WAŻNA INFORMACJA POD ROZDZIAŁEM,
PROSZĘ SIĘ Z NIĄ ZAPOZNAĆ!
~*~*~*~*~
Ostrożnie
przesunęłam opuszkami palców po chłodnej, śliskiej ścianie. Nie mam pojęcia,
jak wszyscy odnajdują się w tych wąskich korytarzach. Na każdym piętrze
wszystko wygląda tak samo. Może poza numerkami na drzwiach. Dobrze, że mój cel
to zejście do podziemi. Ciężko byłoby odnaleźć odpowiednią salę w tych
wszystkich odgałęzieniach. Chociaż, jakby się tak szczerze zastanowić, to nie
wiem, czy piwnice to zaraz taki dobry pomysł.
Złapałam
za poręcz schodów. Po korytarzu, z którego przyszłam, zaczął roznosić się
rozmyty dźwięk. Jakby ktoś w coś uderzył lub trzasnął drzwiami. Wzdrygnęłam
się. O niektórych godzinach cały budynek tętni życiem. Aż trudno uwierzyć, że
teraz słychać jedynie niewyraźne rozmowy dochodzące zza drzwi.
Zeszłam
na pierwszy stopień.
Czuję
się okropnie. Jakbym nie spała od dobrego miesiąca. Możliwe, że to przez
odstawienie kawy. Dawała zbyt dużego kopa i miałam wrażenie, że źle wpływa na
moją koncentrację. Jak wtedy, gdy Niall poczęstował mnie swoją kawą. Przypadek?
Nie sądzę.
Skierowałam
się w dół.
Może
powinnam przestać szukać winnych dookoła i spojrzeć prawdzie w oczy? Moje
otoczenie zmienia się prawie co chwilę. Cały czas coś się dzieje. A mnie coraz
trudniej jest się przystosowywać do tego wszystkiego. Co się ze mną stało? Po
tak długim czasie spędzonym tutaj, powinnam się prawie od razu adaptować do
nowej sytuacji, a nie umiem. Jakbym czekała, aż otoczenie dostosuje się do
mnie.
Stanęłam
na półpiętrze. Spuściłam głowę, po czym zaczęłam przecierać dłońmi twarz.
Wszystko
było inne, gdy musiałam być zależna tylko od siebie. Teraz nie mogę tego
zrobić, ponieważ czuję nacisk ludzi dookoła. Dlatego ja nie radzę sobie z
emocjami, a wszyscy wokół uważają mnie za siermięgę. Sama stwarzam takie
pozory.
Zsunęłam
palce na swoje usta.
Może
tata miał rację? Może nie nadaję się do życia między ludźmi?
Podeszłam
do kolejnej serii stopni.
Ale
mówił też, że jestem tak beznadziejnym przypadkiem, że nikt nie chciałby mnie
pokochać. Mylił się. Justin… Justin powiedział, że mnie kocha. I się z tego nie
wycofał.
Westchnęłam
ciężko. Jednocześnie opuściłam ręce wzdłuż swojego ciała.
Użalanie
się nad sobą nic nie da. Trzeba się wreszcie czymś zająć, żeby przestać
zadręczać się niepotrzebnymi myślami.
Skierowałam
się powoli w dół.
Radziłam
sobie zawsze i ze wszystkim, bo musiałam. Czas najwyższy, by do tego wrócić.
Zeszłam
z ostatniego stopnia na parter. Teraz trzeba znaleźć kolejną klatkę schodową i
zejść do piwnicy.
Uważaj!
Moje
wszystkie mięśnie na moment się spięły. Zmarszczyłam brwi.
Co się
dzieje?
–
Ronnie? – Do moich uszu dobiegł głos Justina.
Machinalnie
odwróciłam głowę w kierunku korytarza, skąd dobiegł dźwięk. Kąciki moich ust
delikatnie drgnęły w górę na widok Justina, idącego w moim kierunku z plikiem
jakichś kartek. Wzięłam głęboki wdech.
–
Dzień dobry. – oznajmiłam miłym głosem.
– Nie
wiem, czy taki dobry. – mruknął, a jego twarzy zmieniła się z neutralnej w
rozgniewaną.
Kącki
moich ust prawie od razu opadły, a serce przyspieszyło bicie, jednak w
niekoniecznie przyjemny sposób. Zlustrowałam uważnie wzrokiem twarz mężczyzny.
– Co
się stało? – zapytałam cicho.
Zatrzymał
się kilka kroków przede mną.
