poniedziałek, 5 września 2016

Rozdział 10: ,,Co ci powiedzieli?!"

            - Ronnie, chodź tu. – usłyszałam głos Daisy, a zaraz potem złapała mój nadgarstek i pociągnęła w stronę ciemnego przejścia.
            Ruszyłam posłusznie za dziewczyną w kierunku szatni.
            Daisy oparła się o drzwi. Upewniła się, czy nikogo nie ma ani w szatni ani w pobliżu nas.
            - Co się stało? – zapytałam niepewnie, widząc wypisany niepokój na jej twarzy.
            - Coś mi tu nie gra. – oznajmiła krótko. Mimo, iż w szatni pali się lampa, to prawie w ogóle nie widzę Daisy. Chyba spojrzała gdzieś za mnie. – Justin! – krzyknęła szeptem, unosząc lekko rękę. Nie myliłam się.
            Spojrzałam przez ramię. Już wiem, gdzie był Justin – w łazience.
            Zaczął do nas podchodzić.
            - Czemu jesteście tu, a nie w sali? – zapytał, będąc krok ode mnie.
            - Everdeen przyjechał. – oznajmiła cicho Daisy.
            Justin zmarszczył brwi. Spojrzał za siebie, a zaraz potem podszedł do mnie. Położył dłonie na moich biodrach, a brodą oparł się o moje ramię.
            - Gdzie go widziałaś? – zapytał cicho.
            - Na sali. Wziął Jokera i wyszli. W ręku niósł kopertę. – oznajmiła.
            Justin w odpowiedzi mruknął tylko ciche „Mhm”, a następnie uniósł głowę.
            - Za budynkiem są ochroniarze Everdeen. Nie pasuje mi to. – dodała.
            Po tych słowach Justin mnie puścił. Ruszył w stronę okna, jednak stanął kawałek przed nim. Wyciągnął rękę i ostrożnie palcami rozchylił firankę. Przymrużył oczy, patrząc na to, co jest na zewnątrz.
            - Aż tylu ich potrzebuje, by złożyć życzenia? – mruknął pod nosem Justin, po czym powoli ułożył firankę do poprzedniej pozycji. – Podejrzane.
            - Trzeba ostrzec Jokera. – przerwała krótką ciszę Daisy.
            - Nie widziałem, ile wypił. – mruknął Justin, drapiąc się po szyi. – Nie wiem, czy jest w stanie trzeźwo myśleć.
            - Co proponujesz, w takim razie? – zapytała wyjątkowo poważnym tonem, lustrując uważnie zamyśloną twarz Justina.
            Cmoknął.
            - Idź mu powiedz. – rzucił do Daisy, ruszając nagle w stronę sali.
            - Poczekaj tu. – poleciła mi dziewczyna, po czym żwawym krokiem dogoniła chłopaka. – Co chcesz zrobić?
            - Zabiorę stąd Ronnie. – burknął w odpowiedzi.
            Zniknęli za rogiem sali.
            Nie rozumiem. Skoro to ewidentnie Joker ma tu problem, to dlaczego Justin chce mnie stąd wywieźć? Nie powinien ratować sytuacji?

