sobota, 18 marca 2017

Rozdział 15: ,,Widzę, że już Ci lepiej."

               Harry nacisnął guzik, który sprawił, że ciemna szyba samochodu zaczęła powoli opadać. Do pojazdu napłynął dźwięk uderzającego o miasto deszczu. Wzięłam głęboki wdech, by zaciągnąć się tym świeżym zapachem. Coś niesamowitego.
               Do naszego okna podszedł mężczyzna w ciemnym płaszczu. Nachylił się.
               - Joker nas oczekuje. – oznajmił beznamiętnie Harry.
               Mężczyzna tylko przytaknął. Następnie wyprostował się i odsunął.
               Samochód powoli ruszył, a Harry zaczął zamykać szybę.
               - Czyli jednak odsłuchał wiadomość. – westchnęła Daisy ze słyszalną ulgą.
               - Miałem na uwadze, że nasze zamartwianie może okazać się zbędne. – oznajmił cicho Harry.
               Spojrzałam kątem oka na nią, potem na niego. Westchnęłam ciężko.
               Nie mam co pytać, bo i tak niczego się nie dowiem.
               Pilnowali mnie wczoraj od samego rana. Wszyscy poza Justinem i Daisy. Jestem cholernie zmęczona. Zmieniałam wczoraj swoje położenie z dziesiątki razy. Jeździłam z hotelu do hotelu. Z miejsca na miejsce. Nawet nie pamiętam, czy w ogóle coś jadłam. Wykończyli mnie. Spałam może trzy godziny. Nie jestem w stanie myśleć. Może właśnie o to im chodziło. By uśpić moją czujność.
               Bredzę.
               Przecież obchodzą się ze mną jak z jajkiem. Nie wiem, co oni zobaczyli przedwczoraj na tym komputerze, ale to sprawiło, że cały czas ktoś się nade mną trzęsie. To staje się męczące. Chociaż gorszy jest fakt, że znowu nic nie wiem. Chyba powinnam przyzwyczaić się do tego, że nie wszystko muszę wiedzieć.
               Powinnam, ale nie chcę.
               Samochód zatrzymał się. Drzwi po stronie Harry’ego otworzyły się. Mężczyzna wyszedł.
               Teraz zapewne moja kolej.
               Zaczęłam powoli przesuwać się w stronę wyjścia.
               Przed twarzą przemknęła mi dłoń Harry’ego.
               - Pozwolisz? – zapytał uprzejmie.
               Podniosłam na niego wzrok. Posyła mi miły uśmiech, ale w jego oczach widać niepokój. Chociaż, może to tylko moje złudzenie.
               Złapałam za ciepłą, męską dłoń, po czym powoli wyszłam z samochodu.
               Na całe szczęście, wianuszek panów z parasolami stoi dookoła.
               Chłodne powietrze przemknęło po mojej skórze.
               Harry zamknął za mną drzwi, następnie objął mnie ramieniem. Zaczął mnie ciągnąć w stronę budynku.

~*~

               Harry złapał mnie za ramiona. Zmusił mnie do tego, bym usiadła na kanapie. Przykucnął przy mnie.
               - Veronico – zaczął cicho. Spojrzałam w jego spokojne, zielone oczy. – Muszę teraz wykonać ważny telefon. Bardzo byłbym rad, gdybyś została tutaj i poczekała na Daisy. Mógłbym cię o to prosić?
               - Tak. – przytaknęłam po chwili. Przetarłam twarz dłonią. – Myślę, że tak.
               - Dziękuję. – oznajmił, po czym podniósł się. Ruszył dalej korytarzem.
               Odprowadziłam go wzrokiem. Gdy zniknął za rogiem z mojego pola widzenia, spojrzałam w przeciwnym kierunku.
               Po Daisy ani śladu. Właściwie, gdyby Harry nie powiedział, że mam na nią poczekać, to wcale nie zauważyłabym, że jej nie ma.
               Źle ze mną dzisiaj. Bardzo źle.
               Wzięłam głęboki wdech, a następnie rękoma zasłoniłam swoją twarz, czując zbliżającą się chęć ziewnięcia.
               Umrę tu!
               Oparłam się.
               Potrzebuję łóżka. Albo mocnej kawy. Albo obu naraz.
               Oczy mi się kleją. W samochodzie nie było jeszcze tak źle, ale tutaj zaraz odjadę.
               Jakiś huk rozniósł się kilka metrów dalej.
               Nie mam nawet siły, by na to zareagować. Straszne uczucie bezwładu.
               - Zacznij się wreszcie starać! – krzyknął mężczyzna z jakiegoś pokoju. Ja znam ten głos. – Nigdy się nie starasz! Na niczym ci nie zależy! Nic dziwnego, że niczego jeszcze nie osiągnąłeś!