–
Możesz mi łaskawie wyjaśnić, co tutaj robisz? – zapytał, karcąc mnie
spojrzeniem już od pierwszego wyrazu. – Przecież mówiłem, że nie chcę, żebyś
się pałętała po budynkach! To nie jest miejsce do spacerowania!
Spuściłam
wzrok na podłogę. No tak. Przecież według niego jestem małym, bezbronnym
kotkiem, którym z niczym sobie nie poradzi. Mówił, że się o mnie martwi, ale w
tym momencie chyba ma mnie już bardziej za głupią.
–
Szłam do Robin. – smutnym westchnięciem wcięła mu się w słowo.
Zamilkł.
Mruknął coś pod nosem.
– Co?
– zapytał niepewnie.
Naprawdę
sądzi, że przyjechałabym tu dzisiaj z Daisy tylko po to, by zgubić się w tym
labiryncie identycznych i zimnych korytarzy? Wiem, że czasem robię głupie
rzeczy, ale… ale to oskarżenie boli.
Wzięłam
głęboki wdech, po czym podniosłam wzrok na Justina. Jego wzrok pałęta się po
mojej twarzy. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Zza jednego z jego ramion
wystaje plik kartek, który trzyma w dłoni.
–
Umówiłam się na dzisiaj z Robin. – Wzruszyłam ramionami, udając, że wcale nie
tknęły mnie jego słowa. Mam tylko nadzieję, że nie zabrzmiało to zbyt oschle.
Naciągnęłam rękawy bluzy na swoje dłonie. – Właśnie do niej szłam. – wyjaśniłam
nieco ciszej, spuszczając jednocześnie wzrok na swoje ręce.
Odgięłam
trochę rękawy. Ta sytuacja jest dla mnie wyjątkowo niezręczna. Spojrzałam badawczo
w stronę Justina. Jego wzrok spadł na podłogę. Wolną dłonią przesunął po swoim
karku. Jest zakłopotany.
–
Dobrze. – przytaknął, a jego wzrok powrócił na mnie. – Nie będę cię
zatrzymywał.
Chociaż
tyle dobrego.
–
Dobrze. – odparłam cicho, po czym minęłam Justina.
Nie
wiem, czy idę w dobrą stronę. Powinnam była najpierw się rozejrzeć. Nieważne.
Najwyżej się wrócę.
–
Ronnie? – odezwał się Justin, a jego głos rozniósł się po korytarzu.
Wzdrygnęłam
się. Uwielbiam, ale i jednocześnie nienawidzę, gdy wymawia moje imię. Odwróciłam
się w kierunku mężczyzny. Stoi oparty ramieniem o ścianę.
–
Wszystko w porządku? – zapytał niepewnie, a jego kości policzkowe na chwilę się
uwydatniły.
Zadał
nieodpowiednie pytanie. Nie wiem. Nie wiem, czy wszystko gra. Nie wiem, czy
jest dobrze. Nie wiem, czy jest źle. Ale tego mu nie mogę powiedzieć.
–
Chyba tak. – przytaknęłam sama sobie.
Ja za
tobą nie potrafię nadążyć kilka razy w ciągu jednego dnia, więc nie wiem, kto
ma teraz gorzej. Ale nie mogę zaprzeczyć – ze mną jest podobny problem.
– Z
kobietami tak już bywa. – nikły uśmiech przemknął przez moje usta. – Poza tym –
przeciągnęłam. – dużo się teraz dzieje. – Wzruszyłam ramionami.
– To
fakt. – przytaknął, a wzrok zatopił w podłogę. Westchnął. – Najwygodniej
będzie, jak zjedziesz na dół ostatnią windą. – Uniósł rękę, a zaraz za nią
także głowę.
Zerknęłam
przez swoje ramię.
–
Czeka cię wtedy tylko jedna prosta. – wyjaśnił.
Dobrze,
ale… skąd on wie, dokąd idę?
– A
skąd wiesz…
– O
tej porze Robin może być tylko w jednym miejscu. – Wszedł mi w słowo.
Ponownie
odwróciłam się w stronę mężczyzny. W dalszym ciągu wygląda na niewyspanego.
Uniosłam delikatnie kąciki ust.
–
Dziękuję. – kiwnęłam głową, po czym odwróciłam się na pięcie.
Sądząc
po ilości kartek w jego dłoni, pewnie zmierza na jakieś ważne spotkanie. Nie
będę go zatrzymywać.
