czwartek, 27 kwietnia 2017

Rozdział 17: ,,Chciałbym ci coś powiedzieć

               Westchnęłam zmarnowana.
               Siedzenie w telefonie zawsze było nudne, ale odkąd nie mam normalnego życia, to już naprawdę przegięcie! Nie mogę przebywać na swoich kontach, bo przecież nie żyję. Nie wiem, co u moich znajomych. Nic nie mogę!
               Chociaż… Mogę założyć jakieś fejkowe konto i nikt nie będzie wiedział, że to ja!
               Ronnie, jesteś geniuszem!
               Odblokowałam telefon.
               Najpierw potrzebuję jakiegoś zacnego zdjęcia. Skoro zakładam konto na Twitterze, to na awatarze powinna znaleźć się jakaś sławna osoba, którą lubię ja, a większość osób ją przynajmniej toleruje. Hm… A może po prostu wstawię głupie zdjęcie któregoś z celebrytów.
               Otworzyłam galerię zdjęć.
               Ej, bez sensu.
               Wywróciłam oczami.
               Przecież tu nie mam żadnych…
               Zmarszczyłam brwi.
               Czy to… to Justin?
               Otworzyłam zdjęcie.
               Tak, to Justin.
               Zaśmiałam się cicho pod nosem.
               Tylko skąd to… A, pewnie telefon zrobił zdjęcie wtedy, gdy Justin chciał się na niego „włamać”. To by tłumaczyło ten widok z dołu.
               Położyłam się na brzuchu na wygodnym łóżku, a telefon ułożyłam przed sobą. Ustawiłam łokcie na łóżku, a brodę oparłam na dłoniach. Wbiłam wzrok w ekran.
               Cholera, nawet na takim zdjęciu wygląda rewelacyjnie.
               Ha!
               Przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze.
               Wiedziałam, że on Ci się podoba!
               Było stanowczo za cicho przez cały dzień…
               Nie odzywałam się, ponieważ obserwowałam i cierpliwie czekałam.
               Na co?
               Na to, aż bez mojego udziału zaczniesz myśleć o Justinie.
               Wywróciłam oczami.
               Wiesz, byłoby dziwne, gdybym po zobaczeniu zdjęcia jakiejkolwiek osoby nie pomyślała o niej.
               Możliwe, ale nie sądzę, że wpatrywałabyś się tak bardzo w zdjęcie JAKIEJKOLWIEK osoby.
               To niedorzeczne, ja wcale nie…
               Ściągnęłam wzrok z telefonu. Przeniosłam go ścianę przy łóżku.

               Ty wcale nie…?
               Zablokowałam ekran telefonu.
               Wcale nie wpatrywałam się w jego zdjęcie.
               Czy Ty masz mnie za głupią? Porządnie zastanów się nad odpowiedzią, ponieważ jeśli Twoja odpowiedź będzie brzmieć „tak”, będzie to również oznaczać, że masz za głupią także siebie. Zastanów się.
               Jeju… Popatrzyłam chwilę na zdjęcie Justina i co z tego? Popełniłam jakieś przestępstwo?
               Nie, absolutnie. To normalne, że patrzysz na zdjęcie, które Ci się podoba. Lub na zdjęcie, na którym jest osoba, która Ci się podoba…
               Przecież nigdy nie twierdziłam, że Justin nie jest przystojny.
               Przecież wiem.
               Dobra. To teraz możesz już usunąć to zdjęcie.
               Co? Dlaczego?
               No wiesz… Dowiedziałaś się o jego istnieniu, przyjrzałaś mu się i skoro nic Cię więcej z nim nie łączy, to możesz je usunąć. Po co ma zalegać u Ciebie w galerii?
               Po co mam je usuwać? Może sobie tutaj być. To tylko zdjęcie, nie zabiera dużo miejsca.
               Ale po co je mieć?
               Niech sobie jest! Przeszkadza Ci?
               Mi nie przeszkadza w niczym. Nie musisz się tak zaraz gorączkować. Tylko Ci coś zasugerowałam. Nie musisz nic z tym robić.
               Wzięłam telefon do ręki, po czym wstałam z łóżka.
               Jesteś naprawdę irytująca.
               Znam osobę, która bardziej ode mnie potrafi grać na nerwach.
               Prychnęłam.
               Wyszłam z pokoju. Przeszłam się niedługim korytarzem, po czym zaczęłam powoli schodzić po lśniących schodach wykonanych z ciemnego drewna. Udałam się w kierunku kuchni.
               Weszłam do pomieszczenia.
               Mam jeszcze jakieś płatki czy znowu wyczerpałam wszystkie zapasy?
               Położyłam telefon na blacie. Otworzyłam wiszącą na ścianie szafkę.
               Moje brwi drgnęły na widok ładnie zwiniętego opakowania miodowych płatków.
               Jednak jeszcze coś tutaj zostało.
               Uśmiechnęłam się do siebie.
               Wyciągnęłam miseczkę ze zmywarki, a następnie mleko z lodówki.
               Nasypałam sporą ilość płatków do naczynia. Chwyciłam karton do ręki, po czym zalałam swoje śniadanko mlekiem.
               Przydałaby się jeszcze łyżeczka.
               Otworzyłam szufladę ze sztućcami. Wybrałam metalową łyżeczkę z napisem IKEA. Biodrem zamknęłam szufladę.
               Zerknęłam na telefon. Westchnęłam cicho, po czym odblokowałam jego ekran. Ukazało się przede mną zdjęcie Justina.
               Uśmiechnęłam się delikatnie.         
               Wyszedł tu naprawdę uroczo.
               EJ, CHWILA, STOP!
               Odsunęłam się od szafki.
               Ty mnie podpuszczasz!
               Co? Kto? Ja? Ciebie? A w życiu! Skąd w ogóle taki pomysł?
               Opuściłam z bezradności ręce, a wzrok na moment wbiłam w sufit.
               Jak ja się daję łatwo podejść!
               Przesunęłam jedną z dłoni po swojej twarzy.
               Tracisz czujność.
               Przestań ze mną pogrywać!
               Dobra, ale pod jednym warunkiem – usuń zdjęcie Justina.
               Prychnęłam i wywróciłam oczami w tym samym momencie.
               To śmieszne!
               Taki jest mój warunek.
               Tak nagle przeszkadza Ci to zdjęcie?
               Przeszkadza… Nie przeszkadza… Co za różnica? Warunek jest taki, że masz to zdjęcie usunąć.
               Przecież chcesz sprawić, żebym zakochała się w Justinie, a bez tego zdjęcia już Ci tak łatwo nie będzie.
               Ronnie, tak troszeczkę się pogrążasz, wiesz?
               Ja… Um…
               Spuściłam wzrok na podłogę.
               Nie mogę w spokoju zebrać myśli.
               Masz je tylko usunąć. Czy to stanowi dla Ciebie aż tak duży problem?
               - Nie, to nie jest żaden problem. – mruknęłam pod nosem.
               Podeszłam z powrotem do szafki. Chwyciłam telefon. Odblokowałam go. Przede mną ponownie ukazało się zdjęcie Justina.
               Nie wiesz, gdzie jest możliwość usuwania zdjęć?
               Wiem doskonale.
               Więc na co czekasz?
               Na nic.
               To już. Usuń je.
               Zaraz.
               Usuń je.
               Nie musisz mnie poganiać. Zaraz je…
               Usuń to cholerne zdjęcie!
               Ja…
               Zaczęłam mierzyć wzrokiem twarz Justina, na której maluje się ten uroczy, pijacki uśmieszek.
               Westchnęłam zmarnowana.
               Wrzuciłam łyżeczkę do miski z płatkami, a telefon odłożyłam z powrotem na blat.
               Nie.
               Co nie?
               Nie usunę tego zdjęcia.
               O, dlaczego?
               Bo…
               - Och, widziałaś, jaki Justin na tym zdjęciu jest uroczy? Wygląda tak niewinnie i… tak się słodko uśmiecha i… i jakby się na mnie patrzył i… mogę się w spokoju pocieszyć do Justina bez obawy, że mnie na tym przyłapie i sobie coś pomyśli i… - urwałam. Spuściłam głowę, a następnie zaczęłam rękoma przecierać swoją twarz.
               Boże, co się ze mną dzieje?
               Oj, Ronnie. Trzeba było powiedzieć, że po prostu nie chcesz usuwać tego zdjęcia. Nie naciskałabym wtedy na Ciebie.
               Powoli zjechałam dłońmi ze swoich oczu, by posłać mordercze spojrzenie ścianie po lewej.
               Gdybyś miała fizyczną postać, to właśnie w tym momencie cisnęłabym w Ciebie laczkiem.
               Ej, za co?
               Za podpuszczanie mnie, za bycie sarkastycznym potworem I ZA SAM FAKT, ŻE ISTNIEJESZ I DOPROWADZASZ MNIE DO TAKIEGO STANU!
               Kiedyś będziesz mi za to dziękować.
               Wątpię.
               A tak między nami – zgadzam się, to zdjęcie jest naprawdę urocze.
               Opuściłam ręce.
               Dzięki za uznanie.
               Wzięłam miseczkę do ręki.
               Zawsze możemy pogapić się na to zdjęcie przy śniadanku. Dzień zaraz stanie się milszy.
               No… W sumie… Możemy.
               Sięgnęłam po telefon.
               Przecież nic się nie stanie, jeśli trochę się pocieszę do zdjęcia.
               Ależ oczywiście, że nie.

