-
Ronnie, chodź tu. – usłyszałam głos Daisy, a zaraz potem złapała mój nadgarstek
i pociągnęła w stronę ciemnego przejścia.
Ruszyłam
posłusznie za dziewczyną w kierunku szatni.
-
Co się stało? – zapytałam niepewnie, widząc wypisany niepokój na jej twarzy.
-
Coś mi tu nie gra. – oznajmiła krótko. Mimo, iż w szatni pali się lampa, to
prawie w ogóle nie widzę Daisy. Chyba spojrzała gdzieś za mnie. – Justin! –
krzyknęła szeptem, unosząc lekko rękę. Nie myliłam się.
Spojrzałam
przez ramię. Już wiem, gdzie był Justin – w łazience.
Zaczął
do nas podchodzić.
-
Czemu jesteście tu, a nie w sali? – zapytał, będąc krok ode mnie.
-
Everdeen przyjechał. – oznajmiła cicho Daisy.
Justin
zmarszczył brwi. Spojrzał za siebie, a zaraz potem podszedł do mnie. Położył
dłonie na moich biodrach, a brodą oparł się o moje ramię.
-
Gdzie go widziałaś? – zapytał cicho.
-
Na sali. Wziął Jokera i wyszli. W ręku niósł kopertę. – oznajmiła.
Justin
w odpowiedzi mruknął tylko ciche „Mhm”, a następnie uniósł głowę.
-
Za budynkiem są ochroniarze Everdeen. Nie pasuje mi to. – dodała.
Po
tych słowach Justin mnie puścił. Ruszył w stronę okna, jednak stanął kawałek
przed nim. Wyciągnął rękę i ostrożnie palcami rozchylił firankę. Przymrużył
oczy, patrząc na to, co jest na zewnątrz.
-
Aż tylu ich potrzebuje, by złożyć życzenia? – mruknął pod nosem Justin, po czym
powoli ułożył firankę do poprzedniej pozycji. – Podejrzane.
-
Trzeba ostrzec Jokera. – przerwała krótką ciszę Daisy.
-
Nie widziałem, ile wypił. – mruknął Justin, drapiąc się po szyi. – Nie wiem,
czy jest w stanie trzeźwo myśleć.
-
Co proponujesz, w takim razie? – zapytała wyjątkowo poważnym tonem, lustrując
uważnie zamyśloną twarz Justina.
Cmoknął.
-
Idź mu powiedz. – rzucił do Daisy, ruszając nagle w stronę sali.
-
Poczekaj tu. – poleciła mi dziewczyna, po czym żwawym krokiem dogoniła
chłopaka. – Co chcesz zrobić?
-
Zabiorę stąd Ronnie. – burknął w odpowiedzi.
Zniknęli
za rogiem sali.
Nie
rozumiem. Skoro to ewidentnie Joker ma tu problem, to dlaczego Justin chce mnie
stąd wywieźć? Nie powinien ratować sytuacji?
~*~
Jedziemy
już ponad pół godziny. Ciszę od czasu do czasu przerywa Justin, próbując się do
kogoś dodzwonić. Z każdym przejechanym metrem jest coraz bardziej nerwowy. Nie
dziwię mu się.
Znowu
mam schizy. Może to przez późną porę i szybką jazdę samochodem w środku lasu.
Lampy samochodu idealnie oświetlają kawał ulicy przed nami oraz gęstwiny po obu
stronach. Słychać jedynie pracę silnika i mamrotanie Justina po każdym
nieodebranym telefonie. Dostaję gęsiej skórki, gdy dłużej wpatruję się w tę
scenerię żywcem wziętą z najgorszych horrorów. Jeszcze brakuje tego, by coś
wyskoczyło nam na maskę, ulicę albo, żeby się nagle samochód zepsuł. Jak
dobrze, że Justin się pofatygował i przyniósł moją torebkę. Siedzenie w telefonie
umila mi czas. Na całe szczęście, Michael pomyślał o mnie i ściągnął kilka gier
na mój telefon. To jedyne, co ratuje mi teraz życie.
Głośne
wibracje tuż przy mnie sprawiły, że aż podskoczyłam. Skierowałam gwałtownie
głowę na telefon Justina. Gdyby miała ustawione takie wibracje, to przy
pierwszej wiadomości urwałoby mi nogę.
Justin
posłał mi zdziwione spojrzenie. Wziął telefon do ręki, odebrał go, a następnie
wsunął w specjalną kieszeń przy klimatyzacji.
-
Ile można czekać, aż ktoś łaskawie odbierze?! – zapytał zirytowany.
-
Gdyby ktoś mógł, to już dawno by odebrał.
– burknął… Liam? Nie jestem pewna, ale chyba tak. Na telefonie nie
wyświetliła się żadna nazwa.
-
A co takiego pasjonującego robicie w środku nocy? – kontynuował Justin
niezmiennym tonem.
-
Odstaw nerwy na bok, przyjacielu. To
ciężka noc, nie wszystkim udało się szybko uporać ze swoimi zadaniami. –
oznajmił uprzejmie Harry. Wiem, że to on. Nikt inny nie ma takiego nastawienia.
To
coś w rodzaju konferencji? Przez telefon?
-
Pieprzyć te robotę. Everdeen zaczął kombinować. – prychnął Justin.
-
Wiedziałem, że nie można mu ufać. –
syknął Zayn. Chyba to on.
-
To dlaczego nie powiedziałeś? –
zapytał ironicznie Liam.
- Tak, bo akurat mnie by w tej sprawie
ktokolwiek wysłuchał! – wybuchł Zayn.
-
Dajcie już spokój. – wtrącił Louis.
Jego głos łatwo rozpoznać.