               Przez moje ciało przebiegły nieprzyjemne ciarki. Odwróciłam gwałtownie głowę w kierunku prawdopodobnego źródła tych krzyków.
               To… to Joker. A gdzie Joker, tam może też być…
               Justin! Justin! Justin!
               Wyprostowałam się pod wpływem niespodziewanego zastrzyku energii, a swoje ręce odruchowo położyłam na miejscach tuż obok siebie.
               Nie.
               Miałam czekać na Daisy.
               Ale tam jest Justin!
               Nie wiem, czy jest tam na pewno.
               Pewnie, że tam jest! Na kogo innego jego ojciec by tak krzyczał?
               No… No racja. Nie zmienia to jednak faktu, że miałam tu poczekać.
               Nie widziałaś go już od tak dawna, nie wliczając tych kilku chwil przedwczoraj…
               No, ale Daisy…
               Pójdziemy tylko zobaczyć, co się dzieje i zaraz tu wrócimy. Nawet nie zauważy, że cię nie było.
               Ja…
               Spuściłam głowę. Zaczęłam przecierać twarz dłońmi.
               Nie mam siły, by się z tobą kłócić.
               Doskonale o tym wiem.
               Dobra.
               Wstałam z kanapy, po czym ruszyłam wolnym krokiem.
               Ale tylko zobaczymy, co się tam dzieje.
               - Skup się na ruchach przeciwnika! Musisz przewidzieć, gdzie uderzy! – krzyknął rozwścieczony mężczyzna.
               Głos zdaje się dobiegać z tych lekko uchylonych drzwi.
               Podeszłam bliżej.
               - Spróbujemy jeszcze raz. – oznajmił, ale spokojniej niż chwilę temu. – Tylko tym razem się przyłóż.
               - Dobrze. – odpowiedział zdyszany Justin.
               Otworzyłam szerzej oczy.
               Rzeczywiście, jest tam Justin.
               Z pokoju zaczęły dobiegać dźwięki charakterystycznych uderzeń.
               Zmarszczyłam brwi.
               Chwila, wydaje mi się, czy…
               Położyłam dłoń na klamce, po czym delikatnie i ostrożnie pchnęłam drzwi.
               Moim oczom zaczęła ukazywać się ogromna, drewniana sala z ławkami pod ścianami i ringiem na samym środku. Na nim znajduje się Justin ze swoim… tatą.
               Zmęczony Justin nieudolnie próbuje odeprzeć każdy z wymierzonych mu ciosów. Muszą już bardzo długo ćwiczyć. Justin zdaje się nie mieć już wcale siły.
               Joker zamachnął się, a następnie uderzył Justina w twarz. Zaraz potem w brzuch. Justin zgiął się machinalnie. Z jego ust wydobył się jęk z bólu.
               Położyłam odruchowo rękę na swoim brzuchu. Przez moje usta przemknął grymas.
               To musiało go nieźle zaboleć.
               Oparł się ręką o jedną z linek. Jego oddech jest cholernie nierówny.
               Joker zaczął kręcić głową z dezaprobatą. Podszedł do Justina. Nachylił się nad nim.
               - Powtarzam ci. Skup się na moich ruchach, bo za każdym razem dostaniesz po pysku. – syknął. – Zacznij się starać. Nie mam zamiaru zbierać twoich zwłok z ulicy, bo tobie się nie chce podjąć walki. – dodał, ale jakby łagodniejszym tonem niż wcześniej. – No. – mruknął, a następnie uderzył „lekko” kilka razy rękawicą w policzek swojego syna. – Wstawaj.
               Justin zaczął powoli podnosić głowę. W jego zmęczonej twarzy najbardziej odznaczają się przepełnione gniewem oczy. Jakby chciał rzucić się na ojca.
               - Dokończymy to innym razem. – mruknął mężczyzna, odsuwając się od Justina. Zeskoczył z ringu, co wiernie wzrokiem prześledził jego syn. – Na dzisiaj mam cię już dość. – mruknął. Skierował się w stronę drzwi naprzeciwko. Zapewne to przejście do jakiejś szatni.
               Jak ja doskonale znam takie mamrotanie z niezadowolenia.
               Justin odwrócił głowę z powrotem. Jego wzrok od razu utkwił w rękawicach. Nie jestem pewna, ale chyba mruczy coś pod nosem. Nie jestem w stanie określić, czy aby na pewno. Jednak jestem przekonana, że ma pretensje do ojca. Jego pogardliwy wyraz twarzy mówi sam za siebie.
               Uniósł wzrok jakby w zamyśleniu. Jego spojrzenie jednak prawie od razu zjechało w moją stronę. Pogarda zniknęła z jego twarzy. Zamiast niej pojawiło się zaskoczenie.
