Delikatnie
rozchyliłam powieki.
Jest
już jasno.
Wyciągnęłam
ręce ponad głowę, po czym zaczęłam się rozciągać, pomrukując przy tym w
wyjątkowo uroczy sposób. Odetchnęłam głęboko.
Ułożyłam
ręce z powrotem na miejsce. Otworzyłam powoli oczy. Objęłam wzrokiem niewielkie,
oświetlone światłem słonecznym pomieszczenie.
To,
co zdarzyło się wczoraj, nie było snem, prawda?
Podniosłam
się do pozycji siedzącej. Spojrzałam po sobie.
Zasnęłam
w ubraniach? No trudno, ale…
Zerknęłam
przez ramię.
Na
poduszce obok leży zgięta na pół karteczka.
Zmarszczyłam
brwi. Przekręciłam się w jej stronę, a następnie wzięłam ją do ręki. Na górze
widnieje napis „Dzień Dobry”. Palcem
odgięłam karteczkę.
„Przepraszam, że nie przywitałem się osobiście.
Nie chciałem Cię budzić.”
Szeroki
uśmiech wyrósł na moich ustach.
To
nie był sen!
Zachichotałam
wesoło. Wyskoczyłam z ogromnego łóżka. Otworzyłam drzwi na oścież. Rozejrzałam
się po pokoju.
Nikogo
tu ze mną nie ma, ale za to na blacie widzę mój telefon.
Ruszyłam
wolnym krokiem przed siebie. Uniosłam brwi, widząc kolejną karteczkę.
„Daisy mi chyba nie ufa. ;)”
Zaśmiałam
się krótko.
Co?
Zdjęłam
karteczkę z wyświetlacza, a następnie nacisnęłam guzik. Otworzyłam szeroko
oczy. Trzydzieści cztery nieodebrane połączenia od Daisy.
Ona
chyba zwariowała!
Nacisnęłam
zieloną słuchawkę, a następnie przyłożyłam telefon do ucha.
Pewnie
się zamartwia, ale zupełnie niepotrzebnie.
–
Nareszcie! – krzyknęła głośno.
Odsunęłam odrobinę telefon od siebie. Na pewno się martwiła. – Czemu nie odbierałaś?! Martwiłam się o
ciebie!
Uśmiechnęłam
się pod nosem. Ona jest niemożliwa!
–
Hej, bez nerwów! – przerwałam jej, jednocześnie cicho się śmiejąc. – Wszystko w
porządku! Przepraszam, ale… – zamilkłam. Powiedzieć czy nie powiedzieć?
–
Justin jest gdzieś obok ciebie? –
wtrąciła.
–
Um… Nie. – zaprzeczyłam.
–
Czyli pojechał na spotkanie?
–
Nie wiem, gdzie jest. W nocy wezwał go… - przełknęłam głośno ślinę. – tata. – Z
trudem przeszło mi to określenie przez gardło. – I pojechał dokądś. Od tamtej
pory go nie widziałam.
–
Więc skoro nie odbiera, to prawdopodobnie
pamiętał. Bardzo dobrze. – oznajmiła ciszej. – A teraz kolejne pytanie,
gdzie ty jesteś?
Też
bym chciała wiedzieć.
–
Um… – Odwróciłam się w stronę pokoju. Zaraz… Czy tam w kącie jest walizka? –
Wczoraj Niall dał Justinowi klucze. Sądzę, że mogę być w jego mieszkanku.
–
A tak, pamiętam! – oznajmiła głośniej
i… mam wrażenie, że trochę weselej. Jakby nagle humor jej się poprawił.
Ruszyłam
wolno w stronę dużej torby.
–
Jest tam wszystko, co potrzebne, czy coś
ci przywieźć? Mam jeszcze trochę czasu, więc mogę na chwilę wpaść. –
wyjaśniła. – Oczywiście, jeśli Niall mi
powie, gdzie cię znajdę. – zaśmiała się melodyjnie.
Usiadłam
na rogu kanapy. Odpięłam zamek. Uniosłam wysoko brwi.
Justin
przywiózł moje rzeczy? Jejku, jakie to miłe.
–
A dokąd jedziesz?
–
Mam trochę roboty dzisiaj w korporacji.
W
korporacji…
Rozpięłam
całą walizkę.
–
A będzie tam Justin?
Zapadła
cisza.
To
chyba źle zabrzmiało. Pośpieszyłam się z tym pytaniem.
–
I inni? – dodałam w końcu.
–
Tak. – powiedziała pewnym głosem. Mam
wrażenie, że uśmiechnęła się szeroko. – Jadę
w to miejsce, gdzie powinien być Justin. – oznajmiła wyjątkowo wymownym
tonem.
–
A mogłabym zabrać się z tobą? Nie chcę siedzieć tutaj sama
–
Nie ma najmniejszego problemu. –
odpowiedziała tym samym tonem.
Coś
podejrzewa. Ta, podejrzewa… Ona wie!
–
Dobrze, to… widzimy się niedługo? – zapytałam niepewnie. Przyznam, że trochę
niezręcznie się zrobiło. Mi przynajmniej.
–
Postaram się przyjechać najszybciej, jak
tylko się da. Już nie mogę się doczekać naszego spotkania. – zachichotała.
Szeroki
uśmiech wyrósł na moich ustach.