~*~

               Justin od dobrej godziny ekscytuje się podpisaniem… czegoś… czy coś. Nie wiem i szczerze za bardzo mnie to nie interesuje. Ma tak cudny głos, że skupiam się tylko na barwie, nie na słowach. On zawsze był taki czy ja się nie przysłuchałam?
               Gdy tylko Justin próbuje objąć wszystkich w salonie wzrokiem, za każdym razem zahacza o mnie tymi oczami w kolorze orzechowym, czekoladowym, toffi, karmelu i wszystkiego innego, co słodkie i odcieniu brązu. To jedyny moment, w którym odrywam się od tych różowiutkich, miękkich ust. Poruszają się w tak niezwykle hipnotyzujący sposób.
               Jest niesamowity. Nierealny wręcz.
               Lepiej bym tego widoku nie podsumowała. A pokazać Ci coś lepszego? Spójrz odrobinę niżej. Na tors.
               Niechętnie wzrokiem zsunęłam się po szyi Justina na tors. Koszula jest rozpięta na tyle, by odkrywać część wytatuowanego krzyża. A nikłe światło kilku lampek jest skierowane w taki sposób, że unoszący się dym z cygar wygląda, jak para wydobywająca się spod koszuli Justina. Jakby był tak gorący, że aż paruje.
               I wyobrażasz sobie, że tyle razy się o to ciało ocierałaś?
               Przeszły mnie niezwykle przyjemne ciarki.
               Zaraz ja się rozpuszczę.
               Zsunęłam się trochę z kanapy. Oparłam się o coś bokiem.
               Zdjęcie nie umywa się do tego, co widzę teraz. Mogłabym go obserwować godzinami.
               Uniosłam z powrotem wzrok na twarz Justina.
               Jeju, on się na mnie patrzy. I się uśmiecha.
               Na mojej twarzy wyrósł szeroki uśmiech.
               Zaśmiał się, po czym wsunął cygaro między wargi.
               - Ronnie, leżysz na mnie. – Z ust Justina wydobył się głos Nialla.
               Zachichotałam cicho.
               - Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała. – szepnęłam.
               Otworzyłam szeroko oczy.
               Moment.
               Odsunęłam się, a następnie spojrzałam w bok.
               Zacisnęłam usta w cienki pasek, widząc blondyna obok siebie.
               Przez cały czas napierałam na niego swoim ciałem.
               - Jeżeli chcesz, żebym sobie stąd poszedł, to wystarczy powiedzieć. – wyjaśnił z uśmiechem. Najwidoczniej bawi go ta sytuacja. Bogu dzięki.
               - Nie, nie. – zaprzeczyłam. – Źle sypiam i… trochę film mi się urywa.
               Źle sypiasz, mówisz?
               A nie? Kto do mnie mówi przez pół nocy?
               Pół nocy? Mówię do Ciebie dosłownie chwilkę, a potem odblokowujesz telefon i przyglądasz się swojej tapecie, na której ustawiłaś sobie Justina. Nie zrzucaj całej winy na mnie, to Twój własny wybór!
               No… Może.
               - Może chcesz, bym Ci zrobił mojej kawy, co? – zaśmiał się blondyn.
               - Nie, bo nocy nie prześpię. – zaprzeczyłam, również się śmiejąc.
               Blondyn pokiwał głową, po czym wstał z kanapy.
               Oparłam się.
               O Boże…
               Co tak wzdychasz?
               To zaczyna się wymykać spod kontroli.
               Co takiego?
               To „nieszkodliwe przyglądanie się zdjęciu Justina”.
               Wiesz… Wszystko ma swoją dobrą i złą stronę. Ale nie wmówisz mi, że Ci się to nie podoba.
               To się przeradza w obsesję.
               Przesadzasz.
               Przesadzam? Widziałaś, co się przed chwilą ze mną działo? Jakbym była pod wpływem…
               JUSTIN!
               Odwróciłam gwałtownie głowę w kierunku sąsiedniej kanapy. Jej widok został mi (nie)stety przysłonięty przez zbliżającego się Justina.
               Poczułam, jak cała zawartość mojego brzucha się skręca ze sobą.
               Uważnie wzrokiem podążyłam za mężczyzną, póki nie usiadł przy mnie.
               - Udało mi się załatwić to, nad czym mój ojciec pracował od kilku lat. – wyjaśnił.
               Ledwie usłyszałam.
               Ronnie, skup się!
               Gdyby tylko przestał się uśmiechać…
               - Gratuluję. – uśmiechnęłam się szeroko.
               - Dziękuję, ale… to i tak nic takiego. – zaprzeczył, jednak jego dumny uśmiech mówi sam za siebie.
               Ronnie…
               - Skoro tobie udało się sprostać temu, nad czym twój ojciec trudził się szmat czasu, to sądzę, że powinieneś otwarcie o tym mówić i się z tego cieszyć. Nie ma w tym nic złego. – przechyliłam głowę na bok i jednocześnie poszerzyłam swój uśmiech.
               Cudownie. Jestem pod wrażeniem.
               Jego uśmiech również się poszerzył.
               - Dziękuję. – odparł niższym głosem.
               Dreszcze przebiegły wzdłuż mojego kręgosłupa.
               Oparł się ramieniem o kanapę.
               - Tak się składa, że w najbliższym czasie nie zapowiada się nic, nad czym musiałbym się aż tak bardzo trudzić, więc… - przeciągnął. Po wyrazie jego twarzy widać, że robi to celowo. Uniósł szklaneczkę z jakimś alkoholem. – jeśli masz ochotę, to możemy się wszyscy widywać częściej. – Poruszył brwiami, po czym upił zawartość szklaneczki.
               Justin widziany co kilka dni. Lub nawet częściej. I to ŻYWY.
               Piękna wizja.
               - Oczywiście, że chcę. Smutno mi tu samej. Bez was.
               Justin oparł rękę ze szklanką o swoją nogę. Położył łokieć wolnej ręki na oparciu kanapy. Przysunął zwisającą dłoń do mnie.
               - Nam bez ciebie też. – Zewnętrzną częścią wskazującego palca zaczął delikatnie głaskać mój policzek. Swój wzrok zatrzymał na moich oczach.
               Jednak potrafi być kochany.
               A może by go tak złapać za tę rękę?
               Bardzo chętnie.
               Zaczęłam unosić dłoń.
               Drzwi do mieszkania otworzyły się z hukiem.
               - I co?! – krzyknął Liam, a następnie trzasnął drzwiami. – Mamy to?!
               Justin oderwał ode mnie swoje spojrzenie.
               No nie…!
               Nie, nie, nie!
               Rękę zabrał równie szybko. Zdążyłam tylko musnął jego palec swoimi.
               - Chcesz mnie urazić? – zapytał rozbawiony Justin. – Oczywiście, że tak! – przytaknął.
               - Wiedziałem, że dasz sobie radę! – wykrzyknął Liam.
               Justin wstał. Ruszył w stronę Liama.
               Wbiłam paznokcie w dłoń, a róg kanapy zaczęłam atakować ostrym spojrzeniem.
               Dzięki, Liam. Serdeczne dzięki.
               Usłyszałam charakterystyczny dźwięk uścisku.
               W życiu bym nie przypuszczała, że ktokolwiek poza Tobą mógłby rozwalić taki moment.
               - A jak z tobą? – zapytał Justin.
               - A tak, że w poniedziałek przyniosę ci w prezencie nowe bronie! – zawołał wesoło Liam.
               Naprawdę tylko po to tu wparował? Żeby się dowiedzieć, że Justin podpisał to, co miał i, żeby opowiedzieć o jakichś pistoletach? Serio, kurwa?!
               Groźniej.
               Prychnęłam, a następnie spojrzałam w kierunku dwóch dobrze mi znanych mężczyzn.
               Ma Justina zapewne na co dzień, a przylazł teraz z taką informacją. I nawet się łaskawie z Tobą nie przywitał.
               Posłałam Liamowi mordercze spojrzenie.
               Niech sobie te pistolety w dupę wsadzi.
               Ściągnęłam wzrok na bok.
               Przed oczami przeleciała mi Daisy.
               Odruchowo skupiłam na niej wzrok.
               Dziewczyna patrzy na mnie.
               Zerknęła na Liama i Justina, a potem znowu powróciła na mnie. Posłała mi pytające spojrzenie.
               Ej.
               Zmarszczyłam brwi.
               Zerknęłam na Liama i Justina.
               Cieszą się.
               Ponownie spojrzałam na Daisy.
               Jej twarz wygląda w taki sposób, jakby chciała zapytać, co jest nie tak.
               Ja… O Boże.
               Zaczęłam powoli spuszczać smutny wzrok na podłogę.
               No weź…
               Jestem zazdrosna o to, że Liam i Justin razem się cieszą ze wspólnych sukcesów.
               Proszę Cię…
               Odjebało mi już zupełnie.
               Ronnie, przestań! Przecież to normalne. Gdyby Daisy wiedziała, co jest grane, z pewnością by Cię poparła.
               Poparłaby mnie?! Niby w czym?! W tym, że jestem o takie gówno zazdrosna?!
               To nie jest zazdrość! Liam tu bezkarnie wparował i…
               Przez moje usta przemknął grymas.
               Kurwa, skończ!
               Słucham?
               Skończ, bo teraz już naprawdę zaczynasz pieprzyć głupoty! To, że Justin mi się podoba, to jedno. Ale jak możesz w ogóle próbować nastawiać mnie przeciwko Liamowi, który tylko i wyłącznie się cieszy?!
               Ale… Ale przecież Justin był…
               Dość!
               Wstałam z kanapy. Minęłam wszystkich w pokoju.
               Dokąd idziesz?
               Napić się czegoś mocniejszego, bo już nie mogę Ciebie słuchać!