-
Zajmij się lepiej śledzeniem, bo…
-
Skończyliście? – przerwał Justin Liamowi… lub Zaynowi. Nie wiem. – Kłóćcie się
przy herbacie, nie dzwonię, by tego słuchać!
-
Żałuję, iż nie jestem w tym momencie z
wami. Chętnie pomógłbym rozstrzygnąć wasz spór. – powiedział po chwili
ciszy Harry. Chyba jest zaspany.
-
Gdzie jest reszta? – zapytał oschle Justin.
-
Niall się nie odzywa, ale to normalne,
gdy próbują się z nim targować. – zaśmiał się Louis.
-
Robin postanowiła zająć się mą najdroższą
Darjeeling. – powiedział Harry. Nie wiem czemu, ale mam dziwne wrażenie, że
się uśmiechnął.
-
Nieważne. – skarcił Justin. – Jesteś w domu, Harry?
-
Owszem. Czy mam się ciebie spodziewać?
-
Przywiozę Ronnie.
-
Dlaczegóż to? – zapytał zaskoczony
Harry.
-
Mam złe przeczucie. – westchnął Justin.
-
Co jest? – wyrwał Zayn.
-
Albo Everdeen nam nie ufa albo zaplanował coś grubszego.
-
Potrzebujesz wsparcia? – odezwał się
Liam.
-
Jesteście w stanie przyjechać?
-
Daj nam kwadrans. – odpowiedział
poważnie Louis.
-
Ja nie zdążę. Potrzebuję pół godziny.
– zaprzeczył Zayn. – Cały śmierdzę
tureckim burdelem, muszę się przebrać.
-
Jakie ty masz problemy. – sapnął
Liam.
Zaśmiałam
się cicho. Może nie powinnam, ale ich przekomarzanie się brzmi naprawdę
zabawnie.
- Odpieprz się. – syknął Zayn.
Poczułam,
jak samochód zwalnia. Odruchowo spojrzałam na Justina.
Patrzy
na mnie. Najwidoczniej już od jakiejś chwili. Wyraz jego twarzy zdaje się być
łagodniejszy.
-
Przyjmę Veronicę z otwartymi ramionami. –
oznajmił spokojnie Harry, mimo wszystko próbując się przedrzeć przez kłótnię
Zayna i Liama.
Justin
spojrzał przed siebie. Spuściłam z niego wzrok.
-
Będziemy niedługo. – oznajmił, po czym rozłączył się.
Znowu
zapadła cisza.
-
Wiozę cię do Harry’ego, ponieważ mieszka najbliżej. – westchnął.
-
Dobrze, w porządku. – przytaknęłam. – Em… Mam pytanie. – oznajmiłam cicho. Może
niepotrzebnie się wyrywam.
-
Jakie? – zapytał beznamiętnie.
-
Nie jesteś bardziej potrzebny swoim rodzicom?
Zmarszczył
brwi. Nie oderwał wzroku od drogi.
-
Sytuacja nie jest na tyle poważna, żebym musiał stać przy nich z karabinem z
dłoni. – odmruknął.
Tak,
a potrzebuje wsparcia od kolegów? Ma mnie za głupią?
-
W takim razie, mogę wiedzieć, dlaczego nie mogłam zostać? – zapytałam, starając
się, by zabrzmiało to możliwie najmniej sarkastycznie.
-
Jeśli sprawa nabierze tempa, to nie chciałbym, byś się plątała komukolwiek
między nogami. – odpowiedział takim tonem, jakby mówił o jakimś niechcianym
przedmiocie.
-
Rozumiem. – szepnęłam, z powrotem przyklejając wzrok do ekranu telefonu. Tylko
zapytałam.
-
I dlatego – zaczął, przerywając ciszę. - bym miał pewność, że nic ci nie grozi.
Wyciągnął
dłoń w moją stronę. Spoczęła ona na moim kolanie. Spojrzałam na nią przelotnie,
po czym skierowałam wzrok na Justina.
-
Dziękuję. – posłałam mu delikatny uśmiech, gdy kątem oka raczył zerknąć w moją
stronę. Odwzajemnił ten gest.
No,
i czy nie jest zaraz milej?
~*~
W
końcu dojechaliśmy na miejsce. Przejechaliśmy przez ogromną, czarną bramę.
Wygląda niepozornie, jak cała reszta ogrodzenia, jednak odnoszę wrażenie, że
jest ono pod napięciem.
Posesja
urządzona skromnie. Wjazd wykonany z biało-siwego kamienia, podświetlany
lampkami zakrytymi małymi kamyczkami. Żadnych roślin. Największe wrażenie robi
widok za domkiem. Daleko przed nami, na dole widać światła miasta.
Harry
mieszka w niewielkim domku. Nie ma nawet piętra. Cały budynek zajmuje tyle
miejsca, co garaż stojący tuż obok. Uroczo tu. Chociaż, w porównaniu do tego,
co w ostatnich dniach widziałam, to troszkę się zawiodłam. Przyznam szczerze,
że spodziewałam się jakiegoś zamku. Wiem, głupie, ale to najbardziej pasowało
mi do stylu Harry’ego. Cóż, nie będę jednak oceniać książki po okładce. Jestem
ciekawa, jak wygląda w środku, bo niestety oba okna są zasłonięte i nic nie
można zobaczyć.
Justin
zatrzymał samochód parę metrów przed budynkiem. Mężczyzna odpiął pasy, więc ja
po chwili zrobiłam to samo. Nagle poczułam na sobie jego wzrok. Katem oka
spojrzałam w kierunku Justina. Położył swoją ciepłą dłoń na moim kolanie. Po
chwili wprawił ją w ruch po tych częściach mojej nogi, których sukienka nie
jest w stanie zakryć.