~*~

            Jedziemy już ponad pół godziny. Ciszę od czasu do czasu przerywa Justin, próbując się do kogoś dodzwonić. Z każdym przejechanym metrem jest coraz bardziej nerwowy. Nie dziwię mu się.
            Znowu mam schizy. Może to przez późną porę i szybką jazdę samochodem w środku lasu. Lampy samochodu idealnie oświetlają kawał ulicy przed nami oraz gęstwiny po obu stronach. Słychać jedynie pracę silnika i mamrotanie Justina po każdym nieodebranym telefonie. Dostaję gęsiej skórki, gdy dłużej wpatruję się w tę scenerię żywcem wziętą z najgorszych horrorów. Jeszcze brakuje tego, by coś wyskoczyło nam na maskę, ulicę albo, żeby się nagle samochód zepsuł. Jak dobrze, że Justin się pofatygował i przyniósł moją torebkę. Siedzenie w telefonie umila mi czas. Na całe szczęście, Michael pomyślał o mnie i ściągnął kilka gier na mój telefon. To jedyne, co ratuje mi teraz życie.
            Głośne wibracje tuż przy mnie sprawiły, że aż podskoczyłam. Skierowałam gwałtownie głowę na telefon Justina. Gdyby miała ustawione takie wibracje, to przy pierwszej wiadomości urwałoby mi nogę.
            Justin posłał mi zdziwione spojrzenie. Wziął telefon do ręki, odebrał go, a następnie wsunął w specjalną kieszeń przy klimatyzacji.
            - Ile można czekać, aż ktoś łaskawie odbierze?! – zapytał zirytowany.
            - Gdyby ktoś mógł, to już dawno by odebrał. – burknął… Liam? Nie jestem pewna, ale chyba tak. Na telefonie nie wyświetliła się żadna nazwa.
            - A co takiego pasjonującego robicie w środku nocy? – kontynuował Justin niezmiennym tonem.
            - Odstaw nerwy na bok, przyjacielu. To ciężka noc, nie wszystkim udało się szybko uporać ze swoimi zadaniami. – oznajmił uprzejmie Harry. Wiem, że to on. Nikt inny nie ma takiego nastawienia.
            To coś w rodzaju konferencji? Przez telefon?
            - Pieprzyć te robotę. Everdeen zaczął kombinować. – prychnął Justin.
            - Wiedziałem, że nie można mu ufać. – syknął Zayn. Chyba to on.
            - To dlaczego nie powiedziałeś? – zapytał ironicznie Liam.
            - Tak, bo akurat mnie by w tej sprawie ktokolwiek wysłuchał! – wybuchł Zayn.
            - Dajcie już spokój. – wtrącił Louis. Jego głos łatwo rozpoznać.
            - Zajmij się lepiej śledzeniem, bo…
            - Skończyliście? – przerwał Justin Liamowi… lub Zaynowi. Nie wiem. – Kłóćcie się przy herbacie, nie dzwonię, by tego słuchać!
            - Żałuję, iż nie jestem w tym momencie z wami. Chętnie pomógłbym rozstrzygnąć wasz spór. – powiedział po chwili ciszy Harry. Chyba jest zaspany.
            - Gdzie jest reszta? – zapytał oschle Justin.
            - Niall się nie odzywa, ale to normalne, gdy próbują się z nim targować. – zaśmiał się Louis.
            - Robin postanowiła zająć się mą najdroższą Darjeeling. – powiedział Harry. Nie wiem czemu, ale mam dziwne wrażenie, że się uśmiechnął.
            - Nieważne. – skarcił Justin. – Jesteś w domu, Harry?
            - Owszem. Czy mam się ciebie spodziewać?
            - Przywiozę Ronnie.
            - Dlaczegóż to? – zapytał zaskoczony Harry.
            - Mam złe przeczucie. – westchnął Justin.
            - Co jest? – wyrwał Zayn.
            - Albo Everdeen nam nie ufa albo zaplanował coś grubszego.
            - Potrzebujesz wsparcia? – odezwał się Liam.
            - Jesteście w stanie przyjechać?
            - Daj nam kwadrans. – odpowiedział poważnie Louis.
            - Ja nie zdążę. Potrzebuję pół godziny. – zaprzeczył Zayn. – Cały śmierdzę tureckim burdelem, muszę się przebrać.
            - Jakie ty masz problemy. – sapnął Liam.
            Zaśmiałam się cicho. Może nie powinnam, ale ich przekomarzanie się brzmi naprawdę zabawnie.
            - Odpieprz się. – syknął Zayn.
            Poczułam, jak samochód zwalnia. Odruchowo spojrzałam na Justina.
            Patrzy na mnie. Najwidoczniej już od jakiejś chwili. Wyraz jego twarzy zdaje się być łagodniejszy.
            - Przyjmę Veronicę z otwartymi ramionami. – oznajmił spokojnie Harry, mimo wszystko próbując się przedrzeć przez kłótnię Zayna i Liama.
            Justin spojrzał przed siebie. Spuściłam z niego wzrok.
            - Będziemy niedługo. – oznajmił, po czym rozłączył się.
            Znowu zapadła cisza.
            - Wiozę cię do Harry’ego, ponieważ mieszka najbliżej. – westchnął.
            - Dobrze, w porządku. – przytaknęłam. – Em… Mam pytanie. – oznajmiłam cicho. Może niepotrzebnie się wyrywam.
            - Jakie? – zapytał beznamiętnie.
            - Nie jesteś bardziej potrzebny swoim rodzicom?
            Zmarszczył brwi. Nie oderwał wzroku od drogi.
            - Sytuacja nie jest na tyle poważna, żebym musiał stać przy nich z karabinem z dłoni. – odmruknął.
            Tak, a potrzebuje wsparcia od kolegów? Ma mnie za głupią?
            - W takim razie, mogę wiedzieć, dlaczego nie mogłam zostać? – zapytałam, starając się, by zabrzmiało to możliwie najmniej sarkastycznie.
            - Jeśli sprawa nabierze tempa, to nie chciałbym, byś się plątała komukolwiek między nogami. – odpowiedział takim tonem, jakby mówił o jakimś niechcianym przedmiocie.
            - Rozumiem. – szepnęłam, z powrotem przyklejając wzrok do ekranu telefonu. Tylko zapytałam.
            - I dlatego – zaczął, przerywając ciszę. - bym miał pewność, że nic ci nie grozi.
            Wyciągnął dłoń w moją stronę. Spoczęła ona na moim kolanie. Spojrzałam na nią przelotnie, po czym skierowałam wzrok na Justina.
            - Dziękuję. – posłałam mu delikatny uśmiech, gdy kątem oka raczył zerknąć w moją stronę. Odwzajemnił ten gest.
            No, i czy nie jest zaraz milej?