~*~

               Włączyłam telewizor.
               Nie masz ochoty popatrzeć na zdjęcie Justina? Od wczoraj w ogóle nie ruszyłaś telefonu…
               Wbiłam tępe spojrzenie w ekran.
               Tylko nie mów, że nadal się gniewasz o wczoraj.
               Nacisnęłam na guzik odpowiedzialny za zwiększenie głośności.
               To, że mnie olewasz, nie oznacza, że sobie odpuszczę.
               To, że Cię olewam, oznacza, że masz zamilknąć. Raz na zawsze.
               Na tak. Przecież zmusiłam Cię do wysadzenia autobusu wypełnionego gromadką dzieciaków.
               Wyłączyłam telewizor.
               Rozsiadłam się na kanapie.
               Wyjaśnijmy coś sobie. Powiedziałaś, że będziesz tu tak długo, aż przyznam, że Justin mi się podoba. Przyznaję. Co tu jeszcze, kurwa, robisz?
               Że jesteś w nim zakochana.
               To prawie to samo.
               No nie do końca.
               Nieważne. Jak to przyznam, to odczepisz się wreszcie ode mnie?
               To tak nie działa. Jestem częścią Ciebie. Nie mogę sobie odejść. Choć często naprawdę chciałabym to zrobić.
               - Świetnie. – prychnęłam.
               Skoro Ty nie chcesz odejść, to pójdę do psychiatry i poproszę o jakieś tabletki na takową przypadłość. Na pewno coś się znajdzie.
               Ronnie, dziewczyno, jak Ty tę sprawę przeżywasz…
               Ja, kurwa, przeżywam?!
               Podniosłam się gwałtownie z kanapy.
               - To Tobie zaczyna coraz bardziej odpierdalać, od kiedy zgadzam się na to całe „wmawianie mi, że jestem zakochana w Justinie”! – ostatnie wyrazy wypowiedziałam głośniej i dodatkowo zrobiłam przy nich cudzysłów z palców.
               Dobra… Może troszeczkę przegięłam. Przyznaję.
               - Troszeczkę?! Wzbudziłaś we mnie zazdrość i pewnie zaraz próbowałabyś także obudzić nienawiść do Liama, gdybym nie spojrzała wtedy na Daisy! – krzyknęłam.
               Nie! Wyobraź sobie, że akurat tego w planach nie miałam, ale nie będę ukrywać, że trochę mnie wkurwiło to, że tak się wpieprzył w tę scenkę!
               - Jaką scenkę?! Myślisz, że co? Że gdyby Liam nie przyszedł, to co by się tam stało? Orgia z krasnalami?! – Wyrzuciłam w złości ręce na boki.
               Oj, daj spokój! Przecież myślę realnie! Chcę Was do siebie zbliżyć, tak trudno Ci to pojąć?!
               - Nie będziesz tego robić takim kosztem! Przez Ciebie wszyscy dookoła uważają mnie za psychiczną! – warknęłam.
               Przeze mnie? Przeze mnie, kurwa?! Ja to Ty! Czujesz to?! CZUJESZ?! TO Z TOBĄ JEST COŚ NIE TAK! JAK JAKAŚ GŁUPIA UPIERASZ SIĘ PRZY SWOIM ZDANIU! GDYBYŚ NIE BYŁA TAKIM PIERDOLONYM OSŁEM, TO WCALE BY MNIE TU NIE BYŁO!
               - Słucham?! – syknęłam, kierując ostry wzrok na lewo.
               NIE, TY NIE SŁUCHASZ! TY NAWET NIE WIDZISZ! KAŻDY GŁUPI JUŻ ZAUWAŻYŁ, ŻE CIEBIE I JUSTINA DO SIEBIE CIĄGNIE! BIEGA ZA TOBĄ, ZAŁATWIA CI OPIEKĘ, DBA O TWOJE BEZPIECZEŃSTWO, ZAPEWNIŁ CI WSZYSTKO! A TY ZACHOWUJESZ SIĘ JAK OSOBA UPOŚLEDZONA UMYSŁOWO!
               - DOŚĆ TEGO! – krzyknęłam na całe gardło. Wbiłam w swoją głowę paznokcie i prawie od razu zaczęłam się szarpać na boki. – WYPIERDALAJ Z MOJEJ GŁOWY!
               Poczułam ucisk na ramionach.
               - Uspokój się! – krzyknęła Daisy, po czym mocno potrząsnęła moim ciałem.
               Ściągnęłam dłonie ze swojej głowy. Spojrzałam z dołu spomiędzy włosów na przerażoną dziewczynę.
               Co ona tu…
               I COŚ TY CHCIAŁA TYM OSIĄGNĄĆ?! SAMA ROBISZ Z SIEBIE…
               - ZAMKNIJ PYSK! – wrzasnęłam, kierując w międzyczasie głowę w lewo.
               Daisy odsunęła się ode mnie gwałtownie niczym poparzona.
               Mój okrzyk roznosi się echem po apartamencie.
               Oddech powoli zwalnia.
               Wzrok zaczyna opadać na podłogę.
               Ciśnienie spada.
               - Ronnie? – zapytała troskliwym głosem Daisy. Powoli przeniosłam wzrok na dziewczynę. – Wszystko w porządku? – zapytała niepewnie.
               Szczęka zaczęła mi drżeć. Do oczu napłynęły łzy.
               Zacisnęłam mocno powieki, a usta zacisnęłam na moment w cienki pasek.
               - Nie. – jęknęłam cicho. Spuściłam głowę, a twarz zakryłam dłońmi. – Nic nie jest w porządku.
               - Boże, Ronnie… - westchnęła smutno. Podeszła bliżej. Złapała za moje nadgarstki, po czym odciągnęła moje ręce od twarzy.
               Wbiłam wzrok w podłogę.
               Nie chcę na nią teraz patrzeć. Nie po tym.
               Pociągnęła mnie za sobą.
               - Co się dzieje? – zapytała cicho.
               Pokierowała mną tak, bym usiadła na kanapie.
               - Ja… - zająknęłam się. – Ja już sobie nie daję rady. – szepnęłam.
               Usiadła niedaleko mnie.
               - Z czym? – zapytała zatroskana.
               Oparłam się. Przymknęłam oczy.
               I jak ja mam jej to powiedzieć, by mnie nie uznała za psychiczną?
               - Z głosem w mojej głowie. – szepnęłam.
               - Z czym? – dopytała. Chyba dlatego, że nie dosłyszała.
               Otworzyłam oczy. Odwróciłam się w kierunku Daisy.
               Patrzy na mnie zaniepokojona.
               Jednak usłyszała.
               - Z głosem w mojej głowie, który non stop do mnie mówi. – powiedziałam niepewnie.
               Nie zrozumie mnie.
               - Co mówi? – zapytała takim tonem, jakby wcale nie chciała usłyszeć odpowiedzi.
               To brzmi okropnie.
               - Mówi do mnie non stop o Justinie. – wyjaśniłam.
               Otworzyła szeroko oczy.
               - Co? – zapytała zaskoczona.
               - Och, tak się da nie! – krzyknęłam, a dłońmi przetarłam swoją twarz. Usiadłam mniej więcej na wprost zdezorientowanej Daisy. – Możesz spróbować mnie zrozumieć i jednocześnie nie uważać za psychiczną?
               Patrzy na mnie jak na idiotkę!
               - Postaram się. – przytaknęła.
               Westchnęłam ciężko, a wzrok wbiłam w ścianę za kanapą.
               Od czego zacząć?