–
To nie tak, jak mogłoby się wydawać. – zaprzeczyłam.
–
Odnoszę wrażenie, że jest o wiele lepiej
niż mi się wydaje. – zaśmiała się. –
Do zobaczenia!
-
Pa. – oznajmiłam krótko, po czym rozłączyłam się.
Ja
się zawsze zdradzę. Ale jak mogłabym to trzymać tylko dla siebie?! Przecież to
było takie… No… Jeju! Nie umiem znaleźć określenia, które odpowiednio nazwałoby
moje obecne odczucie! I jeszcze to, że zostawił mi te karteczki i… i przywiózł
moje rzeczy. To takie urocze! Ale… on już zawsze będzie taki? To byłoby dziwne.
Kochane, ale jednocześnie dziwne.
Idę
się wykąpać, bo chyba mnie rozniesie! JUSTIN MNIE KOCHA!
~*~
–
Naprawdę powiedział ci coś takiego?! – zawołała zszokowana i jednocześnie
rozzłoszczona Daisy. Wzięła kilka głębszych wdechów. Ustawiła łokieć na
kierownicy, a następnie oparła głowę o dłoń. – Ja wiedziałam, że jest idiotą,
ale nie sądziłam, że do tego stopnia.
Teraz
trochę żałuję, że powiedziałam jej o tym, co Justin zrobił przedwczoraj.
Jednocześnie cieszę się, że nie wyznałam jej tego wcześniej, bo pewnie w nocy
nie byłoby tak kolorowo.
–
Wiedziałam, że coś jest nie tak. – zaprzeczyła. – Tylko sądziłam, że tak
reagujesz na powrót do normy.
–
Teraz już wiesz, czemu byłam taka oporna. – przyznałam cicho. – Ale i tak
dobrze się stało.
–
Tak. To bardzo dobrze, że ruszyło go sumienie. – przytaknęła. – Postąpił jak
skończony gówniarz. Nie spodziewałam się po nim takiego szczeniackiego
zachowania. Jestem jednak pod wrażeniem, że otworzył się przed tobą. To duży
plus. Zawsze jakiś progres. – westchnęła cicho.
–
Ale – zaczęłam. – to nie wszystko.
–
Nie? – zapytała cicho, ale raczej skierowała to do siebie. – No tak. Nie
miałabyś tak dobrego humoru, gdybyś dostała same wyjaśnienia. – delikatny
uśmiech pojawił się pod jej nosem. – Co jeszcze się zdarzyło?
Westchnęłam
cicho. Oparłam się.
–
Uświadomiłam mu, jak sprawy wyglądają z mojej strony. – Uśmiechnęłam się
szeroko. – I… - przeciągnęłam. Odwróciłam głowę w stronę Daisy. – I powiedział,
że mnie kocha. – oznajmiłam ciszej. Zachichotałam, po czym przygryzłam dolną
wargę, próbując powstrzymać się od wydania z siebie jakiegoś
niezidentyfikowanego dźwięku, który miałby oznaczać moje podekscytowanie.
Daisy
otworzyła szeroko oczy. Skierowała na mnie swoją uwagę.
–
Co? – zapytała zdziwiona.
Zaśmiałam
się uroczo.
Niech
nie każe mi tego powtarzać, bo będę chichotać, jak podczas dzisiejszej kąpieli!
–
Justin powiedział, że mnie kocha! – powtórzyłam głośniej.
–
I ty mówisz mi o tym dopiero teraz?! – zawołała, a zaraz potem szturchnęła mnie
w ramię. Zaczęłam się wesoło śmiać. – Trzeba było od tego zacząć rozmowę!
Powinnaś mnie przywitać tą wiadomością! Jak mogłaś to tak długo przede mną
ukrywać?! Zaraz cię wyrzucę z tego samochodu! – Uśmiech na jej twarzy wyrósł na
tyle, że z trudem udawało jej się wypowiadać kolejne zdania.
Zakryłam
usta ręką, próbując w ten sposób zagłuszyć mój śmiech.
–
Kurwa mać, Ronnie! – krzyknęła, skupiając wzrok na drodze. Przesunęła po swoich
ustach ręką. – Nie wiem, co mam powiedzieć. – zaprzeczyła, po czym zaczęła się
śmiać. – Boże, to wspaniale!
–
Dokładnie! – przytaknęłam. – Ale wiesz… - Przekręciłam się trochę w stronę
dziewczyny. – Póki co, proszę, by zostało to między nami.
–
To raczej sprawa oczywista! – Machnęła ręką. – O nic nie musisz się martwić! –
zaprzeczyła.
Położyłam
policzek na oparciu.
–
Dziękuję. – oznajmiłam ciepło.
–
Nie sądziłam, że dzisiaj usłyszę tak niesamowitą wiadomość. – westchnęła,
jednak uśmiech nie zniknął z jej twarzy. – Pewnie byłaś bardzo zdziwiona.
Mruknęłam
uroczo pod nosem.
–
Raczej mile zaskoczona. – zaśmiałam się cicho.
Daisy
spojrzała na mnie kątem oka.
–
Nie chcę znać szczegółów, ale jeśli posuniecie się dalej, to mi powiesz,
prawda? – Ostatni wyraz celowo przeciągnęła.
–
Coś na pewno wspomnę. – przytaknęłam.