~*~

            W końcu dojechaliśmy na miejsce. Przejechaliśmy przez ogromną, czarną bramę. Wygląda niepozornie, jak cała reszta ogrodzenia, jednak odnoszę wrażenie, że jest ono pod napięciem.
            Posesja urządzona skromnie. Wjazd wykonany z biało-siwego kamienia, podświetlany lampkami zakrytymi małymi kamyczkami. Żadnych roślin. Największe wrażenie robi widok za domkiem. Daleko przed nami, na dole widać światła miasta.
            Harry mieszka w niewielkim domku. Nie ma nawet piętra. Cały budynek zajmuje tyle miejsca, co garaż stojący tuż obok. Uroczo tu. Chociaż, w porównaniu do tego, co w ostatnich dniach widziałam, to troszkę się zawiodłam. Przyznam szczerze, że spodziewałam się jakiegoś zamku. Wiem, głupie, ale to najbardziej pasowało mi do stylu Harry’ego. Cóż, nie będę jednak oceniać książki po okładce. Jestem ciekawa, jak wygląda w środku, bo niestety oba okna są zasłonięte i nic nie można zobaczyć.
            Justin zatrzymał samochód parę metrów przed budynkiem. Mężczyzna odpiął pasy, więc ja po chwili zrobiłam to samo. Nagle poczułam na sobie jego wzrok. Katem oka spojrzałam w kierunku Justina. Położył swoją ciepłą dłoń na moim kolanie. Po chwili wprawił ją w ruch po tych częściach mojej nogi, których sukienka nie jest w stanie zakryć.
            - Zostawiam cię tutaj. – oznajmił, po czym zaczął się nachylać w moim kierunku.
            Delikatnie zmarszczyłam brwi. Chyba nie ma zamiaru mnie pocałować…
            Im bliżej jest jego twarz, tym jego spojrzenie wydaje się być coraz bardziej zdziwione i jednocześnie podejrzliwe. Przecież nic nie robię. Coś jest nie tak.
            Otarł się czubkiem nosa o mój policzek.
            - Kurwa! – syknął pod nosem, odsuwając się gwałtownie ode mnie, a następnie wyszedł z trzaskiem z samochodu, na co aż podskoczyłam.
            Serce mi przyspieszyło.
            Zaczął obchodzić samochód dookoła. Idzie w moją stronę.
            Złapał za moje drzwi, a potem mocno nimi szarpnął.
            - Wyjdź! – sapnął.
            Ale co ja zrobiłam?!
            Wręcz wyskoczyłam z samochodu. Boję się tego, co by się zaczęło dziać, gdybym zaczęła zwlekać. Cofnęłam się od razu ku tyłowi samochodu.
            Justin zatrzasnął za mną drzwi tak mocno, że wprawił pojazd w ruch. Niezbyt duży, ale jednak. Następnie chłopak podszedł do mnie. Oparł się ręką o dach samochodu, tamując mi jednocześnie dalszą ucieczkę.
            Mam przesrane! A nic nie zrobiłam!
            - Co ci powiedzieli?! – warknął głośno w moją stronę.
            Rzuciłam mu z dołu zdziwione spojrzenie.
            Ale co?! Kto?! O co chodzi?!
            - Ale…
            - Jesteście! – zawołał Harry z progu domu, zwracający tym zachowaniem naszą uwagę. Rozłożył ręce na boki i zaczął się kierować w naszą stronę. – Veronica! Justin! Witaj…
            - Co jej powiedzieliście!? – wykrzyknął Justin w stronę Harry’ego.
            Entuzjazm momentalnie opuścił mężczyznę. Opuścił powoli ręce wzdłuż ciała. Posłał mi smutne spojrzenie, po czym westchnął, a wzrok przeniósł na Justina.
            Już wiem, o co chodzi.
            - Justinie, mój najdroższy przyjacielu. – zaczął do nas powoli podchodzić. – Dobrze wiesz, jak ogromnym szacunkiem darzę twą osobę. I nigdy nie powiedziałbym ani nie pozwoliłbym mówić o tobie czegoś niezgodnego z prawdą.
            Słyszę, jak palce Justina zaczynają niecierpliwie stukać o dach samochodu.
            - Założę roboczo, że nie zrozumiałeś mojego pytania, dlatego je powtórzę: co jej powiedzieliście? – wysyczał przez zaciśnięte zęby, wskazując na mnie palcem. Przez moje ciało przebiegły nieprzyjemne dreszcze.
            - Zrozumiałem za pierwszym razem. – Harry złączył swoje dłonie. - Pragnę ci tylko uświadomić, iż nie były to słowa, których znaczenie mogłaby nasza kochana Veronica użyć przeciw Tobie. Razem postanowiliśmy opowiedzieć kilka faktów z przyszłości, by mogła lepiej zrozumieć twoje postępowanie. Oczywiście, mieliśmy na uwadze, iż nieuniknione będzie poruszenie drażliwych dla ciebie tematów. Biorę na siebie całą odpowiedzialność za wszystko, co zostało powiedziane. – położył prawą rękę na klatce piersiowej. – Przebacz. Przyrzekam, iż nikt nie miał złych intencji, Justinie. Uznaliśmy jednogłośnie, że Veronica powinna wiedzieć. – starał się mówić coraz spokojniej. Jednak nawet ja widzę, że to już nie pomoże.
            Justin prychnął, spuszczając głowę.
            To cisza przed burzą. Podniosłam ręce aż do swojej szyi. Boże, zaraz mi serce stanie! Harry niepotrzebnie się za nas wszystkich postawił. Zachował się jak dżentelmen, ale to nie jest jego wina. Nie jest ona niczyja.
            - Jakim prawem wpierdalacie się w moje sprawy? – sapnął złowrogo pod nosem.
            - Chcieli dobrze… - szepnęłam cicho. Nikt nie chciał przecież zrobić mu na złość.
            Justin gwałtownie podniósł głowę, posyłając mi od razu mordercze spojrzenie. Dlaczego ja się wcinam?!
            Oparł się wolną ręką o samochód po mojej drugiej stronie. Jego wzrok zaczyna mnie wgniatać w pojazd.
            - Co ci mówiłem?! Niepytana masz się nie odzywać! Twoje zdanie się tu nie liczy! Żyjesz nadal tylko dzięki mnie! Masz mnie słuchać i się nie odzywać!– każde kolejne zdanie wypowiadał tak, jakby coraz mocniej zaciskał zęby.
            Przez światła znajdujące się dookoła oczy Justina przybrały bursztynowy kolor, a w zestawieniu z jego gniewnym wyrazem twarzy, to całość prezentuje się jak u psychopatycznego mordercy.
            Spuściłam głowę, przełamując paraliż, wywołany strachem i niemocą.
            - Przyjacielu, nie powinno się tak traktować dam. – wtrącił troskliwie Harry. Nawet nie wiem, kiedy zdążył do nas podejść. Spojrzałam na niego z dołu, spomiędzy włosów. – Wszelkie pretensje kieruj do mnie. Proszę, zachowaj spokój i trzeźwy umysł. Veronica nie zasłużyła sobie na takie traktowanie.
            Harry ostrożnie położył dłoń na przedramieniu Jokera.
            - To nie demokracja a dyktatura! – krzyknął Justin, uderzając mocno ręką w samochód. Odwrócił się w kierunku Harry’ego. – Ma być tak, jak ja powiem! Żadnego sprzeciwu!
            - Mam do ciebie większy szacunek, gdy wiem, że nie chcesz mi zrobić krzywdy. – oznajmiłam cicho. Głos mi się trzęsie. Justin spojrzał na mnie kątem oka. Wzdrygnęłam się. – Po tym, co mi powiedzieli, bardziej ci ufam.
            Nie wiem, na ile wierzę w swoje własne słowa.
            Justin wypuścił głośno powietrze nosem. Odsunął się ode mnie.
            Ulżyło mi.
            Zaczął obchodzić samochód dookoła.
            - Zadzwoń do Robin i Nialla, niech przyjadą. Chcę tu widzieć was wszystkich. – warknął, otwierając drzwi pojazdu.
            - Dobrze. – przytaknął Harry.
            - Jedź ostrożnie. – oznajmiłam, odsuwając się od samochodu. Nie wiem, czemu to powiedziałam.
            Justin posłał mi obojętne spojrzenie, po czym wsiadł do pojazdu. Zawrócił, a następnie szybko wyjechał, ledwie mieszcząc się w wolno otwierającej się bramie.
            - Droga Veronico… - zaczął Harry. Objął mnie swoimi ramionami, po czym docisnął delikatnie do swojego ciała. Poczułam niesamowity zapach wody kolońskiej. Co teraz się wyprawia? – Żadne słowa nie będą w stanie opisać tego, jak bardzo mi przykro. Gdybym mógł przewidzieć zachowanie Justina, to przysięgam, dołożyłbym wszelkich starań, by temu zapobiec.
            Jak to możliwe, że człowiek, mający taki zawód i takich pracodawców, jest taki dobroduszny?
            - Nie czuj się winny, Harry. – oznajmiłam cicho, obejmując ostrożnie ciało mężczyzny w pasie. – Dziękuję, że się wstawiłeś w mojej sprawie. W sprawie wszystkich. To było bardzo miłe.
            - To zaszczyt, móc stanąć w obronie tych, którzy są dla mnie niczym rodzina.

~*~

            Cofam wszystko, co wcześniej sądziłam o domu Harry’ego. Jest niesamowity! To, co widziałam, było niewielką częścią budynku, który został wbudowany w skałę. Na „powierzchni” jest tylko coś w rodzaju przedpokoju. Całe piękno zostało ukryte za kolejnymi drzwiami.
            Powitały mnie schody wykonane z białych płyt, które najpierw prowadzą na półpiętro, a kolejne… otwierają widok na przepiękne, ogromne pomieszczenie podzielone na części. Po lewej cudowny pokój dzienny, oddzielony podłogą z jasno-siwego drewna, a dokładniej stopniem w kształcie prostokątnej ramy. Ciekawy pomysł, zamiast wybudowania kolejnych ścian. Dwie szarawe, wyglądające na wygodne kanapy z całą masą poduszek w tym samym kolorze, zostały ustawione pod drewnianym, długim, niewysokim stopniem. Wzdłuż jednego boku tapczanu oraz w poprzek drugiego znajdują się dwa, drewniane schodki, prowadzące na świeżo wypolerowany parkiet salonu, na środku którego ustawiono srebrny puf. Przed kanapami, na ścianie wyłożonej w całości białymi, płaskimi kamieniami, wisi sporych rozmiarów telewizor. Z kolei u dołu ściany ustawionej w poprzek kanap, tuż przed dwoma schodkami, można zauważyć prostokątny, zapewne sztuczny, kominek.
            Korytarz po prawej, którego podłoga przypomina porcelanę, prowadzi do kolejnych części budynku.
            Jednak, największe wrażenie robi olbrzymie okno, ciągnące się od połowy sufitu aż po samą podłogę. Za odgrodzonym salonem, są kolejne, tym razem szersze schody, prowadzące do prostokątnej, kamiennej fontanny. Na jej środku w spokoju rośnie urocze drzewko. Pewnie w tym miejscu Harry medytuje, patrząc na cudowny widok. Okno ukazuje przepiękne pole uprawne, a w oddali można zauważyć światła miasta.
            Natomiast z tego miejsca, gdy się skieruje w prawo, trafi się do bogato wyposażonej kuchni, której już piękne okno nie dosięga swym zasięgiem.
            - Byłbym głupcem, gdybym chciał i tę część domu przyozdobić tak majestatycznym oknem. – oznajmił, podając mi kubek z gorącą czekoladą. – Wywietrzenie budynku byłoby prawdopodobnie niemożliwe. – zaśmiał się.
            Tu mu przyznam rację. Tamtego okna nie da się otworzyć. Mimo wszystko – całość robi ogromne wrażenie.

~*~

            Huk!
            Mimowolnie otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Co się dzieje?!
            - Czy ja was o to prosiłem?! – krzyknął Justin.
            - Sam byś tego nigdy nie zrobił! – odkrzyknął Liam.
            - Byłoby inaczej, gdybyś nam ufał! – dołączył się Zayn.
            - Pierdolę taką pomoc! Nie muszę pracować z nikim z was! W każdej chwili mogę znaleźć kogoś na wasze miejsca! – warknął Justin.
            - No bardzo ciekawe, kto będzie biegał za synkiem Ojca Chrzestnego! – zawołał rozwścieczony Louis.
            I nagle zrobiło się tak głośno, jakby się odezwało milion osób. Nie jestem w stanie rozróżnić żadnych wyrazów. Nieważne. Gdzie ja jestem?
            Cóż, to jest sypialnia. Kolejne pytanie – kiedy zasnęłam? Przecież byłam z Harrym w salonie. Zadzwonił do niego telefon, więc poszedł odebrać. Oparłam głowę o poduszkę i… i pewnie wtedy zasnęłam. Tak, to bardzo prawdopodobne. Najwidoczniej Harry mnie przeniósł do tego pokoju.
            Dobra, sytuacja ogarnięta. Teraz czas na dalsze kroki. Iść do nich czy nie?
            Z tego, co mi się wydaje, to pewnie kłócą się o to, że dowiedziałam się kilku faktów za dużo.
            I pomyśleć, że nie byłoby tego wszystkiego, gdybym się od Justina odsunęła. Nie wiem, czemu nie zareagowałam na to, że zaczął się do mnie zbliżać. Może dlatego, że wiedziałam, że mi nic złego nie zrobi. Nie wiem, czy powinnam się o to obwiniać. Dowiedziałby się prędzej czy później, że wiem za dużo. Może to i lepiej, że zorientował się już teraz.
            Ściągnęłam z siebie koc. Zsunęłam bose stopy na zimną, drewnianą podłogę. Powoli zeszłam z łóżka. Moją uwagę przykuł niewielki zegarek na półce. Na ekranie widnieje godzina 3:52. Nie pospałam sobie zbyt długo.
            Powoli podeszłam do wyjścia. Ostrożnie nacisnęłam na klamkę, po czym uchyliłam lekko drzwi. Odgłosy kłótni stały się o wiele głośniejsze. Chyba nie mają zamiaru szybko się pogodzić. Pchnęłam drzwi powoli. Na wypadek, gdyby zawiasy miały w planach zaczął skrzypieć. Stanęłam na kamiennej podłodze. O dziwo, wcale nie jest zimna. Wydaje się być nawet podgrzewana.
            Ruszyłam w kierunku źródła krzyków.
            Wszyscy siedzą w tym odgrodzonym salonie. Chociaż „siedzą” nie jest dobrym określeniem. Na środku stoi Justin. Po drugiej stronie są wszyscy inni: Daisy, Robin, Niall, Louis. Liam i Zayn stoją najbliżej. Pomiędzy nimi i Justinem znajduje się Harry. Ma uniesione ręce, by blokować każdą próbę zbliżenia się kogokolwiek. Jedyny człowiek, który czuwa, by się wszyscy nie pozabijali, to płatny morderca. Paradoks.
            - Tak się nam, kurwa, odpłacasz za te wszystkie lata bronienia twojej upośledzonej dupy?! – wykrzyknął Liam.
            - Liamie, prosiłem! – oznajmił już zirytowany Harry.
            - Nie prosiłem nikogo o pomoc, więc nie jestem dłużny wdzięczności! – odpowiedział równie głośno Justin.
            - Jak możesz być takim egoistą?! – krzyknęła Robin, wyrzucając ręce do góry.
            - Egoistą?! – zawołał oburzony Justin. – Gdyby nie ja, to żadne z was nie byłoby w takim dogodnym położeniu! Pamiętacie, by ktokolwiek był przy moim ojcu tak długo, jak wy jesteście przy mnie?!
            - Czy ty się słyszysz, Justin? – zapytała Daisy.
            - Jesteśmy z tobą w tym całym bagnie od samego początku, a ty zachowujesz się, jakbyś nigdy nie mógł na nas polegać! – zarzucił Zayn.
            Justin rozchylił usta, chcąc coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Wsunął dłonie do kieszeni eleganckich spodni. Na jego twarzy pojawił się grymas. Mój ojciec robił podobny, gdy wiedział, że coś jest prawdą, ale nie chciał się przyznać do błędu.
            - Nie będę was mieszał w moje prywatne sprawy. – oznajmił sucho po chwili ciszy.
            - Prywatne sprawy?! – zarzucił Liam. – Od kiedy to Ronnie jest twoją prywatną sprawą?!
            - Właśnie! – zawołał Niall. – Przecież pilnujemy jej wszyscy.
            Justin wyciągnął dłoń z kieszeni, po czym przesunął nią po wyrażającej zirytowanie twarzy.
            - I to jest powód, by wyjawiać jej waszą wersję mojej historii?! – krzyknął w końcu, wyrzucając przed siebie rękę, a następnie schował ją z powrotem do kieszeni.
            - To kiedy miałeś zamiar jej cokolwiek powiedzieć? – zapytał Louis, siadając na kanapie. – Po fakcie czy na łożu śmierci?
            - Nie miałem zamiaru jej nic mówić. – syknął Justin przez zaciśnięte zęby.
            - Dlaczego? – zapytał zdziwiony Harry.
            Justin spojrzał na niego z niedowierzaniem, a potem na każdego po kolei. Przesunął językiem po w swoich wargach.
            - Do was nic nie dociera. – westchnął zmarnowany, spuszczając głowę.
            - To może nas, jaśnie pan, olśni? – zapytał ironicznie Liam.
            Justin ponownie wyciągnął ręce z kieszeni. Powoli podniósł głowę, by spojrzeć na wszystkich.
            - Jej strach przede mną i obawa przed tym, co mogę jej zrobić, było jedyną zaporą. To jedyne, co stało między mną a nią! – ostatnie zdanie wypowiedział głośniej, a jedna z jego dłoni wskazała na korytarz, czyli dokładnie w moją stronę. W tym też momencie Justin odwrócił głowę. Zapewne po to, by zobrazować to, co powiedział. Nasze spojrzenia spotkały się ze sobą na ułamek sekundy. Justin już miał odwrócić wzrok, gdy pewnie doszło do niego, kogo zobaczył i jednak utrzymał go na mojej osobie.
            Wzdrygnęłam się.
            O cholera!
            Reszta zebranych, zdziwiona nagłym zastygnięciem Justina, również odwróciła się w moim kierunku.
            O kurwa!
            Co mi strzeliło do głowy, żeby się nagle zatrzymać na środku korytarza?! Ronnie, do cholery jasnej! Myśl czasem, dziewczyno!
            - Co się tak do nas skradasz, jak jakiś złodziej? – zaśmiał się cicho Liam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
            - Drzecie się jak stare gacie na płocie! Nic dziwnego, że trzyma się od nas na dystans! – oznajmił Louis, wskazując ręką w moją stronę.
            - To nie tak. Nie zdążyłam jeszcze podejść. – rzuciłam. Nieważne, byleby coś powiedzieć.
            Na niewiele się to zdało, bo i tak zapadła niezręczna cisza.
            - Więc jak, Justin… - zaczął nagle Zayn, kierując swoją i naszą uwagę na Justina, który niekoniecznie się z tego powodu ucieszył. – Nadal będziesz udawać?
            - Pozostawię to bez komentarza. – odpowiedział poważnie, posyłając mężczyźnie mordercze spojrzenie.
            - Chyba się nie boisz? – zapytał Liam, patrząc na Justina z pogardą.
            Zanim Joker zdążył jakkolwiek zareagować, Robin chwyciła za poduszkę, po czym rzuciła nią w Sharka. Rzucił jej zdezorientowane spojrzenie.
            - Justinie – zaczął Harry, układając swoją dłoń na ramieniu Jokera. – Nie chciałbym ci niczego narzucać, gdyż sam podejmiesz właściwą decyzję, jednakże proponuję, byś odbył z Veronicą poważną rozmowę. Nie ręczę za to życiem, aczkolwiek sądzę, że taka konwersacja przyniesie ukojenie oraz spokój nie tylko naszej najdroższej przyjaciółce, ale również i tobie. – posłał mu ciepły uśmiech.
            Nie jestem do końca przekonana, czy chcę rozmawiać z Justinem na temat, który jest dla niego tak drażliwy, że nie chciał go wcale poruszać. Nie jestem pewna, czy w ogóle chcę z nim rozmawiać.
            - Zakończę to. – mruknął pod nosem Justin, ruszając w stronę schodków do „wyjścia” ze strefy, mającej być salonem.
            - Justin. – powiedziała Daisy.
            Joker odwrócił się. Dziewczyna posłała mu ostre spojrzenie. W odpowiedzi o tylko przeniósł wzrok na mnie.
            Czego mam się spodziewać?

~*~

            - Nie wiem, co o mnie myślałaś na początku. – zaczął, gdy podeszłam do balustrady balkonu. A może to taras. Nie jestem pewna, ale powierzchnia jest całkiem duża. To chyba taras. Tuż pod kuchnią. Odwróciłam się w kierunku Justina. – I nie wiem, jak się twoje nastawienie zmieniło po tym, co o mnie usłyszałaś. – zaczął pocierać swoje ręce, powoli podchodząc do mnie. – Jednak chciałbym, byś nie sugerowała się tym. Ludzie się zmieniają. Ich poglądy także. Wszystko ulega zmianie.
            - Teraz jest inaczej. – oznajmiłam po chwili. Wydaje mi się, że skończył swoje przemówienie lub nie wie, jak je kontynuować.
            - Wiem. – przytaknął. – Zauważyłem. – westchnął, szukając czegoś wzrokiem po wykafelkowanej podłodze. – Nie zmienia to jednak panujących zasad. – podniósł wzrok na mnie. Wsunął dłonie do kieszeni.
            On się czuje bardzo nieswojo ze świadomością, ile o nim wiem (oczywiście, zakładam, że opowiedzieli mu dokładnie, o czym się dowiedziałam). Widzę, że nie wie, czego się chwycić, by wyjść z tego wszystkiego z twarzą.
            - To, czego się dowiedziałam, nie zmienia w żaden sposób mojego stosunku do ciebie. – zaprzeczyłam. – Tylko teraz czuję się pewniej w twoim towarzystwie. Nie ma takiej presji. Chciałeś, bym się oswoiła, więc to pomogło. – posłałam mu delikatny uśmiech.
            Zaczął się krzywić.
            - Tylko problem w tym, że nie miałaś się ze mną oswoić. – mruknął pod nosem. Odwrócił głowę na bok, przypatrując się wschodzącemu słońcu. – Jakby nie spojrzeć, jesteś pod moim władaniem. – spojrzał na mnie kątem oka, a jego usta zaczęły się wykręcać w ten charakterystyczny, zadziorny uśmieszek. Znowu zaczyna się ze mną droczyć? – I byłoby świetnie, gdybyś o tym pamiętała.
            - Pamiętam cały czas. – przytaknęłam.
            Uniósł brwi. Ruszył powoli w moją stronę. Naparłam tyłem o balustradę, gdy jego ręce oparły się o barierkę. Po co on to robi?
            - To dobrze. Nie chciałbym, by dystans między nami się zmniejszył lub całkiem zniknął. – uśmiechnął się szeroko.
            To jak metoda na podryw. Przecież to od początku było takie proste!
            - Sądzę, że po tym wszystkim, co o sobie wiemy, dystans nie będzie w stanie się zmniejszyć. – uśmiechnęłam się. Ułożyłam jedną z dłoni na jego nadgarstku. Czemu? Nie wiem.
            Kącik jego ust oraz brew po tej samej stronie niebezpiecznie drgnęły w górę, dlatego jego twarzy przybrała wyraz… zaciekawienia? Czy to, co powiedziałam, mogło zabrzmieć jak wyzwanie? Mogło. Faceci lubią wyzwania i niedostępne dziewczyny. Cholera!
            - Na jakiej podstawie tak uważasz? – przechylił głowę na bok.
            Bo mu się podobam? A on mi… chociaż, nie jestem pewna. Dopiero go poznaję i przyznam któryś raz, że go lubię. Mimo tego, że mnie denerwuje. Powiedzieć czy nie powiedzieć?
            - Ponieważ jesteś mną zauroczony, a ja cię tylko lubię. – wzruszyłam delikatnie ramionami, starając uśmiechnąć się możliwie najcieplej.
            Mina Justinowi zrzedła, a dokładniej – jego twarz przybrała pogardliwy wyraz.
            O kurwa!
            Odsunął się ode mnie kilka kroków.
            - Przepraszam! – zaczęłam, po czym od razu zagryzłam dolną wargę. – Nie tak miało to zabrzmieć. – zaprzeczyłam kilkakrotnie. Kurwa mać, dlatego wolę zostać cicho! Zawsze czymś dowalę, a nie chciałam, by tak wyszło!
            - Nie jestem tobą zauroczony. – oznajmił poważnym tonem, podkreślając ostatni wyraz. Wsunął dłonie do kieszeni spodni. – Podobasz mi się tylko twoje ciało. To, co odebrałaś jako „zauroczenie”, jest chęcią posiadania cię na noc lub dwie. Obiecałem, że cię przypilnuję i nie dotknę cię wbrew twojej woli. Nie przypominam sobie, byś kiedykolwiek słownie zaprotestowała. – mruknął, a jedna z jego brwi pomknęła ironicznie w górę.
            Że jak, proszę?!
            - Słucham? – zapytałam oszołomiona. Czy on… on sobie kpi?!
            - Jesteś jeszcze młoda, wielu rzeczy musisz się dowiedzieć. Chociaż sądzę, że w tym wieku powinnaś zrozumieć, że księżniczki z bajek są zaślepione wizją miłości od pierwszego wejrzenia i dlatego nie widzą, że są łatwym celem dla księcia, któremu prędzej czy później się taka łatwowierna owieczka znudzi. A przez swoje naiwne uczucie nawet do niej nie dotrze, że jest zdradzana z każdą młodszą i gorętszą dziewczyną. Cóż, przynajmniej zajmie się zmienianiem pieluch i wychowaniem kolejnego potomka. – oznajmił z pogardą, będąc jednocześnie dumnym z każdego wypowiedzianego słowa. – Świat jest okrutny, a im szybciej się z tym pogodzisz, tym mniej wylejesz łez.
            Jak… jak on mógł powiedzieć coś takiego? Przecież nie miałam zamiaru mu sprawić przykrości. Przecież powinien mnie na tyle znać, skoro tak długo się mną interesował.
            - Chciałam powiedzieć, że wiesz o mnie dłużej niż ja o tobie i miałeś okazję mnie poznać, a ja się dopiero teraz dowiedziałam, że mogę ci zaufać na tyle, by stworzyć normalne relacje. – spuściłam głowę, po czym ruszyłam powoli w stronę wyjścia.
            Nie chciałam mu pocisnąć. Przecież nawet za to przeprosiłam, a on… On mnie potraktował, jak… nieważne.
            Spojrzałam na korytarz. Idzie reszta, więc nie mam chyba po co wracać, skoro mnie zabiorą ze sobą. Spojrzałam w stronę Justina.
            - Cieszę się, że jednak się pomyliłam i nie okazałeś się być mną zauroczony ani nic takiego. – westchnęłam, po czym odwróciłam się.
            - Skoro już sobie porozmawialiście – zaczął Louis, wchodząc na taras jako pierwszy. – To może porozmawiamy o bardziej przyziemnej sprawie. – oznajmił, opierając się ręką o barierki.
            - O co tym razem chodzi? – zapytał Justin.
            - O to, co Everdeen chciał od Jokera. – mruknął Zayn.
            - Tak, to ciekawe. Tym bardziej, że nie chciał mi dać tej koperty. – westchnął Justin.
            - Domyślasz się, co tam może być? – zapytał Liam, wychodząc na środek tarasu.
            Justin, po chwili namysłu, zaczął zaprzeczać.
            - Nie wiem. I to mnie martwi.
            Ostatni wszedł Harry, przepuszczając wcześniej Daisy w drzwiach. Dziewczyna stanęła przede mną, a mężczyzna za mną.
            - Pójdziemy z nim pogadać? – zapytała Daisy, opierając się bokiem o drzwi.
            - Sam pójdę. – rzucił Justin, kierując się w stronę wyjścia.
            - Jak to sam!? – zawołali oburzeni prawie jednocześnie Zayn i Liam.
            - Ty sobie chyba jaja robisz, synek. – dodał kpiąco Shark. – Przecież przed chwilą o tym rozmawialiśmy.
            - Chciałbym przypomnieć, że jesteście tylko pomocnikami. Ja nakazuje, wy robicie. Bez dyskusji. – warknął Justin, rzucając ostre spojrzenie wszystkim mężczyznom na tarasie.
            - Chcemy ci tylko pomóc! Pojmiesz to wreszcie? – zapytała Robin, stając na drodze Justina.
            Wsunął ręce do kieszeni spodni, po czym nachylił się do kobiety.
            - Bez dyskusji. Wyraziłem się niewystarczająco jasno? – oznajmił oschle, po czym wyminął przeszkodę, która stanęła mu na drodze.
            Zanim przeszedł przez drzwi, spojrzał na mnie kątem oka. Odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie mam zamiaru na niego patrzeć. On naprawdę jest takim dupkiem czy się teraz zgrywa?
            Gdy w końcu przeszedł, podniosłam odruchowo wzrok na Daisy. Chyba sama nie dowierza w to, co się właśnie dzieje.
            Ruszyła czym prędzej za Justinem.
            - Czy tobie już do końca odbiło?! – krzyknęła szeptem, jednak przez echo w korytarzu doskonale wszystko słychać. – Miałeś się pogodzić a nie nawoływać do wojny!
            - Jestem tu od podejmowania ostatecznej decyzji. Nikomu się nie musi podobać. – odwarknął.
            Zniknęli za rogiem.
            - Przepraszam na chwilę. – powiedział ciepło Harry, przesuwając dłonią po moim ramieniu. Prawie zapomniałam, że tutaj jest.
            Wyszedł z tarasu. Zapewne idzie jakoś załagodzić sytuację. Dobry z niego człowiek.
            Coś jest nie tak…
            Spojrzałam na zgromadzonych na tarasie. Zaciekawiony wzrok wszystkich spoczął na mnie. Poczułam nieprzyjemny skurcz w brzuchu.
            - Tobie też Synek Chrzestny zaszedł za skórę? – zapytał Liam, wypowiadając sarkastycznie określenie „Synek Chrzestny”. Na jego twarzy zaczął się pojawiać niebezpiecznie szeroki uśmiech.
            - Nie musimy znosić jego humorków. – zaprzeczył Zayn, przybierając podobny wyraz twarzy do swojego kolegi.
            - Chcecie się zbuntować? Oszaleliście już do reszty? – odezwała się Robin, nie dowierzając w to, co właśnie usłyszała.
            - Robin. – westchnął Louis, wywracając oczami. – Nie jesteśmy głupi. Chcemy popracować na własną rękę. – wyjaśnił, gestykulując ręką.
            - Na własną rękę? – powtórzyła, marszcząc z niezrozumienia brwi.
            - Jesteśmy drużyną, a skoro Justin chce się rozdzielić, to my nie będziemy stać w miejscu. – zaśmiał się Niall.
            - Musimy tylko obmyślić plan, a ja już widzę wiele ciekawych pomysłów. – oznajmił zadowolony Liam, a następnie wzrok wszystkich ponownie spoczął na mnie.

            Mam rozumieć, że to ja jestem jednym z tych "ciekawych pomysłów"?

~*~

Cześć! Przepraszam, że dzisiaj bez gifów, ale nie mam zbyt dużo czasu, więc postaram się w weekend jakoś ten niedobór nadrobić. Nie chciałam tyle trzymać rozdziału, ponieważ już ponad miesiąc niczego nie dodałam. Trochę zaniedbałam to FF, a myślałam, że w wakacje jakoś znajdę więcej czasu i weny na pisanie. Cóż - wyszło, jak zawsze. Przepraszam :c
Tak czy tak, za miesiąc (12 października) minie rok, odkąd piszę Jokera, więc urządzam z tego powodu coś typu "TYDZIEŃ Z JOKEREM". Odbędzie się on od przyszłego tygodnia (12 września) i będzie można zadawać pytania dotyczące tego FF, bohaterów itp. Jeśli ktoś byłby zainteresowany, to zapraszam na http://ask.fm/mojgluptas/
Nadal proszę o komentowanie, to bardzo pomaga i dziękuję, że jesteście ze mną!

6 komentarzy:

  1. Super rozdział! Czekam na kolejny . Jednak poniedziałki nie są takie złe, a przynajmniej ten nie był Xd <3

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu !:D Świetny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny raz brak mi słów na ten rozdział, ale w końcu postanowiłam skomentować. Bardzo podoba mi się Twój styl pisania i z przyjemnością czytam Twoje ff. Wciągnęłam się w nie na maxa i z niecierpliwością wyczekuję kolejnych rozdziałów.
    Co do rozdziału to jak zwykle świetny, chociaż mega wkurza mnie Justin. Idiota, phi. Już miało być tak pięknie, ale nie, bo oczywiście Justin ze swoją dumą musiał powiedzieć Ronnie, że nie jest nią zauroczony i to tylko chęć posiadania jej na noc lub dwie. Nienawidzę go, kłamca przebrzydły! XDD Mega ciekawi mnie co tam wymyślił Liam, no! Zapowiada się ciekawie. Taka jedna prośba: ogarnij wreszcie Justina, bo jest naprawdę irytujący -,-
    Weny życzę i czekam na next <3
    btw. Uwielbiam jak Ronnie opisuje te wszystkie pomieszczenia i domy, w których się znajduje.
    Besos! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne ff ale szkoda że tak rzadko rozdziały :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Super :D kiedy next ? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. AGEN JUDI BOLATANGKAS ONLINE TERPERCAYA
    TANGKASNET dan 88TANGKAS !

    Segera Bergabung Bersama Kami, Hanya di www.agentangkas.co
    WA: 0812-2222-995 !
    BBM : BOLAVITA
    WeChat : BOLAVITA
    Line : cs_bolavita

    klik ==>> EREK EREK 4D

    OdpowiedzUsuń