               - Ronnie? – zapytał cicho, mimo to jego głos i tak zaczął się roznosić po całej sali.
               Przez moje ciało przemknęło dziwne uczucie.
               Ja… stoję w drzwiach, no tak.
               Westchnęłam zmarnowana.
               Że też nie zwróciłam na to uwagi!
               Justin skierował się po ringu w moją stronę.
               - Już przyjechaliście? – zapytał ponownie.
               - Tak. – przytaknęłam. – Dosłownie przed chwilą. – wskazałam palcem za siebie.
               Przeszedł przez linki, po czym zszedł z ringu. Ruszył w moją stronę. Stanął kilka kroków przede mną. Przyjrzał mi się uważnie.
               - Wszystko w porządku?
               Zobacz, jaki on kochany. Martwi się o ciebie!
               Podejrzewam, że wyglądam jak śmierć. Gdybym zobaczyła się teraz w lustrze, to zapewne też zadałabym sama sobie to pytanie. Ale masz rację. To miłe, że się zainteresował.
               Chociaż… jak tak teraz patrzę na ten jego zmarnowany wyraz twarzy z bliska, to zastawiam się, które z nas wygląda gorzej.
               - Jestem trochę niewyspana. – Zaprzeczyłam. – Nic poza tym. – Wzruszyłam delikatnie ramionami. – A… - przeciągnęłam tę samogłoskę. Ukradkiem spojrzałam na brzuch Justina. – Co z tobą?
               Spojrzał po sobie. Westchnął.
               - Jest dobrze. – przytaknął. – Chociaż mogło być lepiej. – przez jego usta przemknął nikły uśmiech. – Gdzie są Harry i Daisy? – zapytał, po czym uniósł rękę, a następnie zaczął przecierać nią mokre od potu czoło.
               Obserwuj.
               Wilgotna skóra na jego ramionach połyskuje w świetle lamp. Mięśnie delikatnie się napinają. A te czekoladowe, zmęczone oczy są skupione właśnie na mnie.
               I gdyby tak jeszcze ściągnął tę przepoconą bokserkę.
               To mogłabym na niego patrzeć godzinami…
               - Słyszysz mnie? – zapytał, marszcząc jednocześnie brwi.
               Potrząsnęłam głową, a następnie spojrzałam na twarz Justina.
               - Tak, słucham. – oznajmiłam od razu. – Tylko… - westchnęłam.
               Tylko zapatrzyłam się na twoje boskie ciało.
               Tylko się nie wyspałam i nie do końca ogarniam, co się dzieje.
               I… zapatrzyłaś się na jego boskie ciało.
               Nie.
               - Tutaj jesteś! – zawołała z korytarza Daisy. Spojrzałam na nią przez ramię.
               O matko, miałam na nią poczekać na tamtej kanapie!
               Ale zapatrzyłaś się na boskie…
               Przestań!
               - Idźcie już. – nakazał Justin. Cofnął się kilka kroków. – Zaraz postaram się do was przyjść. – westchnął, po czym odwrócił się na pięcie.   
               - Przepraszam, że musiałaś na mnie czekać. – oznajmiła Daisy. Odwróciłam się w jej stronę. – Trzeba było załatwić jeszcze jedną, drobną sprawę.
               - Żaden problem. – zaprzeczyłam. Wyszłam na korytarz.
               Ruszyłam razem z Daisy.
               A może mogłabyś pójść z Justinem? Jestem pewna, że byłby chętny na umycie mu pleców.
               Zmarszczyłam brwi.
               O co ci chodzi?
               O to, że pod prysznicem na pewno byłby bez koszulki. I jeszcze bez kilku innych, zbędnych części garderoby.
               Otworzyłam szeroko oczy.
               Nawet mnie nie prowokuj do wyobrażenia sobie nagiego Justina pod prysznicem!
               Gdybyś poszła razem z nim, to nie musiałabyś sobie niczego wyobrażać…
               Przestań!
               - Ronnie! – zawołał Niall, po czym czyjaś ręka zaczęła mi migać przed oczami.
               Odsunęłam się kawałek.
               A skąd on się tu nagle wziął? Ja…
               Zaczęłam się rozglądać.
               Pokój? Przecież…
               Spojrzałam za siebie.
               Przecież przed chwilą szłam korytarzem. Jak ja tu… tak szybko?
               - Ale ty dzisiaj jesteś rozkojarzona. – stwierdziła Daisy.
               - Właśnie widzę. – oznajmiłam cicho.
               - Wnioskuję, że nie usłyszałaś mojego pytania, więc zadam je jeszcze raz. – wtrącił Niall. Przytaknęłam, po czym spojrzałam w jego stronę. – Harry poprosił mnie, bym zrobił ci kawę. Jest czarna, bo nie wiedziałem, co byś do niej chciała. Coś dodać czy taka ci wystarczy?