–
Ale szybciej niż po pół godzinie, dobrze? – zachichotała.
Zaśmiałam
się.
–
W porządku!
Już
mnie policzki bolą od tego cieszenia się, ale nie mogę przestać. Właściwie to
nawet nie chcę. Jest dobrze. Nareszcie!
Ale
skoro mowa o sprawach damsko-męskich…
–
Um, Daisy? – zaczęłam. – Nie chciałabym być wścibska, ale czy ty i Niall nie
macie się przypadkiem ku sobie? – uniosłam pytająco jedną brew.
–
Ja i Niall? Nie! – zaprzeczyła, chichocząc przy tym cicho. – To jest tylko mój
kolega. – wytłumaczyła, po czym wywinęła nadgarstkiem. – Jak Zayn czy Harry.
–
Nie zauważyłam, by z kimkolwiek innym rozmawiało ci się tak dobrze.
Policzki
Daisy zaczynają się rumienić.
Nie
mylę się.
–
Nie. – zaprzeczyła ponownie, ale tym razem jakby bardziej zawstydzona. – Z
Niallem zawsze można się powygłupiać. On jest inny. Bardziej wesoły i
wyluzowany. To taki słodki głupek. – podsumowała.
Uniosłam
wysoko obie brwi.
–
Słodki głupek? – zapytałam zadziornie.
Zaśmiała
się cicho.
–
Ronnie, czy ty próbujesz mnie wyswatać?
–
Tylko zapytałam. – wzruszyłam ramionami. – Wnioskując po waszej wczorajszej
rozmowie, myślę, że zależy wam na sobie trochę bardziej.
Daisy
spojrzała w moją stronę.
–
To tylko mój kolega, Ronnie. – oznajmiła ciepłym głosem.
–
A Justin tylko mnie przygarnął, Daisy. – Przechyliłam głowę na bok.
Dziewczyna
posłała mi jednoznaczne spojrzenie, a następnie skierowała swoją uwagę na
jezdnię.
–
To coś innego.
Wie,
że mam rację.
–
Nie chcę cię do niczego zmuszać, ale przemyśl tę opcję. – Spojrzałam przed
siebie. – Może warto się przekonać?
Westchnęła.
Tak.
Wiem, jak to jest być w takiej sytuacji. Mi jednak wystarczyło wsparcie od
Daisy, więc jeśli zajdzie taka potrzeba, to ja postaram się być z nią. Jeśli
będzie chciała.
–
Dziękuję. – oznajmiła cicho.
Zmarszczyłam
brwi. Spojrzałam na dziewczynę.
Chyba
zgubiłam wątek.
–
Za co?
–
Za wszystko. – odpowiedziała ciepłym głosem. – Jesteś jedyną osobą, z którą
mogę pogadać o takich typowo przyziemnych sprawach. Mam taki fach, że sama w
życiu nie wpadłabym na pomysł, że mogłabym z kimś być. Wiesz, tak teraz. –
oznajmiła ciszej. – Zgadza się. Traktuję Nialla trochę inaczej. Nie wiem, czym
to jest spowodowane, ale dziękuję, że zwróciłaś mi na to uwagę. Będę miała o
czym rozmyślać na nudnym zebraniu. – Delikatny uśmiech wyrósł pod jej nosem.
Uśmiechnęłam
się.
– Nie ma za co. – odparłam. – Ale… –
przeciągnęłam. – Z nikim nie możesz porozmawiać na luzie? Wiem, że z facetami
jest inaczej niż z koleżanką, ale np. z Robin nie plotkujesz czy coś?
–
Nie, Robin nie interesuje się takimi sprawami. – wyjaśniła, po czym zaczęła
zatrzymywać samochód. Zerknęłam na zewnątrz. Przed nami niezły korek. – Miała ciężkie
życie. – Oparła się swobodnie. Zdjęła ręce z kierownicy, po czym spojrzała na
mnie. – Wychowała się w domu dziecka. Tam nauczyła się, że jeśli chce coś
osiągnąć, to musi o to walczyć i najlepiej na nikim nie polegać, ponieważ każdy
może okazać się zdrajcą. Mimo wszystko od zawsze lubiła współpracować albo
raczej czuć się za kogoś odpowiedzialna. Wiele nas nauczyła. Gdyby nie ona,
pewnie nadal nie mogłabym nosić przy sobie żadnej broni, bo nie umiałabym z
niej korzystać. – zaśmiała się. Spuściła na chwilę wzrok na skrzynię biegów. –
Jest naprawdę kochaną osobą, ale bardzo twardo stąpa po ziemi. Gdyby nie to,
pewnie nie rozkochałaby w sobie Harry’ego.
Możliwe…
To wyjaśniałoby, czemu wczoraj na mnie naskoczyła. Chociaż…
–
Wczoraj spławiłam Harry’ego, ponieważ byłam w dołku i nie chciałam natknąć się
na Justina. Gdy usiadłam przy barze, to Robin przyszła do mnie z pretensjami.
Powinnam się tym przejąć? – Uniosłam pytająco brew.
–
Coś ty. – Machnęła niedbale ręką. – Gdy ma gorszy dzień, to czepia się wszystkich.
Zdążyliśmy się już przyzwyczaić, więc nie bierz tego do siebie.
~*~
Człowieka
dopada naprawdę dziwne uczucie, gdy dowie się, że jest komuś potrzebny. Że jego
obecność w jakimś miejscu ma dla kogoś jakiekolwiek znaczenie. Może nie
sądziłam, że jestem jak kula u nogi, ale nie przypuszczałam też, że ktoś mógłby
być dzięki mnie szczęśliwszy. Co prawda, Lisa często powtarzała, jak to bardzo
nie dałaby sobie beze mnie rady. Jednak to było coś innego. Miała wiele
koleżanek i każda wyciągała ją w większych czy mniejszych tarapatów. Jeśli nie
ja, to pomógłby jej ktoś inny.
Z
kolei Daisy przyznała, że bardzo się cieszy, że mnie ma, bo tylko ze mną robi
coś, czego nie może z nikim innym. To właściwie idzie także w drugą stronę,
ponieważ jest ona na tyle ogarniętą osobą, że obojętnie, jaki temat nie
zostałby poruszony, to zawsze się do niego postara w jakiś sposób odnieść. Z
bardzo miłe, ponieważ ilekroć rozmawiałam z Lisą o ważniejszych sprawach, to
ona tylko przytaknęła kilka razy i zaraz zmieniła temat. Albo mnie nie słuchała
i miała gdzieś moje problemy.
Nie
chcę ich teraz obu porównywać. Jednak z perspektywy czasu stwierdzam, że Lisa
była tylko moją koleżanką.
Drzwi
do windy otworzyły się. Wyszłam na korytarz.
Jak
to powiedziała Daisy? Dwa razy w lewo, tak?
Ruszyłam.
Trochę
szkoda, że musiała zostać na parterze, ponieważ naprawdę byłam ciekawa jej
zdania, ale nie będę jej odciągać od pracy. Najwyżej jeszcze do tego wrócimy.
W
oddali słychać czyjeś kroki.
Jakby
się tak teraz zastanowić, to nie powinien się ktoś zainteresować moją
obecnością tutaj? Nie wyglądam na osobę pracującą w takim miejscu. Co innego,
gdybym z kimś jeszcze szła, ale – jakby nie spojrzeć – sama wałęsam się po
korytarzu ogromnego biurowca. Gdybym została przez kogoś zaczepiona, to co
miałabym powiedzieć? Przyszłam odwiedzić znajomych? Czy, że „jestem tu z
Jokerem”? Szczerze nie wiem, która opcja brzmi mniej wiarygodnie.
Otworzyły
się gdzieś niedaleko drzwi. Ktoś z nich wyszedł.
Zatrzymałam
się.
Nie
będę ukrywać, że trochę się boję. Chociaż nie jestem przekonana, czy mam czego.
–
Dobrze, że cię widzę! – Po korytarzu
rozniósł się głos Louisa.
Odetchnęłam
z ulgą. Ruszyłam żwawo do przodu.
–
Widziałeś gdzieś Nialla? Nie złożył
jeszcze raportu. – mruknął.
–
Nie miałem dzisiaj przyjemności zobaczenia
się z nim. – oznajmił głęboki i jednocześnie bardzo dobrze mi znany głos.
–
Jokerowi to się nie spodoba. –
westchnął.
Wyjrzałam
ostrożnie zza rogu, by upewnić się na pewno usłyszałam rozmowę dwóch znajomych
mi osób. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc Louisa i Harry’ego, a raczej jego
plecy.
–
Cześć, Ronnie. – przywitał się Louis.
–
Hej. – odparłam cicho. Pokiwałam do mężczyzny, jednocześnie wychodząc zza rogu.
Harry
odwrócił się w moją stronę, od razu witając mnie przyjaznym wyrazem twarzy. Bez
większego namysłu podeszłam do niego, po czym mocno wtuliłam się w jego ciało,
owijając go rękoma w pasie. Zaciągnęłam się zapachem jego wody kolońskiej.
–
Witaj Harry. – powiedziałam ciepło.
Mężczyzna
zaśmiało się cicho. Otulił mnie swoimi ramionami.
–
Witaj. Naprawdę miło cię widzieć, Veronico. – odpowiedział, a ja przy każdym
wyrazie czułam, jakby głowa drżała mi na jego torsie pod wpływem tego
niesamowitego głosu.
Szczerze
przyznam, że uwielbiam, gdy zwraca się do mnie pełnym imieniem. Zawsze mówi to
z dumą. Jakbym była kimś naprawdę ważnym.
–
Nie uszło mojej uwadze, że jesteś dzisiaj w o wiele lepszym nastroju. Nie
zaprzeczę, iż bardzo mnie to cieszy.
Zaśmiałam
się cicho. Uniosłam delikatnie głowę, by móc spojrzeć na mężczyznę. Uśmiecha
się do mnie. Jeden z kącików jego ust jest wyraźnie bardziej zaciągnięty do
tyłu, co dodaje mu dużo uroku. Z tym uśmiechem mógłby być doskonałym łamaczem
kobiecych serc.
–
Przepraszam, jeśli wczoraj źle się przeze mnie poczułeś. Nie byłam w najlepszym
humorze i uciekałam przed wszystkimi, by nikomu nie zepsuć zabawy. –
wyjaśniłam.
–
Musiałbym być szalony, by gniewać się na ciebie o taką błahostkę. – zaprzeczył.