-
Zostawiam cię tutaj. – oznajmił, po czym zaczął się nachylać w moim kierunku.
Delikatnie
zmarszczyłam brwi. Chyba nie ma zamiaru mnie pocałować…
Im
bliżej jest jego twarz, tym jego spojrzenie wydaje się być coraz bardziej
zdziwione i jednocześnie podejrzliwe. Przecież nic nie robię. Coś jest nie tak.
Otarł
się czubkiem nosa o mój policzek.
-
Kurwa! – syknął pod nosem, odsuwając się gwałtownie ode mnie, a następnie
wyszedł z trzaskiem z samochodu, na co aż podskoczyłam.
Serce
mi przyspieszyło.
Zaczął
obchodzić samochód dookoła. Idzie w moją stronę.
Złapał
za moje drzwi, a potem mocno nimi szarpnął.
-
Wyjdź! – sapnął.
Ale
co ja zrobiłam?!
Wręcz
wyskoczyłam z samochodu. Boję się tego, co by się zaczęło dziać, gdybym zaczęła
zwlekać. Cofnęłam się od razu ku tyłowi samochodu.
Justin
zatrzasnął za mną drzwi tak mocno, że wprawił pojazd w ruch. Niezbyt duży, ale
jednak. Następnie chłopak podszedł do mnie. Oparł się ręką o dach samochodu,
tamując mi jednocześnie dalszą ucieczkę.
Mam
przesrane! A nic nie zrobiłam!
-
Co ci powiedzieli?! – warknął głośno w moją stronę.
Rzuciłam
mu z dołu zdziwione spojrzenie.
Ale
co?! Kto?! O co chodzi?!
-
Ale…
-
Jesteście! – zawołał Harry z progu domu, zwracający tym zachowaniem naszą
uwagę. Rozłożył ręce na boki i zaczął się kierować w naszą stronę. – Veronica!
Justin! Witaj…
-
Co jej powiedzieliście!? – wykrzyknął Justin w stronę Harry’ego.
Entuzjazm
momentalnie opuścił mężczyznę. Opuścił powoli ręce wzdłuż ciała. Posłał mi
smutne spojrzenie, po czym westchnął, a wzrok przeniósł na Justina.
Już
wiem, o co chodzi.
-
Justinie, mój najdroższy przyjacielu. – zaczął do nas powoli podchodzić. –
Dobrze wiesz, jak ogromnym szacunkiem darzę twą osobę. I nigdy nie
powiedziałbym ani nie pozwoliłbym mówić o tobie czegoś niezgodnego z prawdą.
Słyszę,
jak palce Justina zaczynają niecierpliwie stukać o dach samochodu.
-
Założę roboczo, że nie zrozumiałeś mojego pytania, dlatego je powtórzę: co jej
powiedzieliście? – wysyczał przez zaciśnięte zęby, wskazując na mnie palcem.
Przez moje ciało przebiegły nieprzyjemne dreszcze.
-
Zrozumiałem za pierwszym razem. – Harry złączył swoje dłonie. - Pragnę ci tylko
uświadomić, iż nie były to słowa, których znaczenie mogłaby nasza kochana
Veronica użyć przeciw Tobie. Razem postanowiliśmy opowiedzieć kilka faktów z
przyszłości, by mogła lepiej zrozumieć twoje postępowanie. Oczywiście, mieliśmy
na uwadze, iż nieuniknione będzie poruszenie drażliwych dla ciebie tematów.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność za wszystko, co zostało powiedziane. –
położył prawą rękę na klatce piersiowej. – Przebacz. Przyrzekam, iż nikt nie
miał złych intencji, Justinie. Uznaliśmy jednogłośnie, że Veronica powinna
wiedzieć. – starał się mówić coraz spokojniej. Jednak nawet ja widzę, że to już
nie pomoże.
Justin
prychnął, spuszczając głowę.
To
cisza przed burzą. Podniosłam ręce aż do swojej szyi. Boże, zaraz mi serce
stanie! Harry niepotrzebnie się za nas wszystkich postawił. Zachował się jak
dżentelmen, ale to nie jest jego wina. Nie jest ona niczyja.
-
Jakim prawem wpierdalacie się w moje sprawy? – sapnął złowrogo pod nosem.
-
Chcieli dobrze… - szepnęłam cicho. Nikt nie chciał przecież zrobić mu na złość.
Justin
gwałtownie podniósł głowę, posyłając mi od razu mordercze spojrzenie. Dlaczego
ja się wcinam?!
Oparł
się wolną ręką o samochód po mojej drugiej stronie. Jego wzrok zaczyna mnie
wgniatać w pojazd.
-
Co ci mówiłem?! Niepytana masz się nie odzywać! Twoje zdanie się tu nie liczy!
Żyjesz nadal tylko dzięki mnie! Masz mnie słuchać i się nie odzywać!– każde
kolejne zdanie wypowiadał tak, jakby coraz mocniej zaciskał zęby.
Przez
światła znajdujące się dookoła oczy Justina przybrały bursztynowy kolor, a w
zestawieniu z jego gniewnym wyrazem twarzy, to całość prezentuje się jak u
psychopatycznego mordercy.
Spuściłam
głowę, przełamując paraliż, wywołany strachem i niemocą.
-
Przyjacielu, nie powinno się tak traktować dam. – wtrącił troskliwie Harry.
Nawet nie wiem, kiedy zdążył do nas podejść. Spojrzałam na niego z dołu,
spomiędzy włosów. – Wszelkie pretensje kieruj do mnie. Proszę, zachowaj spokój
i trzeźwy umysł. Veronica nie zasłużyła sobie na takie traktowanie.