               - Wystarczy! – przytaknęłam od razu.
               Kawa! Teraz! Proszę!
               Niall wysunął biały kubek z kawą w moim kierunku. Chwyciłam go w obie ręce. To nic, że jest gorący. Podsunęłam go sobie pod nos. Zaciągnęłam się wyrazistym zapachem (zapewne drogiej) kawy.
               Czas wrócić do żywych!
               Wypuściłam ostrożnie z ust strumień chłodnego powiewu ze swoich ust wprost na kawę, po czym upiłam ostrożnie nieduży łyk napoju.
               Cofnęłam gwałtownie głowę, a moją całą twarz zalał grymas.
               KURWA, JAKIE GORZKIE!
               Po pokoju rozniósł się śmiech Nialla i Daisy.
               - Zrobiłeś jej tę swoją słynną kawę? – zapytała rozbawiona.
               - Tak! – przytaknął zadowolony. – To ją od razu postawi na nogi! – zaśmiał się.
               Zaczęłam powoli otwierać oczy.
               Nie dość, że gorące, to smakuje tak, jakby wsypał do tego kubka całą paczkę.
               - Słynna kawa Nialla? – zapytałam.
               - Nazwałem ją „Szatan”. – oznajmił dumnie. Podszedł do Daisy i, tak samo jak ona, oparł się tyłkiem o oparcie kanapy. – Ale nie bój się. Nasypałem do niej tylko kilka czubatych łyżeczek. Nic poza tym. – zaprzeczył.
               Zmarszczyłam brwi.
               Czubatych? Serio?
               - Kilka czyli ile? – zapytałam niepewnie.
               - Um… - mruknął pod nosem. Poprowadził swój wzrok po ścianie za mną. – Nie wiem. – wzruszył ramionami, po czym posłał mi miły uśmiech. – Tyle, żeby prawie połowa kubka była zapełniona.
               Daisy spojrzała na blondyna kątem oka i zaczęła się cicho śmiać.
               Otworzyłam szeroko oczy.
               Prawie pół kubka zapełnionego kawą?
               Spojrzałam w naczynie, które trzymam w rękach.
               - Przecież od tego można dostać zawału. – Rzuciłam Niallowi i Daisy zaniepokojone spojrzenie.
               - Bez obaw. – zaprzeczyła. – Dosyp sobie cukru i nalej mleka. Ta kawa sama w sobie nie jest mocna, więc możesz ją spokojnie wypić.
               - Nawet w wersji hard. – zaśmiał się Niall.
               A potem będę chodzić jak elektroniczny królik z bateriami Duracell w dupie.
               Niech już będzie.
               Ruszyłam pod okno.
               Postawiłam swój kubek na blacie. Przysunęłam do siebie pojemniczek z cukrem, z cukrem w kostkach i kartonik z mlekiem.
               Zdjęłam pokrywkę, a następnie złapałam za łyżeczkę. Nasypałam sobie trzy łyżeczki cukru do kawy.
               Zerknęłam przez ramię.
               Niall i Daisy rozmawiają o czymś. Nie zwracają na mnie uwagi. Bardzo dobrze.
               Dosypałam sobie jeszcze dodatkowo dwie łyżeczki cukru do kawy.
               Ale ty jesteś zła…
               Nie komentuj! Lubię kawę na słodko.
               Odłożyłam łyżeczkę do pojemnika.
               Spojrzałam ponownie przez ramię.
               W dalszym ciągu nikt na mnie nie patrzy.
               Otworzyłam ostrożnie pudełko z cukrem w kostkach. Chwyciłam jeden sześcian w palce, a następnie szybko umieściłam go w swoich ustach.
               Mam do Ciebie jedno, ale bardzo istotne pytanie – co Ty, dziewczyno, odpierdalasz?
               Językiem zaczęłam przemieszczać po moich ustach rozpadającą się kostkę cukru.
               Mam dziwne nawyki, nie zrozumiesz.
               Lubisz… cukier?
               Lubię wszystko, co jest słodkie.
               Nalałam sobie trochę mleka z kartonika do kubka z kawą. Wzięłam sobie plastikowy patyczek z gromadki w przezroczystej szklance. Zaczęłam mieszać moją słodką, mocną kawę z mlekiem.
               Wyciągnęłam patyczek, a następnie odłożyłam go do woreczka, w którym znajdują się inne zużyte patyczki oraz kilka torebek herbaty. Są jeszcze wilgotne, więc ktoś niedawno musiał sobie je robić.
               Wzięłam ostrożnie swój kubek do rąk, a następnie odwróciłam się w kierunku Nialla i Daisy.
               - A dzisiaj też gdzieś jedziesz? – zapytała.