Dlaczego
wszystko, co powie Harry, sprawia, że czuję się, jak osoba wyjątkowa?
–
Dziękuję. – Posłałam mu szeroki uśmiech.
Zza
pleców Harry’ego dobiegło odchrząknięcie.
–
Nie chciałbym przerywać tej filmowej sceny miłości i wybaczenia, ale zaraz będą
wychodzić. – oznajmił półszeptem Louis.
Harry
zerknął na niego przez ramię, a potem znowu skierował na mnie swoją uwagę.
–
Wymagają od nas profesjonalnego zachowania. – starał się wypowiedzieć te słowa
poważnie, jednak przez jego uśmiech zabrzmiały zupełnie inaczej.
–
Dobrze. – przytaknęłam, a następnie odsunęłam się od mężczyzny.
Przesunął
opuszkami palców po moim ramieniu, po czym puścił do mnie perskie oko i
prostując swoją postawę, skierował się na wprost korytarza przed nami.
Po
chwili ciszy drzwi na końcu otworzyły się. Z pośpiechu z pomieszczenia zaczęli
wysypywać się mężczyźni w garniturach. Zrobiło się głośno, gdyż zaczęli
gorączkowo wyrażać swoje opinie na temat tego, co przed chwilą działo się w
tamtym pokoju. Nie jestem w stanie określić, czy są niezadowoleni z sytuacji
czy na przestrzeni lat ich twarze po prostu powyginały się w grymasy pokazujące
wieczne niezadowolenie jak u ojca Justina. Co ciekawe, żaden mężczyzna nie
zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Z jednej strony – to dobrze. Nie
chciałabym, by ktokolwiek się do mnie przyczepił, jednak z drugiej – czuję się
dziwnie. Jakbym była tak mało ważna, że żaden z nich nie raczy nawet odwrócić
wzroku w moją stronę. Nie, żeby mnie to jakoś martwiło, oczywiście.
Harry
zdaje się wyłapywać w tłumie osoby, z którymi mógłby utrzymać chociażby przez
chwilę kontakt wzrokowy. Co jakiś czas kiwa twierdząco głową, jednak nie wiem,
czy to w geście pożegnania czy chodzi o coś innego.
Z
pomieszczenia wyszedł Justin. Ma kamienny wyraz twarzy, jednak nie wygląda na
zadowolonego. Najwyraźniej coś poszło nie tak. Wsunął ręce do kieszeni eleganckich,
czarnych spodni.
Przysunęłam
się do Harry’ego. Może uda mi się złapać Justina. Może tu spojrzy.
Westchnął
głęboko, po czym dłonią przetarł swoją twarz. W tym też momencie podniósł
wzrok. Widok Louisa nie zrobił na nim większego wrażenia. Spojrzał na
Harry’ego, a następnie na mnie. Zmusił się do delikatnego uśmiechu. Wsunął rękę
z powrotem do kieszeni spodni. Stanął przede mną i Harrym, jednak swoją uwagę
skupił tylko na mnie. Wyciągnął w moim kierunku klucz z numerkiem.
–
Piętro niżej. – oznajmił cicho, jednak udało mi się usłyszeć.
Wzięłam
klucz.
Dłoń
Harry’ego spoczęła na ramieniu Justina. On tylko podniósł pusty wzrok, a
następnie nas wyminął.
Jest
bardzo źle.
–
Jeśli pozwolisz. – odezwał się Harry. Spojrzałam na ponurą minę Harry’ego. – Obowiązki
wzywają. – dodał poważnym głosem, a następnie ruszył wraz z tłumem.
Zerknęłam
na Louisa, z którym posłaliśmy sobie delikatne uśmiechy, a następnie ruszyłam w
kierunku windy. Weszłam do środka, po czym wcisnęłam odpowiedni guzik.
Wysiadłam
na wskazanym przez Justina piętrze. Zerknęłam na numerek przyczepiony do
klucza. B512.
Wykonałam
kilka kroków w lewo. Drzwi mają numery B508,
B507. Nie w tę stronę. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam żwawym krokiem.
Otworzyłam
odpowiednie drzwi, a następnie weszłam do środka. Zapaliłam światło. To jakieś
biuro. Ale dlaczego szyby są pozasłaniane?
Zamknęłam
za sobą drzwi. Podeszłam do biurka. Odłożyłam klucz.
Nie
rozumiem, w jakim celu Justin mnie tu przysłał?
Ktoś
nacisnął na klamkę. Odwróciłam się gwałtownie. Do pokoju wszedł Justin.
Podniósł na mnie wzrok, jednak tym razem nie zdobył się na uśmiech. Przetarł
twarz dłońmi.
–
Daisy cię tutaj przywiozła? – zapytał. W jego głosie można było usłyszeć
wyraźne zmęczenie.
–
Poprosiłam ją o to.
Spojrzał
na mnie podejrzliwie spomiędzy palców.
–
Poprosiłaś? – zapytał, po czym wpakował dłonie do kieszeni.
–
Tak. – przytaknęłam. – Nie chciałam być tam sama.
–
Rozumiem. – westchnął.
Spuścił
wzrok. Jego brwi ułożyły się w taki sposób, że przybrał drwiącą minę. Nie wiem,
czy było to zamierzone. Tak czy siak, wygląda, jakby coś go bardzo trapiło.
–
Wszystko w porządku? – zapytałam cicho.
–
Nie. – odpowiedział natychmiast. Oparł się ręką o regał. – Nie wyspałem się i
nic nie idzie po mojej myśli. – zaprzeczył.
Rzeczywiście
ciężko. Chciałabym mu jakoś pomóc.
Przez
moje usta przemknął promienny uśmiech.
Coś
mogę zrobić.
Podniosłam
wzrok na Justina. Podeszłam do niego. Wsunęłam ręce pod jego marynarkę, a
następnie otuliłam go w pasie. Oparłam się policzkiem o jego ramię.
–
Cokolwiek by się nie stało, to i tak dasz sobie rade. – oznajmiłam.
Podniosłam
wzrok. Uniosłam delikatnie kąciki ust, widząc zdezorientowanie na twarzy
Justina. Westchnął cicho, po czym zamknął mnie w swoich ramionach. Dopiero
teraz do mojego nosa dobiegł zapach jego zniewalających perfum.
–
Tak myślisz?
Oderwałam
głowę od jego ramienia, a następnie ustawiłam na wprost mężczyzny. Skupiłam
wzrok na jego brązowych oczach.
–
Wiem, że tak będzie. – szepnęłam.
Automatycznie
spuściłam wzrok na jego różowe usta. Wysunęłam głowę w stronę Justina, a on w
moją. Złączyliśmy nasze usta w pocałunku. W moim brzuchu obudziły się motylki,
które pod wpływem zawrotnej prędkości zaczęły się zderzać z czym popadnie.
Położyłam dłonie na policzkach Justina. Z kolei on mocno docisnął mnie do
swojego ciała. Starałam się pogłębić pocałunek, jednak on wykrzywił usta w
szeroki uśmiech. Nie pozostałam mu dłużna. Złapał za jedną z moich dłoni.
–
Dziękuję. Tego mi było trzeba. – oznajmił, kierując wzrok na moją rękę.
–
Buzi?
Spojrzał
na mnie.
–
Ciebie. – oznajmił krótko, po czym musnął wierzch mojej dłoni.
Spuściłam
wzrok. Moje policzki zdają się płonąć, a na usta wtargnął zawstydzony uśmiech,
którego nie jestem w stanie zniwelować.
A
idź ty głupi głupku, ty… Bo znowu będę się cieszyć jak dzisiaj pod prysznicem!
Ktoś
wszedł do pokoju i z dużą siłą zamkną za sobą drzwi. Razem z Justinem
odwróciliśmy gwałtownie głowy w tamtym kierunku.
Niall?
Uniosłam
zdziwiona brwi na widok blondyna. Wygląda, jakby się w nim gotowało.
–
Zapierdolili… – mruknął cicho pod nosem.
–
Co? – zapytał Justin. Chyba nie dosłyszał.
–
Zapierdolili mój towar, rozumiesz?! – syknął z taką złością, że żyły na jego
szyi na chwilę się uwydatniły. Jego skóra zaczyna się bardzo czerwienić
Justin
ściągnął ze mnie ręce, a następnie się odsunął. Zerknęłam w jego stronę. W nim
chyba także zaczyna wrzeć.
–
Weź nie pierdol. – mruknął Justin.
–
Nie pierdol?! – krzyknął Niall. – Zajebali mój kurewski towar, czaisz?! –
Poklepał się kilkakrotnie otwartą dłonią po torsie. – Samolot wylądował, jakaś
banda skurwieli wleciała na pas, zastrzelili wszystkich strażników, zabrali
część towaru, a resztę spalili, razem z samolotem! Ulotnili się, zanim moi
ludzie zdążyli wejść na teren lotniska! Teraz o tym trąbią wszystkie media! Na
miejscu jest więcej agentów FBI niż staruszek na niedzielnym nabożeństwie!
Przełknęłam
głośno ślinę. Szczerze przyznam, że takiej wersji Nialla się nie spodziewała. Z
kolei Justin wygląda, jakby próbował zachować zimną krew. Długo się nie powstrzyma.
–
Wiesz chociaż, kto to był? – zapytał. Po jego głosie można stwierdzić, że jest
bardzo podenerwowany.
–
Gdybym wiedział, to w tym momencie rozpierdalałbym tym sukinsynom łby! –
warknął blondyn, demonstrując rękoma zgniatanie.
Przez
moje ciało przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
–
No toż kurwa! – krzyknął rozzłoszczony Justin, po czym odwrócił się
machinalnie, a następnie uderzył pięścią w regał.
Odsunęłam
się pod wpływem impulsu. Mężczyzna skierował się w stronę drzwi.
–
Rozpierdolę tych wszystkich cwaniaków! – syknął, po czym wyszedł z pokoju.
Zaraz za nim pognał Niall.
Odetchnęłam
głęboko.
Atmosfera
zrobiła się napięta, nie powiem. Powinnam z nimi pójść?
Zerknęłam
na kluczyk na biurku.
Idę!
Przytaknęłam
sama sobie. Zgarnęłam klucz z biurka. Wyszłam z pokoju, zamykając go za sobą, a
następnie pobiegłam wzdłuż korytarza, by ich dogonić.
Nie
wiem czy dobrze postępuję. Może nie powinnam o tym wiedzieć ani w ogóle się
mieszać.