Nacisnęłam
guzik w celu przywołania windy. Stanęłam przed wejściem.
– Zaprowadzę
cię. – oznajmił stanowczo Justin.
Zmarszczyłam
brwi, spojrzałam w jego kierunku. Zmierza w moją stronę pewnym krokiem.
–
Przecież mówiłeś, że to jedna prosta. Poradzę sobie. – zapewniłam.
– Chcę
mieć pewność, że dotrzesz na miejsce. – mruknął.
Co mu
nagle odbiło?!
Usłyszałam
dźwięk windy. Zerknęłam, jak przejście się otwiera.
– To
jedna prosta z windy do Robin. – wyjaśniłam, wchodząc do windy. Stanęłam pod
ścianą, a następnie odwróciłam się w stronę wejścia.
–
Skoro już wiem, dokąd idziesz, to chcę mieć pewność, że tam dotrzesz. – naparł.
Czuję
dziwne napięcie, które bardzo szybko narasta. Co on się tak uparł? Przecież to
jest jedna prosta. Prosta droga! W czym miałabym sobie nie dać rady?!
– Nie,
Justin. Dziękuję. – mruknęłam cicho, starając się możliwie najbardziej zakryć
swoją irytację jego zachowaniem. – Nie ma potrzeby, byś tam ze mną szedł.
Mężczyzna
stanął tuż przed wejściem. Po jego minie widać, że nie przyjmuje do siebie
mojej odmowy. Niech nawet nie próbuje…
–
Powiedziałem, że cię zaprowadzę. – oznajmił stanowczo.
Zacisnęłam
dłonie w pięści.
–
Możesz przestać mnie traktować jak dziecko?! Naprawdę uważasz, że mogłabym się
zgubić!? Sam powiedziałeś, że to jedna prosta! – warknęłam. – Poradzę sobie,
nie potrzebuję twojej pomocy! – syknęłam, wypuszczając wraz z ostatnim wyrazem
swoją złość.
Brwi
Justina drgnęły, a jego klatka piersiowa zaczęła się szybciej unosić i opadać.
Napięcie
zaczęło uchodzić z mojego ciała. Spuściłam wzrok, czując nadchodzące poczucie
winy i wstyd.
Nie
powinnam była się tak zachować.
Spojrzałam
na ścianę z panelem przycisków. Wyciągnęłam rękę w kierunku guzika znajdującego
się na samym dole. Spojrzałam w kierunku Justina, który wygląda na
zainteresowanego moim poczynaniem.
–
Poradzę sobie. – zapewniłam, chociaż było to ciche i nie do końca pewne.
Nacisnęłam
wskazującym palcem przycisk. W windzie rozbrzmiał cichy sygnał, po czym
przejście zaczęło się zamykać.
Justin
opuścił lekko głowę. W tym samym momencie jego usta wygięły się w nieprzyzwoity
uśmiech, a jego spojrzenie stało się wręcz przeszywające. Cofnęłam rękę od
panelu, czując zbierające się w moich plecach nieprzyjemne ciarki.
–
Dobrze. – zamruczał.
Winda
zamknęła się.
Wzdrygnęłam
się od potężnej dawki ciarek. Zrobiło mi się zimno.
Co to
miało być?! To zachowanie. Prowokacja? Czy chciał zobaczyć, jak się zachowam?
Oparłam
się plecami o ścianę. Wzięłam głęboki wdech.
Nie
nadążam za tym facetem. No nie nadążam!
~*~
Chwyciłam
za klamkę, a następnie zaczęłam ciągnął w swoją stronę wielkie, metalowe drzwi.
Wejście jak do bunkra! Zajrzałam do środka. Lampy, idące wzdłuż szerokiego, ale
– na szczęcie – niedługiego korytarza, są pozapalane, więc Robin na pewno tutaj
jest.
Weszłam
do środka odgrodzonej strefy. Złapałam za uchwyt, a następnie ponownie zaczęłam
ciągnąć drzwi. Do moich uszu dobiegło charakterystyczne kliknięcie. Puściłam
uchwyt. Zerknęłam na swoje dłonie. Szybkim ruchem je otrzepałam, po czym
odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.
Zza
przejścia po lewej wyjrzała Robin w żółtych okularach na nosie oraz czarnych
słuchawkach na uszach.
–
Cześć! – oznajmiła głośno, posyłając mi w tym samym czasie delikatny uśmiech.
– Hej!
– Uniosłam rękę i również obdarzyłam ją uśmiechem.
