wtorek, 26 września 2017

Rozdział 21: ,,Nie będę Cię zatrzymywał."

WAŻNA INFORMACJA POD ROZDZIAŁEM, PROSZĘ SIĘ Z NIĄ ZAPOZNAĆ!

~*~*~*~*~

               Ostrożnie przesunęłam opuszkami palców po chłodnej, śliskiej ścianie. Nie mam pojęcia, jak wszyscy odnajdują się w tych wąskich korytarzach. Na każdym piętrze wszystko wygląda tak samo. Może poza numerkami na drzwiach. Dobrze, że mój cel to zejście do podziemi. Ciężko byłoby odnaleźć odpowiednią salę w tych wszystkich odgałęzieniach. Chociaż, jakby się tak szczerze zastanowić, to nie wiem, czy piwnice to zaraz taki dobry pomysł.

               Złapałam za poręcz schodów. Po korytarzu, z którego przyszłam, zaczął roznosić się rozmyty dźwięk. Jakby ktoś w coś uderzył lub trzasnął drzwiami. Wzdrygnęłam się. O niektórych godzinach cały budynek tętni życiem. Aż trudno uwierzyć, że teraz słychać jedynie niewyraźne rozmowy dochodzące zza drzwi.
               Zeszłam na pierwszy stopień.
               Czuję się okropnie. Jakbym nie spała od dobrego miesiąca. Możliwe, że to przez odstawienie kawy. Dawała zbyt dużego kopa i miałam wrażenie, że źle wpływa na moją koncentrację. Jak wtedy, gdy Niall poczęstował mnie swoją kawą. Przypadek? Nie sądzę.
               Skierowałam się w dół.
               Może powinnam przestać szukać winnych dookoła i spojrzeć prawdzie w oczy? Moje otoczenie zmienia się prawie co chwilę. Cały czas coś się dzieje. A mnie coraz trudniej jest się przystosowywać do tego wszystkiego. Co się ze mną stało? Po tak długim czasie spędzonym tutaj, powinnam się prawie od razu adaptować do nowej sytuacji, a nie umiem. Jakbym czekała, aż otoczenie dostosuje się do mnie.
               Stanęłam na półpiętrze. Spuściłam głowę, po czym zaczęłam przecierać dłońmi twarz.
               Wszystko było inne, gdy musiałam być zależna tylko od siebie. Teraz nie mogę tego zrobić, ponieważ czuję nacisk ludzi dookoła. Dlatego ja nie radzę sobie z emocjami, a wszyscy wokół uważają mnie za siermięgę. Sama stwarzam takie pozory.
               Zsunęłam palce na swoje usta.
               Może tata miał rację? Może nie nadaję się do życia między ludźmi?
               Podeszłam do kolejnej serii stopni.
               Ale mówił też, że jestem tak beznadziejnym przypadkiem, że nikt nie chciałby mnie pokochać. Mylił się. Justin… Justin powiedział, że mnie kocha. I się z tego nie wycofał.
               Westchnęłam ciężko. Jednocześnie opuściłam ręce wzdłuż swojego ciała.
               Użalanie się nad sobą nic nie da. Trzeba się wreszcie czymś zająć, żeby przestać zadręczać się niepotrzebnymi myślami.
               Skierowałam się powoli w dół.
               Radziłam sobie zawsze i ze wszystkim, bo musiałam. Czas najwyższy, by do tego wrócić.
               Zeszłam z ostatniego stopnia na parter. Teraz trzeba znaleźć kolejną klatkę schodową i zejść do piwnicy.
               Uważaj!
               Moje wszystkie mięśnie na moment się spięły. Zmarszczyłam brwi.
               Co się dzieje?
               – Ronnie? – Do moich uszu dobiegł głos Justina.
               Machinalnie odwróciłam głowę w kierunku korytarza, skąd dobiegł dźwięk. Kąciki moich ust delikatnie drgnęły w górę na widok Justina, idącego w moim kierunku z plikiem jakichś kartek. Wzięłam głęboki wdech.
               – Dzień dobry. – oznajmiłam miłym głosem.
               – Nie wiem, czy taki dobry. – mruknął, a jego twarzy zmieniła się z neutralnej w rozgniewaną.
               Kącki moich ust prawie od razu opadły, a serce przyspieszyło bicie, jednak w niekoniecznie przyjemny sposób. Zlustrowałam uważnie wzrokiem twarz mężczyzny.
               – Co się stało? – zapytałam cicho.
               Zatrzymał się kilka kroków przede mną.
               – Możesz mi łaskawie wyjaśnić, co tutaj robisz? – zapytał, karcąc mnie spojrzeniem już od pierwszego wyrazu. – Przecież mówiłem, że nie chcę, żebyś się pałętała po budynkach! To nie jest miejsce do spacerowania!
               Spuściłam wzrok na podłogę. No tak. Przecież według niego jestem małym, bezbronnym kotkiem, którym z niczym sobie nie poradzi. Mówił, że się o mnie martwi, ale w tym momencie chyba ma mnie już bardziej za głupią.
               – Szłam do Robin. – smutnym westchnięciem wcięła mu się w słowo.
               Zamilkł. Mruknął coś pod nosem.
               – Co? – zapytał niepewnie.
               Naprawdę sądzi, że przyjechałabym tu dzisiaj z Daisy tylko po to, by zgubić się w tym labiryncie identycznych i zimnych korytarzy? Wiem, że czasem robię głupie rzeczy, ale… ale to oskarżenie boli.
               Wzięłam głęboki wdech, po czym podniosłam wzrok na Justina. Jego wzrok pałęta się po mojej twarzy. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Zza jednego z jego ramion wystaje plik kartek, który trzyma w dłoni.
               – Umówiłam się na dzisiaj z Robin. – Wzruszyłam ramionami, udając, że wcale nie tknęły mnie jego słowa. Mam tylko nadzieję, że nie zabrzmiało to zbyt oschle. Naciągnęłam rękawy bluzy na swoje dłonie. – Właśnie do niej szłam. – wyjaśniłam nieco ciszej, spuszczając jednocześnie wzrok na swoje ręce.
               Odgięłam trochę rękawy. Ta sytuacja jest dla mnie wyjątkowo niezręczna. Spojrzałam badawczo w stronę Justina. Jego wzrok spadł na podłogę. Wolną dłonią przesunął po swoim karku. Jest zakłopotany.
               – Dobrze. – przytaknął, a jego wzrok powrócił na mnie. – Nie będę cię zatrzymywał.
               Chociaż tyle dobrego.
               – Dobrze. – odparłam cicho, po czym minęłam Justina.
               Nie wiem, czy idę w dobrą stronę. Powinnam była najpierw się rozejrzeć. Nieważne. Najwyżej się wrócę.
               – Ronnie? – odezwał się Justin, a jego głos rozniósł się po korytarzu.
               Wzdrygnęłam się. Uwielbiam, ale i jednocześnie nienawidzę, gdy wymawia moje imię. Odwróciłam się w kierunku mężczyzny. Stoi oparty ramieniem o ścianę.
               – Wszystko w porządku? – zapytał niepewnie, a jego kości policzkowe na chwilę się uwydatniły.
               Zadał nieodpowiednie pytanie. Nie wiem. Nie wiem, czy wszystko gra. Nie wiem, czy jest dobrze. Nie wiem, czy jest źle. Ale tego mu nie mogę powiedzieć.
               – Chyba tak. – przytaknęłam sama sobie.
               – Codziennie jesteś inna. – stwierdził. – Od paru dni mam problem, by za tobą nadążyć.
               Ja za tobą nie potrafię nadążyć kilka razy w ciągu jednego dnia, więc nie wiem, kto ma teraz gorzej. Ale nie mogę zaprzeczyć – ze mną jest podobny problem.
               – Z kobietami tak już bywa. – nikły uśmiech przemknął przez moje usta. – Poza tym – przeciągnęłam. – dużo się teraz dzieje. – Wzruszyłam ramionami.
               – To fakt. – przytaknął, a wzrok zatopił w podłogę. Westchnął. – Najwygodniej będzie, jak zjedziesz na dół ostatnią windą. – Uniósł rękę, a zaraz za nią także głowę.
               Zerknęłam przez swoje ramię.
               – Czeka cię wtedy tylko jedna prosta. – wyjaśnił.
               Dobrze, ale… skąd on wie, dokąd idę?
               – A skąd wiesz…
               – O tej porze Robin może być tylko w jednym miejscu. – Wszedł mi w słowo.
               Ponownie odwróciłam się w stronę mężczyzny. W dalszym ciągu wygląda na niewyspanego. Uniosłam delikatnie kąciki ust.
               – Dziękuję. – kiwnęłam głową, po czym odwróciłam się na pięcie.
               Sądząc po ilości kartek w jego dłoni, pewnie zmierza na jakieś ważne spotkanie. Nie będę go zatrzymywać.
               Nacisnęłam guzik w celu przywołania windy. Stanęłam przed wejściem.
               – Zaprowadzę cię. – oznajmił stanowczo Justin.
               Zmarszczyłam brwi, spojrzałam w jego kierunku. Zmierza w moją stronę pewnym krokiem.
               – Przecież mówiłeś, że to jedna prosta. Poradzę sobie. – zapewniłam.
               – Chcę mieć pewność, że dotrzesz na miejsce. – mruknął.
               Co mu nagle odbiło?!
               Usłyszałam dźwięk windy. Zerknęłam, jak przejście się otwiera.
               – To jedna prosta z windy do Robin. – wyjaśniłam, wchodząc do windy. Stanęłam pod ścianą, a następnie odwróciłam się w stronę wejścia.
               – Skoro już wiem, dokąd idziesz, to chcę mieć pewność, że tam dotrzesz. – naparł.
               Czuję dziwne napięcie, które bardzo szybko narasta. Co on się tak uparł? Przecież to jest jedna prosta. Prosta droga! W czym miałabym sobie nie dać rady?!
               – Nie, Justin. Dziękuję. – mruknęłam cicho, starając się możliwie najbardziej zakryć swoją irytację jego zachowaniem. – Nie ma potrzeby, byś tam ze mną szedł.
               Mężczyzna stanął tuż przed wejściem. Po jego minie widać, że nie przyjmuje do siebie mojej odmowy. Niech nawet nie próbuje…
               – Powiedziałem, że cię zaprowadzę. – oznajmił stanowczo.
               Zacisnęłam dłonie w pięści.
               – Możesz przestać mnie traktować jak dziecko?! Naprawdę uważasz, że mogłabym się zgubić!? Sam powiedziałeś, że to jedna prosta! – warknęłam. – Poradzę sobie, nie potrzebuję twojej pomocy! – syknęłam, wypuszczając wraz z ostatnim wyrazem swoją złość.
               Brwi Justina drgnęły, a jego klatka piersiowa zaczęła się szybciej unosić i opadać.
               Napięcie zaczęło uchodzić z mojego ciała. Spuściłam wzrok, czując nadchodzące poczucie winy i wstyd.
               Nie powinnam była się tak zachować.
               Spojrzałam na ścianę z panelem przycisków. Wyciągnęłam rękę w kierunku guzika znajdującego się na samym dole. Spojrzałam w kierunku Justina, który wygląda na zainteresowanego moim poczynaniem.
               – Poradzę sobie. – zapewniłam, chociaż było to ciche i nie do końca pewne.
               Nacisnęłam wskazującym palcem przycisk. W windzie rozbrzmiał cichy sygnał, po czym przejście zaczęło się zamykać.
               Justin opuścił lekko głowę. W tym samym momencie jego usta wygięły się w nieprzyzwoity uśmiech, a jego spojrzenie stało się wręcz przeszywające. Cofnęłam rękę od panelu, czując zbierające się w moich plecach nieprzyjemne ciarki.
               – Dobrze. – zamruczał.
               Winda zamknęła się.
               Wzdrygnęłam się od potężnej dawki ciarek. Zrobiło mi się zimno.
               Co to miało być?! To zachowanie. Prowokacja? Czy chciał zobaczyć, jak się zachowam?
               Oparłam się plecami o ścianę. Wzięłam głęboki wdech.
               Nie nadążam za tym facetem. No nie nadążam!

~*~

               Chwyciłam za klamkę, a następnie zaczęłam ciągnął w swoją stronę wielkie, metalowe drzwi. Wejście jak do bunkra! Zajrzałam do środka. Lampy, idące wzdłuż szerokiego, ale – na szczęcie – niedługiego korytarza, są pozapalane, więc Robin na pewno tutaj jest.
               Weszłam do środka odgrodzonej strefy. Złapałam za uchwyt, a następnie ponownie zaczęłam ciągnąć drzwi. Do moich uszu dobiegło charakterystyczne kliknięcie. Puściłam uchwyt. Zerknęłam na swoje dłonie. Szybkim ruchem je otrzepałam, po czym odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.
               Zza przejścia po lewej wyjrzała Robin w żółtych okularach na nosie oraz czarnych słuchawkach na uszach.
               – Cześć! – oznajmiła głośno, posyłając mi w tym samym czasie delikatny uśmiech.
               – Hej! – Uniosłam rękę i również obdarzyłam ją uśmiechem.
               Kobieta ściągnęła słuchawki na kark.
               – Nie sądziłam, że tak szybko przyjdziesz. – oznajmiła, odgarniając palcami włosy, które opadły na jej twarz.
               – Szybko? – zapytałam zdziwiona. – Bałam się, że będziesz musiała na mnie długo czekać. – zachichotałam.
               – Coś ty! – zaprzeczyła, po czym machnęła niedbale ręka. – Chodź, chodź! – Przywołała mnie ruchem palców.
               Przyspieszyłam kroku
               Pół nocy zastanawiałam się, czy to aby na pewno dobry pomysł, by nauczyć się posługiwać jakąś bronią. O dziwo – znalazłam więcej argumentów za niż przeciw. Oczywiście, patrząc na moją obecna sytuację. Myślę, że powinnam chociaż wiedzieć, jak sprawiać pozory, że znam się na grożeniu bronią. Bóg jeden wie, czy nie rzuci się na mnie znowu jakiś zboczeniec z lepkim jęzorem.
               Wzdrygnęłam się. Wyjrzałam za róg. Uniosłam brwi, widząc po prawej kilkanaście stanowisk oznaczonych numerami od jeden do (bodajże) dwanaście, a zaraz za nimi dość rozległą przestrzeń. Na jej końcu znajdują się tablice. Wygląda całkiem profesjonalnie. Będę w dobrych rękach, więc mam nadzieję, że nie zrobię krzywdy sobie ani nikomu innemu.
               – Pójdziesz tam – odezwała się Robin, a następnie ręką wskazała na pomieszczenie z długimi, prostokątnymi oknami. – i zabierzesz dla siebie słuchawki oraz okulary. To wszystko w ramach bezpieczeństwa. – wyjaśniła, na co ja przytaknęłam kilkakrotnie. – Ja pójdę tutaj. – Wskazała na ciemne drzwi. – Jak się zabezpieczysz, to przyjdź. Wybierzesz sobie jakiś pistolecik. –zaśmiała się cicho.
               Uniosłam zainteresowana brwi.
               Wybiorę? Nie sądziłam, że będę mogła. To może być rzeczywiście ciekawe.

~*~

               – Świetny wybór. – rzuciła Robin, opuszczając składzik. Ruszyłam za nią.
               Przyznam, że dość ciężkie to ustrojstwo. Nie, żebym narzekała, ale nie sądziłam, że to będzie tyle ważyć. Teraz już wiem, czemu wiele kobiet w filmach trzyma pistolety oburącz.
               Wyszłam ze składziku. Zerknęłam na Robin, która weszła do pomieszczenia obok. Skupiłam wzrok na pistolecie, który sobie wybrałam. Jest czarny, wąski i wygodny do trzymania. Nie wygląda na jeden z tych używanych przez policje, więc… chyba mogę roboczo założyć, że jest nielegalny. I niebezpieczny.
               Po moim kręgosłupie przebiegł dziwny dreszcz.
               Tak się teraz zastanawiam, czy to aby na pewno coś dla mnie. To była właściwie pochopna decyzja i może nie zdążyłam do końca przemyśleć wszystkich za i przeciw…
               – Ronnie – odezwała się Robin, zwracając tym moją uwagę. – stań przed szóstką. – poleciła.
               Spojrzałam przed siebie. Ruszyłam wolno pod wskazane miejsce. Pochopna decyzja czy nie – głupio byłoby się teraz z tego wycofać. Mogę spróbować. Jak mi się nie spodoba, to nigdy więcej tego nie powtórzymy. Przełknęłam głośno ślinę.
               Stanęłam przed stanowiskiem numer sześć. Odstawiłam pistolet na drewnianej półce. To trochę dziwne, że pod nią znajduje się ścianka. Przeważnie w takich miejscach jest puste, ale pewnie się za mało znam, żeby się na ten temat wypowiadać.
               – To jest magazynek. – powiedziała Robin. Odwróciłam się w jej stronę. Kobieta położyła przedmiot na półce. – Musisz go włożyć od spodu. – dodała.
               Przytaknęłam. Wzięłam do ręki pistolet. Zerknęłam na niego od spodu. Widzę otwór. Wzięłam magazynek, a następnie odpowiednio wsunęłam go do środka.
               – Żeby go odbezpieczyć, musisz przesunąć mocno tę górną część do tyłu. – oznajmiła głosem typowej nauczycielki, po czym palcem dotknęła tę część, o której mówiła. – Tylko pamiętaj, że gdy już to zrobisz, to celuj w tarczę, a nie we mnie.
               Zmarszczyłam brwi. Podniosłam wzrok na Robin. Jej mina jest poważna. Naprawdę uważa, że mogłam w nią wycelować?
               – To oczywiste. Przecież nie chciałabym ci zrobić krzywdy. – odpowiedziałam.
               Zaśmiała się krótko.
               – Chciała, nie chciała. – Pokiwała głową. – Niall też nie chciał, a we mnie strzelił. – Na jej usta wkradł się uśmiech.
               Otworzyłam szeroko oczy.
               – Strzelił do ciebie? – zapytałam zszokowana.
               Przytaknęła, śmiejąc się cicho przy tym.
               – Był tak podekscytowany, że nie zwracał uwagi na to, co robi. – Wywróciła oczami, śmiejąc się w dalszym ciągu.
               Z tego Nialla to jest dopiero szaleniec.
               – A gdzie cię trafił?
               – W kamizelkę. – odpowiedziała od razu. Poklepała się ręką po brzuchu. – Zawsze noszę ją przy sobie.
               Dobrze wiedzieć, że znalazł się ktoś jeszcze bardziej ciemny ode mnie w tych sprawach, ale i tak odczuwam niepokój.
               Spuściłam dłoń, w której tkwi pistolet. Złapałam za część, którą przed chwilą wskazała Robin, a następnie zaczęłam za nią ciągnąć.
               Skrzywiłam się. Stawia opór.
               – Spróbuj mocno szarpnąć. – poleciła.
               Odpuściłam. Chwyciłam część jeszcze raz. Mocno szarpnęłam ją w górę, co sprawiło, że z pistoletu wydobył się dźwięk kliknięcia. Uśmiechnęłam się lekko.
               – Dobrze. Teraz możesz wycelować.
               Spojrzałam przed siebie. Na wprost wisi biała karta z obrysowaną posturą człowieka. Przełknęłam głośno ślinę. Jest daleko. Co prawda, Robin zadbała o to, by była mniej więcej na środku możliwej odległości, ale wątpię, że w to trafię.
               Odetchnęłam głośno. To nic. Nie każdy przecież od razu zaczyna zabijać. W końcu się wprawię. Chwyciłam pistolet oburącz.
               – Stań w troszkę większym rozkroku. – poleciła Robin.
               Spojrzałam w jej stronę. Przytaknęła kilka razy. Rozstawiłam nogi trochę dalej od siebie.
               – Stań swobodnie. Plecy proste. – dodała.
               Wykonałam jej polecenie.
               Trochę ciężko stanąć swobodnie, gdy w środku czuje się narastający stres.
               Uniosłam ręce, a następnie wymierzyłam w swój cel. Kobieta stanęła za mną. Opuściła moje ręce tak, by były lekko ugięte w łokciach.
               Zmarszczyłam brwi. Moje ręce. One się trzęsą.
               – Nie bój się. To tylko przedmiot. – oznajmiła cicho Robin. Delikatnie potarła moje ramiona. – Traktuj go bardziej jak przedłużenie swoich rąk. Jak coś naturalnego.
               – Trochę ciężki, jak na coś naturalnego. – Uśmiechnęłam się.
               – Przyzwyczaisz się. – szepnęła. Oparła się policzkiem o moje ramię. – Ważna uwaga, cały czas kontroluj, gdzie masz palec. Nie kładź go na spuście, póki nie będziesz pewna, że chcesz strzelać.
               Wzięłam głęboki wdech. Położyłam palec na spuście. Serce zaczęło mi łomotać w klatce piersiowej.
               – Dobrze. – przytaknęłam cicho.
               – Teraz skup się na celu. Zastanów się, co ma nim być, a następnie postaraj się, by znalazł się on na końcu muszki. Gdy będziesz gotowa, naciśnij płynnie spust. – szepnęła, po czym powoli odsunęła się ode mnie.
               Przymknęłam powieki, czując przyspieszające tętno.
               – Na razie tylko strzel. Nie musisz trafić. – oznajmiła łagodnie Robin.
               Wzięłam głęboki wdech. No dobra, bez nerwów.
               Otworzyłam oczy. Stanęłam sobie na tyle swobodnie, na ile to możliwe. Uniosłam pistolet mniej więcej na wprost głowy mojego celu. Naparłam lekko palcem na spust. Zacisnęłam usta. Przymrużyłam oczy.
               Nacisnęłam na spust. Głośny strzał rozległ się po całym pomieszczeniu. Siłę wystrzały przeszła przez moje ręce, a potem przeniosła się na resztę ciała. Pod wpływem nacisku, przestawiłam jedną nogę do tyłu, by się na przewrócić. Adrenalina i poczucie satysfakcji w mgnieniu oka ogarnęły moje ciało. Uśmiechnęłam się, a następnie opuściłam trochę ręce. Spojrzałam na pistolet. Ale to cacko ma kopa!
               – Prawie szyja. – stwierdziła Robin.
               – Co? – Spojrzałam na kobietę, a po chwili na tarczę.
               Dziurka od pocisku znajduje się dobry centymetr od narysowanej szyi. Uniosłam zdumiona brwi.
               – Jak blisko. – powiedziałam cicho pod nosem.
               – Gdzie celowałaś?
               – W głowę.
               – To rzeczywiście blisko. – przyznała ze słyszalnym zadowoleniem.
               Prawie zabiłam gościa z tektury. Uśmiechnęłam się szeroko. Nieźle.
               – I co? – zapytała, kładąc dłoń na moim ramieniu. – Nie było to takie straszne, nie? – Potarła moje ramię.
               – To było zajebiste. – odpowiedziałam, kierując swoją uwagę na Robin.
               Zaśmiała się.
               – Dobrze, że ci się podoba! – zawołała. – Próbuj dalej. – dodała, mijając mnie.
               – Oczywiście, że spróbuję! – oznajmiłam zadowolona, ustawiając się ponownie w odpowiedniej pozycji.
               – Ale pamiętaj o jednym. – Chwyciła mnie za drugie ramię. Zerknęłam na nią kątem oka. – On zabezpiecza się automatycznie po każdym wystrzale. Musisz go odbezpieczać przed każdym strzałem. – rzekła, wskazując palcem na pistolet. – On nie działa jak karabin. – mrugnęła do mnie lewym okiem, po czym puściła moje ramię.
               Skierowała się w stronę pomieszczenia.
               Cóż…
               Zerknęłam na trzymany przeze mnie pistolet.
               Jego jedyna wada. No nic, jakoś sobie poradzimy.
               Z szerokim uśmiechem wycelowałam ponownie w tarczę.


~*~*~*~*~*~

               Wiem, że rozdział dodaję późno, jest on krótki i… bardzo długo zwlekałam z tym, by go wreszcie Wam udostępnić. Tak się złożyło, że we wrześniu miałam poprawki, więc – co jest rzeczą jasną i oczywistą – poświęciłam nauce całą swoją uwagę.
               ALE nie wiem, czy ktoś zauważył, ale przypomnę, że dnia 12 października miną już 2 lata, odkąd zdecydowałam się na publikowanie tego opowiadania! :D Z tej też okazji postanowiła, że postaram się w końcu udostępnić dla Was stronę o Dżoksie (uff, nareszcie!) oraz… stwierdziłam, że może być Wam miło, jeśli dzisiaj, za tydzień oraz (jeśli Bóg da) na 12 października (lub w okolicach tego dnia) pojawią się rozdziały. Co prawda – mogą być one krótsze niż zazwyczaj, jednak w mniejszych odstępach czasowych, a to sądzę, że jest lepsze rozwiązanie. Tym bardziej, że akcja teraz tak ładnie się podzieliła, więc…
               Mogę powiedzieć, że widzimy się za tydzień ;) ORAZ udostępnię za chwilę dla osób z wattpada rozdział z BOHATERAMI. Z Blogspota niestety, ale zakładka z nimi zniknęła. Pojawi się na stronie, obiecuję ;)

               Także… do napisania!

2 komentarze:

  1. AGEN JUDI BOLATANGKAS ONLINE TERPERCAYA
    TANGKASNET dan 88TANGKAS !

    Segera Bergabung Bersama Kami, Hanya di www.agentangkas.co
    WA: 0812-2222-995 !
    BBM : BOLAVITA
    WeChat : BOLAVITA
    Line : cs_bolavita

    klik ==>> EREK EREK 4D

    OdpowiedzUsuń
  2. Are you in Search of quality and best Dumps in Underground Market? Yes you are on right place. Joker’s Stash You can find us here https://jstashbazar.club/login. Joker Stash - Joker's Stash login – JokerStash - Joker Stash cards - Joker Stash Dumps - Joker Stash Registration - Joker's Stash Login.

    OdpowiedzUsuń