               - Zanim znowu znalazłam się tutaj z wami, usłyszałam od jednej osoby, że musi mi bardzo zależeć na Justinie, skoro aż oblałam Kimberly wodą. – pociągnęłam nosem. – Od tamtego momentu… - zawahałam się. – COŚ, co jest we mnie… - spojrzałam na Daisy. Wskazałam rękoma na siebie. – stara się mnie przekonać, że czuję do Justina o wiele więcej niż tylko wdzięczność za to, co dla mnie robi. – przełknęłam głośno ślinę. – Z początku było to nieszkodliwe, ale z czasem zaczęło mieć coraz większą kontrolę nade mną. – Głos mi zaczyna drżeć. – Mówi do mnie prawie nieustannie. Nie mogę w spokoju zebrać myśli. – Zaczynają mi drżeć ręce. - Nie jestem w stanie się nad niczym zastanowić, nad niczym skupić. Czegokolwiek nie zrobię, o czymkolwiek nie pomyślę, to wszystko obraca się zaraz w myśl o Justinie. A ja… - zająknęłam się, ponieważ oddech tak mi z nerwów przyspieszył, że zaraz się zapowietrzę. Skierowałam wzrok na pokój. – A ty nawet sobie nie wyobrażasz, jak ja bardzo lubię przebywać w towarzystwie Justina. – Przez moje usta przemknął nikły uśmiech. – Jakie to jest kojące. – westchnęłam. – Przy nim zawsze czułam się bezpiecznie. W każdej sytuacji. Wystarczy, że był tylko gdzieś w pobliżu. – Przesunęłam zębami po dolnej wardze. – Ufam mu jak nikomu innemu, choć nie zawsze się z nim w pełni zgadzam. I chociaż na początku było trochę niezręcznie, to dzisiaj dałabym się pokroił za samo jego spojrzenie w moim kierunku. Gdy on patrzy na mnie to tak, jakby… - skrzywiłam się. Nie wiem, jak mam to ubrać w słowa. – Jakby patrzył na coś więcej. Na coś, czego nikt inny nie widzi. Nawet ja. A ten głos wszystko psuje. – mruknęłam. – On chce, bym robiła wszystko na siłę, tak bardzo nachalnie, a ja tak nie chcę! – zaprzeczyłam. – Mam tak ogromny szacunek do Justina za to, że zawsze starał się być w stosunku do mnie delikatny i nie traktował mnie jak przedmiot, że nie chcę usiąść mu pół naga na kolanach i zacząć go uwodzić! – jęknęłam bezradnie. Znowu zaczynają mi napływać łzy do oczu. – Już na sam jego widok wszystko we mnie wybucha i chcę przy nim być jak najdłużej, ale przez ten cholerny głos muszę sobie tego odmawiać, bo boję się, że stracę kontrolę i po chamsku rzucę się na Justina jak jakieś zwierzę! I to jest tak bardzo sprzeczne, że mnie rozrywa, bo ja chcę, ale ja nie chcę! – wyrzuciłam ręce na boki. – Znaczy chcę, ale nie mogę! Rozumiesz?! – skupiłam wzrok na Daisy.
               Dziewczyna siedzi oparta bokiem o kanapę i przygląda mi się z rozczuloną miną.
               Rzuciłam jej zdezorientowane spojrzenie.
               - Co? – zapytałam niepewnie.
               - Słyszałam wiele dobrych opinii na temat Justina, ale ty przebiłaś je wszystkie razem wzięte. – oznajmiła spokojnie, a jej uśmiech poszerzył się.
               Pokręciłam głową.
               Ona mnie zupełnie nie zrozumiała!
               - Tu nie chodzi o Justina!
               - Tu chodzi tylko o niego. – przekręciła głowę na bok.
               - Nie! – zaprzeczyłam. – Coś jest ze mną nie tak!
               - Ronnie. – wtrąciła. Wywróciła oczami. – Ktoś podsunął ci myśl, że Justin może być dla ciebie kimś więcej. Ty zaczęłaś się nad tym zastanawiać, dużo analizować. Połączyło się to ze stresem, w którym cały czas żyjesz, z niepokojem i stąd ta sprzeczność.
               - Ale krzyczałam sama do siebie przed chwilą! – jęknęłam.
               - A rozmawiałaś z kimś wcześniej o tym, co czujesz?
               No… Właściwie to nie.
               - Nie. – zaprzeczyłam.
               - To dlatego. Targają tobą emocje. Bardzo silne, z którymi ciężko walczyć w pojedynkę. Dużo bierzesz na siebie i dusisz to w sobie. To był tego efekt. Zbyt dużo czasu spędziłaś sama z tym wszystkim. Po części jest to także moja wina, ponieważ obiecałam, że będę twoją pomocą, jednak branża, w której pracuję, jest zawsze na pierwszym miejscu. – westchnęła smutno. – Dlatego bardzo cię przepraszam i od razu zaczniemy naprawiać to, co zaczęło się psuć.
               Głupio mi się zrobiło.
               - Możesz mieć rację, ale… - westchnęłam. – To nie jest twoja wina. Nie masz mnie za co przepraszać.
               - Mamy teraz ważniejszą sprawę niż kłócenie się o to, czy mam za co przepraszać czy też nie. – Położyła policzek na oparciu kanapy. – Miałam nadzieję, że zakochasz się w Justinie. – Z każdym kolejnym wyrazem uśmiech Daisy stałam się coraz szerszy. Zagryzła dolną wargę.
               Otworzyłam szeroko oczy.
               - Przecież ci tłumaczę, że nie jestem. – zaprzeczyłam.
               - Ronnie. – mruknęła błagalnie Daisy. Zmarszczyła brwi, jednak szeroki uśmiech dalej widnieje na jej twarzy.
               - Nie jestem zakochana w Justinie. – oznajmiłam.
               Nieprzyjemny prąd przebiegł po moim kręgosłupie.
               Chociaż…
               Spuściłam wzrok na kanapę.
               Właściwie… Jakoś tak… nie jestem tego do końca pewna.
               Wątpię w to. Ale tak dziwnie bardzo w to wątpię.
               - Jestem? – zapytałam niepewnie. Wlepiłam wzrok w rozpromienioną Daisy.
               - A nie jesteś? – zapytała rozbawiona.
               - A jestem? – zapytałam zszokowana.
               Daisy wybuchła śmiechem.
               To nie jest wcale śmieszne. To poważna sprawa!
               - Ronnie, głuptasie. – Wyprostowała się. – To nic złego. – zaprzeczyła. – Przyznaj to, a będzie ci lepiej, a głos i cały stres zniknie.
               - Ale kiedy to nie jest takie łatwe. – zaczęłam powoli kręcić głową.
               To jest… dziwne.
               - Spokojnie, mamy… - przerwała natychmiast, gdy w pokoju rozbrzmiał dźwięk telefonu.
               Daisy wyciągnęła urządzenie z kieszeni. Przesunęła kilka razy palcem po ekranie. Jej wzrok zaczął sunąć po kolejnych linijkach tekstu. Po wyrazie twarzy Daisy stwierdzam, że nie dostała zbyt dobrej wiadomości.
               - Dobra. – oznajmiła w końcu, po czym schowała telefon z powrotem do kieszeni. Spojrzała na mnie. – Ubieraj się.
               Zmarszczyłam brwi z niezrozumienia.
               - Dlaczego?
               Wstała z kanapy.
               - Potrzebują mnie, a ciebie nie chcę teraz zostawiać samej. – posłała mi ciepły uśmiech.