Harry
ostrożnie położył dłoń na przedramieniu Jokera.
-
To nie demokracja a dyktatura! – krzyknął Justin, uderzając mocno ręką w
samochód. Odwrócił się w kierunku Harry’ego. – Ma być tak, jak ja powiem!
Żadnego sprzeciwu!
-
Mam do ciebie większy szacunek, gdy wiem, że nie chcesz mi zrobić krzywdy. –
oznajmiłam cicho. Głos mi się trzęsie. Justin spojrzał na mnie kątem oka.
Wzdrygnęłam się. – Po tym, co mi powiedzieli, bardziej ci ufam.
Nie
wiem, na ile wierzę w swoje własne słowa.
Justin
wypuścił głośno powietrze nosem. Odsunął się ode mnie.
Ulżyło
mi.
Zaczął
obchodzić samochód dookoła.
-
Zadzwoń do Robin i Nialla, niech przyjadą. Chcę tu widzieć was wszystkich. –
warknął, otwierając drzwi pojazdu.
-
Dobrze. – przytaknął Harry.
-
Jedź ostrożnie. – oznajmiłam, odsuwając się od samochodu. Nie wiem, czemu to
powiedziałam.
Justin
posłał mi obojętne spojrzenie, po czym wsiadł do pojazdu. Zawrócił, a następnie
szybko wyjechał, ledwie mieszcząc się w wolno otwierającej się bramie.
-
Droga Veronico… - zaczął Harry. Objął mnie swoimi ramionami, po czym docisnął
delikatnie do swojego ciała. Poczułam niesamowity zapach wody kolońskiej. Co
teraz się wyprawia? – Żadne słowa nie będą w stanie opisać tego, jak bardzo mi
przykro. Gdybym mógł przewidzieć zachowanie Justina, to przysięgam, dołożyłbym
wszelkich starań, by temu zapobiec.
Jak
to możliwe, że człowiek, mający taki zawód i takich pracodawców, jest taki
dobroduszny?
-
Nie czuj się winny, Harry. – oznajmiłam cicho, obejmując ostrożnie ciało
mężczyzny w pasie. – Dziękuję, że się wstawiłeś w mojej sprawie. W sprawie
wszystkich. To było bardzo miłe.
-
To zaszczyt, móc stanąć w obronie tych, którzy są dla mnie niczym rodzina.
~*~
Cofam
wszystko, co wcześniej sądziłam o domu Harry’ego. Jest niesamowity! To, co
widziałam, było niewielką częścią budynku, który został wbudowany w skałę. Na
„powierzchni” jest tylko coś w rodzaju przedpokoju. Całe piękno zostało ukryte
za kolejnymi drzwiami.
Powitały
mnie schody wykonane z białych płyt, które najpierw prowadzą na półpiętro, a
kolejne… otwierają widok na przepiękne, ogromne pomieszczenie podzielone na
części. Po lewej cudowny pokój dzienny, oddzielony podłogą z jasno-siwego
drewna, a dokładniej stopniem w kształcie prostokątnej ramy. Ciekawy pomysł,
zamiast wybudowania kolejnych ścian. Dwie szarawe, wyglądające na wygodne
kanapy z całą masą poduszek w tym samym kolorze, zostały ustawione pod
drewnianym, długim, niewysokim stopniem. Wzdłuż jednego boku tapczanu oraz w
poprzek drugiego znajdują się dwa, drewniane schodki, prowadzące na świeżo
wypolerowany parkiet salonu, na środku którego ustawiono srebrny puf. Przed
kanapami, na ścianie wyłożonej w całości białymi, płaskimi kamieniami, wisi
sporych rozmiarów telewizor. Z kolei u dołu ściany ustawionej w poprzek kanap,
tuż przed dwoma schodkami, można zauważyć prostokątny, zapewne sztuczny,
kominek.
Korytarz
po prawej, którego podłoga przypomina porcelanę, prowadzi do kolejnych części
budynku.
Jednak,
największe wrażenie robi olbrzymie okno, ciągnące się od połowy sufitu aż po
samą podłogę. Za odgrodzonym salonem, są kolejne, tym razem szersze schody,
prowadzące do prostokątnej, kamiennej fontanny. Na jej środku w spokoju rośnie
urocze drzewko. Pewnie w tym miejscu Harry medytuje, patrząc na cudowny widok.
Okno ukazuje przepiękne pole uprawne, a w oddali można zauważyć światła miasta.
Natomiast
z tego miejsca, gdy się skieruje w prawo, trafi się do bogato wyposażonej
kuchni, której już piękne okno nie dosięga swym zasięgiem.
-
Byłbym głupcem, gdybym chciał i tę część domu przyozdobić tak majestatycznym
oknem. – oznajmił, podając mi kubek z gorącą czekoladą. – Wywietrzenie budynku
byłoby prawdopodobnie niemożliwe. – zaśmiał się.
Tu
mu przyznam rację. Tamtego okna nie da się otworzyć. Mimo wszystko – całość
robi ogromne wrażenie.
~*~
Huk!
Mimowolnie
otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Co się dzieje?!
-
Czy ja was o to prosiłem?! – krzyknął Justin.
-
Sam byś tego nigdy nie zrobił! – odkrzyknął Liam.
-
Byłoby inaczej, gdybyś nam ufał! – dołączył się Zayn.
-
Pierdolę taką pomoc! Nie muszę pracować z nikim z was! W każdej chwili mogę
znaleźć kogoś na wasze miejsca! – warknął Justin.
-
No bardzo ciekawe, kto będzie biegał za synkiem Ojca Chrzestnego! – zawołał
rozwścieczony Louis.