               - Tak. – przytaknął. – Miałem jechać wczoraj, ale Jay chciał, żebym zajął się czymś innym. – westchnął cicho. Spuścił głowę. – Brakuje mi trochę czasów, gdy razem z Justinem odbieraliśmy towar i rozwoziliśmy go po naszym terenie. Jak łapaliśmy tych wszystkich cwaniaków, którzy nigdy się nie nauczą, że aby dobrze zarobić, to nie mogą oszukiwać swoich dostawców. – Wyciągnął ręce wysoko ponad głowę i zaczął się rozciągać. – Wtedy wszystko było łatwiejsze. – mruknął. – A teraz jestem za wszystko odpowiedzialny.
               Upiłam spory łyk zdatnej do spożycia kawy.
               Nie wiedziałam, że Niall był z Justinem tak blisko.
               - Rozumiem cię. – westchnęła Daisy. – Też tęsknię za Justinem, który ze wszystkimi współpracował i nie traktował nas jak ludzi na posyłki. – dodała smutnym tonem.
               - Co mu się stało? – zapytał Niall, ale bardziej w sposób retoryczny. Spojrzał przed siebie.
               - Kim. – mruknęła Daisy.
               - Ach, te baby. Doprowadzą faceta do zguby. – westchnął lekceważąco Niall, ale zaraz na jego ustach pojawił się uśmiech.
               - Przepraszam bardzo, ale co powiedziałeś? – zapytała rozbawiona Daisy.
               - Ja nic nie mówiłem. – zaprzeczył Niall, śmiejąc się cicho.
               - Mam nadzieję, że się przesłyszałam. – zachichotała Daisy, po czym szturchnęła delikatnie blondyna.
               - Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – ponownie zaprzeczył.
               Uśmiechnęłam się pod nosem. Upiłam kolejny łyk kawy.
               Niall odwrócił głowę w moją stronę. Na jego twarzy maluje się pogodny uśmiech.
               - A ty co tak stoisz i podsłuchujesz? – zapytał, a jego uśmiech poszerzył się.
               Zaśmiałam się cicho.
               - Przecież nie będę wam przeszkadzać w rozmowie. – zaprzeczyłam.
               Niall skierował na moment swój wzrok w górę.
               - No dobrze. To może porozmawiajmy na jakiś temat, na który też mogłabyś się wypowiedzieć. – oznajmił, a następnie odwrócił się w kierunku Daisy. – Jak myślisz, czym nasz Ronnie mogłaby się zająć?
               Uniosłam brwi.
               - Pytasz o to, w czym miałaby nam tutaj pomóc? – zapytała Daisy.
               - Tak, tak. – odpowiedział. Odsunął się od kanapy. Stanął pod ścianą. – W jakim czarnym charakterze byś ją widziała?
               Daisy spojrzała na mnie. Uniosła dłoń na wysokości swojego policzka.
               - Um… - mruknęła w zastanowieniu. W końcu jednak opuściła ręką, a swój wzrok skierowała z powrotem na Nialla. – Nie mam pojęcia. To zależy, co chciałaby robić.
               - Może przeanalizujmy jej mocne strony. – zaczął. Stanął w niewielkim rozkroku. Skrzyżował ręce na swojej klatce piersiowej. Spojrzał w moim kierunku. – Jesteś spokojna, cicha, potrafisz wtopić się w tłum. Masz miły wyraz twarzy, więc nikt by cię o nic nie podejrzewał. Sądzę, że mogłabyś być informatorem lub nawet i szpiegiem.
               Uu…
               - Nie, nie. – zaprzeczyłam. – Nie sądzę, bym nadawała się do wykonywania takich niebezpiecznych zadań.
               - Dlaczego? – uniósł zdziwiony brwi.
               - Jestem niezdarna i nie zawsze myślę nad tym, co robię lub mówię. – uniosłam ramiona. Posłałam Niallowi krzywy uśmiech.
               - Oj, chyba nie myślisz, że wszyscy urodziliśmy się do tego, by pracować dla mafii. – wywrócił oczami z promiennym uśmiechem.
               - Wiesz, Ronnie. – zaczęła Daisy, tym samym skupiła na sobie naszą uwagę. – Niall ma rację. Jakbyśmy cię trochę podszkolili, to mogłybyśmy razem zbierać różne informację. Albo chodziłabyś na przeszpiegi z Louisem. We dwóch zawsze jest lepiej. – oznajmiła pogodnym tonem.
               Szpiegować kryminalistów i grube ryby? Szukać informacji o niebezpiecznych ludziach? Przecież to jest nielegalne i… JAK MNIE ZŁAPIĄ, TO MNIE ZABIJĄ. BĘDĄ GWAŁCIĆ I TORTUROWAĆ!