Kobieta
ściągnęła słuchawki na kark.
– Nie
sądziłam, że tak szybko przyjdziesz. – oznajmiła, odgarniając palcami włosy,
które opadły na jej twarz.
–
Szybko? – zapytałam zdziwiona. – Bałam się, że będziesz musiała na mnie długo
czekać. – zachichotałam.
– Coś
ty! – zaprzeczyła, po czym machnęła niedbale ręka. – Chodź, chodź! – Przywołała
mnie ruchem palców.
Przyspieszyłam
kroku
Pół
nocy zastanawiałam się, czy to aby na pewno dobry pomysł, by nauczyć się
posługiwać jakąś bronią. O dziwo – znalazłam więcej argumentów za niż przeciw.
Oczywiście, patrząc na moją obecna sytuację. Myślę, że powinnam chociaż
wiedzieć, jak sprawiać pozory, że znam się na grożeniu bronią. Bóg jeden wie,
czy nie rzuci się na mnie znowu jakiś zboczeniec z lepkim jęzorem.
Wzdrygnęłam
się. Wyjrzałam za róg. Uniosłam brwi, widząc po prawej kilkanaście stanowisk
oznaczonych numerami od jeden do (bodajże) dwanaście, a zaraz za nimi dość
rozległą przestrzeń. Na jej końcu znajdują się tablice. Wygląda całkiem
profesjonalnie. Będę w dobrych rękach, więc mam nadzieję, że nie zrobię krzywdy
sobie ani nikomu innemu.
–
Pójdziesz tam – odezwała się Robin, a następnie ręką wskazała na pomieszczenie
z długimi, prostokątnymi oknami. – i zabierzesz dla siebie słuchawki oraz
okulary. To wszystko w ramach bezpieczeństwa. – wyjaśniła, na co ja
przytaknęłam kilkakrotnie. – Ja pójdę tutaj. – Wskazała na ciemne drzwi. – Jak
się zabezpieczysz, to przyjdź. Wybierzesz sobie jakiś pistolecik. –zaśmiała się
cicho.
Uniosłam
zainteresowana brwi.
Wybiorę?
Nie sądziłam, że będę mogła. To może być rzeczywiście ciekawe.
~*~
– Świetny
wybór. – rzuciła Robin, opuszczając składzik. Ruszyłam za nią.
Przyznam,
że dość ciężkie to ustrojstwo. Nie, żebym narzekała, ale nie sądziłam, że to
będzie tyle ważyć. Teraz już wiem, czemu wiele kobiet w filmach trzyma
pistolety oburącz.
Wyszłam
ze składziku. Zerknęłam na Robin, która weszła do pomieszczenia obok. Skupiłam
wzrok na pistolecie, który sobie wybrałam. Jest czarny, wąski i wygodny do
trzymania. Nie wygląda na jeden z tych używanych przez policje, więc… chyba
mogę roboczo założyć, że jest nielegalny. I niebezpieczny.
Po
moim kręgosłupie przebiegł dziwny dreszcz.
Tak
się teraz zastanawiam, czy to aby na pewno coś dla mnie. To była właściwie
pochopna decyzja i może nie zdążyłam do końca przemyśleć wszystkich za i
przeciw…
–
Ronnie – odezwała się Robin, zwracając tym moją uwagę. – stań przed szóstką. –
poleciła.
Spojrzałam
przed siebie. Ruszyłam wolno pod wskazane miejsce. Pochopna decyzja czy nie –
głupio byłoby się teraz z tego wycofać. Mogę spróbować. Jak mi się nie spodoba,
to nigdy więcej tego nie powtórzymy. Przełknęłam głośno ślinę.
Stanęłam
przed stanowiskiem numer sześć. Odstawiłam pistolet na drewnianej półce. To
trochę dziwne, że pod nią znajduje się ścianka. Przeważnie w takich miejscach
jest puste, ale pewnie się za mało znam, żeby się na ten temat wypowiadać.
– To
jest magazynek. – powiedziała Robin. Odwróciłam się w jej stronę. Kobieta
położyła przedmiot na półce. – Musisz go włożyć od spodu. – dodała.
Przytaknęłam.
Wzięłam do ręki pistolet. Zerknęłam na niego od spodu. Widzę otwór. Wzięłam
magazynek, a następnie odpowiednio wsunęłam go do środka.
