Harry
nacisnął guzik, który sprawił, że ciemna szyba samochodu zaczęła powoli opadać.
Do pojazdu napłynął dźwięk uderzającego o miasto deszczu. Wzięłam głęboki
wdech, by zaciągnąć się tym świeżym zapachem. Coś niesamowitego.
Do
naszego okna podszedł mężczyzna w ciemnym płaszczu. Nachylił się.
-
Joker nas oczekuje. – oznajmił beznamiętnie Harry.
Mężczyzna
tylko przytaknął. Następnie wyprostował się i odsunął.
Samochód
powoli ruszył, a Harry zaczął zamykać szybę.
-
Czyli jednak odsłuchał wiadomość. – westchnęła Daisy ze słyszalną ulgą.
-
Miałem na uwadze, że nasze zamartwianie może okazać się zbędne. – oznajmił
cicho Harry.
Spojrzałam
kątem oka na nią, potem na niego. Westchnęłam ciężko.
Nie
mam co pytać, bo i tak niczego się nie dowiem.
Pilnowali
mnie wczoraj od samego rana. Wszyscy poza Justinem i Daisy. Jestem cholernie
zmęczona. Zmieniałam wczoraj swoje położenie z dziesiątki razy. Jeździłam z
hotelu do hotelu. Z miejsca na miejsce. Nawet nie pamiętam, czy w ogóle coś
jadłam. Wykończyli mnie. Spałam może trzy godziny. Nie jestem w stanie myśleć.
Może właśnie o to im chodziło. By uśpić moją czujność.
Bredzę.
Przecież
obchodzą się ze mną jak z jajkiem. Nie wiem, co oni zobaczyli przedwczoraj na
tym komputerze, ale to sprawiło, że cały czas ktoś się nade mną trzęsie. To
staje się męczące. Chociaż gorszy jest fakt, że znowu nic nie wiem. Chyba
powinnam przyzwyczaić się do tego, że nie wszystko muszę wiedzieć.
Powinnam,
ale nie chcę.
Samochód
zatrzymał się. Drzwi po stronie Harry’ego otworzyły się. Mężczyzna wyszedł.
Teraz
zapewne moja kolej.
Zaczęłam
powoli przesuwać się w stronę wyjścia.
Przed
twarzą przemknęła mi dłoń Harry’ego.
-
Pozwolisz? – zapytał uprzejmie.
Podniosłam
na niego wzrok. Posyła mi miły uśmiech, ale w jego oczach widać niepokój. Chociaż,
może to tylko moje złudzenie.
Złapałam
za ciepłą, męską dłoń, po czym powoli wyszłam z samochodu.
Na
całe szczęście, wianuszek panów z parasolami stoi dookoła.
Chłodne
powietrze przemknęło po mojej skórze.
Harry
zamknął za mną drzwi, następnie objął mnie ramieniem. Zaczął mnie ciągnąć w
stronę budynku.
~*~
Harry
złapał mnie za ramiona. Zmusił mnie do tego, bym usiadła na kanapie. Przykucnął
przy mnie.
-
Veronico – zaczął cicho. Spojrzałam w jego spokojne, zielone oczy. – Muszę
teraz wykonać ważny telefon. Bardzo byłbym rad, gdybyś została tutaj i
poczekała na Daisy. Mógłbym cię o to prosić?
-
Tak. – przytaknęłam po chwili. Przetarłam twarz dłonią. – Myślę, że tak.
-
Dziękuję. – oznajmił, po czym podniósł się. Ruszył dalej korytarzem.
Odprowadziłam
go wzrokiem. Gdy zniknął za rogiem z mojego pola widzenia, spojrzałam w
przeciwnym kierunku.
Po
Daisy ani śladu. Właściwie, gdyby Harry nie powiedział, że mam na nią poczekać,
to wcale nie zauważyłabym, że jej nie ma.
Wzięłam
głęboki wdech, a następnie rękoma zasłoniłam swoją twarz, czując zbliżającą się
chęć ziewnięcia.
Umrę
tu!
Oparłam
się.
Potrzebuję
łóżka. Albo mocnej kawy. Albo obu naraz.
Oczy
mi się kleją. W samochodzie nie było jeszcze tak źle, ale tutaj zaraz odjadę.
Jakiś
huk rozniósł się kilka metrów dalej.
Nie
mam nawet siły, by na to zareagować. Straszne uczucie bezwładu.
-
Zacznij się wreszcie starać! –
krzyknął mężczyzna z jakiegoś pokoju. Ja znam ten głos. – Nigdy się nie starasz! Na niczym ci nie zależy! Nic dziwnego, że
niczego jeszcze nie osiągnąłeś!
Przez moje ciało
przebiegły nieprzyjemne ciarki. Odwróciłam gwałtownie głowę w kierunku
prawdopodobnego źródła tych krzyków.
To…
to Joker. A gdzie Joker, tam może też być…
Justin! Justin! Justin!
Wyprostowałam
się pod wpływem niespodziewanego zastrzyku energii, a swoje ręce odruchowo
położyłam na miejscach tuż obok siebie.
Nie.
Miałam
czekać na Daisy.
Ale tam jest Justin!
Nie
wiem, czy jest tam na pewno.
Pewnie, że tam jest! Na kogo innego jego
ojciec by tak krzyczał?
No…
No racja. Nie zmienia to jednak faktu, że miałam tu poczekać.
Nie widziałaś go już od tak dawna, nie
wliczając tych kilku chwil przedwczoraj…
No,
ale Daisy…
Pójdziemy tylko zobaczyć, co się dzieje i
zaraz tu wrócimy. Nawet nie zauważy, że cię nie było.
Ja…
Spuściłam
głowę. Zaczęłam przecierać twarz dłońmi.
Nie
mam siły, by się z tobą kłócić.
Doskonale o tym wiem.
Dobra.
Wstałam
z kanapy, po czym ruszyłam wolnym krokiem.
Ale
tylko zobaczymy, co się tam dzieje.
- Skup się na ruchach przeciwnika! Musisz
przewidzieć, gdzie uderzy! – krzyknął rozwścieczony mężczyzna.
Głos
zdaje się dobiegać z tych lekko uchylonych drzwi.
Podeszłam
bliżej.
-
Spróbujemy jeszcze raz. – oznajmił,
ale spokojniej niż chwilę temu. – Tylko
tym razem się przyłóż.
-
Dobrze. – odpowiedział zdyszany
Justin.
Otworzyłam
szerzej oczy.
Rzeczywiście,
jest tam Justin.
Z
pokoju zaczęły dobiegać dźwięki charakterystycznych uderzeń.
Zmarszczyłam
brwi.
Chwila,
wydaje mi się, czy…
Położyłam
dłoń na klamce, po czym delikatnie i ostrożnie pchnęłam drzwi.
Moim
oczom zaczęła ukazywać się ogromna, drewniana sala z ławkami pod ścianami i
ringiem na samym środku. Na nim znajduje się Justin ze swoim… tatą.
Zmęczony
Justin nieudolnie próbuje odeprzeć każdy z wymierzonych mu ciosów. Muszą już
bardzo długo ćwiczyć. Justin zdaje się nie mieć już wcale siły.
Joker
zamachnął się, a następnie uderzył Justina w twarz. Zaraz potem w brzuch.
Justin zgiął się machinalnie. Z jego ust wydobył się jęk z bólu.
Położyłam
odruchowo rękę na swoim brzuchu. Przez moje usta przemknął grymas.
To
musiało go nieźle zaboleć.
Oparł
się ręką o jedną z linek. Jego oddech jest cholernie nierówny.
Joker
zaczął kręcić głową z dezaprobatą. Podszedł do Justina. Nachylił się nad nim.
-
Powtarzam ci. Skup się na moich ruchach, bo za każdym razem dostaniesz po
pysku. – syknął. – Zacznij się starać. Nie mam zamiaru zbierać twoich zwłok z
ulicy, bo tobie się nie chce podjąć walki. – dodał, ale jakby łagodniejszym
tonem niż wcześniej. – No. – mruknął, a następnie uderzył „lekko” kilka razy
rękawicą w policzek swojego syna. – Wstawaj.
Justin
zaczął powoli podnosić głowę. W jego zmęczonej twarzy najbardziej odznaczają
się przepełnione gniewem oczy. Jakby chciał rzucić się na ojca.
-
Dokończymy to innym razem. – mruknął mężczyzna, odsuwając się od Justina.
Zeskoczył z ringu, co wiernie wzrokiem prześledził jego syn. – Na dzisiaj mam
cię już dość. – mruknął. Skierował się w stronę drzwi naprzeciwko. Zapewne to
przejście do jakiejś szatni.
Jak
ja doskonale znam takie mamrotanie z niezadowolenia.
Justin
odwrócił głowę z powrotem. Jego wzrok od razu utkwił w rękawicach. Nie jestem
pewna, ale chyba mruczy coś pod nosem. Nie jestem w stanie określić, czy aby na
pewno. Jednak jestem przekonana, że ma pretensje do ojca. Jego pogardliwy wyraz
twarzy mówi sam za siebie.
Uniósł
wzrok jakby w zamyśleniu. Jego spojrzenie jednak prawie od razu zjechało w moją
stronę. Pogarda zniknęła z jego twarzy. Zamiast niej pojawiło się zaskoczenie.
-
Ronnie? – zapytał cicho, mimo to jego głos i tak zaczął się roznosić po całej
sali.
Przez
moje ciało przemknęło dziwne uczucie.
Ja…
stoję w drzwiach, no tak.
Westchnęłam
zmarnowana.
Że
też nie zwróciłam na to uwagi!
Justin
skierował się po ringu w moją stronę.
-
Już przyjechaliście? – zapytał ponownie.
-
Tak. – przytaknęłam. – Dosłownie przed chwilą. – wskazałam palcem za siebie.
Przeszedł
przez linki, po czym zszedł z ringu. Ruszył w moją stronę. Stanął kilka kroków
przede mną. Przyjrzał mi się uważnie.
-
Wszystko w porządku?
Zobacz, jaki on kochany. Martwi się o
ciebie!
Podejrzewam,
że wyglądam jak śmierć. Gdybym zobaczyła się teraz w lustrze, to zapewne też
zadałabym sama sobie to pytanie. Ale masz rację. To miłe, że się zainteresował.
Chociaż…
jak tak teraz patrzę na ten jego zmarnowany wyraz twarzy z bliska, to zastawiam
się, które z nas wygląda gorzej.
-
Jestem trochę niewyspana. – Zaprzeczyłam. – Nic poza tym. – Wzruszyłam
delikatnie ramionami. – A… - przeciągnęłam tę samogłoskę. Ukradkiem spojrzałam
na brzuch Justina. – Co z tobą?
Spojrzał
po sobie. Westchnął.
-
Jest dobrze. – przytaknął. – Chociaż mogło być lepiej. – przez jego usta
przemknął nikły uśmiech. – Gdzie są Harry i Daisy? – zapytał, po czym uniósł
rękę, a następnie zaczął przecierać nią mokre od potu czoło.
Obserwuj.
Wilgotna
skóra na jego ramionach połyskuje w świetle lamp. Mięśnie delikatnie się
napinają. A te czekoladowe, zmęczone oczy są skupione właśnie na mnie.
I gdyby tak jeszcze ściągnął tę przepoconą
bokserkę.
To
mogłabym na niego patrzeć godzinami…
-
Słyszysz mnie? – zapytał, marszcząc jednocześnie brwi.
Potrząsnęłam
głową, a następnie spojrzałam na twarz Justina.
-
Tak, słucham. – oznajmiłam od razu. – Tylko… - westchnęłam.
Tylko zapatrzyłam się na twoje boskie ciało.
Tylko
się nie wyspałam i nie do końca ogarniam, co się dzieje.
I… zapatrzyłaś się na jego boskie ciało.
Nie.
-
Tutaj jesteś! – zawołała z korytarza Daisy. Spojrzałam na nią przez ramię.
O
matko, miałam na nią poczekać na tamtej kanapie!
Ale zapatrzyłaś się na boskie…
Przestań!
-
Idźcie już. – nakazał Justin. Cofnął się kilka kroków. – Zaraz postaram się do
was przyjść. – westchnął, po czym odwrócił się na pięcie.
-
Przepraszam, że musiałaś na mnie czekać. – oznajmiła Daisy. Odwróciłam się w
jej stronę. – Trzeba było załatwić jeszcze jedną, drobną sprawę.
-
Żaden problem. – zaprzeczyłam. Wyszłam na korytarz.
Ruszyłam
razem z Daisy.
A może mogłabyś pójść z Justinem? Jestem
pewna, że byłby chętny na umycie mu pleców.
Zmarszczyłam
brwi.
O
co ci chodzi?
O to, że pod prysznicem na pewno byłby bez
koszulki. I jeszcze bez kilku innych, zbędnych części garderoby.
Otworzyłam
szeroko oczy.
Nawet
mnie nie prowokuj do wyobrażenia sobie nagiego Justina pod prysznicem!
Gdybyś poszła razem z nim, to nie musiałabyś
sobie niczego wyobrażać…
Przestań!
-
Ronnie! – zawołał Niall, po czym czyjaś ręka zaczęła mi migać przed oczami.
Odsunęłam
się kawałek.
A
skąd on się tu nagle wziął? Ja…
Zaczęłam
się rozglądać.
Pokój?
Przecież…
Spojrzałam
za siebie.
Przecież
przed chwilą szłam korytarzem. Jak ja tu… tak szybko?
-
Ale ty dzisiaj jesteś rozkojarzona. – stwierdziła Daisy.
-
Właśnie widzę. – oznajmiłam cicho.
-
Wnioskuję, że nie usłyszałaś mojego pytania, więc zadam je jeszcze raz. –
wtrącił Niall. Przytaknęłam, po czym spojrzałam w jego stronę. – Harry poprosił
mnie, bym zrobił ci kawę. Jest czarna, bo nie wiedziałem, co byś do niej
chciała. Coś dodać czy taka ci wystarczy?
-
Wystarczy! – przytaknęłam od razu.
Kawa!
Teraz! Proszę!
Niall
wysunął biały kubek z kawą w moim kierunku. Chwyciłam go w obie ręce. To nic,
że jest gorący. Podsunęłam go sobie pod nos. Zaciągnęłam się wyrazistym
zapachem (zapewne drogiej) kawy.
Czas
wrócić do żywych!
Wypuściłam
ostrożnie z ust strumień chłodnego powiewu ze swoich ust wprost na kawę, po
czym upiłam ostrożnie nieduży łyk napoju.
Cofnęłam
gwałtownie głowę, a moją całą twarz zalał grymas.
KURWA,
JAKIE GORZKIE!
Po
pokoju rozniósł się śmiech Nialla i Daisy.
-
Zrobiłeś jej tę swoją słynną kawę? – zapytała rozbawiona.
-
Tak! – przytaknął zadowolony. – To ją od razu postawi na nogi! – zaśmiał się.
Zaczęłam
powoli otwierać oczy.
Nie
dość, że gorące, to smakuje tak, jakby wsypał do tego kubka całą paczkę.
-
Słynna kawa Nialla? – zapytałam.
-
Nazwałem ją „Szatan”. – oznajmił dumnie. Podszedł do Daisy i, tak samo jak ona,
oparł się tyłkiem o oparcie kanapy. – Ale nie bój się. Nasypałem do niej tylko
kilka czubatych łyżeczek. Nic poza tym. – zaprzeczył.
Zmarszczyłam
brwi.
Czubatych?
Serio?
-
Kilka czyli ile? – zapytałam niepewnie.
-
Um… - mruknął pod nosem. Poprowadził swój wzrok po ścianie za mną. – Nie wiem.
– wzruszył ramionami, po czym posłał mi miły uśmiech. – Tyle, żeby prawie
połowa kubka była zapełniona.
Daisy
spojrzała na blondyna kątem oka i zaczęła się cicho śmiać.
Otworzyłam
szeroko oczy.
Prawie
pół kubka zapełnionego kawą?
Spojrzałam
w naczynie, które trzymam w rękach.
-
Przecież od tego można dostać zawału. – Rzuciłam Niallowi i Daisy zaniepokojone
spojrzenie.
-
Bez obaw. – zaprzeczyła. – Dosyp sobie cukru i nalej mleka. Ta kawa sama w
sobie nie jest mocna, więc możesz ją spokojnie wypić.
-
Nawet w wersji hard. – zaśmiał się Niall.
A
potem będę chodzić jak elektroniczny królik z bateriami Duracell w dupie.
Niech
już będzie.
Ruszyłam
pod okno.
Postawiłam
swój kubek na blacie. Przysunęłam do siebie pojemniczek z cukrem, z cukrem w
kostkach i kartonik z mlekiem.
Zdjęłam
pokrywkę, a następnie złapałam za łyżeczkę. Nasypałam sobie trzy łyżeczki cukru
do kawy.
Zerknęłam
przez ramię.
Niall
i Daisy rozmawiają o czymś. Nie zwracają na mnie uwagi. Bardzo dobrze.
Dosypałam
sobie jeszcze dodatkowo dwie łyżeczki cukru do kawy.
Ale ty jesteś zła…
Nie
komentuj! Lubię kawę na słodko.
Odłożyłam
łyżeczkę do pojemnika.
Spojrzałam
ponownie przez ramię.
W
dalszym ciągu nikt na mnie nie patrzy.
Otworzyłam
ostrożnie pudełko z cukrem w kostkach. Chwyciłam jeden sześcian w palce, a
następnie szybko umieściłam go w swoich ustach.
Mam do Ciebie jedno, ale bardzo istotne
pytanie – co Ty, dziewczyno, odpierdalasz?
Językiem
zaczęłam przemieszczać po moich ustach rozpadającą się kostkę cukru.
Mam
dziwne nawyki, nie zrozumiesz.
Lubisz… cukier?
Lubię
wszystko, co jest słodkie.
Nalałam
sobie trochę mleka z kartonika do kubka z kawą. Wzięłam sobie plastikowy
patyczek z gromadki w przezroczystej szklance. Zaczęłam mieszać moją słodką,
mocną kawę z mlekiem.
Wyciągnęłam
patyczek, a następnie odłożyłam go do woreczka, w którym znajdują się inne
zużyte patyczki oraz kilka torebek herbaty. Są jeszcze wilgotne, więc ktoś
niedawno musiał sobie je robić.
Wzięłam
ostrożnie swój kubek do rąk, a następnie odwróciłam się w kierunku Nialla i
Daisy.
-
A dzisiaj też gdzieś jedziesz? – zapytała.
-
Tak. – przytaknął. – Miałem jechać wczoraj, ale Jay chciał, żebym zajął się
czymś innym. – westchnął cicho. Spuścił głowę. – Brakuje mi trochę czasów, gdy
razem z Justinem odbieraliśmy towar i rozwoziliśmy go po naszym terenie. Jak
łapaliśmy tych wszystkich cwaniaków, którzy nigdy się nie nauczą, że aby dobrze
zarobić, to nie mogą oszukiwać swoich dostawców. – Wyciągnął ręce wysoko ponad
głowę i zaczął się rozciągać. – Wtedy wszystko było łatwiejsze. – mruknął. – A
teraz jestem za wszystko odpowiedzialny.
Nie
wiedziałam, że Niall był z Justinem tak blisko.
-
Rozumiem cię. – westchnęła Daisy. – Też tęsknię za Justinem, który ze
wszystkimi współpracował i nie traktował nas jak ludzi na posyłki. – dodała
smutnym tonem.
-
Co mu się stało? – zapytał Niall, ale bardziej w sposób retoryczny. Spojrzał
przed siebie.
-
Kim. – mruknęła Daisy.
-
Ach, te baby. Doprowadzą faceta do zguby. – westchnął lekceważąco Niall, ale
zaraz na jego ustach pojawił się uśmiech.
-
Przepraszam bardzo, ale co powiedziałeś? – zapytała rozbawiona Daisy.
-
Ja nic nie mówiłem. – zaprzeczył Niall, śmiejąc się cicho.
-
Mam nadzieję, że się przesłyszałam. – zachichotała Daisy, po czym szturchnęła
delikatnie blondyna.
-
Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – ponownie zaprzeczył.
Uśmiechnęłam
się pod nosem. Upiłam kolejny łyk kawy.
Niall
odwrócił głowę w moją stronę. Na jego twarzy maluje się pogodny uśmiech.
-
A ty co tak stoisz i podsłuchujesz? – zapytał, a jego uśmiech poszerzył się.
Zaśmiałam
się cicho.
-
Przecież nie będę wam przeszkadzać w rozmowie. – zaprzeczyłam.
Niall
skierował na moment swój wzrok w górę.
-
No dobrze. To może porozmawiajmy na jakiś temat, na który też mogłabyś się
wypowiedzieć. – oznajmił, a następnie odwrócił się w kierunku Daisy. – Jak
myślisz, czym nasz Ronnie mogłaby się zająć?
Uniosłam
brwi.
-
Pytasz o to, w czym miałaby nam tutaj pomóc? – zapytała Daisy.
-
Tak, tak. – odpowiedział. Odsunął się od kanapy. Stanął pod ścianą. – W jakim
czarnym charakterze byś ją widziała?
Daisy
spojrzała na mnie. Uniosła dłoń na wysokości swojego policzka.
-
Um… - mruknęła w zastanowieniu. W końcu jednak opuściła ręką, a swój wzrok
skierowała z powrotem na Nialla. – Nie mam pojęcia. To zależy, co chciałaby
robić.
-
Może przeanalizujmy jej mocne strony. – zaczął. Stanął w niewielkim rozkroku.
Skrzyżował ręce na swojej klatce piersiowej. Spojrzał w moim kierunku. – Jesteś
spokojna, cicha, potrafisz wtopić się w tłum. Masz miły wyraz twarzy, więc nikt
by cię o nic nie podejrzewał. Sądzę, że mogłabyś być informatorem lub nawet i
szpiegiem.
Uu…
-
Nie, nie. – zaprzeczyłam. – Nie sądzę, bym nadawała się do wykonywania takich
niebezpiecznych zadań.
-
Dlaczego? – uniósł zdziwiony brwi.
-
Jestem niezdarna i nie zawsze myślę nad tym, co robię lub mówię. – uniosłam
ramiona. Posłałam Niallowi krzywy uśmiech.
-
Oj, chyba nie myślisz, że wszyscy urodziliśmy się do tego, by pracować dla
mafii. – wywrócił oczami z promiennym uśmiechem.
-
Wiesz, Ronnie. – zaczęła Daisy, tym samym skupiła na sobie naszą uwagę. – Niall
ma rację. Jakbyśmy cię trochę podszkolili, to mogłybyśmy razem zbierać różne
informację. Albo chodziłabyś na przeszpiegi z Louisem. We dwóch zawsze jest
lepiej. – oznajmiła pogodnym tonem.
Szpiegować
kryminalistów i grube ryby? Szukać informacji o niebezpiecznych ludziach?
Przecież to jest nielegalne i… JAK MNIE ZŁAPIĄ, TO MNIE ZABIJĄ. BĘDĄ GWAŁCIĆ I
TORTUROWAĆ!
-
Nie. – zaprzeczyłam kilka razy ruchem głowy. – To nie byłby dobry pomysł. Nie
nadaję się do takich rzeczy. Jeszcze pewnie bym gdzieś wpadła albo zniszczyła
jakąś akcję. Nie, nie. – ponownie zaczęłam przeczyć. – To nie dla mnie.
-
Nie odbieraj tego jako coś pod przymus. – powiedziała spokojnie Daisy. Chyba
widzi, że się trochę zdenerwowałam. No, i jak miałabym zajmować się
szpiegowaniem. Nie, ja nie umiem. Nie nadaję się. Nie! – To po prostu
propozycja, gdybyś chciała z nami współpracować. Zajmować się czymś.
-
Tym bardziej, że masz ogromne fory u Justina. – oznajmił Niall. Zerknęłam w
jego stronę. Patrzy na mnie kątem oka. – Wystarczy, że zrobisz do niego kocie
oczy, a mianuje cię nawet swoją sekretarką. – uśmiechnął się w taki… dziwny
sposób.
Zmarszczyłam
brwi.
-
Ale… przecież Justin nie potrzebuje sekretarki.
-
Ja nie o takiej sekretarce mówię. – Uśmiech blondyna zaczął się poszerzać. Jego
uśmiech jednak nie jest dziwny. ON JEST SPROŚNY.
-
Niall! – zawołała wesoło Daisy. Chwyciła poduszkę z kanapy, a następnie rzuciła
nią w blondyna.
-
No co? – zaśmiał się. Schylił się po poduszkę, z której chwilę temu dostał w
ramię.
Sama widzisz! Niall wie! Daisy wie! Justin
pewnie też wie! Wszyscy wiedzą!
O
czym znowu?
ŻE JUSTIN CI SIĘ PODOBA, A TY JEMU!
Weź,
kurwa, spierdalaj.
-
Nie mam najmniejszego zamiaru być niczyją sekretarką. – burknęłam cicho pod
nosem. – Ani tą zwykłą ani tą z porno. – fuknęłam, a następnie upiłam trochę
kawy.
-
Jasne. Wszystkie taki mówią. – powiedział w wyjątkowo prowokacyjny sposób
Niall.
Posłałam
mu ostre spojrzenie.
Jego
nieprzyzwoity uśmiech jest w swej istocie jednocześnie tak zabawny, że z trudem
jestem w stanie powstrzymać się od odwzajemnienia go.
-
To niech sobie mówią. – westchnęłam cicho.
-
No nie obrażaj się tak od razu. To z tą sekretarką to był tylko żart. –
oznajmił w obronie Niall. Podszedł do kanapy. Oparł poduszkę o inne poduszki. –
Zawsze możesz być dostawcą pizzy lub laską czyszczącą basen. Lub hydraulikiem.
Jak wolisz. – zaczął się śmiać.
-
Zamknij się już, głupku! – Zaśmiała się Daisy. Pchnęła blondyna.
-
Jakie ty stare porno oglądasz… - mruknęłam zadziornie.
-
Oo. – oznajmił zdumiony. – Znawczyni pornografii? Przepraszam, nie wiedziałem.
– ponownie zaczął się śmiać.
Co
za…
Zamknęłam
na chwilę oczy i zacisnęłam usta.
Zaśmiałam
się.
Co
za śmieszek.
-
A co tutaj tak wesoło? – zapytał Liam, wchodząc do pokoju. Zaraz za nim są Zayn
i Louis.
-
Dziewczyny opowiadają mi o swoich doświadczeniach z pornografią. – odpowiedział
rozbawiony Niall.
Zaśmiałyśmy
się razem z Daisy.
Ten
głupek serio chce to dalej ciągnąć?
-
Tak. Próbujemy wytłumaczyć Niallowi, jak powinno się TO robić. – oznajmiłam
dumnie z naciskiem na „TO”.
-
Ej! – zawołał po chwili Niall.
-
Słuchajcie! – po korytarzu rozniósł
się damski głos. Jakby ktoś próbował zatrzymać Zayna i Louisa.
Mężczyźni
zatrzymali się.
Dopiero
teraz do moich uszu zaczęły dochodzić dźwięki stukających o podłogę obcasów.
Przez
moje ciało przeszło dziwne uczucie.
Czy
to nie jest przypadkiem…
W
drzwiach pojawiła się Kim z plikiem kartek z dłoniach.
Zacisnęłam
palce na kubku.
Co
ona to robi?
A
no tak. Przecież Justin wspominał, że teraz ze sobą współpracują…
-
Wiecie, gdzie mogę znaleźć Justina? – zapytała, a wzrokiem zaczęła lustrować
każdą po kolei osobę w pokoju.
W
końcu spojrzała na mnie. Jej oczy momentalnie się powiększyły. Jest zszokowana
moim widokiem. A nawet i trochę… przerażona? Nie, może nie aż tak. Chociaż…
-
A co ty tu robisz? – zapytała tak, jakby nie była do końca pewna tego, co widzi.
-
Stoi. – odpowiedział zadziornie Niall. Najwidoczniej głupawka mu jeszcze nie
przeszła.
-
Ale… - zająknęła się. Zmierzyła mnie kilka razy wzrokiem, jakby chciała się
upewnić, że na pewno dobrze widzi. – Ale nie miało cię tutaj już być… - kilka
razy wskazującym palcem pokazała na podłogę.
-
Plany się trochę zmieniły. To nie było od nas zależne. – wyjaśniła Daisy.
-
Przeszkadza ci ten fakt? – zapytał podejrzliwie Liam, a następnie skrzyżował
ręce na klatce piersiowej.
-
Nie, nie. Absolutnie. – zaprzeczyła od razu ruchem ręki. – Tylko… - zamilkła na
chwilę. Skierowała wzrok na podłogę. Przeczesała palcami swoje włosy. – Nikt
mnie jakoś o tym nie poinformował. – oznajmiła ze słyszalnym w głosie wyrzutem.
Zmarszczyłam
brwi. Trochę… dziwnie się zachowuje.
-
Justin jest w szatni. – oznajmiłam cicho. Nie wiem czemu, ale trochę ręce mi
się trzęsą.
Kim
podniosła na mnie wyprany z emocji wzrok.
-
Dobrze. – przytaknęła. Zerknęła na Zayna. Wyciągnęła plik kartek w jego
kierunku. – Moglibyście przekazać to Justinowi? – zapytała, a jej twarz przybrała
dobrze mi już znany z wcześniejszych spotkań fason. – Mam dzisiaj dużo pracy i
naprawdę mało czasu na czekanie. – wyjaśniła.
Zayn
chwycił kartki w dłoń, a następnie Kim odeszła.
Źle
mi w jej towarzystwie. I chyba wiem, dlaczego.
Bo chciała Ci podkraść Justina?
Co?
Nie! Przecież to nie moja sprawa! Chodzi o to, że bezpodstawnie naskoczyłam na
nią z tą wodą.
Bezpodstawnie?! Dziewczyno, należało jej
się! Sama stwierdziłaś, że skoro nie są już razem, to po ciul jasny się do
niego dobiera?
No
tak, ale to nie była moja sprawa!
Chciałaś ochronić Justina. I przy okazji
pokazać jej, że się trochę z tymi amorami spóźniła.
Tak,
ale… można było to załatwić inaczej i…
Nie…
No wiesz, skoro i
tak pewnie będziemy ze sobą przebywać…
Nawet nie próbuj o tym myśleć, a
tym bardziej mówić na głos!
Ale co jest złego w
tym, że chcę ją za to przeprosić?
Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam…
O
co Ci chodzi?
Dobrze, że nikt nie słyszy Twoich myśli, bo
dostałabyś niezły wpierdol. RONNIE, JEJ SIĘ TO NALEŻAŁO! Błagała wręcz o to!
Zachowała się jak dziwka, to trzeba było ją brutalnie sprowadzić na ziemię. Nie
pamiętasz, co wszyscy mówili Ci na jej temat? Jaka była w stosunku do Justina?
Pokazałaś jej, że ma spierdalać. Co prawda, w mało taktowny sposób, ale za
życiowe lekcje się nie przeprasza.
Ale
źle mi z tym, co zrobiłam.
PRZESTAŃ CZUĆ SIĘ WIECZNIE ZA WSZYSTKO
ODPOWIEDZIALNA!
Przestań
wydzierać się w mojej głowie! Poza tym, kim Ty jesteś, by zwracać mi uwagę?
Jestem jedyną, która powie Ci prosto w oczy,
co odwalasz!
To może zamiast
wytykać mi błędy, podpowiedziałabyś, co mogę ewentualnie zrobić!
Po co mam Ci cokolwiek sugerować, skoro Ty i
tak mnie nie słuchasz?
Bo
te Twoje „porady” były śmieszne! Skoro tylko siedzisz w mojej głowie i nic
innego nie robisz, to zastanowiłabyś się nad czymś bardziej sensownym!
-
Veronico. – usłyszałam przyjazny głos Harry’ego, a następnie poczułam potężne
dłonie na swoich ramionach.
Automatycznie
uniosłam wzrok w górę.
-
Wszystko dobrze? – zapytał. Jego twarz ma taki bardzo smutny wyraz.
-
Tak. Tylko nie wyspałam się i… - westchnęłam, a wzrok spuściłam gdzieś na
podłogę. – I trochę biję się z myślami.
-
Czy aby na pewno tylko to? – zapytał zmartwionym głosem. – Nie reagowałaś na
niczyją chęć kontaktu, a z wyrazu twej twarzy można wyczytać tylko ogromne
przygnębienie. – westchnął. – Nie chciałbym być nachalny i nalegać, ale serce
mi się kraje, gdy muszę patrzeć na twe zatroskanie.
Boże,
dlaczego nie natrafiłam wcześniej na takiego człowieka? Dlaczego mój ojciec nie
mógł być tak ciepłą i kochaną osobą?
Uśmiechnęłam
się delikatnie.
-
Wszystko jest dobrze, więc nie musisz się martwić.
-
Dobrze. Wierzę ci, że tak jest. – odwzajemnił mój uśmiech.
Kciukami
potarł jeszcze moje ramiona, a następnie puścił mnie i się odsunął.
Muszę
zacząć nad sobą panować, bo naprawdę coś mi się jeszcze stanie. Nawet nie
wiedziałam, że potrafię tak głęboko dumać.
Wszyscy
już usiedli i chyba nawet zdążyli sobie zaparzyć kawy czy tam herbaty. Naprawdę
długo tu stoję.
Ktoś
zapukał do drzwi. Zaczęły się otwierać.
Justin! Justin! Justin!
Przechyliłam
głowę na bok.
Do
pokoju wszedł Justin ubrany w ciemne spodnie i jeansową koszulę z podwiniętymi
do łokci rękawami. Pod spodem ma biały podkoszulek.
Czuję,
jak kąciki moich ust mkną w górę.
-
No nareszcie! – westchnął głośno Louis.
-
Ty się tam kąpałeś czy byłeś jeszcze w SPA? – zapytał Liam, po czym zaczął się
śmiać.
-
Joker właśnie dogaduje się z nowymi dostawcami, więc musiałem się zająć jego
robota. – mruknął w odpowiedzi Justin.
-
Kim kazała ci to przekazać. – oznajmił Zayn, po czym uniósł plik kartek.
Justin
spojrzał na nie. Przymrużył oczy.
-
Prosiłem o coś? – powiedział cicho pod nosem. Nagle jego oczy otworzyły się
szeroko. – A, już wiem! – przytaknął. – Połóż to gdzieś. Zajmę się tym potem. –
polecił.
Powoli
ruszył w moją stronę. Przeniósł również na mnie swój wzrok. Uśmiech zaczął
pojawiać się na jego twarzy.
-
Widzę, że już ci lepiej. – oznajmił, mijając mnie.
-
Tak. – oznajmiłam.
Jak to musi uroczo z boku wyglądać, gdy Twój
wzrok idzie za Justinem, a z każdym jego krokiem Twój uśmiech jest coraz
szerszy.
O
czym Ty mówisz? Przecież ja się nawet nie…
Wymusiłam
na kącikach moich ust, by opadły.
Kurwa…
Czekaj, co? Co chciałaś powiedzieć? Że się
nie uśmiechasz? Czy tak?
Odczep
się! Przecież to nic takiego, że się uśmiecham. Obojętnie czy do Justina czy
kogokolwiek innego!
Ty mówisz, że to „nic takiego”, ale nie
wszyscy są tego samego zdania…
Niby
kto?
Podniosłam
wzrok.
Jedyna
osoba, która w tej chwili na mnie patrzy, to Niall. Ma na ustach wydrukowany
nieprzyzwoity uśmieszek. Zerknął na Justina, a następnie znowu na mnie. Z
kciuka i wskazującego palca lewej ręki zrobił okrąg. W jego środku zaczął przemieszczać
do przodu i do tyłu wskazujący palec prawej ręki.
Co
za zboczeniec!
Nikt.
Uniosłam
rękę, a następnie wystawiłam w kierunku Nialla środkowy palec.
Blondyn
zaczął się śmiać.
-
Ronnie. – odezwał się Justin. Schowałam palec. Nacisnął jakiś guzik na expresie
do kawy. Urządzenie zaczęło wydawać z siebie ciche dźwięki. – Chciałbym z tobą
o czymś porozmawiać. – ogłosił.
Wszyscy
wstali.
Co
jest?
Zaczęli
się kierować w stronę drzwi. Harry je otworzył i poczekał, aż z sali wyjdzie
Daisy, Niall, Louis, Zayn i Liam, po czym sam opuścił pomieszczenie.
Dreszcze
mnie przeszły.
Ej,
kurwa, co ja znowu zrobiłam?!
~*~*~*~*~*~
WITAM PAŃSTWA BARDZO SERDECZNIE! :D
Przepraszam za tak długą przerwę. Wiadomo - studia, sesja i poprawki są na pierwszym miejscu, ale już wróciłam ^^ Dziękuję wszystkim za to, że wiernie czekacie na kolejny rozdział. ♥
Miazga :)
OdpowiedzUsuńCzy ty sie serio k*rwa w polsata bawisz?! Jest 3 nad ranem czytań to i oczekuje wyczekiwanego kontaktu jaya z ronnie ,czm mi to robisz :( :( :( ????
OdpowiedzUsuńUm... Sori 🙊
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMega 💕
OdpowiedzUsuńSuper 😍💖
OdpowiedzUsuńKocham to!! Kiedy nastepny?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że już niedługo! ^^
Usuń