               - Nie. – zaprzeczyłam kilka razy ruchem głowy. – To nie byłby dobry pomysł. Nie nadaję się do takich rzeczy. Jeszcze pewnie bym gdzieś wpadła albo zniszczyła jakąś akcję. Nie, nie. – ponownie zaczęłam przeczyć. – To nie dla mnie.
               - Nie odbieraj tego jako coś pod przymus. – powiedziała spokojnie Daisy. Chyba widzi, że się trochę zdenerwowałam. No, i jak miałabym zajmować się szpiegowaniem. Nie, ja nie umiem. Nie nadaję się. Nie! – To po prostu propozycja, gdybyś chciała z nami współpracować. Zajmować się czymś.
               - Tym bardziej, że masz ogromne fory u Justina. – oznajmił Niall. Zerknęłam w jego stronę. Patrzy na mnie kątem oka. – Wystarczy, że zrobisz do niego kocie oczy, a mianuje cię nawet swoją sekretarką. – uśmiechnął się w taki… dziwny sposób.
               Zmarszczyłam brwi.
               - Ale… przecież Justin nie potrzebuje sekretarki.
               - Ja nie o takiej sekretarce mówię. – Uśmiech blondyna zaczął się poszerzać. Jego uśmiech jednak nie jest dziwny. ON JEST SPROŚNY.
               - Niall! – zawołała wesoło Daisy. Chwyciła poduszkę z kanapy, a następnie rzuciła nią w blondyna.
               - No co? – zaśmiał się. Schylił się po poduszkę, z której chwilę temu dostał w ramię.
               Sama widzisz! Niall wie! Daisy wie! Justin pewnie też wie! Wszyscy wiedzą!
               O czym znowu?
               ŻE JUSTIN CI SIĘ PODOBA, A TY JEMU!
               Weź, kurwa, spierdalaj.
               - Nie mam najmniejszego zamiaru być niczyją sekretarką. – burknęłam cicho pod nosem. – Ani tą zwykłą ani tą z porno. – fuknęłam, a następnie upiłam trochę kawy.
               - Jasne. Wszystkie taki mówią. – powiedział w wyjątkowo prowokacyjny sposób Niall.
               Posłałam mu ostre spojrzenie.
               Jego nieprzyzwoity uśmiech jest w swej istocie jednocześnie tak zabawny, że z trudem jestem w stanie powstrzymać się od odwzajemnienia go.
               - To niech sobie mówią. – westchnęłam cicho.
               - No nie obrażaj się tak od razu. To z tą sekretarką to był tylko żart. – oznajmił w obronie Niall. Podszedł do kanapy. Oparł poduszkę o inne poduszki. – Zawsze możesz być dostawcą pizzy lub laską czyszczącą basen. Lub hydraulikiem. Jak wolisz. – zaczął się śmiać.
               - Zamknij się już, głupku! – Zaśmiała się Daisy. Pchnęła blondyna.
               - Jakie ty stare porno oglądasz… - mruknęłam zadziornie.
               - Oo. – oznajmił zdumiony. – Znawczyni pornografii? Przepraszam, nie wiedziałem. – ponownie zaczął się śmiać.
               Co za…
               Zamknęłam na chwilę oczy i zacisnęłam usta.
               Zaśmiałam się.
               Co za śmieszek.
               - A co tutaj tak wesoło? – zapytał Liam, wchodząc do pokoju. Zaraz za nim są Zayn i Louis.
               - Dziewczyny opowiadają mi o swoich doświadczeniach z pornografią. – odpowiedział rozbawiony Niall.
               Zaśmiałyśmy się razem z Daisy.
               Ten głupek serio chce to dalej ciągnąć?
               - Tak. Próbujemy wytłumaczyć Niallowi, jak powinno się TO robić. – oznajmiłam dumnie z naciskiem na „TO”.
               - Ej! – zawołał po chwili Niall.
               - Słuchajcie! – po korytarzu rozniósł się damski głos. Jakby ktoś próbował zatrzymać Zayna i Louisa.
               Mężczyźni zatrzymali się.
               Dopiero teraz do moich uszu zaczęły dochodzić dźwięki stukających o podłogę obcasów.
               Przez moje ciało przeszło dziwne uczucie.
               Czy to nie jest przypadkiem…
               W drzwiach pojawiła się Kim z plikiem kartek z dłoniach.
               Zacisnęłam palce na kubku.
               Co ona to robi?
               A no tak. Przecież Justin wspominał, że teraz ze sobą współpracują…
               - Wiecie, gdzie mogę znaleźć Justina? – zapytała, a wzrokiem zaczęła lustrować każdą po kolei osobę w pokoju.