– Żeby
go odbezpieczyć, musisz przesunąć mocno tę górną część do tyłu. – oznajmiła
głosem typowej nauczycielki, po czym palcem dotknęła tę część, o której mówiła.
– Tylko pamiętaj, że gdy już to zrobisz, to celuj w tarczę, a nie we mnie.
Zmarszczyłam
brwi. Podniosłam wzrok na Robin. Jej mina jest poważna. Naprawdę uważa, że
mogłam w nią wycelować?
– To
oczywiste. Przecież nie chciałabym ci zrobić krzywdy. – odpowiedziałam.
Zaśmiała
się krótko.
–
Chciała, nie chciała. – Pokiwała głową. – Niall też nie chciał, a we mnie
strzelił. – Na jej usta wkradł się uśmiech.
Otworzyłam
szeroko oczy.
–
Strzelił do ciebie? – zapytałam zszokowana.
Przytaknęła,
śmiejąc się cicho przy tym.
– Był
tak podekscytowany, że nie zwracał uwagi na to, co robi. – Wywróciła oczami,
śmiejąc się w dalszym ciągu.
Z tego
Nialla to jest dopiero szaleniec.
– A
gdzie cię trafił?
– W
kamizelkę. – odpowiedziała od razu. Poklepała się ręką po brzuchu. – Zawsze
noszę ją przy sobie.
Dobrze
wiedzieć, że znalazł się ktoś jeszcze bardziej ciemny ode mnie w tych sprawach,
ale i tak odczuwam niepokój.
Spuściłam
dłoń, w której tkwi pistolet. Złapałam za część, którą przed chwilą wskazała
Robin, a następnie zaczęłam za nią ciągnąć.
Skrzywiłam
się. Stawia opór.
–
Spróbuj mocno szarpnąć. – poleciła.
Odpuściłam.
Chwyciłam część jeszcze raz. Mocno szarpnęłam ją w górę, co sprawiło, że z
pistoletu wydobył się dźwięk kliknięcia. Uśmiechnęłam się lekko.
–
Dobrze. Teraz możesz wycelować.
Spojrzałam
przed siebie. Na wprost wisi biała karta z obrysowaną posturą człowieka.
Przełknęłam głośno ślinę. Jest daleko. Co prawda, Robin zadbała o to, by była
mniej więcej na środku możliwej odległości, ale wątpię, że w to trafię.
Odetchnęłam
głośno. To nic. Nie każdy przecież od razu zaczyna zabijać. W końcu się
wprawię. Chwyciłam pistolet oburącz.
– Stań
w troszkę większym rozkroku. – poleciła Robin.
Spojrzałam
w jej stronę. Przytaknęła kilka razy. Rozstawiłam nogi trochę dalej od siebie.
– Stań
swobodnie. Plecy proste. – dodała.
Wykonałam
jej polecenie.
Trochę
ciężko stanąć swobodnie, gdy w środku czuje się narastający stres.
Uniosłam
ręce, a następnie wymierzyłam w swój cel. Kobieta stanęła za mną. Opuściła moje
ręce tak, by były lekko ugięte w łokciach.
– Nie
bój się. To tylko przedmiot. – oznajmiła cicho Robin. Delikatnie potarła moje
ramiona. – Traktuj go bardziej jak przedłużenie swoich rąk. Jak coś
naturalnego.
–
Trochę ciężki, jak na coś naturalnego. – Uśmiechnęłam się.
–
Przyzwyczaisz się. – szepnęła. Oparła się policzkiem o moje ramię. – Ważna
uwaga, cały czas kontroluj, gdzie masz palec. Nie kładź go na spuście, póki nie
będziesz pewna, że chcesz strzelać.
Wzięłam
głęboki wdech. Położyłam palec na spuście. Serce zaczęło mi łomotać w klatce
piersiowej.
–
Dobrze. – przytaknęłam cicho.
–
Teraz skup się na celu. Zastanów się, co ma nim być, a następnie postaraj się,
by znalazł się on na końcu muszki. Gdy będziesz gotowa, naciśnij płynnie spust.
– szepnęła, po czym powoli odsunęła się ode mnie.
Przymknęłam
powieki, czując przyspieszające tętno.
– Na
razie tylko strzel. Nie musisz trafić. – oznajmiła łagodnie Robin.
Wzięłam
głęboki wdech. No dobra, bez nerwów.
Otworzyłam
oczy. Stanęłam sobie na tyle swobodnie, na ile to możliwe. Uniosłam pistolet
mniej więcej na wprost głowy mojego celu. Naparłam lekko palcem na spust.