I
nagle zrobiło się tak głośno, jakby się odezwało milion osób. Nie jestem w
stanie rozróżnić żadnych wyrazów. Nieważne. Gdzie ja jestem?
Cóż,
to jest sypialnia. Kolejne pytanie – kiedy zasnęłam? Przecież byłam z Harrym w
salonie. Zadzwonił do niego telefon, więc poszedł odebrać. Oparłam głowę o
poduszkę i… i pewnie wtedy zasnęłam. Tak, to bardzo prawdopodobne.
Najwidoczniej Harry mnie przeniósł do tego pokoju.
Dobra,
sytuacja ogarnięta. Teraz czas na dalsze kroki. Iść do nich czy nie?
Z
tego, co mi się wydaje, to pewnie kłócą się o to, że dowiedziałam się kilku
faktów za dużo.
I
pomyśleć, że nie byłoby tego wszystkiego, gdybym się od Justina odsunęła. Nie
wiem, czemu nie zareagowałam na to, że zaczął się do mnie zbliżać. Może
dlatego, że wiedziałam, że mi nic złego nie zrobi. Nie wiem, czy powinnam się o
to obwiniać. Dowiedziałby się prędzej czy później, że wiem za dużo. Może to i
lepiej, że zorientował się już teraz.
Ściągnęłam
z siebie koc. Zsunęłam bose stopy na zimną, drewnianą podłogę. Powoli zeszłam z
łóżka. Moją uwagę przykuł niewielki zegarek na półce. Na ekranie widnieje
godzina 3:52. Nie pospałam sobie zbyt długo.
Powoli
podeszłam do wyjścia. Ostrożnie nacisnęłam na klamkę, po czym uchyliłam lekko
drzwi. Odgłosy kłótni stały się o wiele głośniejsze. Chyba nie mają zamiaru
szybko się pogodzić. Pchnęłam drzwi powoli. Na wypadek, gdyby zawiasy miały w
planach zaczął skrzypieć. Stanęłam na kamiennej podłodze. O dziwo, wcale nie
jest zimna. Wydaje się być nawet podgrzewana.
Ruszyłam
w kierunku źródła krzyków.
Wszyscy
siedzą w tym odgrodzonym salonie. Chociaż „siedzą” nie jest dobrym określeniem.
Na środku stoi Justin. Po drugiej stronie są wszyscy inni: Daisy, Robin, Niall,
Louis. Liam i Zayn stoją najbliżej. Pomiędzy nimi i Justinem znajduje się
Harry. Ma uniesione ręce, by blokować każdą próbę zbliżenia się kogokolwiek.
Jedyny człowiek, który czuwa, by się wszyscy nie pozabijali, to płatny
morderca. Paradoks.
-
Tak się nam, kurwa, odpłacasz za te wszystkie lata bronienia twojej
upośledzonej dupy?! – wykrzyknął Liam.
-
Liamie, prosiłem! – oznajmił już zirytowany Harry.
-
Nie prosiłem nikogo o pomoc, więc nie jestem dłużny wdzięczności! –
odpowiedział równie głośno Justin.
-
Jak możesz być takim egoistą?! – krzyknęła Robin, wyrzucając ręce do góry.
-
Egoistą?! – zawołał oburzony Justin. – Gdyby nie ja, to żadne z was nie byłoby
w takim dogodnym położeniu! Pamiętacie, by ktokolwiek był przy moim ojcu tak
długo, jak wy jesteście przy mnie?!
-
Czy ty się słyszysz, Justin? – zapytała Daisy.
-
Jesteśmy z tobą w tym całym bagnie od samego początku, a ty zachowujesz się,
jakbyś nigdy nie mógł na nas polegać! – zarzucił Zayn.
Justin
rozchylił usta, chcąc coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Wsunął dłonie do
kieszeni eleganckich spodni. Na jego twarzy pojawił się grymas. Mój ojciec
robił podobny, gdy wiedział, że coś jest prawdą, ale nie chciał się przyznać do
błędu.
-
Nie będę was mieszał w moje prywatne sprawy. – oznajmił sucho po chwili ciszy.
-
Prywatne sprawy?! – zarzucił Liam. – Od kiedy to Ronnie jest twoją prywatną
sprawą?!
-
Właśnie! – zawołał Niall. – Przecież pilnujemy jej wszyscy.
Justin
wyciągnął dłoń z kieszeni, po czym przesunął nią po wyrażającej zirytowanie
twarzy.
-
I to jest powód, by wyjawiać jej waszą wersję mojej historii?! – krzyknął w
końcu, wyrzucając przed siebie rękę, a następnie schował ją z powrotem do
kieszeni.
-
To kiedy miałeś zamiar jej cokolwiek powiedzieć? – zapytał Louis, siadając na
kanapie. – Po fakcie czy na łożu śmierci?
-
Nie miałem zamiaru jej nic mówić. – syknął Justin przez zaciśnięte zęby.
-
Dlaczego? – zapytał zdziwiony Harry.
Justin
spojrzał na niego z niedowierzaniem, a potem na każdego po kolei. Przesunął językiem
po w swoich wargach.
-
Do was nic nie dociera. – westchnął zmarnowany, spuszczając głowę.
-
To może nas, jaśnie pan, olśni? – zapytał ironicznie Liam.
Justin
ponownie wyciągnął ręce z kieszeni. Powoli podniósł głowę, by spojrzeć na
wszystkich.
-
Jej strach przede mną i obawa przed tym, co mogę jej zrobić, było jedyną
zaporą. To jedyne, co stało między mną a nią! – ostatnie zdanie wypowiedział
głośniej, a jedna z jego dłoni wskazała na korytarz, czyli dokładnie w moją
stronę. W tym też momencie Justin odwrócił głowę. Zapewne po to, by zobrazować
to, co powiedział. Nasze spojrzenia spotkały się ze sobą na ułamek sekundy.