~*~

               Powiedziała, że będzie mi łatwiej, jak przemówię sobie do rozsądku, a jest mi… dziwnie. Nie wiem, nie jestem w stanie tego przełknąć. Nadal. W czasie tak długiej jazdy nie mogę do siebie tego przyjąć. To znaczy… mam świadomość, że może tak być, ale… Nie chcę jej do siebie przyjąć i nie rozumiem, dlaczego tak jest. Może zbyt długo z tym zwlekałam?
               - I jak tam? - zapytała Daisy po naprawdę długiej ciszy. Chociaż… nie wiem czy cisza to dobre słowo. Cały czas jest włączone radio.
               - Ciężko. – westchnęłam cicho.
               - Trochę cię rozumiem. Czasem trudno przyjąć prawdę, ale ona cię wyzwoli. Wiem to. – zapewniła.
               Ma rację, ale nie to chciałam usłyszeć. Oczywiście, nie oczekuję od niej teraz serii przemyślanych pocieszeń. Po prostu, jeśli chciała mnie podnieść na duchu, to to niestety zbyt dużo mi nie dało.
               - Wiesz… - zaczęła znowu. – Za każdym razem, gdy mieliśmy do ciebie przyjeżdżać, Justin pytał mnie, w co mógłby się ubrać. – odchrząknęła. – I może nie wydać ci się to niczym niezwykłym, ale ostatni raz pytał mnie o radę, gdy zaczynał swój związek z Kimberly.
               To… to jest właściwie ciekawa informacja.
               Zaczęłam powoli odsuwać głowę od okna. Po prawie pół godzinie mój policzek zaczął przyrastać do szyby.
               Zerknęłam na uśmiechniętą Daisy.
               - Więc… - zaczęłam. – co myślisz o tym jego zachowaniu? – zapytałam niepewnie.
               - Myślę, że zależało mu, by jak najlepiej się prezentować. – Jej uśmiech zaczął się poszerzać.
               Postarał się dla mnie.
               Uśmiechnęłam się delikatnie.

~*~

               - Dobra. - Daisy stanęła na środku długiego korytarza. Odwróciła się w moją stronę. – Za dobre piętnaście minut powinnam wrócić. Myślę, że do tego czasu nie zwariujesz. – zaśmiała się cicho.
               - Nie musisz się o to martwić. – zapewniłam z szerokim uśmiechem na ustach.
               - Świetnie! – oznajmiła wesoło. – W takim razie zajmij się sobą, a ja niedługo wrócę. – dodała, po czym otworzyła pierwsze drzwi po mojej prawej stronie.
               Pomknęłam za dziewczyną wzrokiem, aż drzwi ostatecznie zostały zamknięte.
               Spojrzałam przed siebie. Ruszyłam powoli.
               Powiedziała, że raczej nikogo znajomego tutaj nie spotkam, więc chyba będę musiała się ponudzić przez chwilę. Chociaż, może to dobry pomysł, by poprzebywać teraz sama ze sobą. Podsumuję sobie wszystko i powinno być lepiej.
               Ogólnie stwierdzam, że jest mi lżej. Na sercu. Na duszy. Daisy miała rację. Wystarczyło z kimś pogadać. Wykrzyczeć się trochę. Nie można siedzieć zbyt długo z własnymi myślami, bo zaczną one dosłownie pożerać człowieka.
               Naprawdę bardzo się cieszę, że poznałam Daisy. Podziwiam ją za spokój i trzeźwe myślenie. Gdybym ja usłyszała takie bzdury, jakie ja jej mówiłam jakieś półtorej godziny temu, to pewnie zaproponowałabym komuś kaftan bezpieczeństwa.
               A teraz sprawa najważniejsza…
               Westchnęłam głęboko.
               Czy rzeczywiście jestem zakochana w Justinie…
               Stanęłam.
               Tutaj korytarz się kończy, ale po prawej idzie drugi.
               Odwróciłam się za siebie.
               Chyba nie zabłądzę.
               Ruszyłam dalszym korytarzem.
               Złapałam się za ramiona.
               Powiedziałam Daisy tyle, że mój mózg nie zdążył tego wcześniej przetrawić. Ja… Ech, nawet nie przypuszczałam, że gdzieś w środku, jakaś część mnie tak bardzo domaga się Justina. Jakkolwiek mogłoby to zabrzmieć. Zawsze myślałam, że jak się w kimś zakocham, to będę to od razu wiedzieć, a ja starałam się z tym za wszelką cenę walczyć. Tylko pytanie – dlaczego?
               Tak teraz myślę, że mógł to być strach przed odrzuceniem, ponieważ gdy Daisy napomknęła o tym, co robił Justin przed każdym przybyciem do mnie, poczułam się lepiej. Jakby to nie było tylko takie moje „głupie odczucie”. Dlatego taka opcja jest możliwa, chociaż Justin…
               - Cholera jasna, no działaj! – odezwał się z niedaleka damski głos. Znany mi damski głos.
               Zmarszczyłam brwi. Skierowałam się do lekko uchylonych drzwi.
               Daisy powiedziała, że nie spotkam tu nikogo znajomego, ale…
               - Nie wierzę! – warknęła.
               Stanęłam przed pokojem, z którego dobiega dźwięk pikania, najpewniej drukarki.
               Jedno uderzenie.
               Drugie.
               Położyłam dłoń na drzwiach. Ostrożnie je pchnęłam.
               W niewielkim pomieszczeniu wypełnionym częściami biurek oraz krzeseł stoi pod oknem kobieta z długimi, ciemnymi włosami.
               - Ten szajs nigdy nie działa jak powinien! – burknęła, po czym ponownie zaczęła klikać na przyciski.
               Nie przez przypadek znalazłam się w tym samym miejscu, co ona. Może warto to wykorzystać.
               - Um… cześć. – odezwałam się cicho.
               Kim zaczęła powoli odwracać głowę w moim kierunku. Jej spojrzenie od samego początku nie należało do najmilszych. Zmierzyła mnie, a potem ponownie skupiła swoją uwagę na drukarce.
               - Jeżeli masz zamiar wylać na mnie wiadro zażaleń, to możesz wyjść stąd od razu, ponieważ zupełnie mnie one nie obchodzą i tylko stracisz swój czas. – oznajmiła chamsko.
               Jakoś nie dziwi mnie jej ton.
               Spuściłam wzrok na niebieską wykładzinę.
               - Nie. – powiedziałam cicho. Oparłam się o ramę drzwi. – Ja przyszłam cię przeprosić. – Uniosłam na nią wzrok.
               Dziewczyna stuknęła paznokciami o metalową część maszyny, po czym odwróciła się w moją stronę. Oparła się tyłem o stolik, na którym stoi drukarka. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Posłała mi podejrzliwe spojrzenie. A przynajmniej na takie wygląda.
               Skrzywiłam się.
               - Chciałam cię przeprosić za to, że oblałam cię wtedy wodą. Postąpiłam bardzo dziecinnie. Nie powinnam była tego robić. W ogóle nie powinnam się wtrącać. – Palcami wychwyciłam końcówki swoich włosów.
               Kim westchnęła, jednocześnie wywracając przy tym oczami.
               - Słuchaj, nie mam zamiaru odebrać ci Justina. – zaprzeczyła. Wyraz jej twarzy mówi tylko tyle, że jest znudzona. – Nie wiem, co sobie wtedy ubzdurałaś, ale to, co było między nami, wypaliło się. To koniec. Poza interesami nic nas już nie łączy.
               - Rozumiem. – przytaknęłam. Wykonałam krok w tył.
               - Rada na przyszłość. – uniosła wskazujący palec prawej ręki. – Postaraj się opanować swoje dziewicze zapędy. Jeśli facet naprawdę cię kocha, to będzie ci wierny. Jeśli nie, to musisz poszukać sobie kogoś lepszego. – uśmiechnęła się złośliwie.

               Przygryzłam swój język.
               Gdybym miała możliwość oblania jej jeszcze raz, to tym razem postawiłabym na kubeł z kostkami lodu.
               NIE! STÓJ!
               Miałam się pogodzić!
               Odetchnęłam głęboko.
               - Dziękuję. – oznajmiłam, po czym z powrotem wyszłam na korytarz. – A taka rada ode mnie – jeśli chcesz, by sprzęt zaczął działać, to należy go najpierw zresetować. – posłałam jej wymuszony uśmiech.
               Odwróciłam się i ruszyłam korytarzem z powrotem.
               Co za wredna baba.
               Stanęłam gwałtownie.
               To znowu Ty?!
               Tak, ale… ja… um… Ja chciałam Cię przeprosić.
               Jedna z moich brwi pomknęła wysoko w górę.
               Nie doceniałam Cię. Miałaś rację. Przegięłam. I to ostro.
               Słyszałaś wszystko to, co mówiłam do Daisy?
               Ruszyłam powoli.
               Tak. Ja to przecież Ty. I wielki ukłon w stronę Daisy. Im lepiej jest z Tobą, tym mniej ja się staram być ponad Tobą. Jakkolwiek to brzmi.
               Wiesz, myślałam, że jesteś wytworem mojego stresu i wszystkiego tego, co próbuje mnie wytrącić z równowagi. Ale skoro jesteś tutaj mimo tego, że jest mi o wiele lepiej, to jesteś kimś więcej.
               Czyli nie będziesz już mnie traktować jak wroga?
               To zależy.
               Od?
               Skoro jesteśmy w tym razem, to musimy zacząć współpracować. Czyli najpierw podsuwamy pomysł, analizujemy go i ewentualnie potem mogę go wykonać.
               Ale zanim Ty się zastanowisz nad moim pomysłem, to przyjdzie nam czytać nekrolog Justina.
               Odchrząknęłam wymownie, po czym skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
               Ech, niech Ci będzie. W końcu obie pracujemy na jeden sukces.
               No, teraz możemy rozmawiać! Pomysł pierwszy – nie prowokuj mnie, nie podpuszczaj i nie stosuj żadnych swoich sztuczek!
               Dobrze, a Ty częściej rozmawiaj z Daisy, żebyśmy mogły z Twoim trzeźwym umysłem lepiej współpracować!
               Dobrze.
               Uśmiechnęłam się do siebie.
               No, i czy teraz nie jest lepiej?
               Przyznaję, że jest.
               Dobra, to kiedy zamierzasz mu powiedzieć?
               Zmarszczyłam brwi i otworzyłam szeroko oczy.
               Ale co?
               No, Justinowi. Kiedy zamierzasz mu powiedzieć?
               Zacisnęłam usta w cienki pasek.
               A… muszę mu w ogóle o czymkolwiek mówić?
               Ronnie…
               Nie bardzo podoba mi się ten pomysł.
               Nawet mnie nie denerwuj.

