Westchnęłam
zmarnowana.
Siedzenie
w telefonie zawsze było nudne, ale odkąd nie mam normalnego życia, to już
naprawdę przegięcie! Nie mogę przebywać na swoich kontach, bo przecież nie
żyję. Nie wiem, co u moich znajomych. Nic nie mogę!
Chociaż…
Mogę założyć jakieś fejkowe konto i nikt nie będzie wiedział, że to ja!
Odblokowałam
telefon.
Najpierw
potrzebuję jakiegoś zacnego zdjęcia. Skoro zakładam konto na Twitterze, to na
awatarze powinna znaleźć się jakaś sławna osoba, którą lubię ja, a większość
osób ją przynajmniej toleruje. Hm… A może po prostu wstawię głupie zdjęcie
któregoś z celebrytów.
Otworzyłam
galerię zdjęć.
Ej,
bez sensu.
Wywróciłam
oczami.
Przecież
tu nie mam żadnych…
Zmarszczyłam
brwi.
Czy
to… to Justin?
Otworzyłam
zdjęcie.
Tak,
to Justin.
Zaśmiałam
się cicho pod nosem.
Tylko
skąd to… A, pewnie telefon zrobił zdjęcie wtedy, gdy Justin chciał się na niego
„włamać”. To by tłumaczyło ten widok z dołu.
Położyłam
się na brzuchu na wygodnym łóżku, a telefon ułożyłam przed sobą. Ustawiłam
łokcie na łóżku, a brodę oparłam na dłoniach. Wbiłam wzrok w ekran.
Cholera,
nawet na takim zdjęciu wygląda rewelacyjnie.
Ha!
Przeszły
mnie nieprzyjemne dreszcze.
Wiedziałam, że on Ci się podoba!
Było
stanowczo za cicho przez cały dzień…
Nie odzywałam się, ponieważ obserwowałam i
cierpliwie czekałam.
Na
co?
Na to, aż bez mojego udziału zaczniesz
myśleć o Justinie.
Wywróciłam
oczami.
Wiesz,
byłoby dziwne, gdybym po zobaczeniu zdjęcia jakiejkolwiek osoby nie pomyślała o
niej.
Możliwe, ale nie sądzę, że wpatrywałabyś się
tak bardzo w zdjęcie JAKIEJKOLWIEK osoby.
To
niedorzeczne, ja wcale nie…
Ściągnęłam
wzrok z telefonu. Przeniosłam go ścianę przy łóżku.
Ty wcale nie…?
Zablokowałam ekran
telefonu.
Wcale
nie wpatrywałam się w jego zdjęcie.
Czy Ty masz mnie za głupią? Porządnie
zastanów się nad odpowiedzią, ponieważ jeśli Twoja odpowiedź będzie brzmieć
„tak”, będzie to również oznaczać, że masz za głupią także siebie. Zastanów
się.
Jeju…
Popatrzyłam chwilę na zdjęcie Justina i co z tego? Popełniłam jakieś
przestępstwo?
Nie, absolutnie. To normalne, że patrzysz na
zdjęcie, które Ci się podoba. Lub na zdjęcie, na którym jest osoba, która Ci
się podoba…
Przecież nigdy nie
twierdziłam, że Justin nie jest przystojny.
Przecież wiem.
Dobra. To teraz możesz już usunąć
to zdjęcie.
Co?
Dlaczego?
No wiesz… Dowiedziałaś się o jego istnieniu,
przyjrzałaś mu się i skoro nic Cię więcej z nim nie łączy, to możesz je usunąć.
Po co ma zalegać u Ciebie w galerii?
Po co mam je usuwać?
Może sobie tutaj być. To tylko zdjęcie, nie zabiera dużo miejsca.
Ale po co je mieć?
Niech
sobie jest! Przeszkadza Ci?
Mi nie przeszkadza w niczym. Nie musisz się
tak zaraz gorączkować. Tylko Ci coś zasugerowałam. Nie musisz nic z tym robić.
Wzięłam telefon do
ręki, po czym wstałam z łóżka.
Jesteś
naprawdę irytująca.
Znam osobę, która bardziej ode mnie potrafi
grać na nerwach.
Prychnęłam.
Wyszłam
z pokoju. Przeszłam się niedługim korytarzem, po czym zaczęłam powoli schodzić
po lśniących schodach wykonanych z ciemnego drewna. Udałam się w kierunku
kuchni.
Weszłam
do pomieszczenia.
Mam
jeszcze jakieś płatki czy znowu wyczerpałam wszystkie zapasy?
Położyłam
telefon na blacie. Otworzyłam wiszącą na ścianie szafkę.
Moje
brwi drgnęły na widok ładnie zwiniętego opakowania miodowych płatków.
Jednak
jeszcze coś tutaj zostało.
Uśmiechnęłam
się do siebie.
Wyciągnęłam
miseczkę ze zmywarki, a następnie mleko z lodówki.
Nasypałam
sporą ilość płatków do naczynia. Chwyciłam karton do ręki, po czym zalałam swoje
śniadanko mlekiem.
Przydałaby
się jeszcze łyżeczka.
Otworzyłam
szufladę ze sztućcami. Wybrałam metalową łyżeczkę z napisem IKEA. Biodrem zamknęłam szufladę.
Zerknęłam
na telefon. Westchnęłam cicho, po czym odblokowałam jego ekran. Ukazało się
przede mną zdjęcie Justina.
Uśmiechnęłam
się delikatnie.
Wyszedł
tu naprawdę uroczo.
EJ,
CHWILA, STOP!
Odsunęłam
się od szafki.
Ty
mnie podpuszczasz!
Co? Kto? Ja? Ciebie? A w życiu! Skąd w ogóle
taki pomysł?
Opuściłam
z bezradności ręce, a wzrok na moment wbiłam w sufit.
Jak
ja się daję łatwo podejść!
Przesunęłam
jedną z dłoni po swojej twarzy.
Tracisz czujność.
Przestań
ze mną pogrywać!
Dobra, ale pod jednym warunkiem – usuń
zdjęcie Justina.
Prychnęłam
i wywróciłam oczami w tym samym momencie.
To
śmieszne!
Taki jest mój warunek.
Tak
nagle przeszkadza Ci to zdjęcie?
Przeszkadza… Nie przeszkadza… Co za różnica?
Warunek jest taki, że masz to zdjęcie usunąć.
Przecież chcesz
sprawić, żebym zakochała się w Justinie, a bez tego zdjęcia już Ci tak łatwo
nie będzie.
Ronnie, tak troszeczkę się pogrążasz, wiesz?
Ja… Um…
Spuściłam
wzrok na podłogę.
Nie
mogę w spokoju zebrać myśli.
Masz je tylko usunąć. Czy to stanowi dla
Ciebie aż tak duży problem?
- Nie, to nie jest
żaden problem. – mruknęłam pod nosem.
Podeszłam
z powrotem do szafki. Chwyciłam telefon. Odblokowałam go. Przede mną ponownie
ukazało się zdjęcie Justina.
Nie wiesz, gdzie jest możliwość usuwania
zdjęć?
Wiem
doskonale.
Więc na co czekasz?
Na
nic.
To już. Usuń je.
Zaraz.
Usuń je.
Nie musisz mnie
poganiać. Zaraz je…
Usuń to cholerne zdjęcie!
Ja…
Zaczęłam
mierzyć wzrokiem twarz Justina, na której maluje się ten uroczy, pijacki
uśmieszek.
Westchnęłam
zmarnowana.
Wrzuciłam
łyżeczkę do miski z płatkami, a telefon odłożyłam z powrotem na blat.
Nie.
Co nie?
Nie
usunę tego zdjęcia.
O, dlaczego?
Bo…
-
Och, widziałaś, jaki Justin na tym zdjęciu jest uroczy? Wygląda tak niewinnie
i… tak się słodko uśmiecha i… i jakby się na mnie patrzył i… mogę się w spokoju
pocieszyć do Justina bez obawy, że mnie na tym przyłapie i sobie coś pomyśli i…
- urwałam. Spuściłam głowę, a następnie zaczęłam rękoma przecierać swoją twarz.
Boże,
co się ze mną dzieje?
Oj, Ronnie. Trzeba było powiedzieć, że po
prostu nie chcesz usuwać tego zdjęcia. Nie naciskałabym wtedy na Ciebie.
Powoli
zjechałam dłońmi ze swoich oczu, by posłać mordercze spojrzenie ścianie po
lewej.
Gdybyś
miała fizyczną postać, to właśnie w tym momencie cisnęłabym w Ciebie laczkiem.
Ej, za co?
Za
podpuszczanie mnie, za bycie sarkastycznym potworem I ZA SAM FAKT, ŻE
ISTNIEJESZ I DOPROWADZASZ MNIE DO TAKIEGO STANU!
Kiedyś będziesz mi za to dziękować.
Wątpię.
A tak między nami – zgadzam się, to zdjęcie
jest naprawdę urocze.
Opuściłam
ręce.
Dzięki
za uznanie.
Wzięłam
miseczkę do ręki.
Zawsze możemy pogapić się na to zdjęcie przy
śniadanku. Dzień zaraz stanie się milszy.
No… W sumie… Możemy.
Sięgnęłam
po telefon.
Przecież
nic się nie stanie, jeśli trochę się pocieszę do zdjęcia.
Ależ oczywiście, że nie.
~*~
Justin
od dobrej godziny ekscytuje się podpisaniem… czegoś… czy coś. Nie wiem i
szczerze za bardzo mnie to nie interesuje. Ma tak cudny głos, że skupiam się
tylko na barwie, nie na słowach. On zawsze był taki czy ja się nie
przysłuchałam?
Gdy
tylko Justin próbuje objąć wszystkich w salonie wzrokiem, za każdym razem
zahacza o mnie tymi oczami w kolorze orzechowym, czekoladowym, toffi, karmelu i
wszystkiego innego, co słodkie i odcieniu brązu. To jedyny moment, w którym
odrywam się od tych różowiutkich, miękkich ust. Poruszają się w tak niezwykle
hipnotyzujący sposób.
Jest
niesamowity. Nierealny wręcz.
Lepiej bym tego widoku nie podsumowała. A
pokazać Ci coś lepszego? Spójrz odrobinę niżej. Na tors.
Niechętnie
wzrokiem zsunęłam się po szyi Justina na tors. Koszula jest rozpięta na tyle,
by odkrywać część wytatuowanego krzyża. A nikłe światło kilku lampek jest
skierowane w taki sposób, że unoszący się dym z cygar wygląda, jak para
wydobywająca się spod koszuli Justina. Jakby był tak gorący, że aż paruje.
I wyobrażasz sobie, że tyle razy się o to
ciało ocierałaś?
Przeszły
mnie niezwykle przyjemne ciarki.
Zaraz
ja się rozpuszczę.
Zsunęłam
się trochę z kanapy. Oparłam się o coś bokiem.
Zdjęcie
nie umywa się do tego, co widzę teraz. Mogłabym go obserwować godzinami.
Uniosłam
z powrotem wzrok na twarz Justina.
Jeju,
on się na mnie patrzy. I się uśmiecha.
Na
mojej twarzy wyrósł szeroki uśmiech.
Zaśmiał
się, po czym wsunął cygaro między wargi.
-
Ronnie, leżysz na mnie. – Z ust Justina wydobył się głos Nialla.
Zachichotałam
cicho.
-
Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała. – szepnęłam.
Otworzyłam
szeroko oczy.
Moment.
Odsunęłam
się, a następnie spojrzałam w bok.
Zacisnęłam
usta w cienki pasek, widząc blondyna obok siebie.
Przez
cały czas napierałam na niego swoim ciałem.
-
Jeżeli chcesz, żebym sobie stąd poszedł, to wystarczy powiedzieć. – wyjaśnił z
uśmiechem. Najwidoczniej bawi go ta sytuacja. Bogu dzięki.
-
Nie, nie. – zaprzeczyłam. – Źle sypiam i… trochę film mi się urywa.
Źle sypiasz, mówisz?
A
nie? Kto do mnie mówi przez pół nocy?
Pół nocy? Mówię do Ciebie dosłownie chwilkę,
a potem odblokowujesz telefon i przyglądasz się swojej tapecie, na której
ustawiłaś sobie Justina. Nie zrzucaj całej winy na mnie, to Twój własny wybór!
No…
Może.
-
Może chcesz, bym Ci zrobił mojej kawy, co? – zaśmiał się blondyn.
-
Nie, bo nocy nie prześpię. – zaprzeczyłam, również się śmiejąc.
Blondyn
pokiwał głową, po czym wstał z kanapy.
Oparłam
się.
O
Boże…
Co tak wzdychasz?
To
zaczyna się wymykać spod kontroli.
Co takiego?
To
„nieszkodliwe przyglądanie się zdjęciu Justina”.
Wiesz… Wszystko ma swoją dobrą i
złą stronę. Ale nie wmówisz mi, że Ci się to nie podoba.
To
się przeradza w obsesję.
Przesadzasz.
Przesadzam?
Widziałaś, co się przed chwilą ze mną działo? Jakbym była pod wpływem…
JUSTIN!
Odwróciłam
gwałtownie głowę w kierunku sąsiedniej kanapy. Jej widok został mi (nie)stety
przysłonięty przez zbliżającego się Justina.
Poczułam,
jak cała zawartość mojego brzucha się skręca ze sobą.
Uważnie
wzrokiem podążyłam za mężczyzną, póki nie usiadł przy mnie.
-
Udało mi się załatwić to, nad czym mój ojciec pracował od kilku lat. –
wyjaśnił.
Ledwie
usłyszałam.
Ronnie,
skup się!
Gdyby
tylko przestał się uśmiechać…
-
Gratuluję. – uśmiechnęłam się szeroko.
-
Dziękuję, ale… to i tak nic takiego. – zaprzeczył, jednak jego dumny uśmiech
mówi sam za siebie.
Ronnie…
-
Skoro tobie udało się sprostać temu, nad czym twój ojciec trudził się szmat
czasu, to sądzę, że powinieneś otwarcie o tym mówić i się z tego cieszyć. Nie
ma w tym nic złego. – przechyliłam głowę na bok i jednocześnie poszerzyłam swój
uśmiech.
Cudownie. Jestem pod wrażeniem.
Jego
uśmiech również się poszerzył.
-
Dziękuję. – odparł niższym głosem.
Dreszcze
przebiegły wzdłuż mojego kręgosłupa.
Oparł
się ramieniem o kanapę.
-
Tak się składa, że w najbliższym czasie nie zapowiada się nic, nad czym
musiałbym się aż tak bardzo trudzić, więc… - przeciągnął. Po wyrazie jego
twarzy widać, że robi to celowo. Uniósł szklaneczkę z jakimś alkoholem. – jeśli
masz ochotę, to możemy się wszyscy widywać częściej. – Poruszył brwiami, po
czym upił zawartość szklaneczki.
Justin widziany co kilka dni. Lub nawet
częściej. I to ŻYWY.
Piękna
wizja.
-
Oczywiście, że chcę. Smutno mi tu samej. Bez was.
Justin
oparł rękę ze szklanką o swoją nogę. Położył łokieć wolnej ręki na oparciu
kanapy. Przysunął zwisającą dłoń do mnie.
-
Nam bez ciebie też. – Zewnętrzną częścią wskazującego palca zaczął delikatnie
głaskać mój policzek. Swój wzrok zatrzymał na moich oczach.
Jednak
potrafi być kochany.
A może by go tak złapać za tę rękę?
Bardzo
chętnie.
Zaczęłam
unosić dłoń.
Drzwi
do mieszkania otworzyły się z hukiem.
-
I co?! – krzyknął Liam, a następnie trzasnął drzwiami. – Mamy to?!
Justin
oderwał ode mnie swoje spojrzenie.
No
nie…!
Nie, nie, nie!
Rękę
zabrał równie szybko. Zdążyłam tylko musnął jego palec swoimi.
-
Chcesz mnie urazić? – zapytał rozbawiony Justin. – Oczywiście, że tak! –
przytaknął.
-
Wiedziałem, że dasz sobie radę! – wykrzyknął Liam.
Justin
wstał. Ruszył w stronę Liama.
Wbiłam
paznokcie w dłoń, a róg kanapy zaczęłam atakować ostrym spojrzeniem.
Dzięki,
Liam. Serdeczne dzięki.
Usłyszałam
charakterystyczny dźwięk uścisku.
W życiu bym nie przypuszczała, że ktokolwiek
poza Tobą mógłby rozwalić taki moment.
-
A jak z tobą? – zapytał Justin.
-
A tak, że w poniedziałek przyniosę ci w prezencie nowe bronie! – zawołał wesoło
Liam.
Naprawdę
tylko po to tu wparował? Żeby się dowiedzieć, że Justin podpisał to, co miał i,
żeby opowiedzieć o jakichś pistoletach? Serio, kurwa?!
Groźniej.
Groźniej.
Prychnęłam,
a następnie spojrzałam w kierunku dwóch dobrze mi znanych mężczyzn.
Ma Justina zapewne na co dzień, a przylazł
teraz z taką informacją. I nawet się łaskawie z Tobą nie przywitał.
Posłałam
Liamowi mordercze spojrzenie.
Niech
sobie te pistolety w dupę wsadzi.
Ściągnęłam
wzrok na bok.
Przed
oczami przeleciała mi Daisy.
Odruchowo
skupiłam na niej wzrok.
Dziewczyna
patrzy na mnie.
Zerknęła
na Liama i Justina, a potem znowu powróciła na mnie. Posłała mi pytające
spojrzenie.
Ej.
Zmarszczyłam
brwi.
Zerknęłam
na Liama i Justina.
Cieszą
się.
Ponownie
spojrzałam na Daisy.
Jej
twarz wygląda w taki sposób, jakby chciała zapytać, co jest nie tak.
Ja…
O Boże.
Zaczęłam
powoli spuszczać smutny wzrok na podłogę.
No weź…
Jestem
zazdrosna o to, że Liam i Justin razem się cieszą ze wspólnych sukcesów.
Proszę Cię…
Odjebało
mi już zupełnie.
Ronnie, przestań! Przecież to normalne.
Gdyby Daisy wiedziała, co jest grane, z pewnością by Cię poparła.
Poparłaby
mnie?! Niby w czym?! W tym, że jestem o takie gówno zazdrosna?!
To nie jest zazdrość! Liam tu bezkarnie
wparował i…
Przez
moje usta przemknął grymas.
Kurwa,
skończ!
Słucham?
Skończ,
bo teraz już naprawdę zaczynasz pieprzyć głupoty! To, że Justin mi się podoba,
to jedno. Ale jak możesz w ogóle próbować nastawiać mnie przeciwko Liamowi,
który tylko i wyłącznie się cieszy?!
Ale… Ale przecież Justin był…
Dość!
Wstałam
z kanapy. Minęłam wszystkich w pokoju.
Dokąd idziesz?
Napić
się czegoś mocniejszego, bo już nie mogę Ciebie słuchać!
~*~
Włączyłam
telewizor.
Nie masz ochoty popatrzeć na zdjęcie
Justina? Od wczoraj w ogóle nie ruszyłaś telefonu…
Wbiłam
tępe spojrzenie w ekran.
Tylko nie mów, że nadal się gniewasz o wczoraj.
Nacisnęłam
na guzik odpowiedzialny za zwiększenie głośności.
To, że mnie olewasz, nie oznacza, że sobie
odpuszczę.
To,
że Cię olewam, oznacza, że masz zamilknąć. Raz na zawsze.
Na tak. Przecież zmusiłam Cię do wysadzenia
autobusu wypełnionego gromadką dzieciaków.
Wyłączyłam
telewizor.
Rozsiadłam
się na kanapie.
Wyjaśnijmy
coś sobie. Powiedziałaś, że będziesz tu tak długo, aż przyznam, że Justin mi
się podoba. Przyznaję. Co tu jeszcze, kurwa, robisz?
Że jesteś w nim zakochana.
To
prawie to samo.
No nie do końca.
Nieważne.
Jak to przyznam, to odczepisz się wreszcie ode mnie?
To tak nie działa. Jestem częścią Ciebie.
Nie mogę sobie odejść. Choć często naprawdę chciałabym to zrobić.
-
Świetnie. – prychnęłam.
Skoro
Ty nie chcesz odejść, to pójdę do psychiatry i poproszę o jakieś tabletki na
takową przypadłość. Na pewno coś się znajdzie.
Ronnie, dziewczyno, jak Ty tę sprawę
przeżywasz…
Ja,
kurwa, przeżywam?!
Podniosłam
się gwałtownie z kanapy.
-
To Tobie zaczyna coraz bardziej odpierdalać, od kiedy zgadzam się na to całe „wmawianie
mi, że jestem zakochana w Justinie”! – ostatnie wyrazy wypowiedziałam głośniej
i dodatkowo zrobiłam przy nich cudzysłów z palców.
Dobra… Może troszeczkę przegięłam.
Przyznaję.
-
Troszeczkę?! Wzbudziłaś we mnie zazdrość i pewnie zaraz próbowałabyś także
obudzić nienawiść do Liama, gdybym nie spojrzała wtedy na Daisy! – krzyknęłam.
Nie! Wyobraź sobie, że akurat tego w planach
nie miałam, ale nie będę ukrywać, że trochę mnie wkurwiło to, że tak się
wpieprzył w tę scenkę!
-
Jaką scenkę?! Myślisz, że co? Że gdyby Liam nie przyszedł, to co by się tam
stało? Orgia z krasnalami?! – Wyrzuciłam w złości ręce na boki.
Oj, daj spokój! Przecież myślę realnie! Chcę
Was do siebie zbliżyć, tak trudno Ci to pojąć?!
-
Nie będziesz tego robić takim kosztem! Przez Ciebie wszyscy dookoła uważają
mnie za psychiczną! – warknęłam.
Przeze mnie? Przeze mnie, kurwa?! Ja to Ty!
Czujesz to?! CZUJESZ?! TO Z TOBĄ JEST COŚ NIE TAK! JAK JAKAŚ GŁUPIA UPIERASZ
SIĘ PRZY SWOIM ZDANIU! GDYBYŚ NIE BYŁA TAKIM PIERDOLONYM OSŁEM, TO WCALE BY
MNIE TU NIE BYŁO!
-
Słucham?! – syknęłam, kierując ostry wzrok na lewo.
NIE, TY NIE SŁUCHASZ! TY NAWET NIE WIDZISZ!
KAŻDY GŁUPI JUŻ ZAUWAŻYŁ, ŻE CIEBIE I JUSTINA DO SIEBIE CIĄGNIE! BIEGA ZA TOBĄ,
ZAŁATWIA CI OPIEKĘ, DBA O TWOJE BEZPIECZEŃSTWO, ZAPEWNIŁ CI WSZYSTKO! A TY ZACHOWUJESZ
SIĘ JAK OSOBA UPOŚLEDZONA UMYSŁOWO!
-
DOŚĆ TEGO! – krzyknęłam na całe gardło. Wbiłam w swoją głowę paznokcie i prawie
od razu zaczęłam się szarpać na boki. – WYPIERDALAJ Z MOJEJ GŁOWY!
Poczułam
ucisk na ramionach.
-
Uspokój się! – krzyknęła Daisy, po czym mocno potrząsnęła moim ciałem.
Ściągnęłam
dłonie ze swojej głowy. Spojrzałam z dołu spomiędzy włosów na przerażoną
dziewczynę.
Co
ona tu…
I COŚ TY CHCIAŁA TYM OSIĄGNĄĆ?! SAMA ROBISZ
Z SIEBIE…
-
ZAMKNIJ PYSK! – wrzasnęłam, kierując w międzyczasie głowę w lewo.
Daisy
odsunęła się ode mnie gwałtownie niczym poparzona.
Mój
okrzyk roznosi się echem po apartamencie.
Oddech
powoli zwalnia.
Wzrok
zaczyna opadać na podłogę.
Ciśnienie
spada.
-
Ronnie? – zapytała troskliwym głosem Daisy. Powoli przeniosłam wzrok na
dziewczynę. – Wszystko w porządku? – zapytała niepewnie.
Szczęka
zaczęła mi drżeć. Do oczu napłynęły łzy.
Zacisnęłam
mocno powieki, a usta zacisnęłam na moment w cienki pasek.
-
Nie. – jęknęłam cicho. Spuściłam głowę, a twarz zakryłam dłońmi. – Nic nie jest
w porządku.
-
Boże, Ronnie… - westchnęła smutno. Podeszła bliżej. Złapała za moje nadgarstki,
po czym odciągnęła moje ręce od twarzy.
Wbiłam
wzrok w podłogę.
Nie
chcę na nią teraz patrzeć. Nie po tym.
Pociągnęła
mnie za sobą.
-
Co się dzieje? – zapytała cicho.
Pokierowała
mną tak, bym usiadła na kanapie.
-
Ja… - zająknęłam się. – Ja już sobie nie daję rady. – szepnęłam.
Usiadła
niedaleko mnie.
-
Z czym? – zapytała zatroskana.
Oparłam
się. Przymknęłam oczy.
I
jak ja mam jej to powiedzieć, by mnie nie uznała za psychiczną?
-
Z głosem w mojej głowie. – szepnęłam.
-
Z czym? – dopytała. Chyba dlatego, że nie dosłyszała.
Otworzyłam
oczy. Odwróciłam się w kierunku Daisy.
Patrzy
na mnie zaniepokojona.
Jednak
usłyszała.
-
Z głosem w mojej głowie, który non stop do mnie mówi. – powiedziałam niepewnie.
Nie
zrozumie mnie.
-
Co mówi? – zapytała takim tonem, jakby wcale nie chciała usłyszeć odpowiedzi.
To
brzmi okropnie.
-
Mówi do mnie non stop o Justinie. – wyjaśniłam.
Otworzyła
szeroko oczy.
-
Co? – zapytała zaskoczona.
-
Och, tak się da nie! – krzyknęłam, a dłońmi przetarłam swoją twarz. Usiadłam
mniej więcej na wprost zdezorientowanej Daisy. – Możesz spróbować mnie
zrozumieć i jednocześnie nie uważać za psychiczną?
Patrzy
na mnie jak na idiotkę!
-
Postaram się. – przytaknęła.
Westchnęłam
ciężko, a wzrok wbiłam w ścianę za kanapą.
Od
czego zacząć?
-
Zanim znowu znalazłam się tutaj z wami, usłyszałam od jednej osoby, że musi mi
bardzo zależeć na Justinie, skoro aż oblałam Kimberly wodą. – pociągnęłam
nosem. – Od tamtego momentu… - zawahałam się. – COŚ, co jest we mnie… -
spojrzałam na Daisy. Wskazałam rękoma na siebie. – stara się mnie przekonać, że
czuję do Justina o wiele więcej niż tylko wdzięczność za to, co dla mnie robi.
– przełknęłam głośno ślinę. – Z początku było to nieszkodliwe, ale z czasem
zaczęło mieć coraz większą kontrolę nade mną. – Głos mi zaczyna drżeć. – Mówi
do mnie prawie nieustannie. Nie mogę w spokoju zebrać myśli. – Zaczynają mi
drżeć ręce. - Nie jestem w stanie się nad niczym zastanowić, nad niczym skupić.
Czegokolwiek nie zrobię, o czymkolwiek nie pomyślę, to wszystko obraca się
zaraz w myśl o Justinie. A ja… - zająknęłam się, ponieważ oddech tak mi z
nerwów przyspieszył, że zaraz się zapowietrzę. Skierowałam wzrok na pokój. – A
ty nawet sobie nie wyobrażasz, jak ja bardzo lubię przebywać w towarzystwie
Justina. – Przez moje usta przemknął nikły uśmiech. – Jakie to jest kojące. –
westchnęłam. – Przy nim zawsze czułam się bezpiecznie. W każdej sytuacji.
Wystarczy, że był tylko gdzieś w pobliżu. – Przesunęłam zębami po dolnej
wardze. – Ufam mu jak nikomu innemu, choć nie zawsze się z nim w pełni zgadzam.
I chociaż na początku było trochę niezręcznie, to dzisiaj dałabym się pokroił
za samo jego spojrzenie w moim kierunku. Gdy on patrzy na mnie to tak, jakby… -
skrzywiłam się. Nie wiem, jak mam to ubrać w słowa. – Jakby patrzył na coś
więcej. Na coś, czego nikt inny nie widzi. Nawet ja. A ten głos wszystko psuje.
– mruknęłam. – On chce, bym robiła wszystko na siłę, tak bardzo nachalnie, a ja
tak nie chcę! – zaprzeczyłam. – Mam tak ogromny szacunek do Justina za to, że
zawsze starał się być w stosunku do mnie delikatny i nie traktował mnie jak
przedmiot, że nie chcę usiąść mu pół naga na kolanach i zacząć go uwodzić! –
jęknęłam bezradnie. Znowu zaczynają mi napływać łzy do oczu. – Już na sam jego
widok wszystko we mnie wybucha i chcę przy nim być jak najdłużej, ale przez ten
cholerny głos muszę sobie tego odmawiać, bo boję się, że stracę kontrolę i po
chamsku rzucę się na Justina jak jakieś zwierzę! I to jest tak bardzo
sprzeczne, że mnie rozrywa, bo ja chcę, ale ja nie chcę! – wyrzuciłam ręce na
boki. – Znaczy chcę, ale nie mogę! Rozumiesz?! – skupiłam wzrok na Daisy.
Dziewczyna
siedzi oparta bokiem o kanapę i przygląda mi się z rozczuloną miną.
Rzuciłam
jej zdezorientowane spojrzenie.
-
Co? – zapytałam niepewnie.
-
Słyszałam wiele dobrych opinii na temat Justina, ale ty przebiłaś je wszystkie
razem wzięte. – oznajmiła spokojnie, a jej uśmiech poszerzył się.
Pokręciłam
głową.
Ona
mnie zupełnie nie zrozumiała!
-
Tu nie chodzi o Justina!
- Tu chodzi tylko o niego. – przekręciła głowę na bok.
- Tu chodzi tylko o niego. – przekręciła głowę na bok.
-
Nie! – zaprzeczyłam. – Coś jest ze mną nie tak!
-
Ronnie. – wtrąciła. Wywróciła oczami. – Ktoś podsunął ci myśl, że Justin może
być dla ciebie kimś więcej. Ty zaczęłaś się nad tym zastanawiać, dużo
analizować. Połączyło się to ze stresem, w którym cały czas żyjesz, z
niepokojem i stąd ta sprzeczność.
-
Ale krzyczałam sama do siebie przed chwilą! – jęknęłam.
-
A rozmawiałaś z kimś wcześniej o tym, co czujesz?
No…
Właściwie to nie.
-
Nie. – zaprzeczyłam.
-
To dlatego. Targają tobą emocje. Bardzo silne, z którymi ciężko walczyć w
pojedynkę. Dużo bierzesz na siebie i dusisz to w sobie. To był tego efekt. Zbyt
dużo czasu spędziłaś sama z tym wszystkim. Po części jest to także moja wina,
ponieważ obiecałam, że będę twoją pomocą, jednak branża, w której pracuję, jest
zawsze na pierwszym miejscu. – westchnęła smutno. – Dlatego bardzo cię
przepraszam i od razu zaczniemy naprawiać to, co zaczęło się psuć.
Głupio
mi się zrobiło.
-
Możesz mieć rację, ale… - westchnęłam. – To nie jest twoja wina. Nie masz mnie
za co przepraszać.
-
Mamy teraz ważniejszą sprawę niż kłócenie się o to, czy mam za co przepraszać czy
też nie. – Położyła policzek na oparciu kanapy. – Miałam nadzieję, że zakochasz
się w Justinie. – Z każdym kolejnym wyrazem uśmiech Daisy stałam się coraz
szerszy. Zagryzła dolną wargę.
Otworzyłam
szeroko oczy.
-
Przecież ci tłumaczę, że nie jestem. – zaprzeczyłam.
-
Ronnie. – mruknęła błagalnie Daisy. Zmarszczyła brwi, jednak szeroki uśmiech
dalej widnieje na jej twarzy.
-
Nie jestem zakochana w Justinie. – oznajmiłam.
Nieprzyjemny
prąd przebiegł po moim kręgosłupie.
Chociaż…
Spuściłam
wzrok na kanapę.
Właściwie…
Jakoś tak… nie jestem tego do końca pewna.
Wątpię
w to. Ale tak dziwnie bardzo w to wątpię.
-
Jestem? – zapytałam niepewnie. Wlepiłam wzrok w rozpromienioną Daisy.
-
A nie jesteś? – zapytała rozbawiona.
-
A jestem? – zapytałam zszokowana.
Daisy
wybuchła śmiechem.
To
nie jest wcale śmieszne. To poważna sprawa!
-
Ronnie, głuptasie. – Wyprostowała się. – To nic złego. – zaprzeczyła. –
Przyznaj to, a będzie ci lepiej, a głos i cały stres zniknie.
-
Ale kiedy to nie jest takie łatwe. – zaczęłam powoli kręcić głową.
To
jest… dziwne.
-
Spokojnie, mamy… - przerwała natychmiast, gdy w pokoju rozbrzmiał dźwięk
telefonu.
Daisy
wyciągnęła urządzenie z kieszeni. Przesunęła kilka razy palcem po ekranie. Jej
wzrok zaczął sunąć po kolejnych linijkach tekstu. Po wyrazie twarzy Daisy
stwierdzam, że nie dostała zbyt dobrej wiadomości.
-
Dobra. – oznajmiła w końcu, po czym schowała telefon z powrotem do kieszeni.
Spojrzała na mnie. – Ubieraj się.
Zmarszczyłam
brwi z niezrozumienia.
-
Dlaczego?
Wstała
z kanapy.
-
Potrzebują mnie, a ciebie nie chcę teraz zostawiać samej. – posłała mi ciepły
uśmiech.
~*~
Powiedziała,
że będzie mi łatwiej, jak przemówię sobie do rozsądku, a jest mi… dziwnie. Nie
wiem, nie jestem w stanie tego przełknąć. Nadal. W czasie tak długiej jazdy nie
mogę do siebie tego przyjąć. To znaczy… mam świadomość, że może tak być, ale…
Nie chcę jej do siebie przyjąć i nie rozumiem, dlaczego tak jest. Może zbyt
długo z tym zwlekałam?
-
I jak tam? - zapytała Daisy po naprawdę długiej ciszy. Chociaż… nie wiem czy
cisza to dobre słowo. Cały czas jest włączone radio.
-
Ciężko. – westchnęłam cicho.
-
Trochę cię rozumiem. Czasem trudno przyjąć prawdę, ale ona cię wyzwoli. Wiem
to. – zapewniła.
Ma
rację, ale nie to chciałam usłyszeć. Oczywiście, nie oczekuję od niej teraz
serii przemyślanych pocieszeń. Po prostu, jeśli chciała mnie podnieść na duchu,
to to niestety zbyt dużo mi nie dało.
-
Wiesz… - zaczęła znowu. – Za każdym razem, gdy mieliśmy do ciebie przyjeżdżać,
Justin pytał mnie, w co mógłby się ubrać. – odchrząknęła. – I może nie wydać ci
się to niczym niezwykłym, ale ostatni raz pytał mnie o radę, gdy zaczynał swój
związek z Kimberly.
To…
to jest właściwie ciekawa informacja.
Zaczęłam
powoli odsuwać głowę od okna. Po prawie pół godzinie mój policzek zaczął
przyrastać do szyby.
Zerknęłam
na uśmiechniętą Daisy.
-
Więc… - zaczęłam. – co myślisz o tym jego zachowaniu? – zapytałam niepewnie.
-
Myślę, że zależało mu, by jak najlepiej się prezentować. – Jej uśmiech zaczął
się poszerzać.
Postarał
się dla mnie.
Uśmiechnęłam
się delikatnie.
~*~
-
Dobra. - Daisy stanęła na środku długiego korytarza. Odwróciła się w moją
stronę. – Za dobre piętnaście minut powinnam wrócić. Myślę, że do tego czasu
nie zwariujesz. – zaśmiała się cicho.
-
Nie musisz się o to martwić. – zapewniłam z szerokim uśmiechem na ustach.
-
Świetnie! – oznajmiła wesoło. – W takim razie zajmij się sobą, a ja niedługo
wrócę. – dodała, po czym otworzyła pierwsze drzwi po mojej prawej stronie.
Pomknęłam
za dziewczyną wzrokiem, aż drzwi ostatecznie zostały zamknięte.
Spojrzałam
przed siebie. Ruszyłam powoli.
Powiedziała,
że raczej nikogo znajomego tutaj nie spotkam, więc chyba będę musiała się
ponudzić przez chwilę. Chociaż, może to dobry pomysł, by poprzebywać teraz sama
ze sobą. Podsumuję sobie wszystko i powinno być lepiej.
Ogólnie
stwierdzam, że jest mi lżej. Na sercu. Na duszy. Daisy miała rację. Wystarczyło
z kimś pogadać. Wykrzyczeć się trochę. Nie można siedzieć zbyt długo z własnymi
myślami, bo zaczną one dosłownie pożerać człowieka.
Naprawdę
bardzo się cieszę, że poznałam Daisy. Podziwiam ją za spokój i trzeźwe
myślenie. Gdybym ja usłyszała takie bzdury, jakie ja jej mówiłam jakieś
półtorej godziny temu, to pewnie zaproponowałabym komuś kaftan bezpieczeństwa.
A
teraz sprawa najważniejsza…
Westchnęłam
głęboko.
Czy
rzeczywiście jestem zakochana w Justinie…
Stanęłam.
Tutaj
korytarz się kończy, ale po prawej idzie drugi.
Odwróciłam
się za siebie.
Chyba
nie zabłądzę.
Ruszyłam
dalszym korytarzem.
Złapałam
się za ramiona.
Powiedziałam
Daisy tyle, że mój mózg nie zdążył tego wcześniej przetrawić. Ja… Ech, nawet
nie przypuszczałam, że gdzieś w środku, jakaś część mnie tak bardzo domaga się
Justina. Jakkolwiek mogłoby to zabrzmieć. Zawsze myślałam, że jak się w kimś
zakocham, to będę to od razu wiedzieć, a ja starałam się z tym za wszelką cenę
walczyć. Tylko pytanie – dlaczego?
Tak
teraz myślę, że mógł to być strach przed odrzuceniem, ponieważ gdy Daisy
napomknęła o tym, co robił Justin przed każdym przybyciem do mnie, poczułam się
lepiej. Jakby to nie było tylko takie moje „głupie odczucie”. Dlatego taka
opcja jest możliwa, chociaż Justin…
-
Cholera jasna, no działaj! – odezwał
się z niedaleka damski głos. Znany mi damski głos.
Zmarszczyłam
brwi. Skierowałam się do lekko uchylonych drzwi.
Daisy
powiedziała, że nie spotkam tu nikogo znajomego, ale…
-
Nie wierzę! – warknęła.
Stanęłam
przed pokojem, z którego dobiega dźwięk pikania, najpewniej drukarki.
Jedno
uderzenie.
Drugie.
Położyłam
dłoń na drzwiach. Ostrożnie je pchnęłam.
W
niewielkim pomieszczeniu wypełnionym częściami biurek oraz krzeseł stoi pod
oknem kobieta z długimi, ciemnymi włosami.
-
Ten szajs nigdy nie działa jak powinien! – burknęła, po czym ponownie zaczęła
klikać na przyciski.
Nie
przez przypadek znalazłam się w tym samym miejscu, co ona. Może warto to
wykorzystać.
-
Um… cześć. – odezwałam się cicho.
Kim
zaczęła powoli odwracać głowę w moim kierunku. Jej spojrzenie od samego
początku nie należało do najmilszych. Zmierzyła mnie, a potem ponownie skupiła
swoją uwagę na drukarce.
-
Jeżeli masz zamiar wylać na mnie wiadro zażaleń, to możesz wyjść stąd od razu,
ponieważ zupełnie mnie one nie obchodzą i tylko stracisz swój czas. – oznajmiła
chamsko.
Jakoś
nie dziwi mnie jej ton.
Spuściłam
wzrok na niebieską wykładzinę.
-
Nie. – powiedziałam cicho. Oparłam się o ramę drzwi. – Ja przyszłam cię
przeprosić. – Uniosłam na nią wzrok.
Dziewczyna
stuknęła paznokciami o metalową część maszyny, po czym odwróciła się w moją
stronę. Oparła się tyłem o stolik, na którym stoi drukarka. Skrzyżowała ręce na
klatce piersiowej. Posłała mi podejrzliwe spojrzenie. A przynajmniej na takie
wygląda.
Skrzywiłam
się.
-
Chciałam cię przeprosić za to, że oblałam cię wtedy wodą. Postąpiłam bardzo
dziecinnie. Nie powinnam była tego robić. W ogóle nie powinnam się wtrącać. –
Palcami wychwyciłam końcówki swoich włosów.
Kim
westchnęła, jednocześnie wywracając przy tym oczami.
-
Słuchaj, nie mam zamiaru odebrać ci Justina. – zaprzeczyła. Wyraz jej twarzy
mówi tylko tyle, że jest znudzona. – Nie wiem, co sobie wtedy ubzdurałaś, ale
to, co było między nami, wypaliło się. To koniec. Poza interesami nic nas już
nie łączy.
-
Rozumiem. – przytaknęłam. Wykonałam krok w tył.
-
Rada na przyszłość. – uniosła wskazujący palec prawej ręki. – Postaraj się
opanować swoje dziewicze zapędy. Jeśli facet naprawdę cię kocha, to będzie ci
wierny. Jeśli nie, to musisz poszukać sobie kogoś lepszego. – uśmiechnęła się
złośliwie.
Przygryzłam
swój język.
Gdybym
miała możliwość oblania jej jeszcze raz, to tym razem postawiłabym na kubeł z
kostkami lodu.
NIE!
STÓJ!
Miałam
się pogodzić!
Odetchnęłam
głęboko.
-
Dziękuję. – oznajmiłam, po czym z powrotem wyszłam na korytarz. – A taka rada
ode mnie – jeśli chcesz, by sprzęt zaczął działać, to należy go najpierw
zresetować. – posłałam jej wymuszony uśmiech.
Odwróciłam
się i ruszyłam korytarzem z powrotem.
Co za wredna baba.
Stanęłam
gwałtownie.
To
znowu Ty?!
Tak, ale… ja… um… Ja chciałam Cię
przeprosić.
Jedna
z moich brwi pomknęła wysoko w górę.
Nie doceniałam Cię. Miałaś rację.
Przegięłam. I to ostro.
Słyszałaś
wszystko to, co mówiłam do Daisy?
Ruszyłam
powoli.
Tak. Ja to przecież Ty. I wielki ukłon w
stronę Daisy. Im lepiej jest z Tobą, tym mniej ja się staram być ponad Tobą.
Jakkolwiek to brzmi.
Wiesz,
myślałam, że jesteś wytworem mojego stresu i wszystkiego tego, co próbuje mnie
wytrącić z równowagi. Ale skoro jesteś tutaj mimo tego, że jest mi o wiele
lepiej, to jesteś kimś więcej.
Czyli nie będziesz już mnie traktować jak
wroga?
To
zależy.
Od?
Skoro
jesteśmy w tym razem, to musimy zacząć współpracować. Czyli najpierw podsuwamy
pomysł, analizujemy go i ewentualnie potem mogę go wykonać.
Ale zanim Ty się zastanowisz nad moim
pomysłem, to przyjdzie nam czytać nekrolog Justina.
Odchrząknęłam
wymownie, po czym skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
Ech, niech Ci będzie. W końcu obie pracujemy
na jeden sukces.
No,
teraz możemy rozmawiać! Pomysł pierwszy – nie prowokuj mnie, nie podpuszczaj i
nie stosuj żadnych swoich sztuczek!
Dobrze, a Ty częściej rozmawiaj z Daisy,
żebyśmy mogły z Twoim trzeźwym umysłem lepiej współpracować!
Dobrze.
Uśmiechnęłam
się do siebie.
No,
i czy teraz nie jest lepiej?
Przyznaję, że jest.
Dobra, to kiedy zamierzasz mu
powiedzieć?
Zmarszczyłam
brwi i otworzyłam szeroko oczy.
Ale
co?
No, Justinowi. Kiedy zamierzasz mu
powiedzieć?
Zacisnęłam
usta w cienki pasek.
A…
muszę mu w ogóle o czymkolwiek mówić?
Ronnie…
Nie
bardzo podoba mi się ten pomysł.
Nawet mnie nie denerwuj.
~*~
Miętoszę
swoje własne dłonie już od tak dawna. Nie wiem nawet, kiedy zaczęły być tak
bardzo spocone. Serce mi wali, jakbym przebiegła maraton. Słabo mi. NIECH KTOŚ
OTWORZY OKNO!
Przecież Justina nawet w pokoju nie ma…
ALE
TU PRZYJDZIE!
Veronico Marie Travis, opanuj się!
Skrzywiłam
się.
Kiedy
ja nie potrafię!
Nie podpisujesz kredytu na trzydzieści lat!
Masz mu tylko dać delikatnie do zrozumienia, że możesz coś do niego czuć.
Ale
to jest takie… No…
Jakie?
Palcami
zaczęłam przeczesywać końcówki swoich włosów.
A
jak mi nie wyjdzie?
Jak „urocze podchody” mogą nie wyjść?
Z
moim udziałem…
Przecież się umówiłyśmy, że będę z Tobą,
tak? Do niczego strasznego Cię nie zmuszę. Pozwolimy temu wszystkiemu rozwijać
się swoim tempem.
No,
ale jeśli nie wyjdzie?
Tym będziemy się martwić potem.
To
mi nie pomaga.
-
Mogę się przysiąść? – zapytała wesoło Daisy.
Podniosłam
na nią wzrok.
-
Pewnie, siadaj! – zawołałam. Wskazałam rękoma miejsca po obu stronach siebie.
Usiadła
po mojej lewej.
Przyjrzała
mi się.
-
Masz trochę mocniejszy makijaż czy mi się wydaje? – zapytała niepewnie.
-
Um… - Spojrzałam w drugą stronę. – To tylko grubsza kreska eyelinerem. Nic
takiego. – wzruszyłam ramionami.
-
Dobrze, a gdzie Justin?
Odwróciłam
gwałtownie głowę.
-
W kuchni. – odpowiedziałam szeptem, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. – Zayn
z Liamem próbują stworzyć nowy drink, a Justin chce im pokazać jakąś sztuczkę.
Daisy
zerknęła za mnie, po czym uniosła wysoko brew.
-
Jesteś pewna? Bo mi się wydaje, że idzie w naszą stronę. – uśmiechnęła się
szeroko.
Spojrzałam
przez ramię.
W
naszą stronę luźnym krokiem idzie Justin. Z włosami w nieładzie. W czarnej
bluzie z nadrukiem i jeansach. I z uśmiechem.
Moje
kąciki zaczęły sunąć w górę.
-
Co tam masz, Niall? – zapytała Daisy.
Zerknęłam
w jej kierunku.
Udała
się na drugą kanapę, czyli tam, gdzie siedzi blondyn.
Zostawiła
mnie?
Wyświadczyła Ci przysługę.
A,
no tak. Tak, masz rację.
Bez nerwów.
Justin usiadł obok
mnie. Woń jego cudownych perfum uderzyła we mnie.
To
ten nowy zapach.
-
Witam. – poruszył brwiami.
-
Hej. – odpowiedziałam, a mój uśmiech mimowolnie się poszerzył.
Przymrużył
oczy.
-
Masz mocniejszy makijaż czy tylko mi się wydaje?
O
MÓJ BOŻE, ZAUWAŻYŁ!
Jest dobrze.
-
Trochę tylko podkreśliłam to i owo. – Uniosłam wskazujący palec, po czym
wywinęłam nim kilka razy.
-
Rozumiem. – przytaknął. – Ładnie.
Cała
armia motylków w moim brzuchu przebudziła się jak na rozkaz i zaczęła obijać
się o moje wnętrzności z ogromną siłą.
Zacisnęłam
palce u stóp.
ZARAZ
SIĘ ZESRAM!
NIE ZESRASZ! ZACIŚNIJ ZWIERACZE! WIERZĘ W
CIEBIE!
- Dziękuję. –
odpowiedziałam spokojnie.
Justin
zerknął na stolik. Nachylił się po leżący na nim pilot. Zaczął podgłaśniać
muzykę. Odstawił pilot z powrotem.
-
Wiesz, Ronnie… - zaczął. Usiadł mniej więcej przodem do mnie. Położył ramię na
oparciu kanapy. – Chciałbym ci coś powiedzieć.
O
Jezu.
To nic takiego. Wdech.
Wzięłam
niewielki wdech.
I wydech.
Wypuściłam powietrze
nosem.
Bez nerwów.
-
Co takiego? – zapytałam.
Wziął
wdech.
-
Dużo myślałem ostatnio o jednej z naszych rozmów. – wyjaśnił. Zmarszczyłam
brwi.
-
O której?
-
O tej z zauroczeniem i takim tam. – odpowiedział trochę niższym głosem. To
raczej nie był celowy zabieg. – I doszedłem do pewnych wniosków. – Wywinął
nadgarstkiem. – Bez zbędnego przedłużania chciałem powiedzieć, że tak naprawdę
obawiałem się przebywania w Twoim towarzystwie.
Spuściłam
na moment wzrok.
Trochę
dziwny temat obrał.
Może chce się tylko wygadać, nie musi to być
nic strasznego.
-
Niepotrzebnie. – zaprzeczyłam.
-
Słuszna uwaga. – przytaknął. – Obawiałem się tego, jak to będzie, jednak
rzeczywiście zupełnie niepotrzebnie. – uśmiechnął się. Wydaje mi się, że sam do
siebie. – Ponieważ najzwyczajniej w świecie przyzwyczaiłem się do ciebie.
-
Cieszę się w takim razie. – Przekręciłam głowę na bok.
-
Mówię ci to, byś wiedziała, że zwracam ci wolność. – posłał mi ciepły uśmiech.
Zmarszczyłam
brwi z niezrozumienia.
-
Wolność? – zapytałam.
-
Tak. Sądzę, że przez moje, jak to nazwałaś, zauroczenie mogłaś czuć się trochę
jak na uwięzi, ale już z tym koniec.
Mój
uśmiech zbladł. Jednak kąciki ust zostały delikatnie uniesione. Trzyma je chyba
tylko siła woli.
Koniec…?
Ej, jaki znowu koniec? Co jest?
Wolność… Koniec… Czy
on…
Nie! Nie, nie, nie!
-
To, co było, już minęło. Nie czuję już tego do ciebie. – zaprzeczył z
uśmiechem.
Poczułam
ogromny, przeszywający ból w klatce piersiowej. Najbardziej w jednym miejscu.
Jakby wbił w moje serce coś bardzo ostrego.
NIE! On Cię podpuszcza! Zaraz pojawi się na
jego twarzy ten zadziorny uśmieszek! ZARAZ SIĘ POJAWI!
-
Nie będę już nigdy próbował ciebie uwodzić ani nic z tych rzeczy. – ponownie
zaprzeczył.
Jakby
zaczął przekręcać tym ostrym narzędziem we wnętrzu mego serca, próbując zrobić
otwór.
RONNIE, POWIEDZ MU! POWIEDZ MU TO W TEJ CHWILI,
BŁAGAM! JESZCZE MOŻE ZMIENIĆ ZDANIE!
-
I obiecuję Ci, że żadna siła nie sprawi, że do tego wrócę. – dodaj
przekonującym tonem.
Teraz
ten ostry przedmiot wyjął. Dźgnął mnie. I znowu. I znowu. I znowu. I znowu. I
znowu. I znowu. I znowu. I znowu. I znowu. I znowu. I znowu.
NIE! NIE! NIE! RONNIE, ZRÓB COŚ! POWIEDZ MU
COŚ! DRGNIJ! BŁAGAM! TO SIĘ NIE MOŻE TAK SKOŃCZYĆ! NIE MOŻE!!!
-
To wszystko, co chciałem ci powiedzieć. – oznajmił.
-
Dziękuję za informację. – odpowiedziałam cicho głosem wypranym z jakichkolwiek
emocji.
RONNIE, PROSZĘ!
-
Justin, zobacz! – zawołał Niall, próbując przekrzyczeć muzykę.
Justin
uśmiechnął się. Położył dłoń na moim kolanie.
-
Zaraz wrócę. – oznajmił, po czym wstał z kanapy.
TO NIE MIAŁO TAK WYJŚĆ! PRZECIEŻ ON… ON
ZAWSZE BYŁ TAKI… TO WYGLĄDAŁO, JAKBY ON… RONNIE, NIE MÓW, ŻE MU WIERZYSZ!
Podniosłam się
sztywno z kanapy.
Wyszłam
z salonu.
ON TO ZROBIŁ SPECJALNIE! ŻEBY ZOBACZYĆ TWOJĄ
REAKCJĘ! NA PEWNO!
Zaczęłam
wchodzić po schodach.
TO MU NIE MOGŁO OD TAK PRZEJŚĆ! NIE MOGŁO,
ROZUMIESZ?! RONNIE, BŁAGAM!
Przeszłam się
niedługim korytarzem. Weszłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi. Stanęłam
przed lustrem. Dudni tu od muzyki z dołu.
ODEZWIJ SIĘ WRESZCIE! POWIEDZ COŚ!
COKOLWIEK! OBOJĘTNIE CZY WIERZYSZ W TO, CO POWIEDZIAŁ CZY NIE! ODEZWIJ SIĘ!
POWIEDZ COKOLWIEK, PROSZĘ!
Spojrzałam
na swoje odbicie. Uniosłam kąciki swoich ust.
-
Przecież mówiłam, że nie jestem w nim zakochana.
Ciężka,
gruba łza wydostała się z granic mojego oka i zaczęła spływać po moim policzku.
Zgięłam
się machinalnie, czując nieopisany okolic serca.
Zacisnęłam
z całej siły oczy, w których zbiera się coraz więcej łez.
Jak
to boli! JAK TO KUREWSKO BOLI!
Otworzyłam
powoli oczy. Widzę tylko zamazane kształty przez z sekundy na sekundę
pogrubiającą się ścianę łez.
Ten
okropny ból sprawia, że nogi zaczynają mi się uginać.
Nie
mam siły się już dłużej utrzymywać.
Usiadłam
na podłodze.
Nie
wytrzymam! Nie wytrzymam! JA NIE WYTRZYMAM!
Złapałam
za ręcznik do rąk. Mocnym ruchem ściągnęłam go z wieszaka. Zaczęłam go szybko
ugniatać.
NIE
WYTRZYMAM JUŻ! NIE WYTRZYMAM!
Przyłożyłam
zwinięty ręcznik do swoich ust.
Wydałam
z siebie głośny krzyk rozpaczy.
Ręcznik
jest w stanie to stłumić.
Mogę
wyć do woli.
Ronnie, przepraszam. Naprawdę Cię
przepraszam.
~*~*~*~*~*~*~
Jeśli w tekście wystąpiły większe błędy, które w jakikolwiek sposób utrudniły czytanie, to bardzo przepraszam, ale rozdział obleciałam wzrokiem tylko raz, ponieważ chciałam jeszcze w tym tygodniu go dodać, gdyż w przyszłym mogę nie mieć na to czasu, a też nie chciałam, byście musieli zbyt długo czekać.
Kolejny świetny rozdział 😍💖 ale dlaczego on tak powiedział😔😭
OdpowiedzUsuńCudowny!
OdpowiedzUsuńKurcze, aż się popłakałam na końcu. Justin, ty debilu.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJak on mógł to zrobić?!?!?
OdpowiedzUsuńo cholera. czemu on to powiedział? :(
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Na końcu się popłakałam aż #.#
OdpowiedzUsuńAGEN JUDI BOLATANGKAS ONLINE TERPERCAYA
OdpowiedzUsuńTANGKASNET dan 88TANGKAS !
Segera Bergabung Bersama Kami, Hanya di www.agentangkas.co
WA: 0812-2222-995 !
BBM : BOLAVITA
WeChat : BOLAVITA
Line : cs_bolavita
klik ==>> EREK EREK 4D