Justin już miał odwrócić wzrok, gdy pewnie doszło do niego, kogo zobaczył i
jednak utrzymał go na mojej osobie.
Wzdrygnęłam
się.
O
cholera!
Reszta
zebranych, zdziwiona nagłym zastygnięciem Justina, również odwróciła się w moim
kierunku.
O
kurwa!
Co
mi strzeliło do głowy, żeby się nagle zatrzymać na środku korytarza?! Ronnie,
do cholery jasnej! Myśl czasem, dziewczyno!
-
Co się tak do nas skradasz, jak jakiś złodziej? – zaśmiał się cicho Liam,
krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-
Drzecie się jak stare gacie na płocie! Nic dziwnego, że trzyma się od nas na
dystans! – oznajmił Louis, wskazując ręką w moją stronę.
-
To nie tak. Nie zdążyłam jeszcze podejść. – rzuciłam. Nieważne, byleby coś
powiedzieć.
Na
niewiele się to zdało, bo i tak zapadła niezręczna cisza.
-
Więc jak, Justin… - zaczął nagle Zayn, kierując swoją i naszą uwagę na Justina,
który niekoniecznie się z tego powodu ucieszył. – Nadal będziesz udawać?
-
Pozostawię to bez komentarza. – odpowiedział poważnie, posyłając mężczyźnie
mordercze spojrzenie.
-
Chyba się nie boisz? – zapytał Liam, patrząc na Justina z pogardą.
Zanim
Joker zdążył jakkolwiek zareagować, Robin chwyciła za poduszkę, po czym rzuciła
nią w Sharka. Rzucił jej zdezorientowane spojrzenie.
-
Justinie – zaczął Harry, układając swoją dłoń na ramieniu Jokera. – Nie
chciałbym ci niczego narzucać, gdyż sam podejmiesz właściwą decyzję, jednakże
proponuję, byś odbył z Veronicą poważną rozmowę. Nie ręczę za to życiem,
aczkolwiek sądzę, że taka konwersacja przyniesie ukojenie oraz spokój nie tylko
naszej najdroższej przyjaciółce, ale również i tobie. – posłał mu ciepły
uśmiech.
Nie
jestem do końca przekonana, czy chcę rozmawiać z Justinem na temat, który jest
dla niego tak drażliwy, że nie chciał go wcale poruszać. Nie jestem pewna, czy
w ogóle chcę z nim rozmawiać.
-
Zakończę to. – mruknął pod nosem Justin, ruszając w stronę schodków do
„wyjścia” ze strefy, mającej być salonem.
-
Justin. – powiedziała Daisy.
Joker
odwrócił się. Dziewczyna posłała mu ostre spojrzenie. W odpowiedzi o tylko
przeniósł wzrok na mnie.
Czego
mam się spodziewać?
~*~
-
Nie wiem, co o mnie myślałaś na początku. – zaczął, gdy podeszłam do balustrady
balkonu. A może to taras. Nie jestem pewna, ale powierzchnia jest całkiem duża.
To chyba taras. Tuż pod kuchnią. Odwróciłam się w kierunku Justina. – I nie
wiem, jak się twoje nastawienie zmieniło po tym, co o mnie usłyszałaś. – zaczął
pocierać swoje ręce, powoli podchodząc do mnie. – Jednak chciałbym, byś nie
sugerowała się tym. Ludzie się zmieniają. Ich poglądy także. Wszystko ulega
zmianie.
-
Teraz jest inaczej. – oznajmiłam po chwili. Wydaje mi się, że skończył swoje
przemówienie lub nie wie, jak je kontynuować.
-
Wiem. – przytaknął. – Zauważyłem. – westchnął, szukając czegoś wzrokiem po
wykafelkowanej podłodze. – Nie zmienia to jednak panujących zasad. – podniósł
wzrok na mnie. Wsunął dłonie do kieszeni.
On
się czuje bardzo nieswojo ze świadomością, ile o nim wiem (oczywiście,
zakładam, że opowiedzieli mu dokładnie, o czym się dowiedziałam). Widzę, że nie
wie, czego się chwycić, by wyjść z tego wszystkiego z twarzą.
-
To, czego się dowiedziałam, nie zmienia w żaden sposób mojego stosunku do
ciebie. – zaprzeczyłam. – Tylko teraz czuję się pewniej w twoim towarzystwie.
Nie ma takiej presji. Chciałeś, bym się oswoiła, więc to pomogło. – posłałam mu
delikatny uśmiech.
Zaczął
się krzywić.
-
Tylko problem w tym, że nie miałaś się ze mną oswoić. – mruknął pod nosem.
Odwrócił głowę na bok, przypatrując się wschodzącemu słońcu. – Jakby nie
spojrzeć, jesteś pod moim władaniem. – spojrzał na mnie kątem oka, a jego usta
zaczęły się wykręcać w ten charakterystyczny, zadziorny uśmieszek. Znowu
zaczyna się ze mną droczyć? – I byłoby świetnie, gdybyś o tym pamiętała.
-
Pamiętam cały czas. – przytaknęłam.
Uniósł
brwi. Ruszył powoli w moją stronę. Naparłam tyłem o balustradę, gdy jego ręce
oparły się o barierkę. Po co on to robi?
-
To dobrze. Nie chciałbym, by dystans między nami się zmniejszył lub całkiem
zniknął. – uśmiechnął się szeroko.
To
jak metoda na podryw. Przecież to od początku było takie proste!