Zatrzymałam
się na rogu. Justin podszedł do drzwi. Nawet nie zapukał, tylko od razu je
otworzył. Zajrzał do środka. Ruchem głowy wskazał osobie w środku, by wyszła na
korytarz. Mężczyzna odsunął się pod ścianę. Z pokoju wyszedł Harry. Uniosłam
zdumiona brwi.
Od
kiedy on zajmuje się narkotykami?
Mężczyzna
zaczął się rozglądać po korytarzu. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, posłał mi
delikatny uśmiech. Odwzajemniłam go.
–
Przejęli nasz towar. – oznajmił bez ogródek Justin.
Harry
zerknął na Nialla, który akurat skrzyżował ręce na klatce piersiowej, po czym
znów skierował wzrok na Justina.
–
Jak mógłbym wam pomóc?
–
Oboje wyślecie swoich podopiecznych, by go znaleźli. – oznajmił sucho Justin,
wskazując ręką najpierw na Harry’ego, a potem na Nialla.
Obaj
posłali Justinowi zszokowane spojrzenia.
–
Co?! – zawołał półszeptem Niall.
–
Przyjacielu, szanuję twoje decyzje, jednak nie pozwolę zesłać ich do Hadesu. –
zaprzeczył Harry.
–
Pragnę zauważyć, że nie zadałem pytania ani nie prosiłem o zgodę. –
odpowiedział beznamiętnie Justin.
–
Łapanie kłamców to jedno, ale tam może być cała zorganizowana grupa. – wyjaśnił
Niall, gorączkowo kręcąc nadgarstkiem.
–
Zgadzam się. – przytaknął Harry. – Wiem, że moich towarzyszy stać na naprawdę
wiele, jednak jest ich tylko czterech.
–
Dlatego piątka od Nialla będzie ich osłaniać. – wtrącił Justin. – Skoro wyszli
spod waszych skrzydeł, to na pewno sobie poradzą. – dodał, po czym ruszył w
moją stronę.
Niall
podszedł do Justina, po czym mocno szarpnął go za ramię, co spowodowało, że ten
odwrócił się w jego stronę.
–
Ty chyba nie rozumiesz. – prychnął Niall. – Ja za nich odpowiadam i obiecałem
im, że będą robić tylko to, co mówiłem na początku. – wskazał na siebie palcem.
–
To przekaż, że ich awansowałem na inne stanowiska, więc ich role trochę uległy
zmianie. – syknął Justin.
Wyswobodził
swoje ramie szybkim ruchem spod ręki Nialla, po czym ponownie ruszył.
–
Spotkanie będzie wieczorem, gdy będziemy w komplecie. – orzekł głośniej.
Wyminął
mnie, sycząc coś pod nosem. Zerknęłam na niego przez ramię, a potem znowu
spojrzałam w stronę Nialla i Harry’ego. Obaj wyglądają na załamanych. Zwłaszcza
Niall. Nic dziwnego, Justin strasznie ich potraktował. Znowu.
Harry
położył dłoń na ramieniu Nialla. Blondyn jednak zaraz ją strzepał, następnie
odwrócił się i zaczął zbiegać po schodach. Harry przesunął dłonią po swojej
twarzy, po czym obrócił się w stronę pokoju, z którego chwilę temu wyszedł.
Zniosę
naprawdę wiele, ale widok smutnego Harry’ego to jedno z najgorszych widoków.
Ruszyłam
w jego stronę.
–
Mogę spróbować z nim porozmawiać. – wypaliłam półszeptem, stając tuż obok
mężczyzny.
Z
tego, co mówiła Daisy, to mogę przekonać Justina do wielu rzeczy. Nie wiem, o
co tak dokładnie chodzi, ale mogę spróbować. Naprawdę źle mi na sercu, gdy
widzę, jak surowo są traktowani.
–
Wybacz mi, prawie zapomniałem, że tutaj jesteś. – Oparł się dłonią o ramę
drzwi. Westchnął głęboko, po czym spuścił głowę. – Wierzę, że dowiem się
dzisiaj, z jakiego powodu Justin postanowił zmienić swoją taktykę. Ufam, iż nie
jest to wynik jego kaprysu.
–
Przykro mi, że tak wyszło, Harry.
Mężczyzna
natychmiast podniósł głowę, kierując jednocześnie na mnie swoje zielone oczy.
–
Ależ zupełnie niepotrzebnie. – zaprzeczył. Wyciągnął dłoń w moją stronę.
Delikatnie wskazującym palcem przesunął po moim policzku. – Nie powinnaś
zamartwiać się czymś, co ciebie nie dotyczy. O wiele bardziej przydatne jest
pozytywne myślenie i proszę, byś właśnie tym się zajęła. – posłał mi życzliwy
uśmiech.
Uniosłam
delikatnie kąciki ust.
–
Długo mam jeszcze na ciebie czekać?!
– krzyknął Justin, a jego głos rozniósł się po korytarzu.
Mam
rozumieć, że ta przemiła odzywka była skierowana do mnie?
Wykonałam
krok w tył.
–
Chyba muszę do niego iść. – westchnęłam. – Do zobaczenia.
–
Do zobaczenia. – odparł przyjaźnie Harry, po czym wszedł do pokoju.
Ruszyłam
korytarzem.
Ja
naprawdę nie mam najmniejszej ochoty do niego iść. Owszem, zależy mi na nim,
ale znowu zaczyna mi działać na nerwy.
Wyszłam
zza rogu. Justin stoi na środku ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma.
Jedna z jego brwi pomknęła drwiąco w górę. Wywróciłam oczami. Mógłby sobie
podarować takie zachowanie.
–
Nie pozwolę, byś sama błąkała się po budynku. – mruknął, po czym odwrócił się i
skierował przed siebie.
Nie
miałam zamiaru nigdzie łazić. A nawet, jeśli bym została sama, to poczekałabym
na dole, na którejś z tych wygodnych kanap.
Złapał
za klamkę drzwi z numerkiem B512.
Mruknął coś pod nosem, gdy zdał sobie sprawę, że są zamknięte.
On
naprawdę uważał, że skoro poszłam za nimi, to zostawiłam otwarte?
–
Klucz. – odezwał się, ale nawet nie raczył na mnie spojrzeć.
Uniosłam
wysoko brew. Co to, to nie.
–
Nie. – zaprzeczyłam.
Odwrócił
głowę w moją stronę, posyłając mi jednocześnie srogie spojrzenie.
–
Klucz. – powtórzył szorstkim głosem.
Przez
moje ciało przeszły nieprzyjemne ciarki.
–
Najpierw mi obiecaj, że nie zrobiłeś Niallowi i Harry’emu na złość.
–
Czy ty mi stawiasz warunki?
–
Nie. – zaprzeczyłam. – Chcę usłyszeć, że nie potraktowałeś swoich przyjaciół
jak gówno, bo musiałeś się na kimś wyżyć.
Mocno
zacisnął zęby. Widać to, bo uwydatniły się przez chwilę jego kości szczęki. Nie
jest zadowolony z tego, co powiedziałam. Mimo wszystko, nie boję się go i to
mnie trochę przeraża.
Nachylił
się do mnie.
–
Gdyby była inna możliwość, to nie posunąłbym się do takiego czynu, ale muszę podejmować
takie decyzje, które będą najlepsze dla ogółu. – mruknął, po czym potrząsnął
swoją dłonią. – A teraz klucz.
Westchnęłam,
po czym spuściłam wzrok. Niech mu będzie. Wyciągnęłam z kieszeni klucz. Justin
prawie wyrwał mi go z ręki. Jakby się bał, że znowu będę chciała z czymś kombinować.
Wsunął klucz w zamek.
–
Proszę. – odparłam cicho.
Otworzył
drzwi, a następnie odsunął się na bok. Kątem oka spojrzałam na mężczyznę. Już
się bałam, że kultura go opuściła. Weszłam do pokoju. Wślizgnął się zaraz za
mną, po czym zamknął drzwi. Westchnął głęboko. Rzucił klucz w stronę biurka, a
następnie wyciągnął rękę w moją stronę. Objął mnie nią, po czym przyciągnął
mocnym ruchem do siebie. Odruchowo położyłam dłonie na jego torsie.
–
Wytłumacz mi coś. – szepnął wyjątkowo przyjemnym głosem.
Nachylił
się lekko.
–
Czy to, że cię kocham, upoważnia cię do bycia bezczelną w stosunku do mnie? –
mruknął zadziornie.
Szeroki
uśmiech wtargnął na moje usta. Spuściłam wzrok na swoje dłonie.
Znowu
to powiedział!
Zagryzłam
dolną wargę, próbując się powstrzymać.
–
Nie jestem bezczelna. – zaprzeczyłam.
–
Odniosłem nieco inne wrażenie.
Ronnie,
przestań się cieszyć!
Podniosłam
wzrok na Justina.
–
Po prostu martwię się o was. – odparłam.
Nie
pozbędę się tego uśmiechu, no nie pozbędę! Właściwie nie chcę się go pozbywać,
ale wyglądam z nim mało wiarygodnie!
–
Nie chcę się mieszać w wasze sprawy, ale widząc, jak ich potraktowałeś, to boję
się, że możesz zostać sam. Nie chciałabym, by wasza znajomość ograniczyła się
tylko i wyłącznie do pracy. Łączy was coś więcej.
Ostrożnie
dłońmi przesunęłam po jego torsie. Przez twarz Justina przemknął typowy męski
grymas, który ma oznaczać, że wie, iż mam rację, ale tego nie przyzna, ponieważ
można byłoby to odebrać jako oznakę słabości. Faceci…
–
Postaram się przemyśleć twoje słowa. – westchnął.
Uniosłam
zdumiona brwi.
Wow,
to więcej niż się spodziewałam.
–
Dziękuję. – zaśmiałam się cicho.
Genialny !:)
OdpowiedzUsuńTo jest genialneeeee
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAwww jacy oni są słodcy 😍,rozdział świetny
OdpowiedzUsuńŚwietny, cały czas coś się dzieje ani chwili nudy :D
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham!💙💙
OdpowiedzUsuńAGEN JUDI BOLATANGKAS ONLINE TERPERCAYA
OdpowiedzUsuńTANGKASNET dan 88TANGKAS !
Segera Bergabung Bersama Kami, Hanya di www.agentangkas.co
WA: 0812-2222-995 !
BBM : BOLAVITA
WeChat : BOLAVITA
Line : cs_bolavita
klik ==>> EREK EREK 4D