~*~

               Miętoszę swoje własne dłonie już od tak dawna. Nie wiem nawet, kiedy zaczęły być tak bardzo spocone. Serce mi wali, jakbym przebiegła maraton. Słabo mi. NIECH KTOŚ OTWORZY OKNO!
               Przecież Justina nawet w pokoju nie ma…
               ALE TU PRZYJDZIE!
               Veronico Marie Travis, opanuj się!
               Skrzywiłam się.
               Kiedy ja nie potrafię!
               Nie podpisujesz kredytu na trzydzieści lat! Masz mu tylko dać delikatnie do zrozumienia, że możesz coś do niego czuć.
               Ale to jest takie… No…
               Jakie?
               Palcami zaczęłam przeczesywać końcówki swoich włosów.
               A jak mi nie wyjdzie?
               Jak „urocze podchody” mogą nie wyjść?
               Z moim udziałem…
               Przecież się umówiłyśmy, że będę z Tobą, tak? Do niczego strasznego Cię nie zmuszę. Pozwolimy temu wszystkiemu rozwijać się swoim tempem.
               No, ale jeśli nie wyjdzie?
               Tym będziemy się martwić potem.
               To mi nie pomaga.
               - Mogę się przysiąść? – zapytała wesoło Daisy.
               Podniosłam na nią wzrok.
               - Pewnie, siadaj! – zawołałam. Wskazałam rękoma miejsca po obu stronach siebie.
               Usiadła po mojej lewej.
               Przyjrzała mi się.
               - Masz trochę mocniejszy makijaż czy mi się wydaje? – zapytała niepewnie.
               - Um… - Spojrzałam w drugą stronę. – To tylko grubsza kreska eyelinerem. Nic takiego. – wzruszyłam ramionami.
               - Dobrze, a gdzie Justin?
               Odwróciłam gwałtownie głowę.
               - W kuchni. – odpowiedziałam szeptem, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. – Zayn z Liamem próbują stworzyć nowy drink, a Justin chce im pokazać jakąś sztuczkę.
               Daisy zerknęła za mnie, po czym uniosła wysoko brew.
               - Jesteś pewna? Bo mi się wydaje, że idzie w naszą stronę. – uśmiechnęła się szeroko.
               Spojrzałam przez ramię.
               W naszą stronę luźnym krokiem idzie Justin. Z włosami w nieładzie. W czarnej bluzie z nadrukiem i jeansach. I z uśmiechem.
               Moje kąciki zaczęły sunąć w górę.
               - Co tam masz, Niall? – zapytała Daisy.
               Zerknęłam w jej kierunku.
               Udała się na drugą kanapę, czyli tam, gdzie siedzi blondyn.
               Zostawiła mnie?
               Wyświadczyła Ci przysługę.
               A, no tak. Tak, masz rację.
               Bez nerwów.
               Justin usiadł obok mnie. Woń jego cudownych perfum uderzyła we mnie.
               To ten nowy zapach.
               - Witam. – poruszył brwiami.
               - Hej. – odpowiedziałam, a mój uśmiech mimowolnie się poszerzył.
               Przymrużył oczy.
               - Masz mocniejszy makijaż czy tylko mi się wydaje?
               O MÓJ BOŻE, ZAUWAŻYŁ!
               Jest dobrze.
               - Trochę tylko podkreśliłam to i owo. – Uniosłam wskazujący palec, po czym wywinęłam nim kilka razy.
               - Rozumiem. – przytaknął. – Ładnie.
               Cała armia motylków w moim brzuchu przebudziła się jak na rozkaz i zaczęła obijać się o moje wnętrzności z ogromną siłą.
               Zacisnęłam palce u stóp.
               ZARAZ SIĘ ZESRAM!
               NIE ZESRASZ! ZACIŚNIJ ZWIERACZE! WIERZĘ W CIEBIE!
               - Dziękuję. – odpowiedziałam spokojnie.
               Justin zerknął na stolik. Nachylił się po leżący na nim pilot. Zaczął podgłaśniać muzykę. Odstawił pilot z powrotem.
               - Wiesz, Ronnie… - zaczął. Usiadł mniej więcej przodem do mnie. Położył ramię na oparciu kanapy. – Chciałbym ci coś powiedzieć.
               O Jezu.
               To nic takiego. Wdech.
               Wzięłam niewielki wdech.
               I wydech.
               Wypuściłam powietrze nosem.
               Bez nerwów.
               - Co takiego? – zapytałam.
               Wziął wdech.
               - Dużo myślałem ostatnio o jednej z naszych rozmów. – wyjaśnił. Zmarszczyłam brwi.
               - O której?
               - O tej z zauroczeniem i takim tam. – odpowiedział trochę niższym głosem. To raczej nie był celowy zabieg. – I doszedłem do pewnych wniosków. – Wywinął nadgarstkiem. – Bez zbędnego przedłużania chciałem powiedzieć, że tak naprawdę obawiałem się przebywania w Twoim towarzystwie.
               Spuściłam na moment wzrok.
               Trochę dziwny temat obrał.
               Może chce się tylko wygadać, nie musi to być nic strasznego.
               - Niepotrzebnie. – zaprzeczyłam.
               - Słuszna uwaga. – przytaknął. – Obawiałem się tego, jak to będzie, jednak rzeczywiście zupełnie niepotrzebnie. – uśmiechnął się. Wydaje mi się, że sam do siebie. – Ponieważ najzwyczajniej w świecie przyzwyczaiłem się do ciebie.
               - Cieszę się w takim razie. – Przekręciłam głowę na bok.
               - Mówię ci to, byś wiedziała, że zwracam ci wolność. – posłał mi ciepły uśmiech.
               Zmarszczyłam brwi z niezrozumienia.
               - Wolność? – zapytałam.
               - Tak. Sądzę, że przez moje, jak to nazwałaś, zauroczenie mogłaś czuć się trochę jak na uwięzi, ale już z tym koniec.
               Mój uśmiech zbladł. Jednak kąciki ust zostały delikatnie uniesione. Trzyma je chyba tylko siła woli.
               Koniec…?
               Ej, jaki znowu koniec? Co jest?
               Wolność… Koniec… Czy on…
               Nie! Nie, nie, nie!
               - To, co było, już minęło. Nie czuję już tego do ciebie. – zaprzeczył z uśmiechem.
               Poczułam ogromny, przeszywający ból w klatce piersiowej. Najbardziej w jednym miejscu. Jakby wbił w moje serce coś bardzo ostrego.
               NIE! On Cię podpuszcza! Zaraz pojawi się na jego twarzy ten zadziorny uśmieszek! ZARAZ SIĘ POJAWI!
               - Nie będę już nigdy próbował ciebie uwodzić ani nic z tych rzeczy. – ponownie zaprzeczył.
               Jakby zaczął przekręcać tym ostrym narzędziem we wnętrzu mego serca, próbując zrobić otwór.
               RONNIE, POWIEDZ MU! POWIEDZ MU TO W TEJ CHWILI, BŁAGAM! JESZCZE MOŻE ZMIENIĆ ZDANIE!
               - I obiecuję Ci, że żadna siła nie sprawi, że do tego wrócę. – dodaj przekonującym tonem.
               Teraz ten ostry przedmiot wyjął. Dźgnął mnie. I znowu. I znowu. I znowu. I znowu. I znowu. I znowu. I znowu. I znowu. I znowu. I znowu. I znowu.
               NIE! NIE! NIE! RONNIE, ZRÓB COŚ! POWIEDZ MU COŚ! DRGNIJ! BŁAGAM! TO SIĘ NIE MOŻE TAK SKOŃCZYĆ! NIE MOŻE!!!
               - To wszystko, co chciałem ci powiedzieć. – oznajmił.
               - Dziękuję za informację. – odpowiedziałam cicho głosem wypranym z jakichkolwiek emocji.
               RONNIE, PROSZĘ!
               - Justin, zobacz! – zawołał Niall, próbując przekrzyczeć muzykę.
               Justin uśmiechnął się. Położył dłoń na moim kolanie.
               - Zaraz wrócę. – oznajmił, po czym wstał z kanapy.
               TO NIE MIAŁO TAK WYJŚĆ! PRZECIEŻ ON… ON ZAWSZE BYŁ TAKI… TO WYGLĄDAŁO, JAKBY ON… RONNIE, NIE MÓW, ŻE MU WIERZYSZ!
               Podniosłam się sztywno z kanapy.
               Wyszłam z salonu.
               ON TO ZROBIŁ SPECJALNIE! ŻEBY ZOBACZYĆ TWOJĄ REAKCJĘ! NA PEWNO!
               Zaczęłam wchodzić po schodach.
               TO MU NIE MOGŁO OD TAK PRZEJŚĆ! NIE MOGŁO, ROZUMIESZ?! RONNIE, BŁAGAM!
               Przeszłam się niedługim korytarzem. Weszłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi. Stanęłam przed lustrem. Dudni tu od muzyki z dołu.
               ODEZWIJ SIĘ WRESZCIE! POWIEDZ COŚ! COKOLWIEK! OBOJĘTNIE CZY WIERZYSZ W TO, CO POWIEDZIAŁ CZY NIE! ODEZWIJ SIĘ! POWIEDZ COKOLWIEK, PROSZĘ!
               Spojrzałam na swoje odbicie. Uniosłam kąciki swoich ust.
               - Przecież mówiłam, że nie jestem w nim zakochana.
               Ciężka, gruba łza wydostała się z granic mojego oka i zaczęła spływać po moim policzku.
               Zgięłam się machinalnie, czując nieopisany okolic serca.
               Zacisnęłam z całej siły oczy, w których zbiera się coraz więcej łez.
               Jak to boli! JAK TO KUREWSKO BOLI!
               Otworzyłam powoli oczy. Widzę tylko zamazane kształty przez z sekundy na sekundę pogrubiającą się ścianę łez.
               Ten okropny ból sprawia, że nogi zaczynają mi się uginać.
               Nie mam siły się już dłużej utrzymywać.
               Usiadłam na podłodze.
               Nie wytrzymam! Nie wytrzymam! JA NIE WYTRZYMAM!
               Złapałam za ręcznik do rąk. Mocnym ruchem ściągnęłam go z wieszaka. Zaczęłam go szybko ugniatać.
               NIE WYTRZYMAM JUŻ! NIE WYTRZYMAM!
               Przyłożyłam zwinięty ręcznik do swoich ust.
               Wydałam z siebie głośny krzyk rozpaczy.
               Ręcznik jest w stanie to stłumić.
               Mogę wyć do woli.

               Ronnie, przepraszam. Naprawdę Cię przepraszam.




~*~*~*~*~*~*~

Jeśli w tekście wystąpiły większe błędy, które w jakikolwiek sposób utrudniły czytanie, to bardzo przepraszam, ale rozdział obleciałam wzrokiem tylko raz, ponieważ chciałam jeszcze w tym tygodniu go dodać, gdyż w przyszłym mogę nie mieć na to czasu, a też nie chciałam, byście musieli zbyt długo czekać.

8 komentarzy:

  1. Kolejny świetny rozdział 😍💖 ale dlaczego on tak powiedział😔😭

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze, aż się popłakałam na końcu. Justin, ty debilu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak on mógł to zrobić?!?!?

    OdpowiedzUsuń
  5. o cholera. czemu on to powiedział? :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. Na końcu się popłakałam aż #.#

    OdpowiedzUsuń
  7. AGEN JUDI BOLATANGKAS ONLINE TERPERCAYA
    TANGKASNET dan 88TANGKAS !

    Segera Bergabung Bersama Kami, Hanya di www.agentangkas.co
    WA: 0812-2222-995 !
    BBM : BOLAVITA
    WeChat : BOLAVITA
    Line : cs_bolavita

    klik ==>> EREK EREK 4D

    OdpowiedzUsuń