               W końcu spojrzała na mnie. Jej oczy momentalnie się powiększyły. Jest zszokowana moim widokiem. A nawet i trochę… przerażona? Nie, może nie aż tak. Chociaż…
               - A co ty tu robisz? – zapytała tak, jakby nie była do końca pewna tego, co widzi.
               - Stoi. – odpowiedział zadziornie Niall. Najwidoczniej głupawka mu jeszcze nie przeszła.
               - Ale… - zająknęła się. Zmierzyła mnie kilka razy wzrokiem, jakby chciała się upewnić, że na pewno dobrze widzi. – Ale nie miało cię tutaj już być… - kilka razy wskazującym palcem pokazała na podłogę.
               - Plany się trochę zmieniły. To nie było od nas zależne. – wyjaśniła Daisy.
               - Przeszkadza ci ten fakt? – zapytał podejrzliwie Liam, a następnie skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
               - Nie, nie. Absolutnie. – zaprzeczyła od razu ruchem ręki. – Tylko… - zamilkła na chwilę. Skierowała wzrok na podłogę. Przeczesała palcami swoje włosy. – Nikt mnie jakoś o tym nie poinformował. – oznajmiła ze słyszalnym w głosie wyrzutem.
               Zmarszczyłam brwi. Trochę… dziwnie się zachowuje.
               - Justin jest w szatni. – oznajmiłam cicho. Nie wiem czemu, ale trochę ręce mi się trzęsą.
               Kim podniosła na mnie wyprany z emocji wzrok.
               - Dobrze. – przytaknęła. Zerknęła na Zayna. Wyciągnęła plik kartek w jego kierunku. – Moglibyście przekazać to Justinowi? – zapytała, a jej twarz przybrała dobrze mi już znany z wcześniejszych spotkań fason. – Mam dzisiaj dużo pracy i naprawdę mało czasu na czekanie. – wyjaśniła.
               Zayn chwycił kartki w dłoń, a następnie Kim odeszła.
               Źle mi w jej towarzystwie. I chyba wiem, dlaczego.
               Bo chciała Ci podkraść Justina?
               Co? Nie! Przecież to nie moja sprawa! Chodzi o to, że bezpodstawnie naskoczyłam na nią z tą wodą.
               Bezpodstawnie?! Dziewczyno, należało jej się! Sama stwierdziłaś, że skoro nie są już razem, to po ciul jasny się do niego dobiera?
               No tak, ale to nie była moja sprawa!
               Chciałaś ochronić Justina. I przy okazji pokazać jej, że się trochę z tymi amorami spóźniła.
               Tak, ale… można było to załatwić inaczej i…
               Nie…
               No wiesz, skoro i tak pewnie będziemy ze sobą przebywać…
               Nawet nie próbuj o tym myśleć, a tym bardziej mówić na głos!
               Ale co jest złego w tym, że chcę ją za to przeprosić?
               Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam…
               O co Ci chodzi?
               Dobrze, że nikt nie słyszy Twoich myśli, bo dostałabyś niezły wpierdol. RONNIE, JEJ SIĘ TO NALEŻAŁO! Błagała wręcz o to! Zachowała się jak dziwka, to trzeba było ją brutalnie sprowadzić na ziemię. Nie pamiętasz, co wszyscy mówili Ci na jej temat? Jaka była w stosunku do Justina? Pokazałaś jej, że ma spierdalać. Co prawda, w mało taktowny sposób, ale za życiowe lekcje się nie przeprasza.
               Ale źle mi z tym, co zrobiłam.
               PRZESTAŃ CZUĆ SIĘ WIECZNIE ZA WSZYSTKO ODPOWIEDZIALNA!
               Przestań wydzierać się w mojej głowie! Poza tym, kim Ty jesteś, by zwracać mi uwagę?
               Jestem jedyną, która powie Ci prosto w oczy, co odwalasz!
               To może zamiast wytykać mi błędy, podpowiedziałabyś, co mogę ewentualnie zrobić!
               Po co mam Ci cokolwiek sugerować, skoro Ty i tak mnie nie słuchasz?
               Bo te Twoje „porady” były śmieszne! Skoro tylko siedzisz w mojej głowie i nic innego nie robisz, to zastanowiłabyś się nad czymś bardziej sensownym!
               - Veronico. – usłyszałam przyjazny głos Harry’ego, a następnie poczułam potężne dłonie na swoich ramionach.
               Automatycznie uniosłam wzrok w górę.
               - Co? – zapytałam cicho.
               - Wszystko dobrze? – zapytał. Jego twarz ma taki bardzo smutny wyraz.
               - Tak. Tylko nie wyspałam się i… - westchnęłam, a wzrok spuściłam gdzieś na podłogę. – I trochę biję się z myślami.
               - Czy aby na pewno tylko to? – zapytał zmartwionym głosem. – Nie reagowałaś na niczyją chęć kontaktu, a z wyrazu twej twarzy można wyczytać tylko ogromne przygnębienie. – westchnął. – Nie chciałbym być nachalny i nalegać, ale serce mi się kraje, gdy muszę patrzeć na twe zatroskanie.
               Boże, dlaczego nie natrafiłam wcześniej na takiego człowieka? Dlaczego mój ojciec nie mógł być tak ciepłą i kochaną osobą?
               Uśmiechnęłam się delikatnie.
               - Wszystko jest dobrze, więc nie musisz się martwić.
               - Dobrze. Wierzę ci, że tak jest. – odwzajemnił mój uśmiech.
               Kciukami potarł jeszcze moje ramiona, a następnie puścił mnie i się odsunął.
               Muszę zacząć nad sobą panować, bo naprawdę coś mi się jeszcze stanie. Nawet nie wiedziałam, że potrafię tak głęboko dumać.
               Wszyscy już usiedli i chyba nawet zdążyli sobie zaparzyć kawy czy tam herbaty. Naprawdę długo tu stoję.
               Ktoś zapukał do drzwi. Zaczęły się otwierać.
               Justin! Justin! Justin!
               Przechyliłam głowę na bok.
               Do pokoju wszedł Justin ubrany w ciemne spodnie i jeansową koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami. Pod spodem ma biały podkoszulek.
               Czuję, jak kąciki moich ust mkną w górę.
               - No nareszcie! – westchnął głośno Louis.
               - Ty się tam kąpałeś czy byłeś jeszcze w SPA? – zapytał Liam, po czym zaczął się śmiać.
               - Joker właśnie dogaduje się z nowymi dostawcami, więc musiałem się zająć jego robota. – mruknął w odpowiedzi Justin.
               - Kim kazała ci to przekazać. – oznajmił Zayn, po czym uniósł plik kartek.
               Justin spojrzał na nie. Przymrużył oczy.
               - Prosiłem o coś? – powiedział cicho pod nosem. Nagle jego oczy otworzyły się szeroko. – A, już wiem! – przytaknął. – Połóż to gdzieś. Zajmę się tym potem. – polecił.
               Powoli ruszył w moją stronę. Przeniósł również na mnie swój wzrok. Uśmiech zaczął pojawiać się na jego twarzy.
               - Widzę, że już ci lepiej. – oznajmił, mijając mnie.
               - Tak. – oznajmiłam.
               Jak to musi uroczo z boku wyglądać, gdy Twój wzrok idzie za Justinem, a z każdym jego krokiem Twój uśmiech jest coraz szerszy.
               O czym Ty mówisz? Przecież ja się nawet nie…
               Wymusiłam na kącikach moich ust, by opadły.
               Kurwa…
               Czekaj, co? Co chciałaś powiedzieć? Że się nie uśmiechasz? Czy tak?
               Odczep się! Przecież to nic takiego, że się uśmiecham. Obojętnie czy do Justina czy kogokolwiek innego!
               Ty mówisz, że to „nic takiego”, ale nie wszyscy są tego samego zdania…
               Niby kto?
               Podniosłam wzrok.
               Jedyna osoba, która w tej chwili na mnie patrzy, to Niall. Ma na ustach wydrukowany nieprzyzwoity uśmieszek. Zerknął na Justina, a następnie znowu na mnie. Z kciuka i wskazującego palca lewej ręki zrobił okrąg. W jego środku zaczął przemieszczać do przodu i do tyłu wskazujący palec prawej ręki.
               Co za zboczeniec!
               Zacisnęłam usta w cienki pasek. Zerknęłam po wszystkich, czy aby nikt nie patrzy w moim kierunku.
               Nikt.
               Uniosłam rękę, a następnie wystawiłam w kierunku Nialla środkowy palec.
               Blondyn zaczął się śmiać.
               - Ronnie. – odezwał się Justin. Schowałam palec. Nacisnął jakiś guzik na expresie do kawy. Urządzenie zaczęło wydawać z siebie ciche dźwięki. – Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać. – ogłosił.
               Wszyscy wstali.
               Co jest?
               Zaczęli się kierować w stronę drzwi. Harry je otworzył i poczekał, aż z sali wyjdzie Daisy, Niall, Louis, Zayn i Liam, po czym sam opuścił pomieszczenie.
               Dreszcze mnie przeszły.

               Ej, kurwa, co ja znowu zrobiłam?!





~*~*~*~*~*~

WITAM PAŃSTWA BARDZO SERDECZNIE! :D
Przepraszam za tak długą przerwę. Wiadomo - studia, sesja i poprawki są na pierwszym miejscu, ale już wróciłam ^^ Dziękuję wszystkim za to, że wiernie czekacie na kolejny rozdział. ♥

8 komentarzy: