Delikatnie
uniósł kącik ust. Obie ręce zaczął zaciskać na moim pasie. Prawie idealnie
przyległam do jego ciała. Zadziałało to na poszerzenie się mojego uśmiechu.
Ja…
ja w ogóle nie jestem w stanie określić tego, co właśnie dzieje się wokół mnie!
Zupełnie jak sen, który w każdej chwili może się po prostu skończyć. To… To… to
jest tak nierealne! Kilka miesięcy temu chciałam być wszędzie, tylko nie tu.
Możliwie najdalej od tych wszystkich ludzi, a zwłaszcza od Justina. A teraz?
Zaśmiałam
się cicho. Oparłam policzek o zgłębienie w szyi Justina. Zamknęłam oczy.
Jeżeli
to jest sen, to mam nadzieję, że zapadłam w śpiączkę i nigdy się nie obudzę.
Jakkolwiek naiwnie mogłoby to brzmieć. Tak bardzo nie nadążam za tym, co się
dzieje, że nie jestem w stanie nad sobą zapanować. Albo może jestem na tyle
szczęśliwa, że wszystko mi jedno, co wyrabia się dookoła, byleby napawać się tą
chwilą możliwie najdłużej. Ale czy to stosowne?
Nie!
Nie będę sobie psuć dobrego dnia! Dobrej chwili! Ale… Zawsze jest jakieś „ale”.
Mam mieszane uczucia. Jednak jednego jestem pewna – Justin może przytulać mnie
już wiecznie!
Wprawił
swoją dłoń w ruch wzdłuż mojego kręgosłupa. Powoli zaczęłam otwierać oczy.
Uniosłam wysoko brwi, widząc w drzwiach uśmiechającą się od ucha do ucha Daisy.
Sądząc po jej rozczulonej minie, przygląda się nam już od dłuższej chwili.
Dziewczyna ułożyła rękę w pięść, a następnie przyłożyła ją do drzwi. Chce dać
Justinowi znać o swojej obecności?
Delikatnie
przytaknęłam i w tym też momencie przymknęłam oczy, by mieć pewność, że
zauważyła mój gest.
Zapukała.
Mięśnie
Justina spięły się prawie natychmiast, a ręce mechanicznym ruchem spuścił na
moje biodra. Odsunął się trochę ode mnie. Automatycznie ułożyłam swoje ręce na
dekolcie. Justin rzucił spojrzenie Daisy przez ramię. Nie sądziłam, że się tego
wystraszy.
–
Idę wszystkich zebrać. – wyjaśniła.
Na
to zebranie, tak?
–
Dobrze. – przytaknął.
Dziewczyna
posłała nam obu miły uśmiech. Zniknęła za drzwiami.
Justin
odsunął się, a następnie mnie wyminął. Mruknął coś pod nosem, jednocześnie
przesuwając dłońmi po zaspanej twarzy. Stanął przed kluczem leżącym na
podłodze. Musiał ześlizgnąć się z biurka. Nawet nie zauważyłam. Podciągnął
lekko nogawki, a następnie przyklęknął. Wziął klucz do ręki. Zaczął go obracać
między palcami. Jakby się nad czymś zastanawiał. Westchnął ciężko, po czym
wstał. Odwrócił się na pięcie w moim kierunku.
–
Powiedziałaś jej? – zapytał łagodnym głosem. Jedna z jego brwi pomknęła wysoko
w górę.
Spuściłam
speszona wzrok na podłogę.
Jak
on się… A tak. Daisy w ogóle nie zareagowała…
–
Wiesz… – westchnęłam cicho. Palcami zaczesałam kosmyk włosów za ucho.
Podniosłam wzrok na Justina. – Ciężko nie zauważyć, że jestem dzisiaj inna.
Bardziej szczęśliwa. – posłałam mu szeroki uśmiech.
Jego
kąciki ust delikatnie drgnęły w górę.
–
Cieszę się. – powiedział cicho, a jego uśmiech momentalnie się poszerzył.
Przyjemne
ciepło rozlało się po mojej klatce piersiowej. Ile satysfakcji potrafi dać
sprawienie, że on się uśmiechnie!
Podrzucił
klucz.
–
Zbieramy się. – oznajmił, łapiąc z powrotem przedmiot do ręki.
Mrugnął
do mnie lewym okiem. Zaśmiałam się cicho. Z tym uroczym śmieszkiem wygląda
zupełnie jak kilkunastoletni podrywacz. Obróciłam się zgrabnie. Wyszłam na
korytarz.
~*~
–
Panie przodem. – oznajmił trochę niższym głosem niż zazwyczaj. Zabrzmiał
bardziej szarmancko i… trochę jak Harry.
Ułożyłam
dłoń na swoim dekolcie.
–
Bardzo panu dziękuję. – dygnęłam, patrząc przelotnie w ciemne oczy Justina, po
czym przeszłam przez próg pokoju.
Pomieszczenie
jest spore. Wygląda trochę jak sala lekcyjna. Może to przez biurko i stare,
żółte panele. Czarne krzesła, wyglądające trochę jak te z poczekalni u
dentysty, stoją przy ścianach dookoła.
Podeszłam
do biurka, a następnie oparłam się o nie tyłem.
Justin
zostawił przymknięte drzwi. Zapewne po to, by wszyscy wiedzieli, że mogą od
razu wejść do środka. Złapałam za biurko po obu moich stronach. Mężczyzna
wsunął dłonie do kieszeni, jak zwykle, czarnych spodni. Ruszył wolno w moim
kierunku. Wygląda jak bardzo ważna osoba z tym zaspanym, ale mimo wszystko
pewnym siebie wyrazem twarzy.
Westchnęłam
cicho.
Musiał
bardzo wiele dzisiaj zrobić, skoro teraz trochę telepie się na boki. Mam cichą
nadzieję, że po tym całym zebraniu dostanie chociaż dwie godziny wolnego, by
móc się zdrzemnąć.
–
Nie patrz na mnie z taką litością. Jeszcze sam zacznę siebie żałować. –
zaprzeczył, ale na jego twarzy od razu zagościł ten zadziorny uśmiech.
Zaśmiałam
się cicho, spuszczając głowę.
–
Przecież nie patrzę na ciebie z litością!
W
zasięgu mojego wzroku pojawiły się czubki eleganckich, męskich butów. Uniosłam
głowę, od razu kierując wzrok na twarz Justina.
–
Musisz dzisiaj jeszcze coś zrobić?
Justin
wziął głęboki wdech, jednocześnie kierując wzrok ku górze. Jego policzki stały
się nabrzmiałe, a z ust zaczęło ulatywać zebrane powietrze.
–
Wydaje mi się, że nie. – zaprzeczył, spuszczając wzrok na mnie. – Ale o nowych
zadaniach dowiaduję się chwilę przed ich nastąpieniem, więc trudno mi
powiedzieć. – Wzruszył kilkakrotnie ramionami.
–
Mhm… – przytaknęłam cicho.
To
może być rzeczywiście ciężko z wypoczęciem.
–
A to wszystko jest na tyle ważne, że nie możesz tego przełożyć o jakieś dwie
godziny? – Uniosłam lekko ramiona. Zaczęłam uważnie lustrować twarz mężczyzny.
Zdaję
sobie sprawę, że w tej branży wszystko musi być przygotowane najlepiej na
wczoraj i moje pytanie jest trochę głupie. Jednak Justinowi potrzeba chociaż
odrobiny przerwy, bo padnie albo popełni jakiś błąd. Szczerze nie wiem, która z
tych opcji jest gorsza.
Posłał
mi jednoznaczne spojrzenie.
–
Obiecuję, że jak tylko się ze wszystkim uporam, to będziesz mnie miała dla
siebie na dłużej niż dwie godziny. – Przez jego twarz przebiegł nieprzyzwoity
uśmiech.
Pokręciłam
głową, śmiejąc się.
On
jest niemożliwy!
–
Nie o to chodzi!
–
Ależ oczywiście, że nie. – oznajmił w taki sposób, jakby próbował mnie
przedrzeźniać. Wywrócił przy tym w zabawny sposób oczami.
–
Powinieneś się przespać, Justin. – Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
–
Przespać. – prychnął. – Sen jest dla leszczy. – Wzruszył ramionami.
A
gdyby tak…
–
Skoro chcesz, żebym przestała na ciebie patrzeć z litością, to może krótka
drzemka byłaby dobrym pomysłem? – Również wzruszyłam ramionami, wykręcając
jednocześnie usta w coś podobnego do zadziornego uśmiechu Justina.
Rozchylił
usta, chcąc coś powiedzieć, jednak uniósł wysoko jeden z kącików ust oraz obie
brwi.
–
Cholera, brakuje mi argumentów. – zaśmiał się, kierując wzrok na bok.
Czy
to znaczy, że w jakiś sposób go zgasiłam?
Uśmiechnęłam
się zwycięsko.
–
Chyba rzeczywiście powinienem się przespać. – przyznał, z powrotem skupiając
swoją uwagę na mnie.
–
Też tak uważam. – przytaknęłam kilkakrotnie.
Justin
wykonał krok w przód, tym samym stając między moimi nogami. Przez moje ciało
przeszły dziwne ciarki, które wymusiły na moich rękach, by ponownie złapały się
biurka. Wbiłam w nie paznokcie. Zaczyna narastać we mnie dziwna presja. Justin
wyciągnął dłonie z kieszeni.
Odwróciłam
wzrok.
–
Wiesz, że gdybyś nie miał na sobie garnituru, to wyglądalibyśmy jak para zakochanych
nastolatków? – wypaliłam nagle, czując, że moje serce zaczyna coraz szybciej
bić.
Boże,
skąd nagle we mnie taki niepokój?
–
Ale mam go na sobie. – oznajmił niższym głosem, układając dłonie tuż przy
moich.
Odruchowo
usiadłam na biurku i odsunęłam się trochę. Justin nachylił się. Wraz z
delikatnym powietrzem napłynął do mnie zapach tych jego cholernych perfum. Przylgnął
ustami do mojego ucha.
–
I wyglądamy, jak nauczyciel dobierający się do zadziornej uczennicy. – mruknął.
Przymknęłam
oczy. Wzdrygnęłam się pod wpływem potężnej fali dreszczy przechodzącej przez
moje ciało. On zwariował! Czuję, że się uśmiecha… To idzie w złym kierunku!
Odwróciłam
głowę. Moje wargi napotkały jeden z uniesionych kącików ust Justina.
–
Ja jednak wolę parę zakochanych nastolatków. – oznajmiłam cicho uroczym głosem.
Justin
odrobinę cofnął głowę, a następnie odwrócił ją tak, by być naprzeciwko mnie.
–
Nie chcesz być sekretem seksownego pedagoga? – szepnął.
Bardzo
interesujące pytanie.
–
To brzmi jak kwestia z porno. – zachichotałam, otwierając oczy.
Mam
nadzieję, że się nie obrazi, ale niekoniecznie o coś takiego mi chodzi… Tak
ogólnie, oczywiście.
–
Coś nie tak? – Ściągnął brwi. Zaczął biegać wzrokiem po mojej twarzy.
–
Nie, nie. – Pokręciłam głową. – Po prostu – Westchnęłam. Spuściłam wzrok.
Zdjęłam jedną z rąk z biurka. Położyłam wskazujący palec na zewnętrznej części
dłoni Justina. – nie do końca dociera do mnie to, co się dzieje. Nie jestem
pewna, co czuję. Oczywiście poza tym, że bardzo się cieszę. – Zaczęłam rysować
opuszkiem różne wzory na jego skórze.
–
Czujesz się zakłopotana przez to, co powiedziałem?
–
Um… – mruknęłam.
Może
niekoniecznie zakłopotana, ale… czuję, że to nie powinno tak wyglądać. Jeszcze
nie teraz. Ponownie wlepiłam swój wzrok w twarz Justina. Wydaje się, że trochę
się zmartwił. Chyba źle to wszystko ujmuję.
–
Mówiłeś mi podobne rzeczy wiele razy, więc powiedzmy, że zdążyłam się już
przyzwyczaić. – Posłałam mu delikatny uśmiech. – Sęk w tym, że nie chcę, by to
poszło w złym kierunku. – wyjaśniłam, przy czym moje ramiona lekko drgnęły. –
Tylko tyle.
Spuścił
powoli powietrze nosem. Jego oczy stały się nieco większe i bardziej okrągłe.
Jak u małego chłopca, do którego dotarło, że zrobił coś złego. Uśmiech
momentalnie zniknął z mojej twarzy. Nie wiedziałam, że tak potrafi… Nieważne!
Nie o taki efekt mi chodziło!
– Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. –
zaprzeczył.
Dlaczego
ja nie mogę otwarcie powiedzieć, jak sprawy wyglądają, tylko na chama owijam to
w bawełnę?! Justin to nie jest mój ojciec, ani Sam, ani Lisa, ani nawet Andrew!
Przecież z nim mogę normalnie pogadać! Cholera, no!
–
Ja…
–
Też nie mogę uwierzyć w to, co sobie wyznaliśmy. – przerwał mi wyjątkowo
łagodnym głosem. Zacisnął usta w cienki pasek. – I także to do mnie nie
dociera, a jednocześnie nie ma już we mnie obawy, że mogłabyś źle odebrać mój
gest lub go odepchnąć i… Um… – Westchnął cicho. Wbił tępe spojrzenie w nadruk
na mojej koszulce. – I znowu mogę mieć problem z kontrolowaniem się. –
przytaknął. Na jego twarzy zaczął pojawiać się uśmiech. Spojrzał z powrotem na
mnie. – Zwłaszcza, gdy jestem zmęczony.
Uniosłam
oba kąciki ust w górę. Nie wiem, czy to odpowiedź na jego uśmiech czy na to, że
motylki w moim brzuchu dają o sobie znowu znać. Nie przyzwyczaję się do takiego
Justina. Nie chcę się do tego przyzwyczajać! Nie chcę, by jego zwierzanie się
stało się dla mnie czymś normalnym. To jest tak cholernie urocze!
–
Dlatego może nie spieszmy się z niczym? – Uniosłam ramiona. – Nie musisz się
kontrolować. Lubię, gdy jesteś czasem zadziorny. To dodaje ci wiele uroku. –
Przechyliłam głowę na bok. Poszerzyłam swój uśmiech, wpatrując się uważnie
śledzącego każdy mój ruch Justina.
–
Muszę się trzymać ustalonych norm. W przeciwnym razie zamknąłbym się z tobą w
pokoju i pod wieloma względami nie liczyłbym się z twoim zdaniem, ale sądzę, że
nie miałabyś nic przeciwko temu. – Posłał mi zadziorny uśmiech. Mrugnął do mnie
lewym okiem w wyjątkowo zalotny sposób.
Zaśmialiśmy
się cicho oboje.
Jakoś
udało się z tego wyjść. Chyba pierwszy raz od razu doszliśmy do porozumienia.
Jest progres!
–
Naprawdę ciężko ci się oprzeć. – wyznał niskim głosem, a jego zadziorny uśmiech
jakby przybrał na sile.
Tym
bursztynowym oczom wpatrzonym we mnie oraz temu cholernemu uśmieszkowi także
niewiele byłabym w stanie odmówić.
Poczułam
przeszywający ból dolnej wargi. Drgnęłam lekko, z trudem wyciągając obolałą
skórę spomiędzy zębów. Nawet nie wiem, kiedy zdążyłam ją przygryźć! Chyba też
powinnam się w końcu zacząć kontrolować!
Usłyszałam
cichy śmiech Justina. Nie wiem, czy zdaje sobie sprawę, jak już w tak wczesnym
stadium na mnie działa. Chociaż… nie, oczywiście, że wie, jak działać na
kobiety! Justin by nie wiedział? Serio, dziewczyno? Ale… czy to w jakiś sposób
działa w drugą stronę?
–
Możemy na początek zawrzeć pewien mały układ? – zapytałam, splątując palce obu
dłoni ze sobą. Ułożyłam je na swoich udach.
Justin
uniósł wysoko jedną brew, będąc widocznie zaciekawiony moim pytaniem. Odepchnął
się rękami od biurka. Wyprostował swoje ciało.
–
Chcesz mi stawiać warunki? – mruknął poważnym głosem. Jakby rozmawiał ze mną o
bardzo ważnych interesach. – Możesz spróbować, ale uprzedzam, że twardy ze mnie
negocjator. – Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i napiął swoje ciało jeszcze
trochę bardziej, przez co wizualnie stał się wyższy. Niestety uśmiechnięta mina
nie chce współpracować z resztą ciała.
Zachichotałam.
–
Zdążyłam to zauważyć. – przytaknęłam kilka razy.
Wyminęłam
Justina jedną nogą, a następnie nałożyłam ją na swoją drugą. Otuliłam kolano
koszyczkiem z palców. Skoro mogą to rzeczywiście być ciężkie negocjacje, to
chociaż będę wyglądać na profesjonalistkę.
–
W takim razie, zamieniam się w słuch. – oznajmił w taki sposób, jakby chciał
dać mi do zrozumienia, że jest już trochę zniecierpliwiony.
Odetchnęłam,
a następnie spojrzałam w jego ciemne oczy.
–
Wolałabym, żebyś zamiast kontrolować się w stosunku do mnie, kontrolował się do
swoich przyjaciół. – powiedziałam powoli, zwracając uwagę na każde słowo.
Oczy
Justina stały się większe.
–
Słucham? – zapytał cicho.
Chyba
nie do końca jest pewny tego, co powiedziałam. To może być ciężkie… Ale
spokojnie. Byleby nie owijać w bawełnę.
–
Prosiłabym, żebyś był trochę bardziej ludzki dla swoich przyjaciół. Oczywiście
na tyle, na ile możesz. – uśmiechnęłam się do niego ciepło.
Nie
wiem, czy to coś da, ale spróbować mogę. Właściwie czuję taką powinność.
Odwrócił
głowę. Zapewne próbując zebrać myśli.
–
Ronnie. – westchnął. Prawie karcąco. – Jeśli nie będę zaznaczał swojej władzy,
to wejdą mi na…
–
Oni nie są twoimi podwładnymi. – zaprzeczyłam. Zwróciłam tym uwagę Justina. Nie
mogę mu dać dokończyć, bo będzie się próbował wymigać! – Proszę tylko, byś był
czasem trochę bardziej delikatny. Nie musisz cały czas wypominać, na jak ważnym
stanowisku jesteś. Wszyscy szanują twoje decyzje i bez tego.
Justin
posłał mi niekonieczne zadowolone spojrzenie. Zaczął wyginać swoje usta.
Przesunął palcami po swojej brodzie.
–
A co ja będę z tego miał? – Jego twarz ponownie przybrała zaciekawiony wyraz.
No
tak… Sądząc po jego nastawieniu, to proszę o dużo, dlatego wydaje mi się, że
wdzięczność całej grupy oraz mój życzliwy uśmiech to będzie trochę (a nawet
bardzo) za mało.
Wypuściłam
powietrze nosem.
No
dobra. Mam tylko nadzieję, że nie przypłacę tego życiem. Albo dupskiem.
–
W zamian dostaniesz ode mnie coś, czego chcesz. – przytaknęłam.
Zainteresowanie
na twarzy Justina stało się nie tyle bardziej wyraziste, ale i przybrało nawet
trochę nieprzyzwoitą formę.
Otworzyłam
szerzej oczy, czując dziwne dreszcze przechodzące po plecach.
To
źle zabrzmiało! To bardzo źle zabrzmiało!
–
W granicach rozsądku. – dodałam szybko. Odchrząknęłam. – Takie są moje warunki.
– oznajmiłam, chociaż głos mi się trochę załamał w połowie zdania.
–
Chcesz się poświęcić dla osób, których tak właściwie nie znasz? – zapytał
podejrzliwie. W jego uśmiechu kryje się coś złowieszczego.
Czy
ich nie znam... Możliwe, że nie wiem o nich najwięcej, ale to jedyni znajomi,
jakich mam. Ugh, przestaję wierzyć w powodzenie tej akcji…
–
Powiedziałeś, że nie zrobisz mi krzywdy, więc sądzę, że źle nie będzie. –
odpowiedziałam. Nie do końca jestem pewna własnych słów.
–
Dobrze. – przytaknął, ale jakby od niechcenia.
Uniosłam
brwi.
Zaraz,
co?
–
Co?
–
Możemy spróbować. – przytaknął znowu, jednak tym razem pewniejszym ruchem.
Nie
wierzę. Nie. On coś kręci.
–
Naprawdę? – zapytałam, posyłając mu podejrzliwe spojrzenie.
–
Pewnie. – Rozłożył ręce na boki. Po chwili wsunął je do kieszeni spodni.
Westchnął ciężko. Podszedł do biurka. Zajął miejsce obok mnie. – Jeśli tego chcesz,
to możemy spróbować, ale niczego nie obiecuję. – podkreślił ostatnią część
zdania.
–
Rozumiem. – przytaknęłam. On się naprawdę zgodził! – To miłe. Dziękuję. –
Owinęłam dłońmi jego rękę, a głowę położyłam mu na ramieniu.
Idzie
coraz lepiej, a dzień się jeszcze nie skończył. Już dawno nie było tak dobrze.
To aż nierealne!
–
Dałabyś się gdzieś zaprosić jutro pod wieczór? – zapytał zachęcająco.
Uniosłam
lekko jedną brew. Tak we dwoje? Sam na sam? Głupie pytanie.
–
To zależy. – odpowiedziałam obojętnie. Przekręciłam głowę tak, by móc spojrzeć
na Justina. – Dokąd chciałbyś mnie zabrać?
–
Pójdę ci na rękę i pozwolę wybrać miejsce. – uśmiechnął się cwaniacko.
–
Chodźmy gdzieś, gdzie nie obowiązuje strój formalny. – powiedziałam, łapiąc
palcami za rękaw garnituru.
Justin
uniósł wzrok w zamyśleniu. Skierował głowę przed siebie.
–
W miejsce dla zakochanej pary nastolatków? – zaśmiał się cicho.
Odpowiedziałam
tym samym.
Wyjątkowo
błyskotliwe wyjście z sytuacji.
–
Tak. – przytaknęłam. – Coś takiego.
Usta
Justina wykręciły się w dumny uśmiech. Przekręcił głowę w moją stronę.
–
Coś wymyślę, ale potrzebuję do tego drobnej zachęty. – Nachylił się do mnie.
Kąciki
moich ust zaczęły się mimowolnie unosić. Cwaniak.
–
W jakiej postaci? – mruknęłam zadziornie.
–
Małej. – przyznał skromnie. – Chociaż czymś większym też nie pogardzę. – dodał,
przybliżając swoją twarz.
Mogłabym
się z nim jeszcze trochę podroczyć, ale nie chcę.
Wysunęłam
się w jego kierunku. Musnął czule moje usta. Zostałam tym zmuszona do walki z
kącikami moich ust, by nie uniosły się do tego stopnia, by przerwać tę krótką,
uroczą chwilę.
Po
pokoju rozległ się dźwięk pukania do drzwi.
Odkleiliśmy
się od siebie. Tak właściwie zrobił to Justin, ja się tylko odsunęłam. Może i
nie mówiliśmy o tym sobie głośno, ale chyba oboje nie chcemy, by za dużo osób
wiedziało, jak sprawy między nami wyglądają. Przynajmniej na razie.
Drzwi
zaczęły się otwierać, a w nich ukazała się kobieta w długich, ciemnych włosach.
Dobry humor momentalnie mnie opuścił, gdy dostrzegłam tę wiecznie niezadowoloną
twarz.
–
Ojej, przepraszam, że tak wtargnęłam. – oznajmiła z udawanym przejęciem,
unosząc jednocześnie dłonie w geście kapitulacji. – Myślałam, że zebranie już
się zaczęło. Że też ostatnio wszystko musi się przeciągać. – dodała,
przekraczając próg pokoju.
Droga
Kim dzisiaj zaszczyciła wszystkich przyjściem w białej koszulce z krótkim
rękawem i dekoltem w serek. Trochę wystaje koronkowy, beżowy stanik, który –
sądząc po wysokości cycków – jest typu push-up. Czarna spódnica, zaczynająca
się tuż pod linią biustu i sięgającą przed kolana, mocno opina delikatny zarys
kobiecych kształtów. Do tego czarne buty na bardzo wysokim obcasie. Nie
spodziewałam się, że akurat ją mogłabym dzisiaj zobaczyć.
Zajęła
miejsce na jednym z krzeseł pod ścianą po naszej lewej stronie.
–
Nie przeszkodziłam wam w niczym, prawda? – zapytała, nawet nie racząc na nas
spojrzeć. Całą uwagę poświęciła przyglądaniu się temu, czy odpowiednio zajęła
miejsce.
Nałożyła
w końcu nogę na nogę. Zaczęła poprawiać swoją spódnicę.
–
Absolutnie w niczym. – westchnął znudzony Justin. Najwidoczniej także nie
cieszy się z jej towarzystwa.
–
Justinie, – zaczęła, układając ostatecznie obie dłonie przed swoim kolanem.
Obdarzyła nas swoim spojrzeniem. – mam nadzieję, że nie twoja przyjaciółka –
Przeniosła swój wzrok na mnie. Zmrużyła delikatnie oczy. – Um… – mruknęła,
robiąc z ust delikatny dzióbek.
Przełknęłam
głośno ślinę.
Nagle
nie wie, jak się nazywam?
–
Ronnie. – odpowiedzieliśmy jednocześnie z Justinem.
–
Tak, właśnie. – przytaknęła, wyginając jednocześnie usta w szyderczy uśmiech.
Naprawdę nie mogłaby zachowywać się normalnie? – Nie zostanie z nami. –
Poruszyła porozumiewawczo brwiami, a wzrok skupiła na Justinie.
Dlaczego
niby nie mogłabym tutaj być?
–
Mówiłam ci wczoraj, że mój tata zaprosił kilka osób, które chętnie wysłuchają,
co masz do powiedzenia o obecnej sytuacji. Twój także wspomniał, że się zjawi.
– oznajmiła to takim głosem, jakby chciała postawić Justina w złym świetle.
Drgnął
lekko. Zerknęłam kątem oka w jego stronę. Ma zwieszoną głowę i rozbiegany
wzrok. Jego klatka piersiowa porusza się coraz bardziej nieregularnie.
Moje
serce drgnęło.
Boże,
on naprawdę zapomniał. Ale… no Joker i ta cała reszta…
–
Pamiętasz? – dopytała.
Spojrzałam
w jej stronę. Nie patrzy na nas, ale za to przygląda się swoim długim, zapewne
hybrydowym paznokciom. Jednak sądzę, że tylko czeka, aż Justin przyzna, że nie.
Jestem pewna, że gdzieś napomknęła mu tę wiadomość między innym, mniej ważnymi
informacjami, by zadziałać na jego niekorzyść, ale… po co? Zresztą, czy była
dziewczyna musi mieć powód, by dogryźć swojemu byłemu?
Przez
otwarte drzwi do pokoju dostały się dźwięki czyjejś rozmowy. Nie słyszę, kto to,
ponieważ wszystko rozlało się wraz z dalszym echem.
–
Naturalnie. – usłyszałam poważny głos Justina.
Odwróciłam
głowę w kierunku mężczyzny. Przybrał ten oschły i pozbawiony emocji wyraz.
Dobrze, że nie pozwoli, by Kim mu weszła teraz na głowę, ale czy to wystarczy?
Zaczął przeszukiwać swoją kieszeń. Wyciągnął z niej klucz z numerem B512. Podał mi go.
–
W jednej z szuflad jest tablet. – szepnął.
Wolałabym
zostać tu i go wspierać. Jakoś… Chciałabym cokolwiek zrobić.
Rozmowy
na korytarzu zdają się być coraz bliżej. Wzięłam klucz do ręki.
–
Poradzisz sobie. – szepnęłam. Mam nadzieję, że Kim tego nie usłyszała.
Zeszłam
z biurka. Od razu ruszyłam ku wyjściu. Zerknęłam kątem oka na bawiącą się
swoimi paznokciami dziewczynę. Chciałabym, żebyśmy żyły w neutralnych
stosunkach, ale ona z jakiegoś powodu tworzy sobie wrogów. To nigdy nie
wychodzi na dobre. Wiem, bo mieszkałam z takim człowiekiem.
Wyszłam
na korytarz.
–
Ronnie! – zawołał Niall.
Podniosłam
głowę. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc same znajome twarze. Z tego wszystkiego
zupełnie nie poznałam ich głosów.
Liam
szturchnął blondyna w ramię, a następnie posłał mu karcące spojrzenie. Rzeczywiście
krzyknął trochę za głośno, ale i tak cieszę się, że już mu lepiej. Zayn prawie
z szybkością światła przesuwa palcem po ekranie telefonu. Z kolei Daisy razem z
Harrym i Louisem rozmawiają na jakiś przyjemny temat. Stwierdzam to po
zadowoleniu wypisanym na ich twarzach. Pewnie ich entuzjazm za parę minut
zgaśnie.
Westchnęłam
cicho. Może powinnam ich jakoś ostrzec?
Stanęłam
tak, by być mniej więcej przed nimi wszystkimi. Uniosłam lekko rękę.
–
Um, przepraszam… – powiedziałam niezbyt głośno.
Boski
sposób na zwrócenie wszystkich uwagi. Pogratulować…
Daisy
zmarszczyła brwi.
–
Nie idziesz z nami? – zapytała, zatrzymując się, a przy tym również Louisa i
Harry’ego.
Zerknęłam
na nich, a zaraz potem przeniosłam wzrok na Nialla, Liama oraz Zayna, którzy
również się zatrzymali. Może jednak to nie był taki zły pomysł, jak
przypuszczałam. Wyciągnęłam ręce w stronę obu grup, a następnie palcami dałam
im znać, by podeszli do mnie. Wszyscy rzucili sobie lekko zdziwione spojrzenia,
ale jednak podeszli.
–
Jak możemy ci pomóc, moja droga? – zapytał szarmancko Harry.
Westchnęłam
cicho. Splątałam swoje palce ze sobą.
–
Sprawa nie dotyczy mnie. – zaprzeczyłam ściszonym głosem. Może lepiej niech
nikt tego nie słyszy spoza tego okręgu. – Kim powiedziała, że na tym zebraniu
będzie jej tata, Joker i jeszcze kilka osób, którym Justin ma opowiedzieć o –
Zmarszczyłam brwi. Jak ona to powiedziała? – obecnej sytuacji. – dokończyłam niepewnie.
Jakoś tak to było.
Cała
szóstka ponownie posłała sobie porozumiewawcze spojrzenia, jednak tym razem
wygląda to poważniej. Chyba wiedzą, o co chodzi.
–
Jasny gwint… – mruknął pod nosem Zayn, przenosząc wzrok za swoje ramię.
–
Justin nie mógł nam powiedzieć? – zapytał niezbyt miłym tonem Liam, patrząc
ostrym wzrokiem na Daisy.
Dziewczyna
posłała mu zdezorientowane spojrzenie. Także nie rozumiem, dlaczego akurat ją
obaczył winą.
–
Sam zapomniał. – odpowiedziałam. Zaczęłam nerwowo bawić się palcami. – Wydaje
mi się, że może mieć przez to niemały problem.
–
Ktoś coś wie na ten temat? – zapytał Louis.
Wszyscy
zaczęli się krzywić.
–
Niewiele. – odpowiedział cicho Niall.
–
Same ogóły, nic szczególnego. – zaprzeczył Liam.
Cmoknął
Louis.
–
To pozamiatane.
–
Może nie. – wtrąciła Daisy, zwracając tym uwagę nas wszystkich. – Musimy
zapytać Justina, jak to widzi. Zresztą, tyle się ostatnio dzieje, że można to
poprzeplatać innymi tematami. Poradzimy sobie z tym. – przytaknęła.
Również
kiwnęłam głową. Mam nadzieję, że wiedzą, co robią i nikt na tym nie ucierpi.
Rozbrzmiały ciche słowa zgody.
–
Serdecznie dziękujemy za tę jakże istotną informację, Veronico. – oznajmił
nagle Harry ciepłym głosem.
Spojrzałam
w jego stronę. Odpowiedziałam życzliwym uśmiechem.
–
Dokładnie. – przytaknął Liam. – Lepiej późno niż wcale.
–
I chociaż ktoś nas w coś łaskawie wtajemniczył. – dodał Zayn, a następnie razem
z Liamem minęli mnie.
–
Mówiłem, że byłby z ciebie dobry szpieg. – zachichotał Niall, również mnie
mijając.
–
Ej, to nie byłby zły pomysł. – odparł Louis. – Przydałaby się taka niewinna
wtyka.
–
Ronnie – oznajmiła cicho Daisy, łapiąc mnie za ramię. Spojrzałam w jej stronę.
– Jakoś sobie poradzimy, dzięki. – uśmiechnęła się do mnie szeroko, po czym odwróciła
się, by dogonić resztę.
Zaczęłam
się powoli odwracać.
Pochwalili
mnie.
Uśmiechnęłam
się, a przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele.
Wszyscy.
Jakoś im pomogłam. Im. Wszystkim. Naprawdę się przydałam. W końcu. Komuś. Po…
naprawdę długim czasie. Niesamowite uczucie! A jednak dzisiaj jest mój dobry
dzień!
Obróciłam
się. Zaczęłam rękoma przesuwać po kieszeniach moich spodni.
Gdzie
ja upchnęłam ten…
–
Ronnie? – po korytarzu rozniósł kobiecy głos.
Spojrzałam
przed siebie. Tuż przede mną mknie Robin ubrana w elegancki, ale jednocześnie
luźny strój.
Westchnęłam
cicho. Akurat jej dzisiaj także nie chciałam widzieć. Niby Daisy mi dzisiaj
wytłumaczyła, jak to bywa z Robin, ale… potrzeba czasu, bym nabrała do tego
dystansu. Jakkolwiek zaskoczyła mnie swoim zachowaniem. Rozumiem, że teraz
będzie chciała drążyć temat?
–
Wszyscy są już w środku? – zapytała, wskazując mniej więcej miejsce zebrania.
A
jednak nie chce drążyć…
–
Jeszcze nie. – zaprzeczyłam. Brakuje gości honorowych.
–
Świetnie. – przytaknęła pospiesznie.
Zatem
będziemy udawać, że nic się wczoraj nie stało? Dobrze. Mi to właściwie
obojętnie. Nie przebywamy ze sobą zbyt często. Neutralne stosunki z Robin w
pełni mi wystarczą.
Minęłyśmy się.
Może
to i lepiej?
–
Wiesz… – zaczęła całkiem głośno.
Zacisnęłam
usta w cienki pasek, jednocześnie zatrzymując się. Czyli jednak porozmawiamy na
ten temat...
Odwróciłam
się w kierunku kobiety.
–
Przyznam szczerze – przytaknęła, rozkładając ręce na boki. – miałam wczoraj
gorszy dzień, wieczorem trochę popiłam, a potem wyżyłam się na pierwszej
osobie, która się napatoczyła.
Jedna
z moich brwi drgnęła.
Cóż,
grunt to szczerze i z przekonaniem oraz krótko i na temat.
–
To nie było nic osobistego. – przyznała.
Nie
wyglądało to na „nic osobistego” i myślę, że bardziej na miejscu byłoby zwykłe
„przepraszam”, ale dobrze. Nie chcę się kłócić.
–
Rozumiem. – westchnęłam.
Tak
naprawdę nie wiem, co powinnam na to odpowiedzieć.
Westchnęła
ciężko. Przechyliła głowę, a następnie palcami przeczesała swoje ciemne
krótkie, ciemne włosy.
–
Nie chciałam, żeby tak wyszło i przykro mi, że akurat tobie się dostało. –
dodała, ale trochę z takim wyrzutem oraz niechęcią. Naprawdę aż tak trudno było
jej się przyznać do błędu?
–
Znalazłam się w złym miejscu o niewłaściwym czasie. – Wzruszyłam ramionami. –
Tak się czasem zdarza.
–
Możliwe. – przytaknęła, spuszczając wzrok. Przejechała zębami po swojej dolnej
wardze. – Sądzę, że nasza znajomość trochę źle się zaczęła. – oznajmiła,
składając razem ręce. – Z każdą osobą tutaj budowałam relacje na spotkaniach w
cztery oczy. Lub na treningach. – dodała, śmiejąc się cicho. – I to jest, moim
zdaniem, jedyna możliwość, by się lepiej poznać. Dlatego, jeśli będziesz miała
kiedyś czas, to możemy umówić na kawę i jakieś ciastko. – Zaczęła gestykulować
rękoma, jakby chciała sobie tym pomóc w wypowiedzi. – Bo skoro jednak tu
jesteś, to byłoby dobrze, gdybyśmy wiedziały, na ile nas stać i w jakim stopniu
możemy na sobie polegać.
Uniosłam
lekko brwi.
Prawdziwie
strategiczne podejście do sprawy. Co prawda, nie jestem przekonana, czy udałoby
się nam nawiązać rozmowę między kawą i… ciastkami? Trochę jej sobie nie
wyobrażam w aż takiej luźnej wersji. Nie wiem. Zobaczymy, jak sprawy się
potoczą.
–
Dobrze. Zapamiętam. – Przytaknęłam, posyłając jej jednocześnie delikatny
uśmiech.
–
Świetnie. – Również przytaknęła. – Czyli między nami jest dobrze, więc mogę już
lecieć. Do zobaczenia. – pomachała mi, po czym obróciła się na pięcie i ruszyła
dalej.
Było
to trochę sztuczne. I dziwne, ale może ona już taka jest.
Westchnęłam
cicho, ponownie kierując się w swoją stronę – schodów.
Dzisiejszy
dzień jest pełen wrażeń i mimo, że dopiero popołudnie, to odczuwam ogromne
zmęczenie. Może to nie jest taki zły pomysł, bym została na trochę sama.
Wszystko sobie poukładam, żeby znowu nie dostać kręćka.
Skręciłam
w prawo. Stanęłam na pierwszy stopniu.
Zaczęły
dochodzić coraz głośniejsze rozmowy mężczyzn z piętra niżej. Zmarszczyłam brwi.
Pospiesznie zaczęłam się wdrapywać po kolejnych stopniach na półpiętro. Przykucnęłam
za poręczami schodów prowadzących na kolejne piętro.
To
Joker i jeszcze siedmiu innych mężczyzn. W tym gronie zapewne jest jeszcze
ojciec Kim, pan Everdeen. Dobrze, że nie zlekceważyłam dźwięku ich rozmowy.
Ostatni z mężczyzn zniknął za rogiem. Zaczęłam powoli schodzić po kolejnych
stopniach. Zerknęłam na schody prowadzącej jeszcze niżej. Chyba nikt póki co nimi
nie przyjdzie. Mam nadzieję.
Ostrożnie
wychyliłam głowę zza rogu.
Wierzę,
że Justin coś wymyśli albo ktokolwiek w jakiś sposób postara się mu pomóc. W
końcu chodzi o nich wszystkich. Pewnie wychodzili cało z gorszych sytuacji, a
ja tylko niepotrzebnie się teraz martwię.
Wszyscy
mężczyźni weszli do pokoju. Zmarszczyłam brwi, dostrzegając specyficzny znak na
drzwiach naprzeciwko. Łazienka.
Zostanie
tutaj i czekanie, aż zebranie się skończy, nie jest najlepszym pomysłem. Nie
wiem, dokąd rozejdą się ci mężczyźni, a nie chciałabym na nich trafić. Ale
jakbym poczekała w tamtej łazience, to na nikogo niechcianego bym nie wpadła.
To zawsze jakaś myśl. Gdyby coś się stało, to wreszcie nie byłabym osobą, która
dowiedziałaby się o tym gdzieś przypadkiem.
Ja…
nie wiem. Może to przez sentyment albo przez fakt, że nie mam nikogo innego,
ale czuję się do nich przywiązana. Myślę, że oni do mnie także, chociaż może to
być naiwne. Chyba mogę powiedzieć, że większość się chociażby do mnie
przyzwyczaiła i jako, że staram się nikomu nie przeszkadzać, to mnie tolerują.
Na nic więcej nie liczę.
Może
dość gdybania. Posiedzę trochę w łazience i na nich poczekam. Chociaż raz
dowiem się czegoś na czas. Nie jest mi na rękę to wieczne życie w niewiedzy.
Ale
najpierw pójdę po tablet.
~*~
Przesunęłam
palcem po tablecie, omijając kolejnego, znanego mi mema. Minęło dopiero
półtorej godziny, czyżbym zdążyła już zwiedzić cały Internet? Niemożliwe, żebym
obczaiła już wszystko, co mogłoby mnie w jakiś sposób uspokoić lub trzymać moje
myśli z daleka od tego, co dzieje się na zebraniu. Chociaż, póki jeszcze nikt
nie wyleciał, to już nikt tego nie zrobi.
Coś
mi się przewróciło w brzuchu. Zgięłam się machinalnie, jednocześnie łapiąc się
za bolące miejsce i marszcząc pół twarzy. Westchnęłam cicho. Cholerny skurcz.
Cholerny stres. Powoli zaczęłam się prostować. Odetchnęłam i ponownie oparłam
się bokiem o chłodną ścianę.
Wyłączyłam
przeglądarkę oraz opcję Wi-Fi. Poprawiłam sobie tablet na kolanach. To nic już
nie da. Siedzą tam tak długo, że jedyne, co mogłoby mi w tej chwili pomóc, to
dłuższe posiedzenie na toalecie, chociaż i w to rozwiązanie także wątpię.
Oparłam
głowę o róg ściany. Mój policzek musnął delikatny powiew wieczornego wiatru.
Po
korytarzu rozniósł się hałas rozmowy. Wbiłam wzrok w lekko uchylone drzwi.
Poczułam narastający, nieprzyjemny ból podbrzusza. Przełknęłam głośno ślinę.
Położyłam tablet na kafelki obok, po czym podniosłam się z niskiego parapetu.
Podeszłam powoli do drzwi. Oparłam się ostrożnie o ramę.
– Jak
to, o czym mówię?! – zapytał prawie prześmiewczo jakiś mężczyzna. Jego głos
zaczął się roznosić po korytarzu. – Twój
syn ma gadane, dobrze go wyszkoliłeś! – pochwalił.
–
Nie musisz być taki skromny. –
odezwał się inny. Wydaje się być dużo starszy od swojego poprzednika. – Gdyby moi synowie byli choć w połowie tacy
opanowani i pewni tego, co mówią, to już dawno przeszedłbym na emeryturę.
Uśmiechnęłam
się delikatnie. Odetchnęłam z ulgą, a moje serce zaczęło odrobinę szybciej bić.
Jakoś
z tego wyszli. Że też w ogóle mogło mi przejść przez myśl, że mogłoby być
inaczej!
Zaśmiałam
się cicho.
–
Zgoda. – przytaknął dobrze mi znany
głos.
Ktoś
zamknął drzwi.
–
Jednak samą przemową za dużo nie zdziała.
– westchnął Joker.
Zaczęli
odchodzić, ponieważ słychać dźwięki kroków.
–
Odpuść mu trochę. – odezwał się
jeszcze inny mężczyzna. – To dobry
chłopak. Widać, że się przykłada.
–
W tym biznesie potrzebny jest mężczyzna,
nie chłopak. – mruknął surowo Joker.
Jak
zwykle niezadowolony…
–
Poza tym – wtrącił mężczyzna, którego
głos wydaje mi się znajomy. Czy to… ojciec Kim? Nie jestem pewna. – same starania to za mało.
Zmarszczyłam
brwi.
No
tak. Z jednej strony próbuje Justina udupić Kim, a z drugiej jej ojciec. Kto by
się spodziewał.
Wygięłam
ironicznie usta. Pchnęłam ostrożnie ręką drzwi. Wychyliłam głowę, by móc
spojrzeć na korytarz. Mężczyźni schodzą na dół, pozostawiając za sobą
niewyraźne dźwięki. Zaraz za nim podąża Kim. Nie widzę stąd jej twarzy, ale mam
nadzieję, że nie jest zadowolona.
Cofnęłam
się. Podeszłam do parapetu. Zgarnęłam z niego tablet.
O
tym pogadamy później. Uśmiechnęłam się. Teraz czas pójść i pocieszyć się razem
z resztą.
Odwróciłam
się napięcie. Wyszłam z łazienki. Pospiesznie pomknęłam w stronę pokoju, w
którym cała reszta w dalszym ciągu przebywa.
Właściwie
nie do końca to przemyślałam. Nie zdziwią się, gdy tak nagle się tam zjawię? W
końcu miałam być w pokoju i… Ale dlaczego niby miałabym w każdej jednej kwestii
słuchać Justina? Skoro nie narozrabiałam, to mogłam przebywać wszędzie. Z
dwojga złego – wolałam siedzieć w tej czystej, jasnej i przewietrzonej łazience
niż w tej ciemnej, ciasnej klitce.
Zachichotałam
cicho. Trochę jak za czasów szkoły, gdy siedziałam z Lisą w łazience, gdy
przyszłyśmy po dzwonku i nie chciałyśmy wchodzić na chemię, żeby nauczycielka
nas nie wzięła do odpowiedzi.
Złapałam
za klamkę.
–
Nie, Ronnie nigdzie nie pójdzie! –
krzyknął Justin.
Przez
moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze. Wbiłam wzrok w drzwi.
–
Ale dlaczego ty się zaraz wściekasz? –
zapytał Liam.
–
To była tylko sugestia. – wytłumaczył
z wyrzutem Zayn. – Przecież nikt jej nie
wysyła na poligon.
–
Nie puszczę jej! – zaprzeczył donośnie
Justin.
W
pokoju rozbrzmiało kilka prychnięć i czegoś podobnego do klepnięcia.
Nie
rozumiem, o co chodzi.
–
I tu właśnie leży problem! – zawołał
Louis.
–
Obchodzisz się z nią tak delikatnie,
jakby srała złotem. – wtrącił Niall.
Zayn,
Liam oraz Robin przytaknęli.
–
Zgadzam się z naszym towarzyszem,
jednakże ja ubrałbym to w inne słowa. – zabrał głos Harry, wyraźnie
podkreślając drugą część zdania.
–
Można byłoby spróbować. – oznajmiła
miłym tonem Daisy. – Razem z Louisem
mogliby tworzyć zgraną parę. Lub ze mną.
–
Oczywiście. – przytaknął Louis. – Co prawda, może jest trochę niezdarna-
–
Ale to kwestia praktyki. – wcięła się
Robin. – Wszystkiego można się nauczyć.
Justin
prychnął. Po całym pokoju rozniósł się szmer.
–
Wy naprawdę sądzicie, że można byłoby
powierzyć Ronnie takie zadanie? – zapytał Justin. – Naprawdę widzicie ją, jak stoi w tłumie tych wszystkich sukinsynów i
udaje, że jest z ich świata? Ona sobie ledwo radzi z tą rzeczywistością, która
ją otacza! – Uderzył o coś drewnianego. Pewnie biurko.
Spuściłam
wzrok. Całe szczęście ze mnie uleciało.
–
Justinie, sądzę, że przesadzasz. –
zaprzeczył Harry.
Zdaje
się, że wszyscy w pokoju mu przytaknęli.
–
Nie przesadzam. – odpowiedział sucho
Justin.
–
Wystarczyłoby dać jej możliwość – zaczął
Zayn.
–
A może okazałaby się dużo lepsza niż ci
się wydaje. – dokończył Liam.
–
Niż mi się wydaje? – zapytał
ironicznie Justin. – Widzieliśmy wiele
razy, jak wiele rzeczy potrafi robić bezmyślnie.
Wbiłam wzrok w
podłogę. Cofnęłam rękę z klamki.
–
Justin! – zawołała Daisy, nie wierząc
w to, co słyszy.
–
Przyjacielu, wszyscy popełniamy błędy. – wtrącił
lekko oburzony Harry.
–
Ale nie takie. – odpowiedział ciszej
Justin.
–
Jus…
–
Nawet nie próbujcie mnie przekonywać! –
zaprzeczył Justin. – Ona się nie nadaje
do naszego świata! Jest najcieplejszą osobą, jaką znam, ale tutaj to nie
przejdzie! Jest jak moja mama! Jak mały kotek, który tak bardzo wierzy w ludzką
dobroć, że co rusz wpada w jakieś kłopoty!
Poczułam
bardzo nieprzyjemne ukłucie w sercu. Zamknęłam oczy. On… naprawdę mnie tak
postrzega?
–
Proszę bardzo – odezwał się znowu. – wyprowadźcie mnie z błędu, jeśli się mylę! –
nakazał. – Znam ją na tyle długo, by
stwierdzić, że jest potulna jak baranek i nie poradziłaby sobie w tej dżungli!
Najlepiej będzie, jeśli zostanie tutaj, w bezpiecznym miejscu. Mam za dużo na
głowie, by dołożyć do tego jeszcze zamartwianie się, czy aby ktoś jej nie
katuje słowem!
Nie mogę tego
słuchać!
Zacisnęłam
mocno oczy, czując narastający smutek i żal. Zaczęłam się cofać.
Tym
jestem w jego oczach? Nieporadną dziewczyną, którą trzeba zamknąć w domu, by
nie zrobiła sobie krzywdy?
Westchnęłam
ciężko, przy czym szczęka zaczęła mi charakterystycznie drgać. Obiłam się lekko
pośladkami o ścianę. Ja przecież taka nie jestem…
Spojrzałam
przez ramię, na miasto skąpane w różowym blasku zachodzącego słońca, próbując
jakoś powstrzymać chęć popłakania się. Obróciłam się. Odłożyłam tablet na
parapet. Otuliłam jedną ręką swój brzuch. Na dłoni oparłam drugi łokieć.
Przeniosłam wzrok na swoje odbicie w szybie. Widzę dziewczynę z drżącą wargą,
dużymi oczami, które lada moment zakryje ściana łez i ogólnie beznadziejnie
smutną miną.
Kurwa!
Prychnęłam,
wykręcając usta w pyzę. Zakryłam palcami swoje oczy.
Kogo
ja próbuję oszukać?! Jak zwykle wszyscy wszystko widzą, tylko ja jak głupia
muszę się upierać, że jest inaczej! Dlaczego tak? Żeby się nie załamać? Co to
da? Tylko tyle, że uchodzę za nieporadne i nieprzygotowane do życia zwierzątko
domowe!
Justin
ma rację. Wpadam w każde jedno gówno, wiele rzeczy robię bez namysłu i jestem
potulna jak baranek…
Ściągnęłam
rękę z twarzy. Co się ze mną, kurwa, stało? Zawsze umiałam sobie jakoś radzić.
Może i mój ojciec skutecznie blokował każdą moją próbę postawienia mu się, ale
odkąd musiałam liczyć tylko na siebie, to nigdy się w nic nie pakowałam. Może
dlatego, że wystarczało mi narzekanie mojego ojca na to, że żyję i musi mnie
utrzymywać. I bez dodatkowych pretensji czułam się jak gówno, więc co by było,
gdyby o coś jeszcze próbował się mnie czepiać? Pewnie stałabym się tym, kim
jestem teraz. Małym, niegroźnym kotkiem…
Ludzie
się naprawdę nade mną litują… Wcale nie muszę mieć rozmazanego makijażu. I już
nawet wiadomo, dlaczego Kim zachowuje się w stosunku do mnie tak, a nie
inaczej!
Zacisnęłam
mocno oczy, czując, że napływają mi do nich łzy.
O
nie! Nie, kurwa, tym razem! Znowu wszyscy zaczną nade mną skakać i się litować.
Zacisnęłam
mocno kości szczęki. Otworzyłam oczy. Posłałam sobie srogie spojrzenie. Zawsze
umiałam sobie poradzić, bo byłam zdana tylko na siebie. Nikt nie musiał mnie
pilnować, ani za mną biegać. Ale…
Skrzywiłam
się.
Ale
wtedy to była inna sytuacja! Ale co to ma za znaczenie?! Mam tę cholerną
świadomość, że cokolwiek by się nie stało, to ktoś przyjdzie i mi pomoże!
Dlatego nie jestem w stanie nawet przypilnować tel…
Ogarnęło
mnie dziwne uczucie. Ręką powoli zaczęłam zjeżdżać na swoją prawą kieszeń. Nic
w niej nie ma. Zamknęłam ponownie oczy, czując narastające zażenowanie.
Nawet
nie jestem w stanie upilnować tego cholernego telefonu! Ja…
Drzwi
otworzyły się. Przechodzące przez moje ciało dreszcze zmusiły mnie do
gwałtownego odwrócenia się. Posłałam przerażone spojrzenie Louisowi. Na jego
twarzy maluje się zdziwienie.
–
Ronnie? – zapytał, marszcząc brwi. Jak to żałośnie brzmi. – A co ty tutaj
robisz?
Rozchyliłam
usta, jednak po chwili je zamknęłam. Wzięłam głęboki wdech, by się uspokoić i
ogarnąć.
–
Czekam. – odpowiedziałam cicho. – Ile można siedzieć w tej klitce? – Wzruszyłam
ramionami.
Zaśmiał
się cicho.
–
Masz rację. Cześć. – Kiwnął do mnie głową, po czym wsunął ręce do kieszeni
eleganckich spodni i ruszył w swoją stronę.
Cała
reszta również zaczęła się zbierać do wyjścia. Wszyscy poza Daisy i Justinem,
którzy stoją przy biurku i zaciekle o czymś rozmawiają.
Skrzyżowałam
ręce na klatce piersiowej. Żadna z twarzy nie jest w stanie mi powiedzieć, jak
dalej potoczyła się rozmowa. Może to i lepiej. Nie chcę wiedzieć.
Zaczęli
się rozchodzić. Nikt, poza Louisem, nie zwrócił na mnie uwagi. Niespecjalnie mi
to przeszkadza.
Przed
oczami przebiegła mi twarz Robin. Skupiłam wzrok na jej uśmiechu, który właśnie
posłała Harry’emu. Chciała się ze mną umówić na kawę i ciastka, bo trudno o to,
żeby z niegroźnym stworzeniem pójść nad staw strzelać do kaczek. W oczach
wszystkich uchodzę za nieporadną. Jakie to jest, kurwa, żałosne.
Prychnęłam
cicho.
Ale
zaraz… Strzelać do kaczek…
Zmarszczyłam
brwi. Przecież Robin nauczyła Daisy… strzelać. Otworzyłam szeroko oczy. No
przecież!
Odbiłam
się od parapetu.
–
Robin. – powiedziałam głośniej, kierując się w stronę zakochanej pary.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Jeżeli macie
mindfuck w głowie, to oznacza, że ta część wyszła tak, jak miała wyjść XD
Z
góry chciałabym uprzedzić, że większość rozdziału nie została nawet ogarnięta
wzrokiem, ponieważ zmieniłam wszystko w ostatniej chwili, gdyż postanowiłam
więcej tutaj zawrzeć i zakończyć w bardziej dogodnym miejscu. Też się trochę
boję, że gdybym przeczytała, to znowu chciałabym coś innego napisać, więc
dodaję to tak, jak jest. Najwyżej będę się z tym męczyć podczas korekty.
Jak
zwykle – coś musiało się zjebać, ale czy tak właściwie źle? Zobaczymy.
Pamiętacie
jeszcze ankietę, którą ostatnio mogliście wypełnić? Za chwilę dodam rozdział, w
którym się do niej odniosę. Będą tam ogólne statystyki, odpowiedzi na pytania
oraz odniosę się do tego, co wyszło na jaw, więc jeśli ktoś wypełniał ankietę
i/lub jest ciekawy wyników, to gorąco zapraszam.
Brak mi słów żeby opisać ten rozdział napisze tylko jest: GENIALNY ♥
OdpowiedzUsuńAGEN JUDI BOLATANGKAS ONLINE TERPERCAYA
OdpowiedzUsuńTANGKASNET dan 88TANGKAS !
Segera Bergabung Bersama Kami, Hanya di www.agentangkas.co
WA: 0812-2222-995 !
BBM : BOLAVITA
WeChat : BOLAVITA
Line : cs_bolavita
klik ==>> EREK EREK 4D