-
Sądzę, że po tym wszystkim, co o sobie wiemy, dystans nie będzie w stanie się
zmniejszyć. – uśmiechnęłam się. Ułożyłam jedną z dłoni na jego nadgarstku.
Czemu? Nie wiem.
Kącik
jego ust oraz brew po tej samej stronie niebezpiecznie drgnęły w górę, dlatego
jego twarzy przybrała wyraz… zaciekawienia? Czy to, co powiedziałam, mogło
zabrzmieć jak wyzwanie? Mogło. Faceci lubią wyzwania i niedostępne dziewczyny.
Cholera!
-
Na jakiej podstawie tak uważasz? – przechylił głowę na bok.
Bo
mu się podobam? A on mi… chociaż, nie jestem pewna. Dopiero go poznaję i
przyznam któryś raz, że go lubię. Mimo tego, że mnie denerwuje. Powiedzieć czy
nie powiedzieć?
-
Ponieważ jesteś mną zauroczony, a ja cię tylko lubię. – wzruszyłam delikatnie
ramionami, starając uśmiechnąć się możliwie najcieplej.
Mina
Justinowi zrzedła, a dokładniej – jego twarz przybrała pogardliwy wyraz.
O
kurwa!
Odsunął
się ode mnie kilka kroków.
-
Przepraszam! – zaczęłam, po czym od razu zagryzłam dolną wargę. – Nie tak miało
to zabrzmieć. – zaprzeczyłam kilkakrotnie. Kurwa mać, dlatego wolę zostać
cicho! Zawsze czymś dowalę, a nie chciałam, by tak wyszło!
-
Nie jestem tobą zauroczony. – oznajmił poważnym tonem, podkreślając ostatni
wyraz. Wsunął dłonie do kieszeni spodni. – Podobasz mi się tylko twoje ciało.
To, co odebrałaś jako „zauroczenie”, jest chęcią posiadania cię na noc lub dwie.
Obiecałem, że cię przypilnuję i nie dotknę cię wbrew twojej woli. Nie
przypominam sobie, byś kiedykolwiek słownie zaprotestowała. – mruknął, a jedna
z jego brwi pomknęła ironicznie w górę.
Że
jak, proszę?!
-
Słucham? – zapytałam oszołomiona. Czy on… on sobie kpi?!
-
Jesteś jeszcze młoda, wielu rzeczy musisz się dowiedzieć. Chociaż sądzę, że w
tym wieku powinnaś zrozumieć, że księżniczki z bajek są zaślepione wizją
miłości od pierwszego wejrzenia i dlatego nie widzą, że są łatwym celem dla
księcia, któremu prędzej czy później się taka łatwowierna owieczka znudzi. A
przez swoje naiwne uczucie nawet do niej nie dotrze, że jest zdradzana z każdą
młodszą i gorętszą dziewczyną. Cóż, przynajmniej zajmie się zmienianiem pieluch
i wychowaniem kolejnego potomka. – oznajmił z pogardą, będąc jednocześnie dumnym
z każdego wypowiedzianego słowa. – Świat jest okrutny, a im szybciej się z tym
pogodzisz, tym mniej wylejesz łez.
Jak…
jak on mógł powiedzieć coś takiego? Przecież nie miałam zamiaru mu sprawić
przykrości. Przecież powinien mnie na tyle znać, skoro tak długo się mną
interesował.
-
Chciałam powiedzieć, że wiesz o mnie dłużej niż ja o tobie i miałeś okazję mnie
poznać, a ja się dopiero teraz dowiedziałam, że mogę ci zaufać na tyle, by
stworzyć normalne relacje. – spuściłam głowę, po czym ruszyłam powoli w stronę
wyjścia.
Nie
chciałam mu pocisnąć. Przecież nawet za to przeprosiłam, a on… On mnie
potraktował, jak… nieważne.
Spojrzałam
na korytarz. Idzie reszta, więc nie mam chyba po co wracać, skoro mnie zabiorą
ze sobą. Spojrzałam w stronę Justina.
-
Cieszę się, że jednak się pomyliłam i nie okazałeś się być mną zauroczony ani
nic takiego. – westchnęłam, po czym odwróciłam się.
-
Skoro już sobie porozmawialiście – zaczął Louis, wchodząc na taras jako pierwszy.
– To może porozmawiamy o bardziej przyziemnej sprawie. – oznajmił, opierając
się ręką o barierki.
-
O co tym razem chodzi? – zapytał Justin.
-
O to, co Everdeen chciał od Jokera. – mruknął Zayn.
-
Tak, to ciekawe. Tym bardziej, że nie chciał mi dać tej koperty. – westchnął
Justin.
-
Domyślasz się, co tam może być? – zapytał Liam, wychodząc na środek tarasu.
Justin,
po chwili namysłu, zaczął zaprzeczać.
-
Nie wiem. I to mnie martwi.
Ostatni
wszedł Harry, przepuszczając wcześniej Daisy w drzwiach. Dziewczyna stanęła
przede mną, a mężczyzna za mną.
-
Pójdziemy z nim pogadać? – zapytała Daisy, opierając się bokiem o drzwi.
-
Sam pójdę. – rzucił Justin, kierując się w stronę wyjścia.
-
Jak to sam!? – zawołali oburzeni prawie jednocześnie Zayn i Liam.
-
Ty sobie chyba jaja robisz, synek. – dodał kpiąco Shark. – Przecież przed
chwilą o tym rozmawialiśmy.
-
Chciałbym przypomnieć, że jesteście tylko pomocnikami. Ja nakazuje, wy robicie.
Bez dyskusji. – warknął Justin, rzucając ostre spojrzenie wszystkim mężczyznom
na tarasie.
