcześniej niż tamten ostatni. Idzie mi coraz lepiej ^^ Jestem dziwnie zadowolona z rozdziału, co mi nie pasuje, bo przeważnie zawsze mi w nich czegoś brakuje, więc obawiam się go. Tak czy tak - DO NAPISANIA!
Cudowny :D
OdpowiedzUsuńCudowny :)
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział;D kocham takiego Jokera ♥
OdpowiedzUsuńO Boże wspaniały ❤️ Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńcudo <3
OdpowiedzUsuńRozdział sztosik ���� czekam na next ��
OdpowiedzUsuńWow.Aż ciarki przechodzą
OdpowiedzUsuńWież co tak w sumie to opowiadanie jest swietnie napisane nic dodać nic ująć... Ale połączenie Justina Biebera i... Jokera to moim zdaniem raczej... No nie zbyt dobry pomysł ja jestem fanka komiksów( głownie czarnych charakterów�� ) i kiedy to przeczytałam
OdpowiedzUsuńDoznałam małego szoku dlatego fajnie by było gdybys jeszcze spróbowała rozdzielić to osobno na Justina i osobno na Jokera. Jestem pewna ze nie zaszkodziłoby to nikomu a mogłoby byc ciekawie... Może przyjmiesz moj pomysł ������
OdpowiedzUsuńUm... Jestem trochę zdziwiona, ponieważ... Napisałaś, że czytasz moje opowiadanie, a nie zauważyłaś, że "mój" Joker nie ma absolutnie nic wspólnego z Jokerem z Batmana. Tutaj jest świat mafii. W najbliższych rozdziałach będę wyjaśniać, skąd wzięła się taka nazwa, jednak sądziłam, że po chociażby samej fabule widać, że mój Dżoks nie ma zupełnie nic wspólnego ze złą postacią znaną z Batmana.
UsuńTo opowiadanie piszę od ponad roku. Gdybym wiedziała, że będzie taki problem o nazwę, która właściwie jest adekwatna do nazwy jednej z kart w talii, to bym się zastanowiła kilka razy. Nie przewidziałam, że nagle zrobią film o przestępcach i wszyscy będą wypisywać "JAK BIEBER MOŻE BYĆ JOKEREM?!". Może tutaj nie, ale na wattpadzie już mieli o to niemały problem.
Nie chcę absolutnie podważać Twojej teorii na temat tego, czy rzeczywiście czytasz moje FF czy też nie. Sądzę, że już przy 11 rozdziale czytelnicy powinni dojść do wniosku, że "ten" Joker nie ma nic wspólnego z tym drugim. Nie ma potrzeby "rozdzielania". Wystarczy czytać ze zrozumieniem.
I w sumie dobrze, że to napisałaś. Tutaj (jak i na wattpadzie) też umieszczę wzmiankę o tym.
Swoją drogą, to troszkę dziwne, że wszyscy czepiają się mnie nagle dopiero po wejściu do kin właśnie tego filmu...
AGEN JUDI BOLATANGKAS ONLINE TERPERCAYA
OdpowiedzUsuńTANGKASNET dan 88TANGKAS !
Segera Bergabung Bersama Kami, Hanya di www.agentangkas.co
WA: 0812-2222-995 !
BBM : BOLAVITA
WeChat : BOLAVITA
Line : cs_bolavita
klik ==>> EREK EREK 4D
nonton dan saksikan ayam laga bangkok hanya di www.bolavita.win
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń