sobota, 27 maja 2017

Rozdział 18: ,,Chodź ze mną."

               Telefon zaczął dzwonić.
               Rozchyliłam delikatnie powieki.
               Więcej nie mogę zrobić. Mam za bardzo spuchnięte oczy.
               Przekręciłam się powoli na bok. Wysunęłam rękę w stronę szafki nocnej.
               Jak to się stało, że nie wyłączyłam dźwięków?
               Chwyciłam telefon. Przeciągnęłam po ekranie palcem, a następnie przyłożyłam urządzenie do ucha.
               - Słucham? – zapytałam ledwie słyszalnie. Mocno zacisnęłam oczy.
               Cholerny ból gardła.
               - Hej. – powiedziała słodkim głosem Daisy. – Mam nadzieję, że cię nie obudziłam.
               - Nie. – odpowiedziałam prawie bezgłośnie. Mam nadzieję, że usłyszała. Nie wiem, czy byłabym w stanie to powtórzyć.
               - Um… - zająknęła się. – Dzwonię do ciebie z ciekawą propozycją. Miałabyś ochotę jechać dzisiaj z nami na imprezę?
               Skrzywiłam się. Zaczęłam kręcić głową.
               Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie.
               - Wiem, że balowaliśmy dzisiaj do późna, ale ostatnio tak mało czasu spędzamy wszyscy razem. – dodała błagalnym tonem. – Louis zna fajne miejsce i zaprosił wszystkich, więc pomyślałam, że wezmę cię ze sobą. Oczywiście, jeśli masz ochotę.
               Boże, nie!
               - Daisy… - mruknęłam.
               Żałuję cholernie tego czynu! Moje gardło!
               Złapałam się za piekące miejsce.
               - Dobrze, nie musisz odpowiadać, śpij dalej! – zawołała wesoło. – Przyjadę po ciebie po dziewiętnastej. Cześć!
               - Ej! – mruknęłam.
               Za późno. Rozłączyła się.
               Syknęłam.
               Pozwoliłam telefonowi, by wysunął mi się z ręki, a następnie zsunął się na poduszkę. Przekręciłam się na plecy. Dłońmi zaczęłam przesuwać po swojej twarzy.
               Muszę się z tego wycofać! Nie chcę jechać! Nie po to omijałam przez całą noc wszystkich dookoła, by dzisiaj znowu z nimi siedzieć!
               Ściągnęłam ręce z twarzy.
               Potrzebuję minimum dwudziestu czterech godzin spokoju na… na pogodzenie się z tym, co się stało. Nie mogę siedzieć i udawać, że jest wszystko w porządku, bo prędzej czy później ktoś zauważy, że jest coś nie tak. A nie chcę nikomu psuć imprezy, nikogo zamartwiać moim problemem. Przecież… przecież nie mogę nikogo zmusić, by czuł do mnie to, co ja do niego.
               Poczułam ogromny ból w swoim wnętrzu. Zacisnęłam mocno oczy, a usta wykrzywiłam. Przycisnęłam ręce do klatki piersiowej.
               Znowu boli! Przestań! Proszę!
               Pociągnęłam nosem.
               Dobrze, że mnie ubiegł i powiedział, jak sprawy wyglądają z jego perspektywy. Gdybym ja mu powiedziała pierwsza, to albo jego twarz przybrałaby zmieszany wyraz pomieszany ze smutnym i zrobiłoby się niezręcznie albo… mógłby mnie wyśmiać.
               Ból nagle przybrał na sile.
               Zacisnęłam mocno zęby. Obróciłam się lekko na bok. Podkurczyłam nogi. Zaczęło mi dudnić i szumieć w uszach, jakbym była pod wodą. Słona, ciężka łza spłynęła po moim policzku.
               Proszę Cię, nie katuj się.
               Jeśli od razu zadam sobie cały ból związany z tym, co zaszło wczoraj, to później będzie to bardziej znośne.
               To nie jest dobre ani dla Ciebie, ani dla Twojego serca.
               Moje serce leży w kałuży własnej krwi na zimnych kafelkach w łazience. Nie wydaje mi się, by cios w tę czy w tamtą zrobił mu jakąś wielką różnice. I tak się zwija z bólu.
               Przepraszam, chciałam tylko pomóc. Po jego gestach stwierdziłam, że mogłoby coś z tego wyjść. A okazuje się, że się grubo pomyliłam.
               Westchnęłam z ulgą, czując zmniejszający się ból.
               Daisy sama uważa, że to nie jest tak, jak mi wczoraj przedstawił Justin, a jest z nim chyba najbliżej ze wszystkich. Trudno. Tak wyszło i trzeba żyć dalej, ale nie jestem w stanie pogodzić się z tym faktem w przeciągu kilku godzin! Potrzebuję czasu…
               Napiszę do Daisy, że źle się czuję i nie mogę dzisiaj z nimi jechać.
               Zaczęłam powoli przekręcać się na drugą stronę. Chwyciłam telefon do ręki.
               Ale… Daisy może się tym przejąć i tu przyjechać, by zobaczyć, co się stało. Ledwie wytrzymałam, udając przed nimi, że wszystko gra. Jednak, jeśli ktoś wprost zapytałby, czy jest dobrze, to… to od razu bym się pewnie rozkleiła. A ja nie chcę, by ktoś się tym przejmował. Mną. Znowu.
               Westchnęłam zmarnowana.
               Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej.
               Czyli nie mam wyjścia i muszę jechać. Zajebiście.

~*~

               Daisy i Niall wybuchli głośnym śmiechem.
               Wymusiłam na moich ustach, by wygięły się w sztuczny uśmiech.
               - No, naprawdę! – zawołał wesoło blondyn. – Gdyby Louis mnie wtedy nie wybronił, to pewnie wczoraj zeskrobywaliby mnie ze ściany!
               Dziewczyna zatrzymała samochód, ponieważ światło sygnalizacji zmieniło swój kolor na czerwony. Spojrzała w lusterko. Ostrożnie palcami zaczęła ocierać swoją skórę pod oczami.
               Nie wiem, czy było to aż tak zabawne, by się z tego powodu popłakać.
               Niall zajął miejsce z tyłu na środku, ale tak się wysunął w naszą stronę, że odnoszę wrażenie, że siedzi między nami dwiema.
               Skoro chciał rozmawiać z Daisy, to mógł przecież siedzieć z przodu. Nawet mu to powiedziałam, ale on się uparł, że pójdzie do tyłu. Może rzeczywiście chciał nas obie wciągnąć do rozmowy. Gdybym ja usiadła z tyłu, to pewnie gadaliby między sobą. Ale przecież widać po mnie, że…
               Oparłam bok głowy o szybę. Zerknęłam w lusterko.
               Nie, jednak nie widać, że się CZYMŚ przejmowałam. Nawet ten przyklejony uśmiech nie wygląda jakoś tragicznie. Nikt się o niczym nie dowie, nikomu nie zniszczę dzisiejszej zabawy.
               Samochód ponownie ruszył.
               - Mam nadzieję, że dzisiaj wreszcie się wyspałaś. – powiedziała głośniej Daisy.
               Powoli odwróciłam głowę.
               Niall patrzy na mnie. Swoje przedramiona położył na oparciach od Daisy i mojego fotela. Dziewczyna natomiast jest skupiona na drodze.
               Nie. Gdy po 20 minutach po uspokojeniu się i doprowadzeniu do porządku wyszłam z łazienki, cały wieczór omijałam Justina, co było w cholerę trudne, zważywszy na to, że byliśmy w jednym apartamencie. Udawałam jak nigdy, że wcale nie ruszyło mnie to, co powiedział. Moje serce zostawiłam na zimnych kafelkach w łazience, ponieważ było tak zmasakrowane, że lepiej było mi bez niego. Z przyklejonym uśmiechem wytrzymałam do końca, choć policzki bolały mnie niemiłosiernie. Gdy ok. 3 w nocy wszyscy wyszli, usłyszałam cichy, żałosny płacz mojego serca dochodzący z łazienki. Kontynuowałam okrzyki bólu do godziny szóstej. Potem na prawie trzy godziny zasnęłam z wycięczenia. Po przebudzeniu czułam się jak kawał brutalnie potraktowanego mięsa, które kiedyś było ludzkim sercem. I tak czuję się do teraz.
               - Tak. – przytaknęłam. – Po usłyszeniu prawdy o wiele lepiej mi się śpi.
               Mam ogromną nadzieję, że nie zabrzmiało to sarkastycznie.
               - Widzisz? Nie ma się czym przejmować. Szczera rozmowa zawsze pomaga. – oznajmiła ciepło.
               Tak. Szczera rozmowa. Zawierająca bolesny fakt. Bardzo pomaga. Chociaż, grunt to się nie oszukiwać.
               - Wtajemniczycie mnie w temat? – zapytał niewinnie blondyn.
               - Takie tam babskie gadanie. – zbyła go Daisy. – Nie zainteresuje cię to.
               - Czy ja wiem. – zaczął. – Poruszasz takie ciekawe tematy, że bardzo chętnie się ciebie słucha.
               Daisy zerknęła na blondyna przez ramię. Uśmiechy ich obu momentalnie się powiększyły.
               O Boże… Oni się mają ku sobie. Ale Daisy i ten głupek Niall? Naprawdę?
               Policzki dziewczyny zaczęły się rumienić. Niewinnie spuściła wzrok z chłopaka, po czym skupiła się na drodze.
               Oni są uroczy. Aż dziwne, że nie zauważyłam tego wcześniej. Chyba, że dopiero od niedawna zaczęło między nimi iskrzyć.
               Niall zaczął odwracać głowę w moim kierunku. Wbiłam wzrok przed siebie.
               Głupio wyjdzie, jeśli się wyda, że się im przyglądam.
               - Tak w ogóle, to mam dla ciebie fantastyczną wiadomość. – oznajmił. – Harry dzisiaj będzie z nami!
               O nie…

~*~

               Od ponad pół godziny męczę piwo owocowe. Limonkowe, jeśli się nie mylę. Nie wiem, wszystko mi już smakuje tak samo.
               Jest dopiero dwudziesta pierwsza, a ludzie już mają taką bombę, by bawić się w najlepsze. Oczywiście mówię o tych, którzy tańczą na dole. Na piętro mają wstęp tylko bogaci lub znani. I ja.
               Tutaj wokół każdego stolika jest wygodna kanapa dla nawet kilkunastu osób. Dużo miejsca do tańczenia i ogromny bar z wyjątkowo miłą obsługą. Można też bez problemu podejść do DJ’a, który widać (a raczej słychać), że zna się na rzeczy. Piętro niżej znajduje się niezbyt duży parkiet i kilka stolików. Każdy z nich jest zajęty i nikt nie chce od niego odejść. Pewnie ze strachu, że ktoś inny mógłby zająć jego miejsce. Nie wiem, jaka obsługa jest w tamtym barze, ale co chwilę jakiś klient się awanturuje. Do tego cały czas ludzie chodzą gromadami do łazienek. Cieszę się, że piętro ma swoje ubikacje.
               Powiem tak, wiele razy bawiłam się w gronie takich ludzi, jak ci tam na dole, ale gdybym teraz dostała możliwość zejścia do nich – nie skorzystałabym. Zawsze sądziłam, że bogaci ludzi to snoby, tylko obgadują innych i robią przekręty, gdzie popadnie. Jednak tutaj jest zachowana większa kultura niż tam na dole. Mogłabym wskazać palcem wszystkich cwaniaczków, którzy najpierw mamią dziewczyny, stawiają im drinki, by je potem zaciągnąć do… nawet nie do łóżka, a do ubikacji. To jest po prostu straszne. Jak zwierzęta.
               Przy „moim” stoliku jest bardzo wesoło. Nikt nie jest nawalony, ale wszyscy są radośni, jednak nie przez wpływ alkoholu. Wszystkich cieszy to, co osiągnęli. No, prawie wszyscy. Daisy, Niall, Louis, Liam, Zayn i jakaś dziewczyna. Przedstawiała mi się, ale nie pamiętam jej imienia. Niby przyszła z Zaynem, ale Liam się do niej przystawia. A może Zayn przyprowadził ją dla Liama? Nie wiem.
               - Zaraz przyjdzie Justin i wtedy zobaczymy, kto ma rację! – zawołał Louis do Liama. Obejrzał się za siebie. – O, już nawet idzie!
               Po moim kręgosłupie przebiegł nieprzyjemny prąd.
               Nie, nie! Obok mnie są wolne miejsca, więc pewnie usiądzie tutaj. Nie chcę obok niego siedzieć! Ale… Jak na moment stąd pójdę, to wszyscy się pewnie przesuną i potem znajdę sobie inne miejsce. Ale jak stąd wyjść? Pierdolę.
               Stanęłam ostrożnie na kanapie. Przełożyłam przez oparcie jedną nogę.
               - A ty dokąd idziesz? – zapytał Zayn.
               Zerknęłam na niego. Kątem oka dostrzegłam wpatrzone we mnie również oczy Daisy.
               No tak. Dokąd mogę iść?
               - Po piwo. – odparłam. Przełożyłam drugą nogę.
               - Przecież masz jeszcze. – powiedział Niall, biorąc moją butelkę do ręki.
               - Um… - zająknęłam się i przy okazji przygryzłam na moment zębami dolną wargę.
               Wyciągnęłam butelkę z dłoni blondyna.
               - Zrobiło się ciepłe i jest niedobre. – zaprzeczyłam, po czym szybko się odwróciłam.
               Ruszyłam w stronę baru.
               Oby mnie tylko nikt nie zaczepił.
               - Veronica! – usłyszałam dobrze mi znany miły, męski głos.
               Zaczęłam się rozglądać.
               Gdzie jest Harry? Proszę, niech tu nie podchodzi!
               Spojrzałam znowu przed siebie. Stanęłam gwałtownie, gdy przede mną znikąd wyrósł wysoki mężczyzna z życzliwym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
               - Moja Droga Veronico! – zaczął entuzjastycznie. Rozłożył ręce, a następnie mocno mnie nimi objął. – Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo mi ciebie brakowało!
               Nie przytulę go! Nie chcę go przytulać! Ja… Ten zapach. Te ramiona. I uścisk.
               Poddaję się.
               Owinęłam Harry’ego rękoma w pasie, po czym mocno się do niego przytuliłam. Przymknęłam na moment oczy, gdy mój policzek spoczął przy ramieniu mężczyzny.
               Tego mi brakowało przez całą noc. Kogoś, kto bez słowa mnie przytuli. Tylko tyle. Czuję… ulgę.
               Przez moje usta przemknął nikły uśmiech.
               O Boże.
               Zacisnęłam mocniej ręce.
               Jest mi lepiej.
               Zaczęłam powoli otwierać powieki.
               Widzę Justina. Zdaje się patrzeć w tym kierunku.
               Wzdrygnęłam się.
               - Harry, możesz mnie puścić? – zapytałam szybko.
               Wygląda, jakby chciał iść w naszą stronę. Nie chcę z nim gadać. Jeszcze nie teraz!
               - Nie chciałbym cię tak szybko wypuszczać. – odpowiedział niskim głosem.
               To urocze, ale proszę, nie w tej chwili!
               Justin ruszył w naszym kierunku.
               Uniosłam głowę.
               - Harry, proszę! – rzuciłam błagalnie, patrząc w zielone oczy mężczyzny.
               Westchnął smutno. Poluzował uścisk.
               - Czyżbym zrobił coś nie tak? – zapytał niepewnie.
               Niech on na mnie nie patrzy takim wzrokiem. To mi nie pomaga!
               - Nie, nie. – zaprzeczyłam. – Ja… - zaczęłam, ale westchnęłam po chwili zmarnowana. To bez sensu. – To nie twoja wina. Przepraszam cię. Zaraz przyjdę. – oznajmiłam, po czym wyminęłam Harry’ego. Ruszyłam w stronę baru.
               Usiadłam na stołku. Ustawiłam butelkę na ladzie. Oparłam się łokciami o blat, po czym schowałam twarz w swoich dłoniach.
               Czy to wszystko musi być takie trudne i wywierać na mnie negatywne emocje?! Odrobina spokoju, bym mogła pomyśleć. Proszę tylko o tyle!
               - Ronnie. – zaczęła jakaś kobieta. Złapała mnie za ramię, a następnie pociągnęła lekko.
               Odwróciłam się. Uniosłam brwi, widząc znajomą twarz.
               Robin?
               - Słuchaj, mogłabyś się troszeczkę ogarnąć? – zaczęła niezbyt miłym tonem.
               Zmarszczyłam brwi.
               - Ale o co chodzi? – zapytałam niepewnie.
               - To, że masz jakieś fochy, nie oznacza, że musisz wyżywać się na Harrym, który z niewiadomych przyczyn bardzo się tobą przejmuje. – burknęła, po czym zmierzyła mnie ostrym wzrokiem.
               Otworzyłam szeroko oczy.
               Wy-w-wyżywać się? Na Harrym?! Co?!
               - W życiu bym się na nim nie wyżyła! – zaprzeczyłam. – Jest najcieplejszą osobą, jaką znam. Nie byłabym w stanie mu tego zrobić!
               - Tak? – Brew Robin wyraźnie drgnęła w górę. – A to przed chwilą, to co?
               Skrzywiłam się.
               No…
               - Justin powiedział mi wczoraj kilka słów za dużo i tak jakby przed nim uciekam. – westchnęłam.
               Zdaje się, że moje słowa znacznie uspokoiły Robin.
               - Aha. – przytaknęła, a wzrok spuściła na chwilę na stołek, na którym siedzę. – Czyli nie ma to nic wspólnego z Harrym? – Ponownie spojrzała na mnie.
               - Oczywiście, że nie.
               - Rozumiem. – przytaknęła. Jej mina sugeruje, że jest nieco zmieszana. Odepchnęła się ręką od lady, po czym zniknęła w tłumie.
               A jej co odbiło? Niech mnie jeszcze wbije w poczucie winy! No oczywiście.
               Odwróciłam się z powrotem w stronę baru. Zmarszczyłam brwi.
               Gdzie moje piwo?
               - Nie smakowało? – odezwał się barman.
               Zerknęłam na umięśnionego mężczyznę z wytatuowanymi ramionami.
               - Słucham? – zapytałam niepewnie.
               - Piwo, które tu postawiłaś. – Wskazał palcem w dół. – Nie przypadło ci do gustu? – zapytał. Zaczął uważnie wzrokiem lustrować moją twarz.
               - Nie w tym rzecz. – zaprzeczyłam. – Było… - zająknęłam się. – Za słabe.
               Barman uniósł brwi, a na jego twarzy wyrósł szeroki uśmiech.
               - Za słabe? Na co? Na upicie się? Poprawienie nastroju?
               Oparłam się przedramionami o zaokrągloną krawędź lady.
               - Na złamane serce. – odrzekłam.
               Mruknął, jednocześnie potakując.
               - Na taką przypadłość takie piwo to rzeczywiście za mało. – powiedział jakby w zamyśleniu. – Poczekaj chwilę. – oznajmił, po czym odwrócił się.
               W porządku.
               Zerknęłam przez ramię. Nie widzę nikogo znajomego, chociaż parkiet w zaskakującym tempie zaczyna wypełniać coraz większa liczba osób.
               - Proszę. – powiedział barman.
               Do moich uszy dobiegł dźwięk stawiania czegoś szklanego na gładkiej oraz zimnej ladzie.
               Odwróciłam się. Wbiłam wzrok w znajdującą się przede mną szklaneczkę wypełnioną do połowy płynem o intensywnym czerwonym kolorze.
               - Co to jest?
               Głupie pytanie. A co to może być?
               - Nie wyleczę ci tym serca, ale mi zawsze pomaga w trudnych chwilach. – oznajmił ciepło mężczyzna. Sięgnął ręką pod ladę. – Śmiało. – oznajmił, po czym odwrócił się i ze szmatą w ręku ruszył do innego klienta.
               Przysunęłam szklaneczkę bliżej, po czym zerknęłam do środka.
               Nie wiem, czy coś o tak intensywnym kolorze jest zdatne do wypicia. Chociaż, czy mam coś do stracenia?
               Wzięłam szklaneczkę do ręki.
               Raz się żyje!
               Upiłam trochę czerwonego płynu.
               To jest…
               Mlasnęłam cicho kilka razy.
               Troszeczkę słodkie. Czuć whisky. Albo może wódkę. Ma też w sobie coś orzeźwiającego.
               Dobre jest.
               Ponownie upiłam trunku, jednak tym razem znacznie więcej.
               Naprawdę dobre. Muszę zapytać tego faceta, jak to się nazywa.
               Uważaj!
               Co? Na co?
               - A więc tutaj jesteś.
               Na ułamek sekundy napięły się wszystkie moje mięśnie. Zaraz po tym zalała mnie zimna fala dreszczy.
               Wzdrygnęłam się.
               Zerknęłam przez ramię. Prześledziłam Justina aż stanął przy mnie. Oparł się jednym z łokci o ladę.
               Flanelowa, granatowa koszula w kratę. Biała koszulka. Ciemne, marszczone spodnie z opuszczonym krokiem. Sportowe buty. Miła odmiana od sztywnego garniaka.
               - Dlaczego siedzisz tutaj sama? – zapytał, ale takim… dziwnym tonem.
               Jakby się martwił.
               Tak, dokładnie. Jakby się martwił.
               Nie. To pewnie przez głośną muzykę. Tylko mi się wydaje.
               Podniosłam wzrok na twarz Justina.
               Wpatruje się we mnie.
               Odwróciłam głowę, a wzrok wbiłam w szklankę.
               - Przyszłam tylko po… - zająknęłam się. Musi mnie stawiać w tak niezręcznej sytuacji? – Po coś do picia. – westchnęłam cicho.
               Kątem oka dostrzegłam, że oparł się również drugim łokciem.
               - Wszystko w porządku?
               Wbiłam paznokcie w swoje dłonie. Wessałam usta do środka, a następnie przygryzłam je zębami. Spuściłam głowę, by włosy całkiem zakryły moją twarz.
               Ty się jeszcze masz czelność pytać, czy wszystko w porządku? Nie, nie jest!
               Ale się o tym nie dowiesz.
               Wypuściłam usta, a następnie wymusiłam na nich wygięcie się w szeroki uśmiech. Odwróciłam się w stronę Justina, jednocześnie ruchem głowy pozbyłam się włosów z twarzy.
               - Tak. Wszystko gra. – przytaknęłam.
               Kąciki ust Justina delikatnie drgnęły w górę.
               - Cieszę się. – odpowiedział.
               Nie sądziłam, że tak łatwo w to uwierzy. Nic w tym dziwnego, przecież nie zna mnie tak dobrze. Nikt mnie nie zna. Nikt nic nie wie i o niczym się nie dowie.
               - A co dla ciebie? – odezwał się barman, który pojawił się znikąd.
               Zerknęłam na mężczyznę. Justin również skierował na niego swoją uwagę.
               - Um… - mruknął. – Poproszę to samo. – Wskazał ruchem ręki na mój trunek.
               Przez usta barmana przemknął życzliwy uśmiech.
               - A co, też masz złamane serce? – zapytał.
               Wbiłam mordercze spojrzenie w mężczyznę. Uśmiech nagle zniknął z mojej twarzy.
               Jak on mógł?!
               - Złamane serce? – powtórzył Justin. Jakby nie zrozumiał, o co właśnie został zapytany. Odwrócił głowę w moją stronę.
               Pierdolę, nie zostaję tu!
               Obróciłam się na stołku, po czym zeskoczyłam z niego. Wcisnęłam się w tłum ocierających się o siebie ludzi.
               - Ronnie! – usłyszałam za sobą.
               Nie. Nie mam zamiaru ci się teraz tłumaczyć.
               Przyspieszyłam trochę przedzieranie się.
               Ale nie mogę też cały wieczór się z nim mijać. W końcu mnie złapie i będzie chciał pogadać.
               Zacisnęłam usta.
               Dobra, jakoś się z tego wytłumaczę, ale nie teraz! Zawsze muszę być stawiana w tak trudnych sytuacjach?
               Swoją drogą, idzie za mną?
               Zerknęłam przez swoje ramię.
               Nie wydaje mi…
               Uderzyłam w czyjeś ciało, a następnie lekko się od niego odbiłam. Odwróciłam się momentalnie.
               Tak to jest, gdy lezie się na oślep!
               Do mojego nosa naleciał znajomy zapach męskich perfum.
               O nie…
               Mężczyzna, od którego się odbiłam, zaczął się odwracać.
               - Ronnie? – zapytał nieco zaskoczony Liam.
               - A-ale… - mruknęłam. To jak ja zakręcałam, że trafiłam do naszego stolika?!
               Liam przeniósł wzrok nade mnie.
               - Znalazłem twoją zgubę. – oznajmił donośniej.
               Nie. On nie może mówić do…
               Poczułam ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Przymknęłam powieki. Na moich ustach pojawił się grymas niezadowolenia.
               Do Justina.
               - Dziękuję. – odparł.
               Zaczęłam powoli otwierać oczy. Skierowałam swoją uwagę na dłoń leżącą na moim ramieniu.
               - Chodź ze mną. – dodał po chwili Justin, po czym wymusił ręką na moim ciele, by ruszyło za nim.
               Zmarszczyłam brwi i jednocześnie otworzyłam szeroko oczy.
               Nie chcę nigdzie z nim iść!
               - Nie. – zaprzeczyłam od razu.
               Rzucił mi ostre spojrzenie przez ramię.
               Przełknęłam głośno ślinę.
               To nie było zbyt dobre posunięcie.
               - To znaczy… - zaczęłam. – Dlaczego nie możemy zostać tutaj? Ze wszystkimi? Fajnie tu jest.
               - Nie przypominam sobie, bym zadał ci pytanie. – odparł wyjątkowo poważnym tonem. Ściągnął dłoń z mojego ramienia.
               Nie, nie! Ja nie chcę!
               - Rozumiem, ale nie lepiej zostać? Tak mało czasu spędzamy wszyscy razem. - powiedziałam błagalnie.
               Brew Justina pomknęła wysoko w górę. Podszedł do kanapy. Nachylił się nad Niallem.
               - Poratujesz? – zapytał.
               Blondyn oparł głowę o kanapę, po czym spojrzał na Justina.
               - A co jest? – Zmarszczył brwi.
               Justin wskazał ruchem głowy na mnie. Niall odwrócił głowę zgodnie z poleconym kierunkiem. Jego twarz od razu przybrała nieprzyzwoity wyraz, gdy nasze spojrzenia się spotkały.
               Zmarszczyłam brwi.
               O co mu chodzi?
               Blondyn delikatnie uniósł swoje ciało. Usiadł z powrotem, a następnie podał Justinowi klucz.
               Co to za klucz? I po co?
               - Justin. – mruknęła Daisy, posyłając jednocześnie srogie spojrzenie mężczyźnie.
               - Widzę, że jest zmęczona. – odpowiedział beznamiętnie, po czym skierował się w moją stronę. – Nie będę siedzieć i patrzeć, jak się męczy. – dodał.
               - Nie, nie. Wszystko w porządku. – zapewniłam. – Nie jestem… - przerwałam, czując, że ciepła dłoń Justina ociera się o wierzch mojej.
               Spojrzałam w dół.
               Po kilku otarciach udało mu się złapać moją rękę.
               Ogarnęło mnie przyjemne ciepło.
               Nikły uśmiech przemknął przez moje usta.
               Pociągnął mnie za sobą.

~*~

               Otworzył przede mną drzwi do ciemnego pomieszczenia. Weszłam do środka. Odruchowo ręką zaczęłam szukać po ścianie włącznika.
               Chyba zgłupiałam, ale nie mogę go znaleźć.
               Justin zamknął za sobą drzwi. Nastała ciemność. Mężczyzna klasnął dwukrotnie. Kawałek przed nami zapaliło się światło. Nie jest ono jednak w stanie oświetlić całego pomieszczenia. Lampa wisi nad wysepką kuchenną, która oddziela niezbyt duży salon od jeszcze mniejszej kuchni.
               Justin westchnął głośno.
               Przez całą drogę tutaj nawet się nie odezwał. Właściwie to dobrze, jakoś przywykłam do jego towarzystwa.
               Spuścił głowę, po czym dłońmi przesunął po swojej twarzy.
               - Chciałabyś się czegoś napić? – zapytał w końcu, po czym ruszył przed siebie.
               - Nie, dziękuję. – zaprzeczyłam.
               Justin stanął na końcu wysepki, tuż pod lampą. Jedną dłoń schował do kieszeni, z kolei drugą położył na blacie.
               - Dlaczego mnie tutaj przywiozłeś? – zapytałam niepewnie.
               Nie wiem, jak mam się zachować. Jest mi bardzo niezręcznie, ale po tym, jak trzymał mnie za rękę już mi chociaż nie jest smutno. Narobiłam sobie tym jakiejś nadziei? Naprawdę?
               Cmoknął.
               - Usiądź. – oznajmił, po czym poklepał wyznaczone miejsce.
               Wykonałam niepewny krok na przód.
               Podniósł na mnie wzrok.
               - Chodź. Pogadamy jeszcze raz, a potem wyjdę, bo widzę, że masz mnie dość. – pospieszył mnie.
               Mam go dość?
               - To nie tak. – zaprzeczyłam. – Po prostu…
               - Możesz usiąść? – zapytał zirytowany. – Chcę dzisiaj ostatecznie zamknąć cały ten temat, a muszę mieć pewność, że wszystko sobie wyjaśnimy, by znowu do tego nie wracać. Dlatego proszę, byś tutaj wreszcie usiadła. – Uderzył mocniej w blat.
               Wzdrygnęłam się.
               - Dobrze. – przytaknęłam.
               Podeszłam pospiesznie do Justina, po czym usiadłam na miejscu, które mi wyznaczył.
               Westchnął, po czym odsunął się kawałek. Przesunął językiem po swoich wargach.
               - Nie znoszę przeprowadzać takich rozmów. – prychnął. – Nie potrafię mówić o… - Przesunął kciukiem po opuszkach pozostałych czterech palców. – O swoich uczuciach. – westchnął, po czym spuścił wzrok na podłogę. – Boję się o nich mówić. – szepnął.
               On naprawdę chce dalej ciągnąć ten temat? Zrozumiałam raz.
               – Mój ojciec – zaczął. – od zawsze sądził, że jestem słaby. Że łatwo można mną manipulować, bo czasem za bardzo daję się ponieść emocjom. Gdy w końcu zdałem sobie sprawę z powagi tych słów, było już za późno. Postanowiłem, że nigdy więcej nie pozwolę, by uczucia przejęły nade mną władzę.
               Zamilkł.
               Spuściłam wzrok.
               To, że jego ojciec ma o nim nijakie zdanie, to już zdążyłam zauważyć. Jednak Justin nie jest już taki.
               - Byłeś wtedy młody i nie potrafiłeś sobie radzić z uczuciami. Ale już przecież taki nie jesteś. – zaprzeczyłam. – Stałeś się silniejszy.
               – Tak. Stałem się silniejszy. – przytaknął. – Ale wtedy na mojej drodze stanęłaś ty. – Spojrzał na mnie kątem oka.
               Przełknęłam głośno ślinę.
               - Próbowałem sobie wmówić, że nie jesteś dla mnie odpowiednia. Że to nie ma prawa się udać. Czego bym nie zrobił, to każda próba odepchnięcia cię ode mnie kończyła się fiaskiem. – Przesunął dłonią po swoich ustach. – Nie umiem powiedzieć, czym mnie do siebie przyciągasz, ale mam takie durne przeczucie, że nie poradzisz sobie beze mnie. – wziął głęboki wdech. – A ja bez ciebie. – dodał po dłuższej chwili. – Ja ciebie trzymam z daleka od złych ludzi, a ty mnie od tego całego gówna, które mnie otacza. – Zarysował ręką w powietrzu okrąg.
               Czuję, że łzy zaczynają mi napływać do oczu.
               Wczoraj wydłubałeś mi dziurę w sercu, a teraz o czym ty, kurwa, mówisz?
               - Ale w momentach, które mogły być dla mnie najważniejsze, okazałem się najsłabszy. Bałem się, że znowu mógłbym stracić nad sobą kontrolę. Potem dałaś mi jasno do zrozumienia, że to nie działa w obie strony. – westchnął smutno. – Może, gdybym wtedy nie próbował na siłę ze sobą walczyć, to wszystko potoczyłoby się inaczej. Nie chciałem na tobie niczego wymuszać. Uznałem, że tylko mi się to wszystko wydaje, dlatego wczoraj powiedziałem… – zatrzymał się na moment. – To, co powiedziałem. – dodał trochę ciszej.
               Pierwsza łza spłynęła po moim policzku.
               – Miałem ogromną nadzieję, że jeżeli to powiem, to odpuszczę. Ale potem zdarzyło się coś, czego się nie spodziewałem. – pokręcił głową. – Wyszłaś z pokoju, więc poszedłem cię szukać. Idąc do pokoju na górze, usłyszałem, jak cicho płaczesz w łazience. – oznajmił to tak, jakby czuł się temu winien.
               Kolejne łzy puściły mi się po policzkach.
               Ból powrócił, ale w trochę innej formie.
               Jak cicho płaczę w łazience, powiadasz?
               - Poczułem się wtedy jak tchórz. – Przesunął dłonią od swojego karku aż po policzek.
               Zacisnęłam mocno zęby, po czym spuściłam głowę.
               - Potem…
               - Wiesz, czemu płakałam? – zapytałam głośno, by mieć pewność, że mnie usłyszy.
               Mruknął coś pod nosem. Pewnie dlatego, że mu weszłam w słowo.
               - Nie. – zaprzeczył krótko.
               - Ponieważ najpierw mnie w sobie rozkochałeś, a potem prawie wprost powiedziałeś, że niczego do mnie nie czujesz. – ostatnią część zdania powiedziałam szeptem, gdyż poczułam narastający w sobie ból.
               - Słucham? – zapytał zaskoczony.
               Gdzie jesteś? I gdzie jesteś, kurwa, teraz? Nie ma Cię, gdy naprawdę jesteś potrzebna!             Ronnie. Przecież ja to Ty…
               Byłaś przy mnie tyle czasu! Tyle czasu pakowałaś mi do głowy tej durnej paplaniny, że coś do niego czuję i nie możesz znowu nagle się pojawić, by spróbować mną pokierować?!
               Nie muszę. Przyjdę, gdy będę potrzebna. Teraz mów. Powiedz mu.
               - Co zrobiłem? – usłyszałam jego głos bliżej.
               Teraz, gdy najbardziej potrzebuję pomocy, to zostałam sama. Jak zwykle. Gdy będziesz potrzebna? A pieprzę to!
               - Nie zauważyłeś, jak w ostatnim czasie kleiłam się do ciebie? – uniosłam głowę. Cofnęłam ją delikatnie, widząc Justina tuż przed sobą. – Wiesz, jak długo musiałam tłuc się z myślami, by w końcu do mnie doszło, że nie jestem ci już tylko wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobiłeś? Doprowadziłeś mnie do jakiegoś cholernego załamania! – powiedziałam dużo głośniej niż rzeczywiście planowałam. Nieważne. Wszystko mi jedno.
               Oparł się rękoma o blat po obu moich stronach.
               - O czym ty mówisz?
               - O tym, że jesteś pierwszym, który w tak bolesny sposób złamał mi serce. – syknęłam.
               Nachylił się nade mną tak, że nie widzę niczego poza jego ciemnymi oczami.
               - Przecież powiedziałaś, że nie jesteś mną zauroczona. – powiedział powoli, niskim głosem.
               - Nie jestem. – zaprzeczyłam delikatnie.
               Jego twarz zaczęła się powoli do mnie przysuwać.
               - Ja… Ja cię… - zająknęłam się.
               Spuściłam wzrok na jego miękkie usta, które zbliżają się do mnie coraz bardziej. Słyszę coraz szybsze bicie mojego zranionego serca.
               - Kocham cię, Justin. – szepnęłam.
               Pocałował mnie, a ja automatycznie zamknęłam oczy.
               - A ja kocham ciebie, Ronnie. – odszepnął, po czym ponownie złączyliśmy nasze usta w pocałunku.
               O BOŻE, TAK!

               Fala przyjemnych dreszczy zalała moje ciało, niosąc przy tym dodatkowo dużo ciepła. Ujęłam policzki Justina w swoje dłonie. Palcami zaczęłam drażnić skórę jego szyi. Z kolei on objął mnie szczelnie w pasie rękoma i docisnął moje ciało do swojego. Otuliłam jego biodra nogami..          Jego pocałunki stają się coraz bardziej zachłanne. Z trudem przychodzi mi łapanie kolejnego wdechu, ale nie mam zamiaru się od niego nawet na moment odsunąć. Zsunęłam jedną rękę. Zacisnęłam w palcach skrawek jego koszuli, próbując przyciągnąć go do siebie jeszcze bliżej.
               W pokoju rozległ się głośny dźwięk wibracji.
               Justin powoli i trochę niechętnie odsunął się ode mnie. Powoli uniosłam na niego smutny wzrok. Sięgnął do kieszeni po wibrujący telefon.
               Kimkolwiek jesteś, osobo dzwoniąca – SZCZERZE CIĘ NIENAWIDZĘ!
               Wykrzywił usta w grymas. Położył telefon na blacie obok. Na ekranie widnieje napis TATA.
               Przeszły mnie nieprzyjemne ciarki.
               Z tą nienawiścią to tylko tak mi się pomyślało. Nie, żeby coś…
               - Obowiązki mnie wzywają. – westchnął.
               - Widzę.
               Justin ujął w swoje ciepłe dłonie moje policzki. Spojrzałam na jego twarz. Wprawił kciuki w ruch, jakby próbował zetrzeć ślady moich łez, czemu też poświęcił swoją uwagę. Jego oczy wydają się być smutne. Skrzywił się, po czym lekko opuścił głowę.
               - Przepraszam cię. – westchnął. – Jestem skończonym idiotą.
               Tak, jesteś. Ale ja czasem nie bywam nic lepsza.
               - Nie zaprzeczę. – oznajmiłam cicho.
               Zaśmiał się krótko. Uniósł głowę. Złożył ciepły pocałunek na moim czole.
               Uśmiechnęłam się. Przytuliłam się Justina, a on nie pozostał mi dłużny. Docisnął mnie do siebie, a następnie uniósł. Złapałam się jego ramion. Nie wiem, czemu. Taki odruch.
               Przeniósł mnie do małego, ciemnego pokoiku. Ostrożnie posadził na miękkim łóżku.
               - Wrócę do ciebie rano. – szepnął.
               - Będę czekać. – odpowiedziałam równie cicho.
               Cmoknął delikatnie moje usta, po czym wyszedł z pokoju. Zniknął mi z oczu.
               Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Wyszedł.
               Powiedział, że mnie kocha.
               Uśmiechnęłam się.
               Kocha mnie.
               Mój uśmiech momentalnie się poszerzył. Zaczęłam się cicho śmiać. Położyłam się, a ręce ułożyłam luźno wokół swojej głowy.
               - Justin powiedział, że mnie kocha! – zachichotałam radośnie.

                        


~*~*~*~*~*~*~*~

Uprzejmie informuję, że za nowy rozdział zamierzam zabrać się pod koniec czerwca, ponieważ zaczynają się kolokwia oraz sesje na studiach, więc muszę spiąć dupsko i zacząć się w końcu uczyć.

5 komentarzy:

  1. swietny rozdział. czekam niecierpliwie do konca twoich szkolnych tortur xd

    OdpowiedzUsuń
  2. TAK TAK TAK!!! NARESZCIE 😁😁😁 W końcu Justin się ogarnąłeś. Cudowny rozdział. Powodzenia na studiach, życzę zdania wszystkich kolokwii oraz sesji, wiem jak to jest niestety...

    OdpowiedzUsuń
  3. JESTEM W NIEBIE! ❤❤❤❤ RONNIE I JUSTIN W KOŃCU!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. AGEN JUDI BOLATANGKAS ONLINE TERPERCAYA
    TANGKASNET dan 88TANGKAS !

    Segera Bergabung Bersama Kami, Hanya di www.agentangkas.co
    WA: 0812-2222-995 !
    BBM : BOLAVITA
    WeChat : BOLAVITA
    Line : cs_bolavita

    klik ==>> EREK EREK 4D

    OdpowiedzUsuń