Zacisnęłam usta. Przymrużyłam oczy.
Nacisnęłam
na spust. Głośny strzał rozległ się po całym pomieszczeniu. Siłę wystrzały
przeszła przez moje ręce, a potem przeniosła się na resztę ciała. Pod wpływem
nacisku, przestawiłam jedną nogę do tyłu, by się na przewrócić. Adrenalina i
poczucie satysfakcji w mgnieniu oka ogarnęły moje ciało. Uśmiechnęłam się, a
następnie opuściłam trochę ręce. Spojrzałam na pistolet. Ale to cacko ma kopa!
–
Prawie szyja. – stwierdziła Robin.
– Co?
– Spojrzałam na kobietę, a po chwili na tarczę.
Dziurka
od pocisku znajduje się dobry centymetr od narysowanej szyi. Uniosłam zdumiona
brwi.
– Jak
blisko. – powiedziałam cicho pod nosem.
–
Gdzie celowałaś?
– W
głowę.
– To
rzeczywiście blisko. – przyznała ze słyszalnym zadowoleniem.
Prawie
zabiłam gościa z tektury. Uśmiechnęłam się szeroko. Nieźle.
– I
co? – zapytała, kładąc dłoń na moim ramieniu. – Nie było to takie straszne,
nie? – Potarła moje ramię.
– To
było zajebiste. – odpowiedziałam, kierując swoją uwagę na Robin.
Zaśmiała
się.
–
Oczywiście, że spróbuję! – oznajmiłam zadowolona, ustawiając się ponownie w
odpowiedniej pozycji.
– Ale
pamiętaj o jednym. – Chwyciła mnie za drugie ramię. Zerknęłam na nią kątem oka.
– On zabezpiecza się automatycznie po każdym wystrzale. Musisz go odbezpieczać
przed każdym strzałem. – rzekła, wskazując palcem na pistolet. – On nie działa
jak karabin. – mrugnęła do mnie lewym okiem, po czym puściła moje ramię.
Skierowała
się w stronę pomieszczenia.
Cóż…
Zerknęłam
na trzymany przeze mnie pistolet.
Jego
jedyna wada. No nic, jakoś sobie poradzimy.
Z
szerokim uśmiechem wycelowałam ponownie w tarczę.
~*~*~*~*~*~
Wiem,
że rozdział dodaję późno, jest on krótki i… bardzo długo zwlekałam z tym, by go
wreszcie Wam udostępnić. Tak się złożyło, że we wrześniu miałam poprawki, więc
– co jest rzeczą jasną i oczywistą – poświęciłam nauce całą swoją uwagę.
ALE
nie wiem, czy ktoś zauważył, ale przypomnę, że dnia 12
października miną już 2 lata,
odkąd zdecydowałam się na publikowanie tego opowiadania! :D Z tej też okazji
postanowiła, że postaram się w końcu udostępnić dla Was stronę o Dżoksie (uff,
nareszcie!) oraz… stwierdziłam, że może być Wam miło, jeśli dzisiaj, za tydzień
oraz (jeśli Bóg da) na 12 października (lub w okolicach tego dnia) pojawią się
rozdziały. Co prawda – mogą być one krótsze niż zazwyczaj, jednak w mniejszych
odstępach czasowych, a to sądzę, że jest lepsze rozwiązanie. Tym bardziej, że
akcja teraz tak ładnie się podzieliła, więc…
Mogę
powiedzieć, że widzimy się za tydzień ;) ORAZ udostępnię za chwilę dla
osób z wattpada rozdział z BOHATERAMI. Z Blogspota niestety, ale zakładka z
nimi zniknęła. Pojawi się na stronie, obiecuję ;)
Także…
do napisania!
AGEN JUDI BOLATANGKAS ONLINE TERPERCAYA
OdpowiedzUsuńTANGKASNET dan 88TANGKAS !
Segera Bergabung Bersama Kami, Hanya di www.agentangkas.co
WA: 0812-2222-995 !
BBM : BOLAVITA
WeChat : BOLAVITA
Line : cs_bolavita
klik ==>> EREK EREK 4D
Are you in Search of quality and best Dumps in Underground Market? Yes you are on right place. Joker’s Stash You can find us here https://jstashbazar.club/login. Joker Stash - Joker's Stash login – JokerStash - Joker Stash cards - Joker Stash Dumps - Joker Stash Registration - Joker's Stash Login.
OdpowiedzUsuń