-
Chcemy ci tylko pomóc! Pojmiesz to wreszcie? – zapytała Robin, stając na drodze
Justina.
Wsunął
ręce do kieszeni spodni, po czym nachylił się do kobiety.
-
Bez dyskusji. Wyraziłem się niewystarczająco jasno? – oznajmił oschle, po czym
wyminął przeszkodę, która stanęła mu na drodze.
Zanim
przeszedł przez drzwi, spojrzał na mnie kątem oka. Odwróciłam głowę w drugą
stronę. Nie mam zamiaru na niego patrzeć. On naprawdę jest takim dupkiem czy
się teraz zgrywa?
Gdy
w końcu przeszedł, podniosłam odruchowo wzrok na Daisy. Chyba sama nie dowierza
w to, co się właśnie dzieje.
Ruszyła
czym prędzej za Justinem.
-
Czy tobie już do końca odbiło?! – krzyknęła szeptem, jednak przez echo w
korytarzu doskonale wszystko słychać. – Miałeś się pogodzić a nie nawoływać do
wojny!
-
Jestem tu od podejmowania ostatecznej decyzji. Nikomu się nie musi podobać. –
odwarknął.
Zniknęli
za rogiem.
-
Przepraszam na chwilę. – powiedział ciepło Harry, przesuwając dłonią po moim
ramieniu. Prawie zapomniałam, że tutaj jest.
Wyszedł
z tarasu. Zapewne idzie jakoś załagodzić sytuację. Dobry z niego człowiek.
Coś
jest nie tak…
Spojrzałam
na zgromadzonych na tarasie. Zaciekawiony wzrok wszystkich spoczął na mnie.
Poczułam nieprzyjemny skurcz w brzuchu.
-
Tobie też Synek Chrzestny zaszedł za skórę? – zapytał Liam, wypowiadając
sarkastycznie określenie „Synek Chrzestny”. Na jego twarzy zaczął się pojawiać
niebezpiecznie szeroki uśmiech.
-
Nie musimy znosić jego humorków. – zaprzeczył Zayn, przybierając podobny wyraz
twarzy do swojego kolegi.
-
Chcecie się zbuntować? Oszaleliście już do reszty? – odezwała się Robin,
nie dowierzając w to, co właśnie usłyszała.
-
Robin. – westchnął Louis, wywracając oczami. – Nie jesteśmy głupi. Chcemy
popracować na własną rękę. – wyjaśnił, gestykulując ręką.
-
Na własną rękę? – powtórzyła, marszcząc z niezrozumienia brwi.
-
Jesteśmy drużyną, a skoro Justin chce się rozdzielić, to my nie będziemy stać w
miejscu. – zaśmiał się Niall.
-
Musimy tylko obmyślić plan, a ja już widzę wiele ciekawych pomysłów. – oznajmił
zadowolony Liam, a następnie wzrok wszystkich ponownie spoczął na mnie.
Mam rozumieć, że to ja jestem jednym z tych "ciekawych pomysłów"?
~*~
Cześć! Przepraszam, że dzisiaj bez gifów, ale nie mam zbyt dużo czasu, więc postaram się w weekend jakoś ten niedobór nadrobić. Nie chciałam tyle trzymać rozdziału, ponieważ już ponad miesiąc niczego nie dodałam. Trochę zaniedbałam to FF, a myślałam, że w wakacje jakoś znajdę więcej czasu i weny na pisanie. Cóż - wyszło, jak zawsze. Przepraszam :c
Tak czy tak, za miesiąc (12 października) minie rok, odkąd piszę Jokera, więc urządzam z tego powodu coś typu "TYDZIEŃ Z JOKEREM". Odbędzie się on od przyszłego tygodnia (12 września) i będzie można zadawać pytania dotyczące tego FF, bohaterów itp. Jeśli ktoś byłby zainteresowany, to zapraszam na http://ask.fm/mojgluptas/
Nadal proszę o komentowanie, to bardzo pomaga i dziękuję, że jesteście ze mną!
Super rozdział! Czekam na kolejny . Jednak poniedziałki nie są takie złe, a przynajmniej ten nie był Xd <3
OdpowiedzUsuńW końcu !:D Świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńKolejny raz brak mi słów na ten rozdział, ale w końcu postanowiłam skomentować. Bardzo podoba mi się Twój styl pisania i z przyjemnością czytam Twoje ff. Wciągnęłam się w nie na maxa i z niecierpliwością wyczekuję kolejnych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to jak zwykle świetny, chociaż mega wkurza mnie Justin. Idiota, phi. Już miało być tak pięknie, ale nie, bo oczywiście Justin ze swoją dumą musiał powiedzieć Ronnie, że nie jest nią zauroczony i to tylko chęć posiadania jej na noc lub dwie. Nienawidzę go, kłamca przebrzydły! XDD Mega ciekawi mnie co tam wymyślił Liam, no! Zapowiada się ciekawie. Taka jedna prośba: ogarnij wreszcie Justina, bo jest naprawdę irytujący -,-
Weny życzę i czekam na next <3
btw. Uwielbiam jak Ronnie opisuje te wszystkie pomieszczenia i domy, w których się znajduje.
Besos! :*
Fajne ff ale szkoda że tak rzadko rozdziały :(
OdpowiedzUsuńSuper :D kiedy next ? :)
OdpowiedzUsuńAGEN JUDI BOLATANGKAS ONLINE TERPERCAYA
OdpowiedzUsuńTANGKASNET dan 88TANGKAS !
Segera Bergabung Bersama Kami, Hanya di www.agentangkas.co
WA: 0812-2222-995 !
BBM : BOLAVITA
WeChat : BOLAVITA
Line : cs_bolavita
klik ==>> EREK EREK 4D